1 Ludzie

Kuracjusze, letnicy i wczasowicze, czyli jak niegdyś wypoczywano na koszalińskim wybrzeżu

W 2021 roku na mieleńskim deptaku przy ul. Kościuszki stanęła plenerowa wystawa starych zdjęć i widokówek przedstawiających wygląd nadmorskich miejscowości gminy Mielno z pierwszej połowy XX w. Tego lata wystawa została wzbogacona o fotografie, pocztówki i wycinki prasowe dokumentujące życie Mielna w czasach PRL.

Kąpielisko

Do połowy XIX wieku Mielno noszące wówczas nazwę Großmöllen, Unieście (Nest), Sarbinowo (Sorenbohm), Chłopy (Bauernhufen), Gąski (Funkenhagen) i Łazy (Laase) były niewielkimi nadmorskimi wsiami, których mieszkańcy zajmowali się przede wszystkim rybołóstwem. Zaczęło się to zmieniać po wybudowaniu w latach 1849-1856 bitej drogi z Koszalina do Mielna, gdy w słoneczne niedziele na plażach pojawili się przybywający konnymi omnibusami koszalinianie, a wśród rybackich chałup i stodół wyrosły eleganckie hotele i wille należące do najbogatszych mieszkańców Koszalina i okolic.

W 1859 r. po oddaniu do użytku linii kolejowej łączącej Koszalin ze Stargardem i dalej z Berlinem, do Mielna zaczęli przyjeżdżać mieszkańcy stolicy Prus. W 1897 roku stanowili dwie trzecie spośród przybyłych 500 letników. 10 lat później, po wybudowaniu połączenia kolejowego między Koszalinem i Mielnem, ich liczba się podwoiła.

Koszalińskie wydawnictwo Rosenberga wydawało dla nich kolportowany od Sarbinowa po Łazy tygodnik „Bade Anzeiger”. Oprócz przydatnych informacji i reklam publikowano w nim również spisy kuracjuszy wraz z podawaniem ich profesji, miast, z których przybywali i kwater, w których mieszkali. Dzięki temu wiemy dziś, że byli to głównie stanowiący ówczesną klasę średnią urzędnicy i kupcy z rodzinami.

Wśród nazwisk wymienionych w lipcu 1905 r. znalazł się m.in. śpiewak operowy i pionier kinematografii niemieckiej Franz Porten, którego starsza córka Rose, znana później jako scenarzystka i reżyserka filmowa mieszkała na stałe w Chłopach, a młodsza, Henny Porten, gwiazda filmu niemego często tam bywała.

W jednej z relacji opublikowanej 100 lat temu w gazecie „Schlawer Zeitung” autorka pisała: „Kiedy ktoś przybywa z dużego miasta i słyszy „Großmöllen” mimowolnie wyobraża sobie coś dużego (groß). Początkowo jest więc zaskoczony niewielkimi rozmiarami tego miejsca, ale zdziwienie mija po usłyszeniu, że niedaleko jest jeszcze „Kleinmöllen” (obecnie Mielenko). Niepozorność Großmöllen jest jego atutem. Mieszkańcy dużych miast pełnych stresującego pośpiechu nie powinni jeździć do modnych kąpielisk z harmiderem i zgiełkiem. Właściwym miejscem jest dla nich niewielkie Großmöllen. Tu nie natkną się na promenadowe koncerty hałaśliwej muzyki jazzbandowej, damulki pachnące paczulą, maklerów giełdowych i obcokrajowców. Dlatego panuje tu cisza i spokój. Okoliczne pachnące łąki, pobliski las i tuż za nim szumiące morze dają wyczerpanym i znerwicowanym ludziom wytchnienie, pozwalają ukoić nerwy i nabrać energii do pracy po powrocie do domu.”

Przewodniki turystyczne zachęcały do kuracji zdrowotnych, którymi były zimne kąpiele w morzu, ciepłe kąpiele w nowo wybudowanej (1908) komfortowej mieleńskiej łaźni, kąpiele słoneczne, kuracje powietrzne polegające na oddychaniu czystym morskim powietrzem z dużą ilością jodu oraz… picie mleka (Milchkur).

Mimo panującego wokół spokoju przybyli goście nie mieli powodu do narzekania na nudę. W największym mieleńskim hotelu Böttchera odbywały się regularne koncerty zespołu koszalińskich muzyków, organizowano również potańcówki, zabawy dla dzieci, wycieczki do pobliskich miejscowości i korso (parady ukwieconych łodzi) po jeziorze Jamno. W 1914 r. pojawiły się na nim dwa statki motorowe, „Prinz Eitel Friedrich” i „Köslin”, które mogły przewieźć łącznie 120 osób liczącą 25 km trasą wokół jeziora.

Sezon trwał od 1 czerwca do końca września. Liczba letników sukcesywnie rosła: w 1924 roku Mielno odwiedziło 1037 gości, Unieście 1000, Sarbinowo 930. W słoneczne letnie dni wolne na plaży pojawiały się dodatkowe tłumy koszalinian: w pewną lipcową niedzielę 1908 r. kolej przewiozła aż 2500 osób. Po uruchomieniu linii tramwajowej z Koszalina do Unieścia liczba przewożonych osób wzrosła w 1929 roku do 11000 osób dziennie.

Kasza z kartoflami

Niemiecka historia nadmorskiej Groß Möllen i sąsiednich wsi zakończyła się na początku marca 1945 r. po ich zajęciu przez Armię Czerwoną i w wyniku ustaleń zwycięskich mocarstw przyłączeniu do Polski jako tereny nazwane Ziemiami Odzyskanymi.

W pierwszych powojennych miesiącach miejscowości te były wyludnione w wyniku wcześniej zarządzonej ewakuacji oraz ucieczki ludności niemieckiej. Stopniowo przybywający polscy osadnicy zajmowali chaty dawnych rybaków. Hotele i eleganckie wille zostały przejęte przez państwo, które oddało je w zarząd Funduszowi Wczasów Pracowniczych (FWP), powołanemu w 1949 r. do organizacji wypoczynku w myśl hasła „Wczasy zdobyczą klasy robotniczej”.

Pierwsi wczasowicze pojawili się w Mielnie w 1946 r. i szybko okazało się, że dla mieszkańców byli irytującymi intruzami, którzy ogołacają lokalne sklepiki z deficytowych towarów żywnościowych i przemysłowych. Z tego powodu nazywano ich pogardliwie „turystyczną stonką”. Dla państwowych zarządców nadmorskich pensjonatów stanowili źródło permanentnych kłopotów: albo narzekali na pogodę, albo na za ciasny pokój bez widoku na morze i marne wyżywienie. Z tym ostatnim rzeczywiście było trudno: wczasowicze zakwaterowani w dawnym hotelu Böttchera, który jako dom wczasowy nosił teraz nazwę Wczasowa Dola, latem 1959 r. już po paru dniach pobytu nazwali go „wczasową niedolą”. Głównym powodem narzekań były obiady składające się z kaszy lub ryżu z kartoflami, słona kawa, niesmaczna herbata podawana w brudnych wazach do zup i nieuprzejmy personel kłócący się między sobą, kto kogo ma obsłużyć. Podanie dorsza z surówką uznano za wielkie święto.

Ryby z barakowozu

Nadmorski handel i usługi był w latach 50. i 60. ubiegłego wieku, jak cała socjalistyczna gospodarka, uspołeczniony i siermiężny i tak jak ona nie dawał sobie rady z popytem. „W kiosku GS brak trwałych wędlin, nie ma sera – pisał w reportażu z Mielna pt. „Pełnia sezonu i kłopotów” dziennikarz „Głosu Koszalińskiego” dziwiąc się tłumaczeniom sprzedawczyni, że nabiał musi ona zamawiać cztery dni naprzód. W kiosku z akcesoriami plażowymi brakowało żyletek, filmów fotograficznych „i innych bardzo potrzebnych artykułów”. Cieszył jedynie dobrze zaopatrzony barakowóz (!) Centrali Rybnej.

