6 P8052927 Ludzie

Najważniejsze jest towarzystwo

Fot. Nikola Moskal

W szachy grają miliony ludzi, myślę, że setki tysięcy klasyfikowanych. Po ostatnich sukcesach od sierpnia będę wyżej, w Polsce wskoczę do pięćsetki. Ale nie nakręcam się pozycją, większą przyjemność mi sprawia, że nie leją mnie i że jestem w dobrej rodzinie. Jak w życiu – od miejsca w hierarchii ważniejsze jest towarzystwo”. Rozmawiamy z koszalińskim szachistą Ryszardem Sokołowskim, który ostatnio w królewskiej grze odnosi sukces za sukcesem.

svg%3E Ludzie

Zmuszano Pana do szachów jak inne dzieci do skrzypiec?

– Nie. Uwielbiałem grać w karty. Gdy miałem 13 lat, kuzynka uznała, że mam smykałkę i nauczyła mnie brydża, wtedy porzuciłem wszystkie inne gry. W szachy nauczyłem się grać przy okazji, bo tato grywał z kolegami.

Pamięta Pan pierwsze ogranie ojca?

– Nie bardzo. Częściej grałem z jego kolegą i pamiętam, że gdy wreszcie udało mi się zremisować, stwierdził: „może kiedyś nawet mnie pokonasz”; stało się to prędzej, niż myśleliśmy.

Koledzy z klasy namówili mnie na udział w ogólnoszkolnym turnieju, więc kupiłem „ABC szachisty”, ale zdążyłem doczytać tylko debiuty i w rezultacie osiągałem przewagi, trwoniąc je. Zająłem szóste miejsce i się zniechęciłem.

– Też przejrzałem „ABC”! Mam 300 książek. Dzięki nim opanowałem rosyjski. Nawiasem mówiąc, genialny Amerykanin Fischer też. Pana dotknęło to, co wielu juniorów: umieją debiuty, a nie strategię gry środkowej, grają bez planu, szybciej ode mnie, ręka chodzi bez wątpliwości. Podopieczni, których szkolę, żądają: niech pan mnie nauczy nowego debiutu. A potem tracą efekt. Brakuje im cierpliwości do analiz partii, wariantów. Wolą następne gry. Tymczasem talent to nie wszystko. Nauka na błędach i poznawanie technik bywają nudne, ale szachy to wiedza.

Wolno się odzywać w czasie partii?

– Proponuję remis – w zasadzie tylko tak.

A specjalne chrząkanie, udawany kaszel, bujanie się na krześle?

– Uporczywe pstrykanie długopisem, gdy nad ruchem zastanawia się przeciwnik. Na mistrzostwach Polski zdarzył mi się perfidny rywal, który w niezwykle ważnej partii na dwie minuty przed końcem (miałem niedobory w czasie) kilka razy prosił mnie o zapis, bo rzekomo sam przeoczył. To rozpraszało. Sędzia zatrzymał zegar, ukarał gracza i doliczył czas. Przeraża mnie, że niektórzy juniorzy też świadomie przeszkadzają; trenerzy, a czasem rodzice, uczą ich wygrywania za wszelką cenę.

Jakieś oszustwa?

– Pamiętam dziewczynę zdyskwalifikowaną za korzystanie ze smartfonu w toalecie. Swój oddała, a w WC był drugi. Jednak dużo gorzej jest w grze internetowej. Są tysiące wykluczeń dzięki wychwyceniom wspomagania przez czujne systemy. A wszystko przez chęć zyskania paru punktów i awansu o oczko w rankingach. Ale kary są coraz bardziej dotkliwe, łącznie z dożywotnią dyskwalifikacją. Inaczej się tego nie uleczy.

Z oddawaniem smartfonów to prawie jak na maturze.

– Na poważnych zawodach nie wolno mieć nawet zegarka, bo może być w nim urządzenie. Ostatnio organizatorzy jako wyłączne do zapisu dają swoje długopisy.

