internet prestiz MB68192 Ludzie

„Rosja już po raz drugi zadaje nam ból”

Fot: Marcin Betliński/archiwum rodziny

Rosyjska agresja na Ukrainę sprawiła, że miliony Ukraińców, w większości kobiet z dziećmi, musiało szukać schronienia poza granicami swego kraju. Prawie dwa miliony uchodźców znalazło dach nad głową w polskich rodzinach. Przybywają kolejni. To pierwsza tak wielka migracja w Europie po II wojnie światowej. Amerykanie i obywatele wielu państw europejskich wyrażają podziw dla polskiej gościnności. Przybysze to ludzie rozmaitych zawodów, w różnym wieku, pochodzący z różnych części Ukrainy. Każda rodzina, każda osoba to odrębna historia. Dopiero poznając losy konkretnych ludzi jesteśmy w stanie lepiej zrozumieć, czym jest poniewierka, tęsknota i stała obawa o tych, którzy wciąż pozostają w wojennym zagrożeniu jako cywile i żołnierze w granicach Ukrainy niszczonej przez armię rosyjską.

Wśród fali uchodźców, którzy 14 marca br. dotarli na ziemię koszalińską, była niczym niewyróżniająca się (z pozoru) dziewięcioosobowa grupa kobiet z dziećmi. Kilku miejscowych wolontariuszy postanowiło im pomóc. Dopiero po dwóch tygodniach dowiedzieli się, że zaopiekowali się najbliższą rodziną ukraińskiego paraolimpijczyka Davida Horavy.

To pobudziło wolontariuszy do tego, by dowiedzieć się jak najwięcej na temat ukraińskich gości i tą wiedzą (za zgodą rozmówców) podzielić się z czytelnikami „Prestiżu”.

Wspomniana dziewiątka to: pani Manana i jej córka Maja, Krystyna i jej synek David, Żanna i jej córeczki Monika, Milana i Mariam, a także Nucy, która w czerwcu zostanie mamą.

Manana jest mamą Davida Horavy – znanego ukraińskiego judoki, który jest popularnym ukraińskim sportowcem: ośmiokrotnym mistrzem Europy, jedenastokrotnym mistrzem świata, złotym medalistą na paraolimpijskich igrzyskach w Londynie (2012) i brązowym medalistą na paraolimpijskich igrzyskach w Rio de Janeiro (2016).

svg%3E Ludzie

– Pani Manano, skąd Państwo pochodzą?

– Urodziłam się i wychowałam w uroczym gruzińskim mieście Gali. Tam stworzyłam rodzinę, znalazłam pracę, w 1988 roku urodziłam syna Davida, a w 1990 roku córeczkę Anżelę. W tym samym czasie nasze Gali znalazło się w epicentrum wojny domowej pomiędzy Gruzją a wspieraną przez Federację Rosyjską Abchazją. Od wieków Abchazja była integralną częścią Gruzji. W 806 roku jej elity porzuciły język grecki na rzecz gruzińskiego, a w 1008 roku król Bagrat III stał się pierwszym królem zjednoczonej Gruzji. Niestety, w XX wieku pod koniec lat 80. oddziały separatystów wspieranych przez armię Federacji Rosyjskiej zmusiły setki tysięcy Gruzinów do ucieczki. Wśród nich byliśmy także my. W 1992 roku w trakcie trwania ludobójstwa na gruzińskiej ludności musieliśmy zostawić dosłownie wszystko i uciekać na Ukrainę do Dniepropietrowska, gdzie mieliśmy krewnych.

– Czy byli Państwo przygotowani na wybuch tamtej wojny?

– Nie, nie byliśmy na nią gotowi. Chociaż w gruzińskiej telewizji i w radiu ostrzegano nas przed wkroczeniem wojsk rosyjskich i czeczeńskich, to jednak wielu z nas myślało, że ostatecznie do tego nie dojdzie. Przecież nic złego nikomu nie robiliśmy. Uczciwie zarabialiśmy na chleb. Z sąsiadami żyliśmy w zgodzie.

