Kiedy zmarł mój dziadek mieszkający na wsi, trumna stanęła w pokoju stołowym (dawne określenie salonu na wsiach). Przez dwa dni do domu dziadków przychodzili sąsiedzi. Za dnia pili kawę, rozmawiali, pomagali przy piecu, gdzie gotowano potrawy na stypę, wspominali. Wieczorami, w pokoju zapalano gromnice. Modlono się, płakano, czuwano przy trumnie. Miałam wtedy pięć lat, pamiętam jak wraz z kuzynostwem biegaliśmy wokół stołu z trumną dziadka. Bawiliśmy się w chowanego. Śmierć była normalnym elementem cyklu wiejskiego życia. Jak pory roku wiosna, lato, jesień, zima. Człowiek się rodzi, człowiek umiera.
Byłam nastolatką, kiedy zmarł mój „miastowy” dziadek. Dziadkowie mieszkali w centralnej Polsce. W przepięknej kaplicy, na katafalku leżała trumna. Po mszy wyruszał na cmentarz orszak pogrzebowy. Szedł przez całe miasto. Orszak był zorganizowany, a ustawienie żałobników nieprzypadkowe. Za trumną szła najstarsza wnuczka, potem młodsze, babcia z najstarszym synem, potem córki, ciotki, pociotki i znajomi. Żałobnicy szli na cmentarz główną ulicą. Samochody nie jeździły. Po prawej i po lewej na chodnikach stali mieszkańcy miasta, którzy przyszli pożegnać dziadka, albo po prostu popatrzeć. Śmierć miastowa była inna, ale widoczna. Prawdziwa. Babcia po śmierci na płaszczu nosiła aksamitną naszywkę. Oznaczała ona: jestem w żałobie; może być mi źle, przykro, smutno. To była informacja dla otoczenia. Żałoba trwała umownie rok. Czas przejścia. Pogodzenia się. Zorganizowania życia na nowo.
Obecnie śmierć jest schowana bardzo głęboko. Stała się tematem tabu. Cicha, zamknięta w czterech ścianach. Nie odwiedza się rodziny po stracie. Jakoś tak nie wypada. Sprawa rodzinna. Kiedy spotykamy ludzi w żałobie – milczymy. Co tu mówić? Nikt tak naprawdę instrukcji nam nie dał. W Google szczątkowe informacje, na Instagramie cisza, na fejsie trochę więcej, można zapalić wirtualną świeczkę. Koniec. Spoczywaj w pokoju.
Covidowa żałoba była szczególnie straszna. Umarł? O! Zaszczepił się? Nie? Ma co chciał. Koniec Kropka. Ciało zamknięte w podwójnym worku, plomba, trumna zabita gwoździami. Na cmentarz szło pięć osób, potem więcej. Cztery ściany. Cisza.
Żałoba po polsku jest samotna. Nie ma ludzi wokół nas, nikt nie przychodzi na kawę, nie wspomina zmarłego, nie czuwa przy trumnie w świetle gromnic. Zostajemy sami, zamknięci w czterech ścianach. Czasami ktoś jakby ze strachem zapyta: jak się czujesz? Mijają miesiące, zaczynają padać pytania – a ty jeszcze na czarno? Przecież nie trzeba, mówili w telewizji…
Zostajemy w ciszy, pustce, często w niezałatwionych sprawach, niedopowiedzeniach. O zmarłym w Polsce mówimy tylko dobrze. A co, jeśli wcale dobrze nie było? Czy to źle tak myśleć? Chodzimy na cmentarz. Codziennie. Kwiaty więdną, trzeba posprzątać, zamówić mszę. Niby nikt nic nie pyta, ale wiemy, że inni mówią. „Nie dbają, nie chodzą, znicze stare”. Z jednej strony czujemy się samotni, a z drugiej poddawani społecznej ocenie.
Żałobę opisywano już wielokrotnie, klasyfikowano, katalogowano. Najpopularniejsza jest klasyfikacja Elisabeth Kubler-Ross, która wyodrębniła pięć etapów przeżywania żałoby: zaprzeczenie, gniew, targowanie się, depresja, akceptacja. Czy musimy przejść wszystkie etapy? Czy każdy ją przechodzi tak samo? Czy czas trwania jest taki sam? Nie.
Zastanówmy się przez chwilę co dokładnie oznaczają etapy żałoby. Zaprzeczanie: w chwili, w której dowiadujemy się o śmierci bliskiej osoby, na moment zatrzymuje się czas. Nagle dociera do nas, że coś co było głęboko powiązane ze zmarłym, na zawsze odchodzi z naszego życia. Nie wierzymy, wypieramy, jesteśmy w szoku.
Potem przychodzi złość, frustracja: był taki młody, może za mało zrobiono, może szpital nie ten, złe leki, gdyby zrobił inaczej… Jesteśmy wściekli na sprawy codzienne.
Chcemy, ale nie potrafimy zrozumieć. Za wcześnie. Śmierć przeraża, zaczynamy poniekąd targować się z Bogiem/losem. Niech mnie to ominie, niech śmierć ominie naszych bliskich. Przysięgam, będę lepszym człowiekiem…
Następnie przychodzi smutek. Głęboki, czarny, pochłaniający nas całych. Czasami ma kształt depresji. Nie chce nam się wstać, wyjść z domu, pójść do pracy. Jesteśmy bardziej drażliwi, czasami nawet mocniej niż zaraz po pogrzebie.
Na końcu jest akceptacja, pogodzenie się ze stratą.
Przez większość czasu jesteśmy sami albo z najbliższymi osobami. Komunikaty, które do nas docierają brzmią okrutnie: „czas leczy rany”, „bądź silna ze względu na dzieci”, „weź się do pracy, szybciej zapomnisz”. A żałoba to proces. Celem żałoby jest przyznanie się przed samym sobą do straty, przeżycie emocji z tym związanych po to, żeby można było w przyszłości otworzyć się na nowe emocje w życiu. Im bliższa i lepsza relacja ze zmarłym, tym trudniej. Dlatego też tak istotne jest w tym okresie wsparcie innych, polegające na rozmowie, w której dotkniemy emocji związanych ze zmarłym. Tych dobrych i tych złych.
Współczesność zabrała nam rytuał przejścia, jakim było żegnanie zmarłego w domu, wśród rodziny, sąsiadów. Nie ma już procesji blokujących przejazd wiecznie spieszących się ludzi. Jest tylko pogrzeb, modlitwa i do domu. Bardzo trafnie współczesny pochówek opisała Wiesława Szymborska w wierszu „Pogrzeb”:
“tak nagle, kto by sie tego spodziewał”
“nerwy i papierosy, ostrzegałem go”
“jako tako, dziękuje”
“rozpakuj te kwiatki”
“brat też poszedł na serce, to pewnie rodzinne”
“z tą brodą to bym pana nigdy nie poznała”
“sam sobie winien, zawsze się w coś mieszał”
“miał przemawiać ten nowy, jakoś go nie widzę”
“Kazek w Warszawie, Tadek za granicą”
“ty jedna byłaś mądra, że wzięłaś parasol”
“cóż z tego, że był najzdolniejszy z nich”
“pokój przechodni, Baśka się nie zgodzi”
“owszem, miał rację, ale to jeszcze nie powód”
“z lakierowaniem drzwiczek, zgadnij ile”
“dwa żółtka, łyżka cukru”
“nie jego sprawa, po co mu to było”
“same niebieskie i tylko małe numery”
“pięć razy, nigdy żadnej odpowiedzi”
“niech ci będzie, że mogłem, ale i ty mogłeś”
“dobrze, że chociaż ona miała tę posadkę”
“no, nie wiem, chyba krewni”
“ksiądz istny Belmondo”
“nie byłam jeszcze w tej części cmentarza”
“śnił mi się tydzień temu, coś mnie tknęło”
“niebrzydka ta córeczka”
“wszystkich nas to czeka”
“złóżcie wdowie ode mnie, muszę zdążyć na”
“a jednak po łacinie brzmiało uroczyściej”
“było, minęło”
“do widzenia pani”
“może by gdzieś na piwo”
“zadzwoń, pogadamy”
“czwórka albo dwunastka”
“ja tędy”
“my tam”
Czy tak musi być? Osoby w żałobie zgłaszające się do gabinetu psychologa są zaskoczone, że o zmarłym się rozmawia, porusza się wszystkie tematy z nim związane: o tym jak wyobrażają sobie swoich zmarłych po śmierci, o dobrych chwilach, o przyjemnościach, ważnych wydarzeniach. Poruszane są też tematy trudne, związane z przykrymi wspomnieniami, nierozwiązanymi problemami, czy też niewypowiedzianymi słowami. Pacjenci najczęściej zgłaszają się do psychologa zaraz po stracie albo kiedy już nie mogą sobie poradzić. Czy potrzebują aż tak wiele? Chcą jedynie, żeby ich nikt nie uciszał, żeby pozwolił powiedzieć, co czują i przede wszystkim, dlaczego tak czują.
Ciekawą rzecz zaproponował Michael Hebb, autor książki „Porozmawiajmy o śmierci przy kolacji”. Zapoczątkował inicjatywę, gdzie obcy sobie ludzie spotykają się na kolacji. Najpierw przygotowują posiłek, gotują, nakrywają do stołu, serwują. Kolacja zaczyna się toastem za osoby, które odeszły. Rozmowy zaczynają się całkiem naturalnie. Mówimy o tym, za co ceniliśmy tych, których już nie ma. Co takiego było w nich niesamowitego, o czym moglibyśmy powiedzieć innym. Czasami kolacje trwają do rana. Wydawać by się mogło, że jedyne co można na takich spotkaniach robić, to płakać, a jednak dzieje się inaczej. Po spotkaniach ludzie czują niesamowitą ulgę. Jak pisze autor we wstępie książki „W nocy ciężko jest usnąć od nadmiaru emocji. Ranek przynosi coś w rodzaju zadziwionego oczyszczenia (…) jest w tym ulga (…) zostajemy z tym na dobre i na złe”.
Ciekawą propozycją są też grupy wsparcia dla osób w żałobie. Celem ich jest poznanie, zrozumienie i akceptacja emocji, ażeby na końcu dojść do punktu, w którym możemy zaakceptować fakt, że bliskiego już fizycznie z nami nie ma, ale na zawsze jest z nami w naszym sercu.
Autorka, Sylwia Hille-Jarząbek, jest psychologiem, certyfikowanym konsultantem terapii skoncentrowanej na rozwiązanych oraz terapeutą w procesie certyfikacji. W swojej pracy łączy pasję, jaką jest psychologia, z wieloletnim doświadczeniem pracy z ludźmi w organizacji. Prowadzi w Koszalinie gabinet terapeutyczny.
Kontakt pod nr telefonu 798 666 497 lub e-mail: sylwia.hillejarzabek@gmail.com