Ocalałe w ziemi lub na strychach stare butelki z wytłoczonymi nazwami producentów lub podniszczonymi etykietami mówią nam o tym, co pijali dawni koszalinianie oraz przypominają, że przedwojenny Köslin miał swoje tradycje winiarskie.
Najpopularniejszym napitkiem od początku istnienia Koszalina było bez wątpienia piwo. W średniowieczu to właśnie cech browarników należał w mieście do najliczniejszych i najbogatszych. W drugiej połowie XVI wieku odnotowano w Koszalinie 20 mistrzów browarnictwa. W 1746 roku w mieście liczącym wówczas około 2500 mieszkańców funkcjonowało aż 58 browarów. 60 lat później, podczas wojen napoleońskich ich ilość spadła do 24, w 1849 roku browarów było 14. Na przełomie XIX i XX wieku w Koszalinie pozostało siedem browarów, które jednak w latach 20. nie wytrzymały konkurencji kilkunastu dystrybutorów piw spoza Koszalina i na piwnym rynku pozostał jedynie największy, powstały w 1873 roku Kősliner Actien-Bierbrauerei, zajmujący ogromny teren między dzisiejszymi ulicami Zwycięstwa, Grunwaldzką, Spółdzielczą i nieistniejącą już Browarną. W drugiej połowie lat 20. roczna produkcja tego browaru przekroczyła trzy miliony litrów piwa, w latach czterdziestych ją podwajając.
In vino veritas
Wino było na Pomorzu mniej popularnym napojem niż piwo. Biograf Ottona z Bambergu, Herbord pisał o Pomorzanach, że „wina nie mają ani go szukają, gdyż zapobiegliwie przyrządzone miodne napoje i piwo przewyższają wina falernijskie”. Jednak historycy zanotowali, że tenże biskup Otto podczas drugiej wyprawy misyjnej na Pomorze w 1128 roku przywiózł i zasadził tam winorośl w ilości potrzebnej do użycia podczas mszy. Jak pisał Johann Jakob Sell w swoim dziele „Aus Geschichte des Herzogthums Pommern”: „Od tego czasu winnice zostały założone na wzgórzach wzdłuż Odry powyżej Szczecina do Garz (Gardziec) i poniżej Grabow (Grabowo), Frauendorf (Golęcino) i Gotzlow (Gocław). Uprawiane tu winogrona służyły do tłoczenia białego i czerwonego wina, które pito przy książęcym stole.”
Co jednak udało się na terenach oddalonych od Bałtyku o 100 kilometrów, nie było możliwe w chłodnym nadmorskim klimacie okolic Koszalina. Co prawda XVIII-wieczny koszaliński kronikarz Johann David Wendland wspominał o miejskiej winiarni, która mieściła się w podziemiach ratusza stojącego na koszalińskim rynku, ale raczono się tam raczej trunkami przywożonymi z daleka, które cieszyły się zapewne dużym wzięciem. Wydany w 1912 roku spis niemieckich handlarzy winem (Weinhändler-Adressbuch) wymienia nazwiska aż 32 koszalińskich kupców, hurtowników i restauratorów handlujących winem. Według książek adresowych Koszalina, w mieście działały trzy winiarnie. Najstarsza z nich, założona w 1841 roku przez Augusta Stielera mieściła się w dwukondygnacyjnej kamienicy przy Hohetorstrasse 9 (obecnie ul. 1 Maja). Jej właściciel wcześniej był przedstawicielem handlowym firmy winiarskiej ze Szczecina, podróżującym służbowo między innymi do Warszawy i Petersburga. W jednej z przedwojennych gazet zachował się opis wnętrza lokalu, należącego wówczas do następcy Stielera, kupca Emila Siecke: w holu, obok zawieszonego modelu okrętu gości witała staroniemiecka sentencja. Na ścianach głównej sali wisiały szable, rapiery, sztychy przedstawiające dawnych znanych koszalinian i herby prowicji pruskich. W przypominającej katakumby chłodnej piwnicy winiarni z kolebkowym sklepieniem i czerwoną posadzką, na regałach leżakowały tysiące butelek ponad 100 rodzajów wina.
Druga winiarna znajdowała się przy Bergstrasse 4 (obecnie ul. Zwycięstwa od rynku w stronę rzeki). Została założona w 1884 roku przez Gustava Moutoux i reklamowana jako “staroniemiecka” (Altdeutsche Weinstube) z ofertą śniadań Kolejny właściciel, Emil Gaede prowadził w tym samym miejscu również delikatesy, a latem dodatkowo otwierał filię w Mielnie, Unieściu i Chłopach.