– A jednak, jak wiemy, w 1992 roku doszło do inwazji i czystek etnicznych. Wojna przyniosła ponad 25 tysięcy zabitych gruzińskich cywili i ponad 250 tysięcy ludzi zmuszonych do opuszczenia Abchazji. Co państwo czuli opuszczając rodzime miasto Gali?

– Odczuwałam wówczas rozpacz, ból, dokładnie taki sam jak teraz. Wtedy jako młoda kobieta z czteroletnim synkiem i dwuletnią córeczką musiałam uciekać z Gruzji na Ukrainę, by nie zginąć z rąk bezlitosnej armii rosyjskiej, a teraz po trzydziestu latach znowu muszę uciekać przed niszczycielskim rosyjskim okupantem, ale z Ukrainy do Polski. Rosja już po raz drugi zadaje ból mi i moim bliskim. Po raz drugi wszystko musimy zaczynać od nowa.

svg%3E Ludzie

– Trzeba mieć w sobie dużo siły, by coś takiego znieść. Proszę opowiedzieć, jak wtedy w 1992 roku udało się Państwu zbudować wszystko od nowa? Media rosyjskie przedstawiają Putina jako wybawcę ludności rosyjskojęzycznej, która jest dyskryminowana na Ukrainie. Czy to prawda?

– Nie, to nie prawda. W wielu ukraińskich miastach wschodniej części Ukrainy mieszka wielu rosyjskojęzycznych mieszkańców. Pomyślnie prowadzą swoje biznesy, zakładają rodziny. Nikt ich nie dyskryminuje i nie uciska. My w 1992 roku uciekliśmy do Dniepropietrowska, gdyż mieliśmy tam krewnych. Od 2016 roku nazwę miasta zmieniono na Dniepr. Jest jednym z największym miast w środkowo-wschodniej Ukrainie i jednym z głównych ośrodków przemysłowych i kulturalno-naukowych Ukrainy. W Dnieprze jest największa diaspora Gruzinów, a także duża diaspora Żydów.

– Jak sobie tam radziliście?

– Początkowo sprzedawaliśmy z mężem cytryny na rynku, wynajmowaliśmy kawalerkę. Nie było łatwo. David szybko nauczył się mówić po ukraińsku. Robił postępy w nauce, kochał sport. Mając 12 lat otrzymał czarny pas w karate, co nie jest częste, gdyż czarny pas mistrza otrzymują zazwyczaj osoby powyżej 14. roku życia. Ten sukces to także zasługa wujka Romana, który był pierwszym trenerem Davida i ćwiczył z nim od dziecka. Muszę powiedzieć, że w wieku pięciu lat David ciężko przeszedł wirusowe zapalenie wątroby typu A i miał powikłania. Z roku na rok jego wzrok się pogarszał. W wieku 13 lat widział już tylko jasne i ciemne plamy. Z tego właśnie powodu z karate przerzucił się na judo, gdzie technika uwzględnia bezpośredni kontakt z przeciwnikiem przez cały czas trwania walki. Główny nacisk kładziony jest na rzuty oraz na trzymania wykonywane zwykle w tzw. walce w parterze, czyli leżąc lub klęcząc na ziemi. Na treningach judo ćwiczy się także pady, obrony, ataki oraz kombinacje różnych technik. W judo sportowym niedozwolone są wszelkie uderzenia i kopnięcia. Pomimo problemów ze wzrokiem David w dalszym ciągu odnosił sukcesy w judo. W ciągu pierwszych pięciu lat treningów zdobył wszelkie możliwe ukraińskie nagrody przewidziane w tej dyscyplinie. Nigdy nie spotkał się z dyskryminacją z powodu pochodzenia etnicznego czy swojej niepełnosprawności. W momencie kiedy zaczął przygotowywać się do kariery międzynarodowej, doradzono mu, by zapisał się do Ukraińskiego Komitetu Paraolimpijskiego, gdyż jako osoba słabowidząca nie może występować na macie na równi z zawodnikami bez niepełnosprawności.

svg%3E Ludzie

– Kiedy nastąpił moment kulminacyjny w karierze Pani syna?

