quentin Kultura

Najpierw odpowiedzi, potem pytania

svg%3E Kultura

Tarantino jest jedną z najbardziej fascynujących postaci świata filmowego. Jako człowiek i twórca, czego zresztą nie da się rozdzielić. Sam podkreśla, że jego dzieła są bardzo osobiste, choć stara się to przed widzami ukryć. Trudno zdefiniować, na czym polega niepowtarzalny styl, a może nawet gatunek, który stworzył, bo o ile czujemy, że coś jest tarantinowskie i jest to czytelna wskazówka, niekoniecznie potrafimy precyzyjnie powiedzieć, co właściwie oznacza.

Autor książki „Tarantino. Nieprzewidywalny geniusz”, Tom Shone, próbuje tę zagadkę i złożoność osobowości twórcy rozwikłać za pomocą wypowiedzi aktorów, reżyserów i innych artystów, którzy pracowali z mistrzem, ale choć ubierają swoje obserwacje w błyskotliwe i efektowne refleksje, reżyser nadal pozostaje po lekturze enigmą. Człowiekiem osobliwej inteligencji, podążającym unikalną artystyczną ścieżką, według własnych drogowskazów i pełnym sprzeczności osobowościowo-artystycznych, które czynią go prawdziwym fenomenem. „Najpierw odpowiedzi, potem pytania” – mówi. Nic dodać, nic ująć.

Tom Shone jest amerykańskim krytykiem filmowym, związanym z takim tytułami jak „Sunday Times”, „The New Yorker”, „New York Times”. Nie ma co jednak szukać w książce choćby lekko krytycznego tonu, chyba że dotyczy on przytaczanych niepochlebnych recenzji kolegów dziennikarzy, którzy nie poznali się na reżyserze i jego wybitności, a tej autor nawet na chwilę nie poddaje w wątpliwość. Ewidentnie jest fanem, a raczej wyznawcą Tarantino i jego filmów, co dla biografii jest szkodliwe.

Ale to w ogóle nie jest biografia. Raczej przegląd filmografii od czasów „Wściekłych psów” z 1992 roku po „Pewnego razu w Hollywood” z 2019 roku (każdy film to osobny rozdział) wraz z projektami, w których brał udział, poprzedzonej tekstem przybliżającym dorastanie Tarantino do zawodu reżysera, i zakończonej krótkim rozdziałem o tym, czy po wielokrotnych deklaracjach twórcy, że na dziesiątym filmie skończy działalność, nastąpi jednak ciąg dalszy. Stąd lepiej do całości pasowałby oryginalny tytuł, czyli „Tarantino. Retrospektywa” i nie wiem skąd pomysł, by go romantyzować.

Część filmowa, pełna anegdot z planu, castingów (także nieoficjalnych), ciekawostek z przygotowań do realizacji kolejnych dzieł i ich dziejów pełnych nieoczekiwanych zwrotów akcji, obrazuje podejście Tarantino do pracy, tworzenia scenariuszy i reżyserowania. Shone kreśli w „retrospektywie” obraz wizjonera, wbrew pozorom metodycznego, czerpiącego ze swojej gargantuicznej wiedzy o filmie i kompletnej obsesji na punkcie kinematografii jako sztuki, z jej materialnymi rekwizytami.

Wszystkie filmy Tarantino można czytać w sensie fabularnym, ale także na poziomie meta, jako filmy o kinie. Centrum tego uniwersum jest natomiast aktor, ważny do tego stopnia, że w kilku przypadkach los produkcji wisiał na włosku, bo Quentin nie był w stanie znaleźć aktora zdolnego stopić się z postacią ze scenariusza w idealny sposób.

Tak było na przykład w przypadku Christophera Waltza, odtwórcy roli Hansa Landy w „Bękartach wojny”. W przedbiegach do roli odpadł sam Leonardo di Caprio i wiele innych uznanych hollywoodzkich nazwisk, by rzutem na taśmę objawił się reżyserowi niemiecki aktor, bez którego trudno sobie ten film wyobrazić, i który bez niego rzeczywiście nie powstałby. Instynkt Tarantino nigdy go nie zawodzi – jego filmy są bez wyjątku genialnie obsadzone. Wielu mniej znanych aktorów zaistniało w kinematografii właśnie dzięki niemu, w wielu odkrył nieznany wcześniej potencjał, wielu dla kina reżyser odzyskał. Przynajmniej na chwilę. I co najważniejsze – reżyser swoich aktorów naprawdę kocha.

Niestety, zdarzają się w tekście koszmarne bzdury, zadziwiające, biorąc pod uwagę fakt, że napisał ją zagorzały fan. Kiedy czytam o – kluczowej (?) – scenie przesłuchania bohaterki wspomnianych „Bękartów wojny” przez Hansa Landę w knajpie, gdzie rzekomo jest ona kelnerką podającą mu strudel, wychodzi na to, że Tom Shone nie oglądał filmu albo tłumaczka pogubiła się w jego wywodzie. Bohaterka, Shoshanna, jest właścicielką kina, w którym doprowadzi do – genialnego nota bene – finału opowieści i każdy, kto film widział, wie, jaką błąd autora ma w tym kontekście wagę.

Nie spoileruję, w przeciwieństwie do autora z upodobaniem zdradzającego kluczowe wątki scenariuszy, najwidoczniej przekonanego, że na świecie nie ma osób, które filmów Tarantino nie oglądały i na przykład sięgnęły po książkę, by nabrać na to ochoty. Koresponduje to z nieznośnym wręcz brakiem dystansu i zwykłej dziennikarskiej rzetelności, jaka przy całej sympatii do wspaniałego i oryginalnego reżysera, kazałaby zdjąć go z piedestału i wspomnieć o kilku przynajmniej kontrowersjach, jakie wiążą się z tą postacią. Choćby o jego relacjach z Harveyem Weinsteinem, o którym po prostu nie wypada już pisać w superlatywach ani nawet neutralnie, czy niespecjalnie miłych wspomnieniach z planu niektórych aktorek. Ale wiadomo: geniusz. Kropka.

Dla fanów reżysera polskie wydanie książki Toma Shona to fajny prezent z okazji dwudziestolecia pracy twórczej – w 2022 roku minęło dwadzieścia lat od jego debiutu. Pomijając chaotyczną narrację i nieco kanciasty język czyta się tę książkę przyjemnie, a jeszcze lepiej się ją ogląda. Podobno (nie liczyłam) znalazło się tu 250 fotografii, w tym fotosy w planów filmowych, mniej lub bardziej prywatne zdjęcia reżysera i jego aktorów, grafiki, cytaty itp., a wszystko w formie ekscentrycznego, świetnie wydanego, quazi albumu. Na biografię Tarantino z prawdziwego zdarzenia trzeba jednak poczekać.

Tom Shone, „Tarantino. Nieprzewidywalny geniusz” („Tarantino. A Retrospective”), Znak Koncept, Kraków 2022