Anna Turczyn z Pola Lena i Jasiem scaled Ludzie

Poza systemem – „Moje dzieci uczą się w domu, bo stawiam na edukację domową”

Wierzymy, że współczesna szkoła rozwija w dzieciach zaradność, niweluje nierówności społeczne i przyczynia się̨ do postępu świata. To mit! Jest dokładnie na odwrót! – tak twierdzi Mikołaj Marcela, autor bestsellerowych książek z obszaru edukacji dzieci, nauczyciel, pisarz i wykładowca akademicki. Jego książka „Selekcje. Jak szkoła niszczy ludzi, społeczeństwa i świat” właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Znak.

Czy zadaliście sobie kiedyś pytanie skąd mamy taki a nie inny model szkolnictwa? Pierwszy projekt obowiązkowej szkoły powszechnej narodził się w Prusach prawie 200 lat temu. Ich ówczesny władca, Fryderyk Wilhelm III, chcąc wzmocnić pozycję kraju po klęsce w wojnach napoleońskich, zdecydował się na przeprowadzenie głębokich reform prawnych, politycznych i społecznych. Postanowił zbudować nowe, silne i niezwyciężone mocarstwo.

Aby to osiągnąć, trzeba było oprzeć moc państwa na posłusznych, oddanych żołnierzach i urzędnikach. Należało ich odpowiednio wychować i przygotować do sumiennego wypełniania obowiązków; użyć sterowanej przez władze machiny, która będzie sprawowała kontrolę nad umysłami obywateli i ukształtuje ich w pożądany sposób.

Ten model edukacyjny opierał się na indywidualnej pracy w ciszy (tak, aby obywatele nie mogli się zrzeszać), centralnie ustalonym planie nauczania i liście obligatoryjnych lektur. Lud miał zdobywać podstawową wiedzę – umieć czytać proste instrukcje i pisma oraz posiadać podstawowe umiejętności rzemieślnicze. Miał być posłuszny i uległy, zbyt szerokie horyzonty nie były bowiem mile widziane. Jako naukę rozumiano przyswajanie konkretnych informacji, przekazywanych każdorazowo w sposób bezpośredni, w formie wykładu przez odpowiednio wykwalifikowanych nauczycieli. Dobrze zdany końcowy egzamin maturalny stawał się przepustką na wyższe uczelnie oraz umożliwiał szybką karierę zawodową.

Do Polski pruski model edukacyjny i sam obowiązek szkolny przywędrowały tuż po odzyskaniu niepodległości – w 1919 roku. Dzieci uczyły się w szkołach obowiązkowo od siódmego do czternastego roku życia. Dopiero po II wojnie światowej, wiek ten wydłużono najpierw do szesnastego, a za czasów III RP aż do osiemnastego roku życia.

To 200 lat temu wprowadzono 45-minutowe lekcje, krótkie przerwy sygnalizowane dzwonkiem, odgórnie narzucone treści i programy nauczania, zestaw obowiązkowych lektur, oceny, książki do nauki i egzaminy. Kiedy przyglądamy się światu dookoła, stwierdzamy że od tamtego czasu zmieniło się wszystko. Dlaczego więc szkoła została w swoje strukturze tak skostniała i niejednokrotnie nieprzystająca do rzeczywistości?

Są jednak osoby, które znalazły dla siebie alternatywę standardowego modelu nauczania, jest nią właśnie edukacja domowa.

Edukacja domowa to formalnie spełnianie obowiązku szkolnego poza szkołą. Niektórzy wolą też używać nazwy nauczanie domowe.

Zarówno nazwa edukacja domowa jak i nauczanie domowe są dość niefortunne i w wielu osobach budzą skojarzenie z izolacją i zamknięciem w czterech ścianach, a są czymś zupełnie innym. Nauka odbywa się nie tylko w domu i nie tylko pod okiem rodziców. Bardzo często uzupełniana jest wyjazdami w teren, podróżami, zwiedzaniem, uprawianiem rozmaitych rodzajów hobby i sportów, uczestnictwem w dodatkowych zajęciach i kołach zainteresowań.

Rodzic nie jest nauczycielem w szkolnym tego słowa rozumieniu, jest przewodnikiem, wskazuje kierunek, podsuwa sposoby i pomysły na kreatywne zdobywanie wiedzy. Według danych Ministerstwa Edukacji z 2020 roku liczba dzieci korzystających w Polsce z edukacji domowej wyniosła blisko 15 tysięcy i wzrosła w stosunku do roku 2019 aż o 27 procent!

Mimo wszystko taki model nauczania to w Polsce wciąż̇ temat nowy, a rodziny, które podejmują̨ trud kształcenia dzieci w domu, nadal mają status pionierów, budzą zaciekawienie, ale i wiele sceptycznych reakcji otoczenia. Dlaczego?

Chodzi przede wszystkim o lęk przed nieznanym. Z drugiej strony pojawia się przerażenie na myśl, że to rodzic jest alfą i omegą i to na nie niego spada odpowiedzialność i konsekwencje tej poważnej decyzji.

Na edukację domową swoich dzieci często decydują się osoby, które same zawiodły się na standardowym modelu nauczania, choć niekiedy jest to związane z zaangażowaniem w sport czy karierę artystyczną dziecka. Ta decyzja może również być podyktowana stanem zdrowia dziecka, czy trybem życia całej rodziny.

Stawiających na edukację domową wyróżnia silna i pozytywna motywacja związana wartościami, jakie są im bliskie. Edukacja domowa daje możliwość indywidualnego podejścia. Nauczyciel w szkole nie ma szans na elastyczne dopasowanie treści, kolejności zadań czy intensywności pracy. Ograniczają go: czas, liczba uczniów i z góry narzucone podręczniki. W domu szybciej można dostrzec talenty albo niechęć do jakichś konkretnych zagadnień. Co podkreśla większość rodziców, nauczanie domowe uczy systematyczności, planowania i odpowiedzialności, ale przede wszystkim ogromnie buduje poczucie własnej wartości i sprawczości u dzieci. Nie przysłonięte ocenami, rywalizacją, presją czasu, bardziej koncentrują się na tym czego się uczą i po co to robią.

W Koszalinie zaledwie kilkanaście rodzin realizuje obowiązek szkolny w ramach domowej edukacji. Pobudki są różne, różne też są modele realizacji tego zadania. Każda rodzina ma inny pomysł, zdarza się, że wzajemnie wymieniają się wiedzą, czy obserwują w sieci, czerpiąc wzajemne inspiracje. Kiedy zaczynali byli zupełnie sami, stąpając po nieznanych lądach. Wykonali ogromną pracę nad własnym rozwojem, odkrywając w sobie wiele talentów i zdolności. Poprosiliśmy Annę Turczyn, Annę Leśniak i Olgę Śmierzewską o ich opinię na temat edukacji domowej, w której ich rodziny zanurzone są od lat.

svg%3E Ludzie

Anna Turczyn

Mama 14-letniej Poli, 12-letniej Leny i 9-letniego Jasia mówi: – W edukacji domowej jest troje naszych dzieci. Najstarsza, Pola, w szkolnych murach była zaledwie trzy tygodnie. Kiedy zaczynaliśmy naukę w domu, w zasadzie nie znaliśmy nikogo, kto podobnie jak my uczyłby się w domu. Na początku posiłkowaliśmy się wiedzą znajomych z innych miast, których dzieci podobnie jak nasze były w edukacji domowej. W celu stworzenia przychylnego środowiska i wzajemnego wsparcia współtworzyłam w Koszalinie Wolną Szkołę Demokratyczną.

Obecnie o wiele łatwiej poruszać się w zagadnieniach domowej edukacji. Skarbnicą wiedzy i doświadczeń rodziców są grupy edukacyjne na Facebooku. Mnóstwo materiałów dostępnych jest w sieci. Coraz więcej szkół jest przyjaznych edukacji domowej. Nasza, mała Szkoła Podstawowa w Lejkowie, jest przede wszystkim blisko, kontakt z nauczycielami względem omówienia zakresu materiału jaki trzeba przerobić przed egzaminami końcowymi (na koniec każdej klasy) jest pomocny i indywidualny.

Nie oszukujmy się, ten model nauczania nie jest łatwym zadaniem. Rodzice muszą poświęcić dużo czasu, jeśli chcą efektów, z których i oni i dzieci będą zadowoleni. Nauka w domu jest bardzo rozwijająca, scalająca rodzinę i daje sporo satysfakcji. Wszystkie sukcesy i porażki nie są ukryte za ocenami, dobrymi czy złymi uwagami. Dziecko nie ginie w gąszczu problemów czy sukcesów innych uczniów. Tutaj wszystko jest sprawiedliwe. W edukacji domowej szybciej można odkryć prawdziwe zainteresowania dzieci. Młodsze czerpią od starszych garściami, bo jeśli starszy ma na przyrodzie coś ciekawego, młodszy słysząc to i przypatrując się domowym zajęciom, chłonie wiedzę jak gąbka. U dzieci i młodzieży świadomość, samosterowalność i umiejętność gospodarowania czasem jest dużo większa.

Na początku trzeba pomóc dziecku wyrobić dobre nawyki, ale dotyczy to młodszych klas. Starsze dzieci uczą się same. W nauce widzą sens i przyjemność. Zdarza się, że roczny materiał przerabiają bardzo szybko, bo nauka przebiega blokami. Nie trzymamy dzieci pod kloszem. Tyle ile rodzin, tyle pomysłów na naukę. Moje dzieci, dzięki takiemu modelowi mają więcej czasu na zajęcia dodatkowe i rozwijanie pasji.

Dzieci rozpoczynające edukację, w zawodowe życie wkroczą za 15-20 lat. Jak wówczas będzie wyglądał świat? My staramy się nauczyć je kreatywności, krytycznego myślenia, chcemy przekazać im nasze wartości. W edukacji domowej nieuniknione jest przekazywanie własnych poglądów i spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość, a nam o to właśnie chodzi. Nie chcemy, aby obcy ludzie mieli decydujący wpływ na wychowanie naszych dzieci i kształtowali ich postawy na przyszłość.

svg%3E Ludzie

Anna Leśniak

Mama 8-letniego Daniela i 11- letniego Dawida: – O edukacji domowej zaczęłam myśleć już w momencie, kiedy Dawid miał lekko ponad rok. Choć mąż sceptycznie do tego podchodził, zatrzymałam chłopców w domu. Ostatecznie decyzję podjęłam, kiedy Dawid miał rozpocząć obowiązkową u nas zerówkę. W domu bardzo szybko nauczył się czytać i liczyć. Cenne było to, że mógł pracować w swoim tempie, o porze dnia, która najlepiej mu odpowiadała. Wiele osób z mojego otoczenia zastanawiało się głośno – co ja robię? Myślenie o tym, że poprzez edukację domową izoluje się dzieci, przetrzymuje w domu bez żadnych społecznych kontaktów, ciągle pokutuje, choć tak naprawdę jest to mit. Moi chłopcy mają kolegów, wychodzą na podwórko, chodzą do harcówki i nie mają żadnych problemów z komunikacją. Powiedziałabym nawet, że są bardziej szczerzy i otwarci. O ile edukacja domowa jest właściwa dla każdego dziecka, to na pewno nie dla każdego rodzica. Ten sposób na życie – bo tak bym to nazwała – definiuje całą rodzinę. Owszem mamy więcej czasu na własne pasje i zainteresowania, ale też musimy nauczyć swoje dzieci, jak się uczyć.

Staram się planować naukę chłopców, pomagam im w organizacji czasu i metodach w jaki sposób można opanować wymagany na egzaminie materiał. Ode mnie również wymaga to sporego zaangażowania, poszerzania wiedzy, szczególnie tej metodycznej.

W nauce języków wspieramy się lekcjami u korepetytorów, bo – co trzeba podkreślić – rodzic, mający dzieci w edukacji domowej nie musi umieć wszystkiego, jego zadaniem jest wspieranie i pokazanie kierunku. Każdy z moich synów jest inny. Starszy potrzebuje więcej czasu i spokoju przy zdobywaniu nowych umiejętności, młodszy uczy się w ruchu – dziś już nie wyobrażam sobie, aby mogli chodzić do systemowej szkoły. Choć nachodzą mnie czasem wątpliwości i zastanawiam się jak będzie dalej, to nie sposób porównać edukacji domowej do tej tradycyjnej. Mam poczucie, że moje chłopaki rozwijają się w przyjaznym środowisku, w swoim tempie, bez oceniania, czy jest to dobre czy nie. Klasyczna szkoła dąży do średniej, nie ma tam miejsca dla indywidualnego podejścia.

Kto decyduje się na edukację domową dla swoich dzieci? Często ci, którzy sami mieli problem z własnym szkolnym życiem. Ja jako dziecko, nie otrzymałam wsparcia, a narażona byłam na szykanowanie, co obecnie nazywane jest hejtem. W tych dorosłych, którzy mieli kształtować mnie i moją osobowość nie znalazłam bratniej duszy, która spojrzałaby na mnie indywidualnie. Nie chciałam utrwalać tego schematu swoim dzieciom. Obecnie chłopcy zapisani są do szkoły Montessori w Szczecinie i właśnie tam jeździmy na egzaminy końcowe. Na co dzień uczymy się w domu, podczas spacerów i wycieczek. W naszym życiu nie ma nudy i żmudnego siedzenia nad lekcjami. Wiele osób obserwuje nas, patrząc co z tego nauczania wyniknie, mocno wspiera mnie mama i ciocia, a ja jestem przekonana, że to najlepsza droga dla moich synów.

svg%3E Ludzie

Olga Śmierzewska

Mama 16-letniego Bruna, 11-letniej Dagny i 9-etniej Klary: – Momentem przełomowym była IV klasa Bruna. Ciągłe nieporozumienia i wzywanie „na dywanik”, bo syn zadaje zbyt dużo pytań. Miałam poczucie, że wchodzę w stare buty. Dla szkoły jako rodzic nie byłam partnerem, a wciąż kimś kogo trzeba wychować. Nie chciałam tego dla swoich dzieci.

Kiedy Bruno został z nauką w domu, jego młodsze siostry były jeszcze w przedszkolu. Tam też według pań byłam roszczeniowym rodzicem, a moje prośby nie były brane pod uwagę. Pewnego dnia zostałam więc z całą trójką w domu. Pracowałam wówczas dla serwisu internetowego Happy Koszalin i musiałam, chciałam, przearanżować swoje życie i plan dnia. Na rozmowy umawiałam się raz w tygodniu, dziewczynki siedziały grzecznie ze mną w kawiarni przy kubkach kakao, a później ja wieczorami kończyłam swoje zadania. Praca rodzica z dzieckiem w edukacji domowej jest wymagająca szczególnie na początku. Najpierw byliśmy pod opieką szkoły w Sulejówku, teraz od jakiegoś czasu, egzaminy końcowe zdajemy w Szczecinie. Edukacja domowa pozwala mi być świadomym rodzicem. Pamiętam pierwsze egzaminy dziewczynek, kiedy odpowiadały na pytania egzaminatorów siedząc mi na kolanach i tuląc się do mnie. Rodzic może uczestniczyć w egzaminach w roli obserwatora, choć oczywiście na dalszych etapach nauki, dorastająca młodzież uważa to za obciach, więc nie robię tego synowi.

Każdy w inny sposób realizuje program szkolny, który należy opanować. Czasem idzie to nadzwyczaj szybko i z nauką można przyśpieszyć, wówczas egzaminy zdaje się w czasie roku szkolnego. Szkoły przyjazne edukacji domowej rozumieją to, w końcu nie ma nic gorszego dla młodego człowieka niż kilkanaście egzaminów z całego roku w jednym czasie.

To niesamowite obserwować, jak dzieciaki zaczynają przygodę z nauką, odnajdują pasję i same chcą więcej, jeśli tylko ściągniemy z nich jarzmo oceniania i dyktaturę systemu. Czytają, tworzą projekty i mapy myśli, zadają dużo pytań i szukają odpowiedzi. Uczą się tego, czego chcą. Bruno rozpoczął właśnie pierwszą klasę szkoły średniej również w edukacji domowej. Szkoła, do której przynależy, wynajęła dla uczniów przestrzeń, gdzie spotykają się wspólnie z tutorem, nauczycielami języków, tworzą różne projekty. Od dłuższego czasu jest on całkowicie samodzielny w nauce, a ja jestem przewodnikiem już tylko dla młodszych córek. Ten model nauki daje nam dużo swobody, możemy podróżować i realizować swoje pasje. Od zeszłego roku Klara uczęszcza na gimnastykę sportową i choć zajęcia te realizuje z dziećmi z typowej szkoły podstawowej, to woli naukę w domu.

Zadawałam sobie mnóstwo pytań, zanim zdecydowałam, że podejmę się edukacji domowej. Pytałam siebie: czy to słuszna decyzja, czy nie sprawię, że dzieci będą żyły w izolacji. Inni mówili: ok, ale przecież kiedyś te dzieci zderzą się z systemem, w pracy, w szkole. Wtedy pomyślałam, że ja nie chcę, aby moje dzieci uczyły się przystosowania do systemu. Wolę, by umiały ten system dostosować do siebie i swoich potrzeb. Wychowuję je do nieposłuszeństwa, bo chcę, aby były kreatywne i samodzielne, zdolne do tworzenia własnej rzeczywistości, w której będą z satysfakcją mogły się realizować. Nic bardziej jak edukacja domowa temu nie sprzyja.