Boumila Tiece druk MB60325 Ludzie

Zwierzę to nie przedmiot

Zwierzęta bezdomne, skrzywdzone, zdane na łaskę człowieka. Jak im pomagać gdy zauważymy nieodpowiednie warunki? Jak dbać o naszych braci mniejszych? Rozmowa z Bogumiłą Tiece, prezesem i inspektorem koszalińskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, behawiorystką zwierzęcą i radną miejską.

Skąd u Pani takie zamiłowanie do zwierząt i ich ratowania?

– Pasją do zwierząt zaraził mnie mój tato, który praktycznie tworzył oddział Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Koszalinie. Gdy tylko skończyłam 18 lat zapisałam się również do tej organizacji. Wychowana byłam w poszanowaniu wszelkiego stworzenia, a zwierzaki towarzyszyły w moim życiu od najmłodszych lat. 

svg%3E Ludzie

– Stowarzyszenie, w którym Pani działa ma dość wieloletnią tradycję. Jaka jest geneza tej organizacji?

– Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami istnieje w Polsce już 158 lat! Założone w listopadzie 1864 roku od samego początku za cel obrało sobie działania na rzecz humanitarnego traktowania zwierząt i zapewnienia im niezbędnych i godnych warunków życia. To drugie stowarzyszenie na świecie o takim charakterze, zaraz po brytyjskim Królewskim Towarzystwie dla Zapobiegania Okrucieństwu wobec Zwierząt (RSPCA). Jednym z założycieli TOZ był Adolf Dygasiński, a następnie współpracowali z Towarzystwem Bolesław Prus, Henryk Sienkiewicz, Stefan Żeromski i wielu innych wybitnych Polaków. Obecnie TOZ w Polsce liczy blisko 4000 członków i 96 oddziałów w całym kraju. 
W Koszalinie istniejmy od lat osiemdziesiątych poprzedniego wieku. Blisko czterdziestoletnia działalność to tysiące interwencji, ale i odmienione na szczęśliwe losy psów, kotów, zwierząt hodowlanych czy nawet egzotycznych. Mimo że świadomość społeczeństwa z roku na rok jest coraz większa, a zwierzęta stają się nam bliższe, to nadal niezbędna jest edukacja.

– Czym konkretnie zajmuje się Pani jako inspektor TOZ?

– Naszym statutowym zadaniem jest zapobieganie okrucieństwu wobec zwierząt oraz edukowanie społeczeństwa w zakresie humanitarnego ich traktowania. Organizuję spotkania
z młodzieżą, podczas których mówię, jak pomagać zwierzętom, jak dostrzec niepokojące symptomy, gdzie zgłosić problem. Na co dzień odbieram telefoniczne czy mailowe zgłoszenia dotyczące złych warunków bytowych zwierząt (najczęściej chodzi o obszary wiejskie) i w miarę możliwości staram się tam docierać. Jednak ta działalność jest społeczna, odbywa się na zasadzie wolontariatu. Inspektorzy TOZ nie mają z tego tytułu wynagrodzenia, zatem muszą gdzieś pracować zawodowo i nie zawsze mają możliwość zadziałać natychmiast. Gdy z różnych przyczyn nie możemy dotrzeć na miejsce zgłoszenia, przekazujemy je do straży gminnych czy miejskich, do urzędowych referatów ochrony środowiska czy powiatowych inspektoratów weterynarii, gdyż te instytucje zgodnie z Ustawą
o Ochronie Zwierząt są zobligowane do podjęcia odpowiednich działań. 

– Jak wygląda typowa interwencja? Odbieracie niepokojącą wiadomość i co dzieje się dalej?

– Podczas takiej interwencji najpierw staramy się załatwić sprawę polubownie. Rozmawiamy
z właścicielem spokojnie, tłumacząc jakie warunki powinno mieć dane zwierzę. Najczęściej zgłoszenia dotyczą psów trzymanych na łańcuchu. Niestety, to walka z wiatrakami. Te biedne psy często całe życie spędzają na kilku metrach kwadratowych, przywiązane do walących się, prowizorycznych, nieocieplonych bud. Wieś potrafi być naprawdę okrutna dla zwierząt, które traktowane są tam przedmiotowo, a niektórym właścicielom nadal wydaje się, że one nie czują. Pouczamy, dajemy termin na poprawę warunków. Jeśli to nie działa, kolejna nasza wizyta odbywa się w asyście straży gminnej lub policji. Jeśli nadal nie widzimy poprawy, kierujemy wniosek (zgodnie z Ustawą o Ochronie Zwierząt) do włodarza gminy o odebranie zwierzęcia i przekazanie go do schroniska. Wówczas właściciela czeka sprawa sądowa. Najczęściej wnioskujemy o zakaz trzymania zwierząt przez takiego człowieka na przykład na okres 10 lat.

svg%3E Ludzie

– Czy nasze prawo jest dobre w tym zakresie? Czy kary za znęcanie się nad zwierzami są wystarczające?

– Uważam, że kary są wystarczające, jednak niestety rzadko stosowane. Za znęcanie się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem można trafić za kratki nawet na 5 lat. Za samo znęcanie się do 3 lat. Są też dość wysokie kary grzywny od tysiąca złotych nawet do stu tysięcy.  Najwyższa kara jaką udało nam się wywalczyć była to kara za okrutne warunki prowadzenia fermy szynszyli (które odebraliśmy) – rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata, pięcioletni zakaz trzymania zwierząt oraz grzywna 7 tysięcy złotych. Tylko czy to kara adekwatna do cierpienia, wręcz zamęczenia zwierząt?
Niewątpliwie potrzeba jest zmiana przepisów i regulacji. Nadzieją był projekt noweli ustawy, która niestety leży w sejmowej zamrażarce. Na uregulowanie czeka choćby temat dzikich zwierząt, które są na marginesie całej ochrony zwierząt i choć inspektorzy TOZ-u interweniują, zgłaszają interpelacje, to bez porządnej ustawy ręce pozostają związane.

– Czy coś się jednak zmienia na lepsze na przestrzeni lat?

– Co istotne, w ostatnich latach zauważam schyłek zmowy milczenia. Teraz coraz częściej sami sąsiedzi informują, kto nie dba o zwierzęta w ich najbliższym otoczeniu. Ważne, aby pamiętać , że wszelkie akty znęcania się nad zwierzęciem, powinniśmy zgłaszać natychmiast na policję, straż gminną , do powiatowych inspektoratów weterynarii czy organizacji pro zwierzęcej. Wiele osób informuje nas, że widziało psa na łańcuchu. Ludzie myślą, że nie można tak trzymać zwierząt. Niestety, jak wspominałam wcześniej, jest to dozwolone. Ustawa mówi, że pies może być przypięty przez 12 godzin, potem musi mieć możliwość swobodnego poruszania się. Właściciele psów wiejskich często nie respektują tego przepisu . Wrażliwym osobom natomiast, w głowie się nie mieści, aby tak traktować psa. Coraz więcej się mówi, pisze o zwierzętach, o ich kiepskim losie. Mam nadzieje, że nadejdzie dzień, gdy nasza działalność nie będzie potrzebna. Tego sobie i zwierzakom życzę.

– Ostatnio słyszy się częściej o kiepskim losie trzymanych w domach gadów, czy macie i takie interwencje?

– Gady, które są stosunkowo niedrogie, stają się co raz częściej prezentami na przykład dla dziecka. Zapewnienie odpowiednich warunków zwierzętom egzotycznym to nie lada wyzwanie i spory koszt. Rozumienie biologii i potrzeb gadów wymaga wiedzy, odpowiedniego żywienia, terrariów z lampami grzewczymi, a także w razie potrzeby leczenia. Dwa lata temu przeprowadziłam wstrząsającą interwencję w oceanarium w jednej z nadmorskich miejscowości. Oprócz ozdobnych ryb, właściciel
w dramatycznych warunkach trzymał gady „podziwiane” codziennie przez turystów. Niestety, pomimo starań i pobytu w klinice wyspecjalizowanej w leczeniu gadów w Szczecinie, nie wszystkie udało się uratować. Z jednej takiej interwencji mam w domu węża zbożowego, który osiągnął już długość 1,80 metra. Mieszka z nami również wąż boa i kilka gekonów, które również miały nieodpowiednie warunki. Szczęśliwie moja córka Wiktoria fascynuje się gadami i stworzyła dla nich odpowiednie warunki życia. 

svg%3E Ludzie

– A szczęśliwe zakończenia? Przecież i one się zdarzają.

– Jest wiele szczęśliwych zakończeń. Setki zwierząt znalazło swój dom i kochających opiekunów dzięki działaniu społeczników – inspektorów Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Nasz stosunek do zwierząt zmienia się, choć wciąż wiele pracy przed nami. Działania TOZ-u są obszerne.  Zimą zakupujemy drewniane ocieplone domki dla kotów wolno żyjących, latem budki lęgowe dla ptaków.  Opłacamy sterylizacje kotów, leczymy zwierzęta ranne. Szukamy domów tym odebranym czy porzuconym. 
 Niezwykle cenny jest dla nas również 1% jaki każdy podatnik może przekazać ze swojego rocznego rozliczenia podatkowego dla organizacji pożytku publicznego. Dopisując w przekazie: oddział w Koszalinie, wsparcie finansowe, trafi bezpośrednio do naszego oddziału, a to oznacza, że będziemy mogli pomóc większej liczbie zwierząt w sposób profesjonalny i odpowiedzialny. 

1% dla Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami  w Polsce
cel szczegółowy: oddział w Koszalinie 
KRS: 0000154454