Jak się mają szachy do inteligencji? Znam np. polityków dobrze grających, ale z wybitną lekkością wywodu szału nie ma.

– Dobrze gra na przykład poseł Cymański.

Właśnie.

– Pewną inteligencję trzeba posiadać, żeby grać w szachy. Ale nawet wśród wybitnych graczy są tacy z klapkami, nieumiejący się oderwać od szachów, za to potrafiący się zgubić. Arcymistrz Wojtaszek opowiadał mi, jak kiedyś na lotnisku w Moskwie w grupie szachistów ze wschodu próbował nawiązać rozmowę, ale okazali się zupełnie niekomunikatywni.

Jak wytłumaczyć sens gry w szachy z samym sobą? Widziałem w kilku scenach filmowych.

– To absurdalne. Co innego odtwarzanie partii i zastanawianie się, oczywiście w jednym kolorze, jak bym zagrał.

Reykjavik 1972 i nasz obóz harcerski pod Lubaszkami na Kaszubach, gdzie w środku lasu chłonęliśmy przez bateryjkowe radio strzępy komunikatów z Islandii z taką emocją, jak trzy lata wcześniej lądowanie na Księżycu. Tak pamiętam mecz Fischer-Spasski. Amerykanin przegrał partie pierwszą i drugą – tę walkowerem, bo przeszkadzały mu kamery. Byliśmy tak bardzo za nim, że te przegrane uznaliśmy za celowe zagrywki pewnego siebie Fischera dla wyprowadzenia Rosjanina z równowagi. Było coś na rzeczy?

– Prawdy nie poznamy, ale spekulacje były. To był mecz stulecia. Amerykanin przełamał długą radziecką hegemonię, tak absolutną, że dla Rosjan stosowano startowe limity, żeby nie dominowali każdego turnieju. Inna sprawa, że arcymistrz Korcznoj, który uciekł z ZSRR, ujawnił, jakie sztuczki stosowali Rosjanie, np. umieszczając w pierwszych rzędach hipnotyzerów albo podpowiadając swojemu graczowi poprzez system przemieszczania się ich publiczności.

svg%3E Ludzie

Pojechałem kiedyś do Rowów zrobić relację z dużego turnieju. Przybyłem tuż po finale. Jednak Janusz Korwin-Mikke, o którego chodziło mi specjalnie, do zdjęcia dokładnie odtworzył ustawienie końcowe najlepszej partii.

– To nic szczególnego, pamięć dzięki wyobraźni przestrzennej. Każde ustawienie szachista bez dotyku zmienia po wielokroć, zanim zagra, więc pamięta układ. Po partiach przyspieszonych, gdy nie prowadzi się zapisu, dopiero w domu z pamięci wprowadzam ruchy do komputera. Analizuję te partie i warianty, bo za kilka miesięcy zagram z tym samym zawodnikiem, lepiej.

Męczą pana latami koszmary po nieudanych zagraniach?

– Aż tak nie. W młodości przeżywałem porażki, zwłaszcza gdy mogłem wygrać. Pewnej nocy przyśniło mi się rozwiązanie. Rano sprawdziłem, wygrana była pewna.

Kolega dziennikarz i szachista Grzegorz Hilarecki zagrał ze mną na ekranie tak, że tylko ja go widziałem. Podałem niedozwoloną notację, co od razu wykrył, więc poddałem partię, bo dalszy eksperyment nie miał sensu.

– To dobry gracz, ale niewidzenie szachownicy nie jest niczym specjalnym podobnie jak pamiętanie partii. Szachista widzi przestrzennie, jak w geometrii wykreślnej. Pewnego dnia tato zagrał ze mną w ciemno, z tym że to ja nie widziałem szachownicy. Gdy w pewnej chwili ostrzegłem go, że naraża hetmana, przerwał i odtąd nie graliśmy. Może był to dla niego szok, że nie widząc, widziałem więcej. Ale myślę, że był ze mnie dumny.

Polski kowal z Dublina zdradził mi w wywiadzie, że wykuł szachy ze stolikiem, które sprzedał za 35.000 euro. Pięć lat zdobiły cech rzemieślniczy, zanim sprzedano je do Dubaju. Przebija Pan?

– Mam od ojca chrzestnego komplet z kości słoniowej, ale nie używam. Kiedyś sporo grałem w Poczdamie, dokąd nas zapraszano. Tam gońce wyglądały jak piony, miały główki w tym samym kolorze, co reszta figury, to mylące. Podobnie z szachami pięknymi – rozpraszają. Wolę standard, który nie odciąga uwagi. Jednak przebijam te od kowala. Nie słoniowymi, lecz z chleba, zapewne jakoś spreparowanego: widziałem taki komplet zrobiony w więzieniu. Duże wrażenie emocjonalne, wyobrażenie, że jacyś ludzie w opresji nie tylko stworzyli coś ładnego, ale zechcieli sprawdzać się intelektualnie.

Dlaczego mistrzami świata są tylko mężczyźni?

– Nie porwę się na ocenę, bo każda źle wypadnie. Najbliżej była Węgierka JuditPolgár. Ja bym jej nie sprostał. Ale żadna kobieta nie zdołała dotrzeć nawet do pojedynku o tytuł mistrza świata. Co więcej, oprócz mistrzostw dostępnych dla obu płci są żeńskie, w których nie mogą grać mężczyźni. Poza tym u kobiet najwyższą jest norma i tytuł arcymistrza męskiego, czego nie ma u mężczyzn.

Jak szachy wpływają na zdrowie, wliczając kręgosłup, oczy i niedotlenienie? Mam na myśli nie tyle turnieje, ile wielogodzinne ślęczenie analityczne przy komputerze, również dzieci i młodzieży.

– Szachiści zawsze byli kojarzeni ze słabowitymi, a młodzi z niepotrafiącymi grać w piłkę. Ale zaczęli rozumieć dbałość o formę fizyczną, co także przydaje się w grze. Sam od pięciu lat chodzę na kung-fu i tai chi.

Rano wygrałem symultanę, na czterech stanowiskach.

– No!

svg%3E Ludzie

Udka, zasmażana marchewka, ziemniaczki, a na czwartym palniku zalewa do śledzi na jutro. Przebija Pan szachowo?

– Pamiętam symultanę z początku studiów na dzisiejszej Politechnice Koszalińskiej. Już byłem niezły, przy akademikach ustawiono 10 czy 12 stolików, ale ograłem znacznie więcej osób, bo po tych, którzy szybko odpadali, dosiadali się następni. Niektórzy na wesoło próbowali oszukać – nagle nie było jakiejś figury. Nic z tego, wygrałem z każdym. Przeżyli szok, a ja zostałem gwiazdą, także w oczach dziewczyn.

Małżonka odrywa Pana od szachów.

– Odrywa, stąd moje ostatnie sukcesy. Dawniej wysiadałem przed finiszem – długo przygotowywałem się do partii, wstając już o szóstej, a po pięciogodzinnych grach znów zasiadałem do przemyśleń. Efekt: brak kondycji psychofizycznej i lapsusy, już tylko napięcie mnie trzymało. W domu przez dwie doby odsypiałem wycieńczenie. Aż raz zabrałem żonę. Nie pozwalała mi wciąż ślęczeć, zabierała na wycieczki [jest po turystyce – dop. aut.]. I tak już zostało: Ela jeździ ze mną i zabiera na szlaki – jeśli turniej w Szklarskiej Porębie, to wejście na Szrenicę. Efekt znakomity. Ale w sali gier jej nie ma, za duża presja by była.

Jakiego rodzaju satysfakcję dają Panu 19.284 miejsce w światowym rankingu FIDE, 15.674 w Europie i 528 w Polsce?