To był rok 2012. XIV Letnie Igrzyska Paraolimpijskie odbyły się w dniach 29 sierpnia – 9 września 2012 w Londynie.

Najpierw w ćwierćfinale David pokonał fińskiego zawodnika Jani Kallunki, potem w półfinale stoczył walkę z Hiszpanem Davidem Garcia del Valle, a w finale wygrał z doświadczonym chińskim judoką Zhao Xu, zdobywając tym samym złoty medal paraolimpijski.

Mając 24 lata osiągnął najwyższą możliwą poprzeczkę w swojej dyscyplinie sportu. Po powrocie z igrzysk spełnił nasze dawne marzenie, kupując nam dom z ogródkiem. Zanim jednak przeprowadziliśmy do swojego domu, urodziłam w maju 2006 roku córeczkę Maję. Teraz w czasie wybuchu wojny przyjechała z nami do Polski. Mai bardzo się tutaj podoba. Zaprzyjaźniła się z rówieśniczką Hanią, córką Aldony – wolontariuszki z Koszalina. Choć ma dopiero 16 lat, nie wyklucza związania swojej przyszłości z Polską. W Ukrainie miała zostać pielęgniarką.

– Zaczęła się wojna. Od kogo wyszła inicjatywa, że kobiety i dzieci Waszej wielkiej rodziny muszą wyjechać do Polski?

– To była decyzja Davida. To on powiedział, że mamy jak najszybciej wyjeżdżać do Polski.

– Czy ktoś z Waszej rodziny wcześniej był już w Polsce?

– Nie. Nikt wcześniej nie miał takiej okazji. Ale David był przekonany że najbardziej gościnnym i przyjaznym państwem dla jego bliskich będzie właśnie Polska. I czas pokazał, że miał absolutną rację.

svg%3E Ludzie

– Ile czasu zajęła podróż do Polski?

– Do Polski jechaliśmy kilka dni. Przekroczyliśmy granicę dopiero 13 marca, gdyż po drodze mieliśmy wypadek.

– Coś poważnego?

– Jechaliśmy w stronę Lwowa osobowym autem wujka. W pobliżu miasta Kropywnycki (około 250 km na południe od Kijowa) auto wpadło w poślizg i dwukrotnie dachowało. Mały Davidek miał rozbity nos, a Monika złamany obojczyk. W szpitalu nawet nie mieli jak założyć gipsu i założyli szynę. Potem we Lwowie kupiliśmy bilet na autobus do Warszawy. W Warszawie spotkaliśmy wolontariuszkę z Ukrainy Arinę, która zaproponowała nam wyjazd do Kołobrzegu, bo północna Polska w tamtym czasie jeszcze nie była tak przepełniona uchodźcami jak miasta przygraniczne i Warszawa. W Kołobrzegu nas spotkał Igor, Iza i Tomek i zawieźli do hotelu w Unieściu. Przez pierwsze dwie noce nie mogliśmy się przyzwyczaić do ciszy, że nad ranem nie wyją syreny, że nie trzeba schodzić do schronu.

– Nucy, jak poznałaś swego męża, Davida? Z tego co wiem, pochodzisz z pięknego ukraińskiego miasta Odessa?

– Tak. Urodziłam się w Odessie w gruzińskiej rodzinie. Odessa to miasto wielonarodowe. Można tam spotkać Arabów, Hiszpanów, Żydów, Gruzinów. Wszyscy czują się jedną wielką rodziną. Pomimo że Odessa jest rosyjskojęzycznym miastem, to jej mieszkańcy uważają się za Ukraińców. W momencie putinowskiej inwazji wszyscy mężczyźni – jak jeden – zaczęli kopać okopy, zabezpieczać rzeźby i dzieła sztuki, budować barykady. Davida poznałam w 2020 roku dzięki mojej kuzynce, która przyjaźniła się z bratem Krystyny. Oni nas ze sobą poznali. W październiku 2021 roku odbył się nasz ślub. Ja przeprowadziłam się do Dniepru. Snuliśmy plany na przyszłość. Pracowałam jako farmaceutka w aptece, David pracował jako trener judo. W momencie ataku Rosji na Ukrainę byłam w 26. tygodniu ciąży. David powiedział, że zostanie walczyć, a mi doradził, bym uciekała do Polski. Dlatego razem z mamą Davida oraz kuzynkami z dziećmi wyjechaliśmy do Polski. Spotkaliśmy się tu z troskliwym przyjęciem, ciepłem i serdecznością. Otrzymałam tu ciuszki dla dziecka, wyprawkę, suplementy dla ciężarnych, bezpłatne badania krwi i USG oraz porady ginekologiczno-położnicze. Jestem bardzo wdzięczna za pomoc!