W Sarbinowie w latach 60. istniały dwa punkty sprzedaży: kiosk Ruchu („w środku tandeta i brzydota”) i mały sklepik, który całorocznie obsługiwał mieszkańców wsi. Aby zjeść obiad, w kolejce do jedynej tam restauracji, trzeba było czekać godzinę i dłużej. W domach Funduszu Wczasów Pracowniczych nadal bywało ciężko. „Widziałem, jak „gimnastykowała” się kierowniczka „Odry”, aby na dzień następny zdobyć choćby sałatę do obiadu” – pisał dziennikarz. Dopiero w latach 70. i 80. zaczęły pojawiać się prywatne punkty gastronomiczne, w których głodni turyści mogli kupić lody, gofry, frytki, pieczone kurczaki, smażone ryby i podpatrzoną w Krakowie nowość w regionie: zapiekanki z pieczarkami, cebulą i serem.

W koszach i grajdołach

Wstęp na strzeżone plaże w Mielnie, Sarbinowie i pozostałych miejscowościach nadmorskich był płatny w punkcie sprzedaży biletów mieszczącym się przy wejściu. W 1956 roku opłata taka wynosiła 2 zł (gazeta „Głos Koszaliński” kosztowała wówczas 20 gr.). Na miejscu można było wypożyczyć wiklinowe kosze plażowe, a także sprzęt wodny: kajaki i „pedeluksy”, czyli rowery wodne, które jednak czasem znajdowały się za wydmami. „Komu zechce się dźwigać ten sprzęt nad wodę? Nie widzieliśmy też na morzu ani kajakarzy ani kolarzy wodnych. Za to ześlizgi nad brzegiem pełne były dzieci” – notował dziennikarz.

Parawany były wówczas rzadkością, wczasowicze sypali tzw. grajdoły. Po plaży wędrowali sprzedawcy lodów i ogórków małosolnych reklamując je głośno wierszykami w rodzaju „Ogóreczki małosolne, w wyglądzie frywolne!”. Atrakcją jeziora Jamno były przejażdżki ratowniczą łodzią Syrenka i przerobioną szalupą o nazwie Słoń.

W deszczowe dni wczasowicze mogli korzystać z oferty kulturalnej przygotowanej przez tzw. kaowców, czyli instruktorów kulturalno-oświatowych. W latach 50. były to zabawy „zgaduj-zgadula”, turnieje ping-ponga (tenisa stołowego) oraz rozgrywki szachowe i brydżowe. Domy wczasowe wyposażone też były w biblioteki radia, adaptery, a nawet pianina.

Zanim do Mielna dotarł sygnał telewizyjny, a w świetlicach domów wczasowych pojawiły się telewizory do wspólnego oglądania programów, atrakcją dla wczasowiczów był przyjazd kina objazdowego. Dotyczyło to jednak tylko gości domów wczasowych, mieszkańcy kwater prywatnych nie mieli tej możliwości. W późniejszych latach w Mielnie działały nawet dwa kina: Fala, mieszczące się w domu wczasowym Jantar oraz Hawana. W 1968 roku uruchomiono dodatkowo letnie kino Muszelka w Unieściu.

Szefem kultury w dyrekcji FWP zajmującym się organizacją imprez mających umilać czas wolny wczasowiczom w Mielnie był w latach 50. i 60. Władysław Turowski, autor m. in. hymnu Koszalina oraz licznych piosenek o ziemi koszalińskiej. Dzięki niemu w mieleńskim Klubie Prasy i Książki. (wcześniej kawiarnia „Morskie Oko”, obecnie kawiarnia Floryn) podczas „czwartków koszalińskich” organizowano serię spotkań z koszalińskimi literatami, a prelegenci zapoznawali wczasowiczów z problematyką woj. koszalińskiego. W ośrodkach FWP wczasowicze mogli też zobaczyć występy koszalińskich aktorów, mieleńskiego zespołu „Ławica” z programem „Tysiącletnim szlakiem piosenki żołnierskiej”, kabaretów studenckich z Poznania i ze Śląska, zespołów artystów scen warszawskich i wrocławskich, a nawet operetki poznańskiej i gliwickiej.

Rok 1989 był końcem PRL i dotychczasowej formy wypoczynku. Dawne domy wczasowe FWP stopniowo prywatyzowano, a swoboda działalności gospodarczej pozwoliła na pełen rozwój nadmorskiego handlu, gastronomii i rozrywek. Ciche 100 lat wcześniej nadmorskie wsie zmieniły się w głośne i może nawet zbyt hałaśliwe turystyczne miejscowości tętniące życiem do późnych godzin nocnych.