– W szachy grają miliony ludzi, myślę, że setki tysięcy klasyfikowanych. Po ostatnich sukcesach od sierpnia będę wyżej, w Polsce wskoczę do pięćsetki. Ale nie nakręcam się pozycją, większą przyjemność mi sprawia, że nie leją mnie i że jestem w dobrej rodzinie. Jak w życiu – od miejsca w hierarchii ważniejsze jest towarzystwo.


Ryszard Sokołowski (lat 66)

  • Szachowy wicemistrz Polski 55+ (2021), wicemistrz Polski 65+ (2022), piąty na Indywidualnych Mistrzostwach Europy 65+ (2022), wicemistrz Grupy Wyszehradzkiej 65+ (2022). Klub: Hetman Koszalin.
  • Elektronik, biznesmen. Na emeryturze, ale współprowadzi z żoną Elżbietą jej sklep Ella z renomowanym obuwiem damskim przy ul. Zwycięstwa w Koszalinie, opiekując się finansami i administracją.
  • W wolnych chwilach uprawia kung-fu i tai chi (małżonka ćwiczy tai chi dłużej).

Ranking Sokołowskiego

  • Garri Kasparow. Wszechstronne przygotowanie, włącznie z psychologicznym, dostosowanym do przeciwnika; nieprawdopodobny talent, wielka pracowitość.
  • Anatolij Karpow. Też nowa era. Ogromna precyzja końcówek, którą wręcz zamęczał rywali, przedtem upraszczał grę, wymieniając sporo figur i utrudniając finezyjne ataki, nie pozwalał na fajerwerki.
  • Aleksander Aliechin. Po II wojnie niebrany pod uwagę za kolaborację (udział w turniejach w okupowanych krajach i Niemczech); zaczął rozpracowywać debiuty, uporządkowanie partii, wywarł na mnie największy wpływ poprzez książkę, z której bardzo dużo się nauczyłem.
  • Bobby Fischer. Potrafiący zaskoczyć wariantami, w tym Rosjan rosyjskimi, np. zaczynając pionem od gońca, umiał walczyć ze szturmem białych; talent czystej wody i pracowity.
  • Michaił Botwinnik. Studiowałem go bardzo, bo pasował do mojego repertuaru debiutowego, zaczynał od hetmańskiego piona; genialny strateg debiutu i przejścia do gry środkowej.
  • Michaił Tal. Fascynowałem się nim. Nieprawdopodobny talent kombinacyjny, bardzo mi bliski; chłonąłem jego partie i historyjki o nim. Raz wystarczało mu do zwycięstwa 0,5 punktu, mógł grać na remis, a on oddał hetmana za gońca dla inicjatywy i rozwinięcia ataku.
  • Magnus Carlsen, obecny mistrz świata, nieprzerwanie od 2013 roku. Potrafi skutecznie zacząć w każdy możliwy sposób, nie można się na niego przygotować. Nikt przed nim tak nie zaskakiwał.

Spektakularne oszustwa szachowe

  • Mechaniczny Turek z 1769 r. Jako android grał nawet z Franklinem i Napoleonem, zanim się okazało, że to mistyfikacja: wewnątrz maszynerii był człowiek ukryty za zmyślnym systemem zasuw, ze zdublowaną szachownicą i precyzyjnym systemem guzików do uruchamiania figur na górze.
  • I odcinek cyklu TVP „Parada oszustów”: „Mistrz zawsze traci”. Francuski aptekarz gra korespondencyjnie z dwoma najlepszymi arcymistrzami świata, jedynie przekazując im jako pośrednik ich wzajemne zagrania jako własne, na czym zawsze zyskuje finansowo.
  • Sześć lat dyskwalifikacji za smartfon. Łotysza Rausisa reprezentującego Czechy kilka lat obserwowano pod kątem ostrej wspinaczki w rankingu i wizyt w toalecie w trakcie partii, aż wyśledzono, że w ten sposób korzystał ze smartfonu z oprogramowaniem szachowym. Nie zagra do 2025 r.