OlgaMariusz.reportazslubny.543 Wydarzenia

Olga Kurenna wybrała ślub pod gwieździstym niebem

Kiedyś myślałam o dużej sali wypełnionej gośćmi, aż nagle do głowy przyszedł mi pomysł z ogrodem rodziców. Zgodzili się od razu, choć nie zdawaliśmy sobie wszyscy sprawy, jak wiele zachodu wymaga przygotowanie takiej imprezy”– mówi o swoim weselu Olga Kurenna, znana w Koszalinie stylistka. Zapytaliśmy ją, czy zdecydowałaby się kolejny raz na taką scenerię weselnego przyjęcia.

OlgaMariusz.plenerslubny.126 Wydarzenia

– Minęło raptem kilka miesięcy od Waszego ślubu, ale blask w Twoich oczach taki, jakby to było wczoraj.

Bardzo lubię wracać wspomnieniami do tego dnia. Album ze zdjęciami leży u nas na wierzchu. Nie ma sensu uciekać od pozytywnych wibracji (śmiech).

– Kiedy myślę o ślubie pod gołym niebem, to pierwsze co przychodzi mi do głowy, to nasza polska, kapryśna pogoda.

To prawda, pogoda u nas jest nieprzewidywalna i można śmiało stwierdzić, że wszystko może się zdarzyć, jednak nie mieliśmy żadnego planu B. Zakładaliśmy, że wszystko się uda. Oczywiście śledziliśmy prognozy, które były bardzo zmienne – raz pokazywały słońce, raz deszcz i tak na okrągło. W przeddzień ślubu ostatecznie odwołaliśmy zarezerwowane wcześniej namioty, które całkowicie odebrałyby uroczystości urok. No i oczywiście w tym dniu pokropiło chwilę przy obiedzie, a w nocy konkretnie się rozpadało, ale zupełnie przestaliśmy się tym przejmować. Przenieśliśmy się pod zadaszenie i bawiliśmy się do samego rana.

Skąd pomysł na weselne przyjęcie w ogrodzie? W końcu to bardzo angażujące wydarzenie.

Szczęśliwie rodzice podchwycili nasz pomysł. Decyzję o ślubie podjęliśmy cztery miesiące wcześniej, więc czasu nie było za dużo. Dość szybko zorientowaliśmy się, że owszem mamy przestrzeń, ale w zasadzie nic poza tym. Stoły, krzesła, zastawa, obsługa, toalety, a nawet parkiet, to wszystko musieliśmy załatwić na własną rękę. Okazało się, że jest tego całkiem sporo, a niektóre rzeczy musimy sprowadzić z innych miast.

Każdego dnia robiłyśmy z moją mamą i świadkową coś do zrobienia. Muszę przyznać, że organizacja wesela w ogrodzie to zdecydowanie więcej pracy niż w wyspecjalizowanej sali. Poza tymi wszystkimi dodatkowymi rzeczami, trzeba też pamiętać o znalezieniu odpowiednich specjalistów, co jest nie lada wyzwaniem przy tak krótkim czasie przygotowań. W naszym przypadku doskonale się sprawdzili fotograf Nina Skwira, Dj Muzyczny Darek i catering wraz z obsługą Centrum Smaku. Bardzo pomogła nam Agencja Ślubna Wymarzone Wesele, która swoimi dekoracjami zaczarowała nasz ogród w absolutnie magiczne miejsce. Skorzystaliśmy też z ich usługi koordynacji dnia ślubu, ponieważ wszyscy chcieliśmy dobrze się bawić tego dnia, a nie przejmować się i dopinać szczegóły.

Nasz ogród został podzielony na strefy. Był oczywiście mój wymarzony długi stół, przy którym usiadło 40 osób, a także strefa relaksu, parkiet do tańca, słodki stół, wiejski stół, drink bar z naszymi ulubionymi drinkami i kilka stref do zdjęć. Klimat stworzyły świece, gwiaździste niebo oraz kameralne i romantyczne oświetlenie. Goście również podjęli temat przyjęcia na powietrzu, ubrali się swobodnie i wygodnie. Przygotowaliśmy koce w razie chłodu, a przy pomocy jednej z koszalińskich firm odkomarzyliśmy teren, co jest dość istotne przy przyjęciach na świeżym powietrzu. Dziś, gdy wychodzimy na taras i patrzymy na ogród rodziców, aż trudno uwierzyć, że tyle tam się działo.

OlgaMariusz.plenerslubny.145 Wydarzenia

– Wszystko ułożyło się zgodnie ze scenariuszem?

