Zieleń od zawsze była jej pasją. Spacerując ulicami Kołobrzegu, zastanawiała się, jak mogłoby wyglądać jej rodzinne miasto, gdyby tu coś wyciąć, tam coś przesadzić, a jeszcze gdzie indziej dosadzić. Rok temu dostała taką szansę. Jako ogrodnik miejski porządkuje i upiększa największe uzdrowisko w Polsce.
Ogrodnik miejski to osoba dbająca o spójność aranżacji zieleni jako całości. Ma go już kilka miast w Polsce, od roku również Kołobrzeg. – Można powiedzieć, że sobie tę pracę wydeptałam – śmieje się Monika Buśko-Kuś, architektka wnętrz i kołobrzeska ogrodnik miejska. – Od dziecka przemierzając ulice Kołobrzegu, wyobrażałam sobie, jak można by je zmienić. Kocham naturę, zachwycam się nią, z tym się urodziłam.
Jak mówi pani Monika, zawsze lubiła upiększać przestrzeń wokół siebie. – Kiedy babcia zabierała mnie na działkę, zrywałam kwiaty i robiłam bukiety. Do każdego pomieszczenia inny, specjalnie dobrany pod kolor ścian.
Przez 20 lat projektowała wnętrza, dziś zajmuje się również projektowaniem zieleni w mieście: – Mieszkańcy, a także radni, od dawna sygnalizowali potrzebę zatrudnienia osoby, która byłaby odpowiedzialna za kreowanie wizerunku naszego miasta w kwestii zieleni miejskiej – powiedziała Anna Mieczkowska, prezydent Kołobrzegu, przedstawiając nową ogrodnik miejską. – Miejskiego ogrodnika, który kompleksowo spojrzy na nasze skwery i parki. Do współpracy zaprosiłam Monikę Buśko-Kuś, dla której zieleń jest pasją.
Z szacunkiem dla historii
Monika Buśko-Kuś nie lubi patrzeć wstecz, woli rozmawiać o planach, ale daje się namówić na podsumowanie roku swojej pracy jako ogrodnika miejskiego. – Z czego jestem najbardziej dumna? – zastanawia się głośno. – Ze zmian, które udało się wprowadzić na Placu 18 Marca.
Mowa o reprezentacyjnym skwerze miejskim, zaprojektowanym w 1880 r. przez Heinricha Martensa, wybitnego ogrodnika, któremu Kołobrzeg zawdzięcza piękne tereny zielone, między innymi place miejskie, parki (nadmorski i przy amfiteatrze), bindaż grabowy, plac koncertów porannych, a także aleję platanów przy ulicy Łopuskiego.
Pani Monika mówi: – Martens właściwie zaprojektował Kołobrzeg. Tam gdzie powstawały budynki, on obok tworzył tereny zielone. Niestety, po wojnie nie myślano w ten sposób. Miasto się rozbudowywało, a zieleni nie przybywało. Mało tego, brakowało spójnej koncepcji. Czasem coś przypadkowo zasadzono, czasem pojawiały się samosiejki. Moim celem jest odsłonięcie tych dawnych, uporządkowanych złożeń, odświeżenie zieleni i dostosowanie jej do nowych czasów. Dziś inaczej kreujemy zieleń, rośliny łączymy w mniej oczywisty sposób. Stąd projekt rabat na Placu 18 Marca. Obok róż, z których zawsze słynął Kołobrzeg, nazywany kiedyś nawet Miastem Róż, pojawiła się tam m.in. lawenda, szałwia, czosnek olbrzymi, tulipany, żonkile. Za ławkami posadzono hortnesję Limelight, jedyną odmianę, która może rosnąć w tak nasłonecznionym miejscu. Postawiłam na pastelową tonację, która nadaje temu miejscu romantyczny charakter. To obsada wieloletnia, byliny kwitną od maja do października w cyklu zmiennym. W przedwojennym Kołobrzegu latem na skwery wystawiane były donice z egzotycznymi roślinami. Kołobrzeska ogrodnik miejska przywróciła ten zwyczaj, stawiając na Placu 18 Marca ogromne kamienne pojemniki, w których posadzone zostały agawy. Tak jak za czasów Martensa rośliny te zimują w szklarni.
Ale to nie koniec prac w tym miejscu. Plac będzie się jeszcze zmieniał. W kolejce czekają następne nasadzenia, granitowe opaski na rabaty i bluszcz, który tak jak przed wojną obrośnie nasadę stojącego tam pomnika. A także tablice informacyjne opisujące wyjątkowe gatunki drzew: – W pracy projektanta zieleni najgorszy jest czas – mówi Monika Buśko-Kuś. – Projektując wnętrze bardzo szybko możemy zobaczyć efekt. Wstawimy meble i od razu widzimy, jak wygląda całość. Tymczasem przyroda potrzebuje cierpliwości. Rośliny urosną, ale musimy im dać czas.
Szum traw w centrum miasta
Praca projektanta zieleni przypomina łamigłówkę. Co trzeba wyciąć, co można zostawić, co powinno się dosadzić? Planując modernizację Parku przy Baszcie Prochowej, Monika Buśko-Kuś zaczęła od obejrzenia zdjęć z drona. Zobaczyła jego pierwotny, piękny, symetryczny układ, który został przez lata zaniedbań zasłonięty przypadkowymi nasadzeniami: – Krok pierwszy w takiej sytuacji, to zaplanowanie wycinki przerośniętych krzewów i przypadkowych samosiejek. Dopiero potem można zaplanować nowe nasadzenia.
W parku, w którym zachował się przepiękny żywopłot grabowy i dostojne stare cisy, pojawią się między innymi złotokapy, cedry, sosny górskie, hortensje oraz trawy. Trawy, roślina wydmowa, typowo nadmorska, została przez Monikę Buśko-Kuś wprowadzona do centrum miasta i staje się powoli jego znakiem rozpoznawczym. Pojawia się w wielu miejscach, np. na Rondzie im. Stefana Lipickiego: – Trawy są proste w obsłudze – mówi ogrodnik miejska. – Są niewymagające, trzeba je tylko raz w roku przyciąć. A do tego są szalenie dekoracyjne, bo efektownie kładą się pod wpływem wiatru, czyli w naszym mieście bardzo często – śmieje się.
To rondo jest jednym z ulubionych projektów Moniki Buśko-Kuś. – Świadomie wybrałam gatunki roślin, ich kolor, oraz wysokość, którą osiągną, a która odpowiadać będzie skalą wysokości sąsiadujących z nim budynków. Do tego jest to rondo praktycznie bezobsługowe. I nie ma takiej pory roku, w którym byłoby puste lub straszyłyby na nim przekwitłe rośliny. Rondo łączy w sobie charakter nadmorskiego kurortu i nowoczesnego miasta. Różne gatunki ozdobnych traw pojawią się również na innych rondach, których w planach jest aż pięć – zdradza nasza rozmówczyni.
Plany są bogate. Na Skwerze Miast Partnerskich mają powstać poidełka dla ptaków, a w Radzikowie -Park Kieszonkowy. Odświeżona zostanie też zieleń Parku Koncertów Porannych. Może uda się wybudować w nim romantyczny domek z mchu na podobieństwo tego sprzed wojny?
Na rozpoczęcie prac czeka też projekt nowoczesnego placu zabaw w samym centrum miasta przy ulicy Dubois. Nowoczesnego i ekologicznego, gdyż wszystkie zabawki będą wykonane z drewna akacjowego. – Pomysłów nie brakuje – mówi Monika Buśko-Kuś i pokazuje projekty zieleni, która ozdobi kołobrzeski ratusz, mosty i uliczne latarnie.
Wystarczy tylko chcieć
Dziś rzadziej przemierza ulice, można ją za to spotkać na rowerze, kiedy jeździ po mieście i liczy donice, w których wiosną muszą pojawić się kwiaty. Kołobrzeska zieleń to naprawdę jej pasja i to widać. Chciałaby tym zarazić wszystkich mieszkańców. Marzy, że ludzie obudzą się i zaczną dbać o piękno przestrzeni wokół siebie, o swoje okna, balkony, podwórka. Mówi: – Czasem tak niewiele trzeba, żeby żyło się nam piękniej. Wystarczyłoby obsadzić śmietnik czy stary garaż bluszczem i przestałby straszyć. Trzeba tylko chcieć – przekonuje i twierdzi, że wierzy w ludzi.
Nadal, chociaż jako ogrodnik miejski na co dzień spotyka się z czasem bardzo ostrą krytyką swoich działań. – Oczywiście, że jest mi przykro – mówi. – Ale nie poddaję się. Wierzę, że z ludźmi trzeba rozmawiać. Odpowiadać na pytania, tłumaczyć, edukować.
Dlatego założyła profil Ogrodnika Miejskiego na Facebooku. Tam pisze o planach i cierpliwie odpowiada na pytania mieszkańców. Za swój sukces uważa to, że wielu po rozmowie z nią, zmienia zdanie. Zaczynają rozumieć sens zmian i to, że czasem trzeba poczekać na efekt. Aż zakwitnie 1000 posadzonych sadzonek róż czy 71 000 cebulek żółtych i fioletowych krokusów. Aż urosną cyprysy nutkajskie na rondzie Lipickiego i miłorzęby japońskie na Skwerze Miast Partnerskich. – Kołobrzeg będzie coraz piękniejszy – marzy. I dodaje, że przyroda jest tym, co po nas zostanie. Tak jak przepiękny, dostojny buk, serce Plac 18 Marca posadzony przed wojną przez Martensa. – Budowle nie przetrwały, a drzewa tak – mówi filozoficznie. – To świadczy o sile przyrody.
Heinrich Martens (1856-1929) – wybitny ogrodnik, twórca zieleni miejskiej. Zorganizował Ogrodnictwo Miejskie w Kołobrzegu i przez 30 lat był jego dyrektorem. Nawiązując do koncepcji radnego Glagau, dokończył park nadmorski i założył park przy amfiteatrze. Zagospodarował zielenią trzy place miejskie: Przybylskiego, 18 Marca oraz teren pomiędzy ulicą Solną a ulicą Pomorską. Nowe ulice obsadzał drzewami, na każdej innymi. Do dziś przetrwały platany na ul. Łopuskiego i dęby na ul. Dworcowej. Perełkami sztuki ogrodniczej Martensa były: ogród różany przy Pałacu Nadbrzeżnym, bindaż grabowy, plac koncertów porannych i romantyczny domek z mchu. Był również autorem układu cmentarza centralnego na Załężu, na którym został pochowany.
(Informacje pochodzą z książki „Jedenaście wieków Kołobrzegu. Zapiski kronikarskie. Tom 1.” autorstwa Hieronima Kroczyńskiego.)