Największym królestwem wina w Koszalinie była założona w 1884 roku przez Hermanna Onnascha rodzinna firma „Walhalla”, nawiązująca nazwą do raju z germańskiej mitologii. W mieszczącej się przy Neuetorstrasse 37 (obecnie ul. Zwycięstwa od rynku w stronę dworca kolejowego) winiarni można było skosztować napojów alkoholowych rozmaitych gatunków: niemieckich win reńskich i mozelskich, francuskich, hiszpańskich i węgierskich, wermutów, niemieckich i francuskich koniaków, rumu, araku i likierów, również własnego wyrobu. Specjalnością lokalu były produkowane na miejscu musujące wina owocowe (między innymi jabłkowe i truskawkowe) oraz chroniony patentem i nagrodzony srebrnym i brązowym medalem państwowym w 1893 i 1899 roku oraz złotym medalem na koszalińskiej wystawie Rzemiosła, Przemysłu i Rolnictwa w 1912 roku napój alkoholowy o niezrozumiałej już dziś, tajemniczej nazwie „Jomski Puss”, reklamowany w 1907 r. rysunkiem pary w tradycyjnym chłopskim ubiorze i tekstem pisanym lokalną gwarą. W ofercie firmy były również soki owocowe zwykłe i musujące. W latach 30. należąca do Hermanna Onnascha juniora „Walhalla” miała swoje przedstawicielstwa w Sianowie, Sławnie, Białogardzie i Dobrzycy.
In aqua sanitas
Dawni koszalinianie pili oczywiście nie tylko alkohole i praktykowali również będącą pochwałą zdrowego trybu życia łacińską sentencję „In vino veritas, in aqua sanitas” („w winie jest prawda, w wodzie zdrowie”). Na przełomie lat 60. i 70. XIX wieku istniał w Koszalinie nawet prawdziwy ogród zdrojowy (Kurgarten), znajdujący się w okolicach dzisiejszego placu Zwycięstwa i gmachu byłego Urzędu Wojewódzkiego. Teren należał wówczas do Agnes Gützlaff, wdowy po majorze armii pruskiej i był największym ogrodem w Koszalinie. Kuracjusze mogli raczyć się tam sztuczną wodą mineralną, która była produkowana w ogrodowych halach przez miejscowego aptekarza Erhardta za pomocą nagrodzonej na londyńskiej wystawie światowej maszyny parowej skonstruowanej przez berlińską firmę W.O. Fauda. Na przełomie lat 60. i 70. XIX w. ogród był również ośrodkiem życia towarzyskiego: w czwartki po południu i w niedziele wcześnie rano odbywały się tam regularne koncerty w wykonaniu wojskowej orkiestry miejscowego Królewskiego Batalionu Fizylierów.
Na przełomie XIX i XX wieku ogrodu zdrojowego w Koszalinie już nie było, ale wody mineralne były dostępne w lokalach gastronomicznych i sklepach. Sprzedawały je też apteki, a nawet drogerie w swoich firmowych butelkach. Hurtownicy piwa: Friedbert Heldt przy Grünstrasse 3 (obecnie ul. Konstytucji 3 Maja), Emil Freter przy Bergstrasse 21, Friedrich Schuster przy Ritterstrasse 22 (obecnie niestniejąca) i August (a po nim Otto) Klein przy Heinrichstrasse 7 (obecnie ul. Płowce) nie tylko sprowadzali słynne wody selterskie, ale również produkowali i butelkowali wody mineralne i stołowe. Woda mineralna była też wytwarzana w największym koszalińskim browarze, który pod koniec wojny (1943/44) wyprodukował jej około pół miliona litrów. Trudno z całą pewnością powiedzieć, na czym polegała „mineralność” koszalińskich wód; najprawdopodobniej były to po prostu wody gazowane dwutlenkiem węgla. Po wojnie w dawnej Mineralwasserfabrik Otto Kleina prywatny wytwórca Franciszek Ożga nadal produkował wody mineralne, lemoniady, oranżady i piwo Zdrój. Również na terenie przedwojennej firmy Friedberta Heldta działała wytwórnia wód gazowych i rozlewnia oleju należąca do Spółdzielni PSS „Społem”. Dziś jedynym śladem tego, co pito kilkadziesią lat temu są ocalałe etykiety, butelki i porcelanowe korki z nazwami lokalnych producentów i rozlewni.
Autor, Krzysztof Urbanowicz jest koszalińskim plastykiem, portrecistą. Interesuje się dziejami Koszalina, popularyzując wiedzę o nich w artykułach prasowych i wydawnictwach książkowych. Z początkiem bieżącego roku rozpoczął współpracę z naszym magazynem.