svg%3E Ludzie

– Dziewczyny, jesteście młodymi matkami. Jak oceniacie postawę Waszych mężów?

– Ja uważam, że postąpili słusznie – mówi Żanna. – Mamy z mężem trzy córki: Monikę, Milanę i Mariam. Mój mąż Witalik mógłby spokojnie opuścić Ukrainę, gdyż mężczyźni mający trójkę dzieci i więcej nie podlegają obowiązkowi pozostania w kraju. Ale zdecydował, że pozostanie walczyć z wrogiem.

– Tak, wujek Witalik mógł bez przeszkód wyjechać z Ukrainy – mówi Krystyna. – Nie tylko dlatego, że ma trzy córki, ale też ma gruzińskie obywatelstwo i nie ma obowiązku walki w armii ukraińskiej. Ale wujek zgłosił się na ochotnika do wojska, by duchowo wesprzeć mojego brata Niko Sadżaja i mojego męża Maksima, którzy są młodzi i pobyt w wojsku jest dla nich dużym przeżyciem.

– Mój mąż jest osobą niepełnosprawną – mówi Nucy. – Jest niedowidzący i też mógłby ze mną wyjechać z kranu. Tym bardziej, że za dwa miesiące przyjdzie na świat nasz syn. Ale on został. David został w obronie terytorialnej Dniepra, by przygotowywać miasto na walkę z okupantem. Kopie okopy, dostarcza zaopatrzenie i wykonuje inne polecenia swoich przełożonych. Jeszcze nie wiemy, jak chcemy nazwać syna. Rozmawiamy prawie codziennie wieczorami. Wobec wojny wszyscy są równi – dyrektorzy, artyści, sportowcy, medycy, przedsiębiorcy – wszyscy jak jeden walczą w obronie Ojczyzny. Martwimy się i swoich mężów, ale dziękujemy Bogu za każdy dzień, w którym słyszymy ich głos.

Autor: Igor Jankowski, współpraca Krzysztof Przybysz

Od redakcji:

Będziemy śledzić dalsze losy tej rodziny. Napiszemy również o wolontariuszach – ludziach, którym zawdzięcza ona dach nad głową i opiekę w Koszalinie. Na zdjęciu otwierającym publikację widzimy jednego z nich – pana Krzysztofa Przybysza. Wszystko to w najbliższym (majowym) wydaniu drukowanym „Prestiżu”, które ukaże się już 19 maja br.

„Nasza” rodzina korzystała dotychczas z gościny właścicieli obiektów hotelowych: Mielno Holiday Apartments – w marcu i Imperiall Resort &Medi SPA w Sianożętach – w kwietniu (warto tu zaznaczyć, że każdy z obiektów udzielił schronienia kilkudziesięciu uchodźcom wojennym z Ukrainy). Od początku maja pani Manana i pozostała ósemka zamieszka chyba w już docelowym miejscu – mieszkaniu przy ulicy Giełdowej w Koszalinie udostępnionym bezpłatnie przez panią Katarzynę Rogowską.

A oto w porządku alfabetycznym nazwiska wolontariuszy, którzy w różny sposób zaangażowali się w pomoc:

  • Aldona Głuszko
  • Igor Jankowski
  • Paula Kaczmarek
  • Dorota Nowakowska
  • Krzysztof Przybysz
  • Katarzyna Rogowska
  • Iza Soroka
  • Marcin Szerszenowicz
  • Wojtek Soroka
  • Anna Winter