W zasadzie tak, ale przyznam, że mam taką naturę, że skupiam się na pozytywach. Na przykład mimo odkomarzenia w chwili krojenia tortu nad naszymi głowami pojawiła się chmara maleńkich muszek, ale to jedynie nas rozbawiło. Przepyszny tort z Pracowni Czekolady w ferworze przygotowań delikatnie się zdeformował, ale absolutnie nie rwałam włosów z głowy z tego powodu, a do zdjęć obróciliśmy go najbardziej korzystną stroną (śmiech). Kiedy o trzeciej w nocy rozpadał się deszcz, goście po prostu pomogli przestawić stoły pod zadaszenie tarasu i przyjęcie trwało do rana.

Tak naprawdę ten wyjątkowy dzień, do którego szykujemy się tyle czasu, trwa tak krótko, że szkoda go tracić na nerwy, dlatego w mojej pamięci wszystko udało się znakomicie.

– Wasze stroje również były wyjątkowe. Miałaś niecodzienne kwiatowe ozdoby we włosach, a twój mąż Mariusz wystąpił w białym garniturze.

Moja sukienka nie mogła być inna w tej scenerii. Prosta, uszyta w koszalińskiej pracowni Polka. Zresztą mam plan ją teraz nieco skrócić i po prostu nosić. Moje kwiaty we włosach i butonierce Mariusza pochodziły z poznańskiej manufaktury i przez cały wieczór znakomicie się sprawdziły, z jednej strony widowiskowe, z drugiej bardzo wygodne. Na początku w naszych rozmowach biały garnitur w ogóle nie wchodził w grę. Mariusz myślał o czymś tradycyjnym, ale ja po prostu zamówiłam biały zestaw, ot tak tylko do przymiarki. Przymierzył i od razu się zgodził, postawił tylko jeden warunek, na przebranie chce całkowicie coś odjechanego. Zdecydował się na czarny garnitur w białe gwiazdy, ja za to założyłam swoją czarną sukienkę z wieczoru panieńskiego i trampki. W tych strojach mamy także bardzo klimatyczną sesję zdjęciową, na którą pojechaliśmy do Gdańska. Bardzo zależało mi na tym, aby nie były to stroje „na jedną okazję”, jak to zazwyczaj bywa. Każdy element naszej ślubnej garderoby można wykorzystać przy innych okazjach. Moje sukienki są bardzo uniwersalne kolorystycznie, ale efektowne formą. Tak samo akcesoria: zarówno opaska, jak i brokatowe czółenka z kryształami dodadzą efektu „wow” nawet najprostszej stylizacji. Mariusza garnitur w gwiazdy już sprawdził się na sylwestrze, a biały – czeka na cieplejsze dni i zdecydowanie będzie wykorzystany zarówno w zestawie, jak i osobno. Moja rada jest taka, aby dopasować stroje do miejsca i stylu przyjęcia. Sukienka w stylu boho i garnitur w kratę kompletnie nie sprawdzą się w scenerii glamour i na odwrót – bardzo elegancka suknia i smoking totalnie nie zagrają w ogrodzie.

– Brzmi to bardzo racjonalnie i ekologicznie.

To prawda, nie lubię niczego marnować, wolę wykorzystywać wielokrotnie. Na przyjęciu także nie drukowaliśmy dla każdego menu i scenariusza wieczoru, a jedynie na dekoracyjnej tablicy na wejściu, zamiast winietek – imienne, cudnie lukrowane ciasteczka do schrupania od Agaty Cookie Art, które też były prezentem dla gości, czyli 2 w 1. Zamiast typowej księgi gości zdecydowaliśmy się na listy w butelce, które będziemy czytać na naszą pierwszą rocznicę. Na pożegnanie, jako niespodziankę, nasi goście otrzymali wodę z elektrolitami, aby mogli ze świeżą głową przybyć na poprawiny. Dziękując za przybycie, wysłaliśmy bliskim personalizowane filmiki wideo, które powstały w trasie na sesję poślubną do Gdańska. Część użytych ozdób, jak np. kryształowe wazony i inne naczynia, kupiłam na naszej koszalińskiej giełdzie i do dziś cieszą oko w naszym domu.

– Czy własny ślub da się przeżyć bez żadnego stresu?

Uważam, że delikatne podenerwowanie czy ekscytację powinno się zostawić na moment składania sobie przysięgi, a nie na samo wesele. Choć przed ślubem parą byliśmy siedem lat i można powiedzieć, że znamy się znakomicie, to chwila wypowiadania na głos, przy świadkach, świadectwa miłości i przyrzeczenia spędzenia wspólnie całego życia, bardzo nas oboje wzruszyła i pewnie też delikatnie stresowała. Nawet nie wiem, jak to nazwać, ale po ślubie nasz wzajemny stosunek do instytucji małżeństwa nabrał niebywałej mocy i szacunku. Jest jakoś inaczej, lepiej i jest to nasza wspólna obserwacja. Dlatego właśnie często wracamy do wspomnień tamtego dnia zarówno we dwoje, jak i z rodzicami czy przyjaciółmi. Jestem pewna, że przy okazji którejś rocznicy powtórzymy to wydarzenie, bo był to jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu.