Sto dziesięć lat temu w Koszalinie przyszła na świat dziewczynka, o której narodzinach napisały nie tylko lokalne gazety, ale również „Tageblatt für Vorpommern” ukazujący się w odległym o ponad 300 kilometrów Greifswaldzie. Jej rodzice pochodzili z Afryki i właśnie zamieszkali w „murzyńskiej wiosce” (Negerdorf) położonej u stóp góry Chełmskiej.
Dziewczynka urodziła się 24 maja 1912 roku. Dostała na imię Gila, które składało się z pierwszych liter oficjalnej nazwy koszalińskiej wystawy rzemiosła, przemysłu i handlu (Gewerbe Industrie Landwirtschaft Ausstellung), którą otwarto dwa dni wcześniej. Jej matka Aram Fey i ojciec Bay Fey byli muzułmanami i wchodzili w skład kilkunastoosobowej grupy Afrykanów mieszkającej na terenie wystawowym. Nie byli jednak robotnikami, lecz artystami, zatrudnionymi przy ekspozycji kolonialnej stanowiącej w owym czasie częsty element propagandy popularyzującej niemieckie terytoria zamorskie.
Kolonie
Zjednoczone w 1870 roku Niemcy pojawiły się jako europejskie mocarstwo w czasie, gdy sąsiednie kraje od dawna podzieliły kontynenty między siebie. Hiszpania i Portugalia zdobyły i utraciły fortunę dzięki kolonizacji Ameryki i Azji, Wielka Brytania, Francja, Holandia i Belgia nadal czerpały ze swoich kolonii olbrzymie zyski. Aspirujący do rangi światowego mocarstwa Niemcy usiłowali również wykroić dla siebie część kolonialnego tortu i w największym stopniu udało im się w Afryce, ustanawiając tam Niemiecką Afrykę Południowo-Zachodnią, Niemiecką Afrykę Wschodnią, Togoland i Kamerun, stając się czwartą potęgą kolonialną świata. Jedną z form propagowania pożytków wynikających z posiadania kolonii stanowiących o potędze państwa były „pokazy etnograficzne”, dziś zwane ludzkim zoo.
Eksponaty etnograficzne
Wystawy na których pokazywano egzotycznych dla Europejczyków ludzi innych ras nie były pomysłem niemieckim. Już w latach 40. XIX wieku Europę przemierzył amerykański malarz George Catlin z grupą Indian, prezentując swoje obrazy przedstawiające nieznane wciąż zachodnie terytoria Stanów Zjednoczonych i ich rdzennych mieszkańców. W kolejnych latach afrykańscy Pigmeje, Zulusi i Nubijczycy, australijscy Aborygeni, Lapończycy, marokańscy i egipscy Arabowie, a także rdzenni mieszkańcy brytyjskich, holenderskich i francuskich kolonii w Azji przyjeżdżali do Europy w charakterze swoistych eksponatów, pokazywanych na rozmaitych imprezach objazdowych i wystawach gospodarczych.
Dotyczyło to niemal wszystkich europejskich krajów: od Danii i Szwecji, poprzez Austro-Węgry, Niemcy, Szwajcarię, Włochy, Holandię, Belgię, Hiszpanię i Portugalię, na kolonialnych potęgach Wielkiej Brytanii i Francji skończywszy. Właśnie dział kolonialny Francji cieszył się wielkim zainteresowaniem zwiedzających wystawę światową w Paryżu w 1889 roku. Pokazano tam wówczas pawilon Gujany i Gwadelupy, wieś senegalską, tonkińską i jawajską oraz pałace Tunisu i Algieru.
Na kolejnej paryskiej wystawie światowej w 1900 roku wzniesiono pawilony wystawowe w kształcie pałaców z francuskich, holenderskich, brytyjskich i portugalskich kolonii, wypełnionych muzykami i tancerzami z Afryki, Azji i Karaibów. Podobnie było na niemieckiej wystawie gospodarczej w Berlinie, gdzie na powierzchni 900 tysięcy metrów kwadratowych wybudowano pawilony dla prawie 4000 wystawców oraz utworzono park rozrywki, w którym można było pójść do cyrku z egzotycznymi zwierzętami, zobaczyć panoramę bieguna północnego i wznieść się balonem. Zorganizowano również ekspozycję propagującą niemieckie kolonie, na której odtworzono wioski z Afryki Wschodniej, Togo, Kamerunu i Nowej Gwinei.
Aby pokazać jak wygląda życie w odległych krajach, sprowadzono na wystawę ponad 100 „tubylców”, którzy tam zamieszkali. Odtworzono uliczkę starego Kairu z arabską kawiarnią, meczetem, budynkami mieszkalnymi i handlowymi oraz bazarami, na które sprowadzono 400 Egipcjan, Arabów, Palestyńczyków, Nubijczyków, Sudańczyków, Tunezyjczyków i Algierczyków.
Ludzkie zoo
„Wioski etnograficzne” były popularną formą uatrakcyjnienia mniejszych i większych wystaw gospodarczych. Na co dzień Europejczycy mieli jednak więcej okazji stanąć oko w oko z ludźmi innych ras i ubranych w egzotyczne stroje.
Najsłynniejszym organizatorem tego typu pokazów był niemiecki przedsiębiorca Carl Hagenbeck, który rozwinął przejęty po ojcu objazdowy cyrk i handel zwierzętami. W 1874 roku zorganizował wystawę, na której zwiedzający mogli oglądać Samoańczyków oraz Lapończyków. Zachęcony powodzeniem, dwa lata później sprowadził z rządzonego przez Egipcjan Sudanu dzikie zwierzęta oraz Nubijczyków, odnosząc tą wystawą wielki sukces w Paryżu, Londynie i Berlinie. W kolejnych latach na jego pokazach można było oglądać Eskimosów, Kałmuków, Syngalezów, Somalijczyków, Etiopczyków i Beduinów.
W czasach, gdy nie istniało kino, a w gazetach i książkach ilustracjami wciąż były ryciny, możliwość ujrzenia ludzi o innych kolorach skóry i ubranych w egzotyczne stroje cieszyła się dużym zainteresowaniem. Pierwsze pokazy były mało urozmaicone: rodzina Lapończyków po prostu siedziała i pozwalała się oglądać. Z czasem program wzbogacano, imitując pozaeuropejskie realia z tradycyjnymi domostwami, sprowadzając dodatkowo lokalne zwierzęta i przedmioty oraz opracowując programy obejmujące tańce i obrzędy.
Warto zastrzec, że w odróżneniu od zwierząt biorących udział w tych pokazach, występujący tam ludzie robili to dobrowolnie i otrzymywali wynagrodzenie. Ze wszystkimi podpisywano szczegółowe kontrakty. Bywało, że władze kolonialne w Afryce wymagały pozostawienia przez organizatorów depozytu na podróż powrotną i pokrycie zakontraktowanych zarobków. Natomiast uczestnicy takich spektakli traktowali je jako swoiste „saksy”, zajęcie zarobkowe, w którym przez dziesięciolecia specjalizowały się całe grupy.
Lunaparki pod Berlinem i na prowincji
W 1909 roku w podberlińskiej miejscowości Halensee dwóch restauratorów utworzyło największy w Europie lunapark, w którym obok restauracji z 16 000 miejsc, ruchomych schodów, podświetlanej fontanny, rewii, teatru i kabaretu, jedną z atrakcji była „somalijska wioska” Jej mieszkańcy zarabiali również na wyjazdach: latem 1911 roku zostali wynajęci na wystawę rzemiosła i przemysłu w Świdnicy.
W owym czasie każda większa tego typu impreza nie mogła się obyć bez tego takiej atrakcji: Afrykańska Wioska (Afrikaner-Dorf), pojawiła się w 1910 roku na wystawie rzemiosła w Olsztynie, w 1911 roku na dużej Wschodnioniemieckej Wystawie Przemysłu, Rzemiosła i Rolnictwa w Poznaniu, w 1912 roku w Koszalinie i w 1914 roku w Minden. Miejsce na murzyńską wioskę z kilkunastoma chatami wydzielono również we Wrocławiu w 1913 roku na dużej i prestiżowej wystawie upamiętniającej stulecie wojny z napoleońską Francją.
Afrykanka z Koszalina
Nie wiadomo, skąd przybyła na koszalińską wystawę grupa Afrykanów. W akcie urodzenia małej Gili zapisano jedynie, że jej ojciec był z zawodu muzykiem i mieszkał wówczas w Dreźnie. Z informacji podanych w prasie wynika, że występował w Koszalinie w roli plemiennego wodza.
Koszalińska „afrykańska wioska” składała się z kilku niewielkich, krytych strzechą drewnianych chat stojących na obrzeżu terenu wystawowego przy dzisiejszej ulicy Orląt Lwowskich. Grupa odgrywała tam muzułmańskie ceremonie (na przykład „zaręczyny w afrykańskiej wiosce”) i afrykańskie tańce. Oprócz tego na widzów czekały pokazy gotowania połączone z degustacją tradycyjnych potraw: wołowiny z papryką i ryżem oraz ciastek ryżowych. Zaś 23 lipca 1912 roku mieszkańcy koszalińskiej murzyńskiej wioski obchodzili uroczyście Dzień Niepodległości Senegambii (Jour de l’Independance de Senegambien), co wskazywałoby ten właśnie region Afryki Zachodniej, obejmujący dzisiejsze tereny Senegal i Gambia jako ich ojczyznę.
Koszalińska wystawa rzemiosła przemysłu i rolnictwa trwała ponad dwa miesiące i została uroczyście zamknięta 12 sierpnia 1912 roku. Nie wiadomo, jakie były dalsze losy Gili Fey i jej rodziców. Na kolejną tego typu atrakcję koszalinianie musieli czekać kilkanaście lat, gdy na rogu dzisiejszych uli Połczyńskiej i Konstytucji 3 Maja otwarto kawiarnię w afrykańskim stylu, którą właściciel, Karl Berg przeniósł tu z Ustronia Morskiego. Na ścianach lokalu eksponowane były egzotyczne trofea takie jak trąba słonia, skorupa żółwia, oszczepy itp., a gości przybywających na odbywające się tam codziennie artystyczne koncerty witał podobno czarnoskóry portier.
Pojawienie się kina jako nowej formy rozrywki, dzięki której widzowie mogli zobaczyć dalekie kraje na dużym ekranie spowodowało, że pokazy „ludzkiego zoo” stopniowo zniknęły, choć jeszcze na brukselskiej wystawie Expo w 1958 roku można było zwiedzać „kongijską wioskę”. Dziś tego typu pomysły traktowane są jako na poły rasistowskie, czego doświadczyli organizatorzy „afrykańskiej wioski” w augsburgskim zoo w 2005 roku. Impreza, mimo protestów obrońców praw człowieka ostatecznie doszła do skutku, a „wioska” okazała się zwykłym folklorystycznym jarmarkiem, na którym biali i czarni sprzedawcy oferowali afrykańskie rękodzieło, biżuterię i południowoafrykańskie wina.