Most na uroczej rzece Mincio Kulinaria

La bella vita – życie jest piękne. Toscana w podróży

Czasy pandemiczne zdeptały bezpośrednie kontakty międzyludzkie. Dokuczyły szczególnie tym, którzy nie mogą żyć bez słonecznych podróży i odkrywania niesamowitych zakątków naszej planety. Jest to ciężki czas również dla nas, bo my – jak dobrze czytelnicy „Prestiżu” wiedzą – uprawiamy częste i owocne wyprawy enogastronomiczne, nastawione na poznawanie kulinariów. Wyjazdy te otwierają umysł, z nich czerpiemy pozytywną energię i podsycamy nimi nasza pasję – Toscanę, mały skrawek Włoch w Koszalinie.

Nie jeździmy po to, aby zaliczać wszystkie atrakcje turystyczne i wzdychać nad kolejnymi monumentami. Udajemy się na południe Europy, żeby zajrzeć pod spódnicę Italii. Staramy się odkryć, jakie tak naprawdę są prawdziwe Włochy i ich niesamowici mieszkańcy. Tak! Oni są niesamowici, ich kultura bardzo odbiega od naszej. Mają południowy luz w sercu, zupełnie inne priorytety niż my, zestresowani, zagonieni, zapracowani mieszkańcy północy. Nadal potrafią cieszyć się z małych rzeczy, takich jak dobra pasta i obcowanie z bliskimi. Nie mają blokad w komunikacji z obcymi, a ich uczynność nie jest przereklamowana. Na wszystko mają czas i niezmącony spokój w oczach. Cieszą się tymi samymi rzeczami, co ich przodkowie. Ta różnica może wynikać z faktu, iż nie musieli odbudowywać kraju po wojnie i stać w kolejce po papier toaletowy. My natomiast jesteśmy pokoleniem postkomunistycznym, z mlekiem matek wyssaliśmy pewne schematy. Musimy wspinać się po drabinie sukcesu, wciąż więcej pracować i więcej osiągać. A oni? … po prostu więcej żyć.

svg%3E Kulinaria

Zatęskniliśmy z żoną i w końcu postanowiliśmy przedrzeć się między pandemicznymi falami do naszej szczęśliwej krainy, pełnej słońca i uśmiechniętych ludzi.

Względy bezpieczeństwa i życiowe doświadczenie podpowiedziały, że trzeba pojechać samochodem. Nie lubimy robić z siebie podróżniczych męczenników i pokonywać tysięcy kilometrów autem, więc wybraliśmy najbliższą destynację – północ Włoch. Konkretnie udaliśmy się w okolice malowniczego jeziora Garda, otoczonego szczytami Alp Wschodnich i Dolomitów. Jest to największe i najczystsze jezioro tego kraju, położone w połowie drogi między Mediolanem a Wenecją. Często nazywane jest morzem śródziemnym Alp, gdyż jego brzeg ciągnie się na długości 55 km. Unikalny mikroklimat pozwala na uprawę wielu ciekawych roślin. Bogactwo ryb słodkowodnych i owoców lasu sprawia, że teren nad Gardą nie ustępuje innym regionom Włoch pod względem kulinarnym.

Pragnęliśmy – jak zawsze – wgryźć się w okolicę, poznać ją i rozkochać się w jej specjałach. Aby tego dokonać, musieliśmy wziąć do siebie znany cytat: „Będąc w Rzymie, zachowuj się jak Rzymianin” – my stosujemy tę zasadę w każdym regionie, do którego się udajemy. Tak też uczyniliśmy tym razem. Po prostu poszliśmy… na wino.

To był początek i kluczowy moment naszej eskapady. Upodobanie do degustacji dobrego trunku skrzyżowały nasze drogi z tajemniczym Stefano, który – jak się później okazało – „zna wszystkich i wszędzie”. Jest klasycznym Włochem, który prowadzi intensywne relacje społeczne i je pielęgnuje, a najlepszą sposobnością do tego jest… wspólne biesiadowanie..

Stefano bez chwili zastanowienia zaproponował, że zostanie naszym przewodnikiem. Wtedy nie spodziewaliśmy się, jak bardzo weźmie sobie do serca tę misję.

Nazajutrz zaczęliśmy w jego ulubionej knajpce, którą prowadzi były rybak Andrea. Oprócz zimnego wina z apelacji Custoza uraczył nas przystawkami z suszonych filetów dorsza – Baccala, wyśmienitym tatarem z tłustego tuńczyka i wołowym z bydła pasącego się wysoko w górach, na alpejskich łąkach.

Po takim starcie mogło być tylko lepiej. Nasz gospodarz zabrał nas na południowe rubieże jeziora, z dala od utartych szlaków, na typową wieś. Tam mogliśmy nasiąkać prawdziwymi Włochami. Setki miejscowych przy wspólnych stołach upewniło nas w przekonaniu, że jest to kraj nadziei i dobrej energii.

Stefano zadbał, abyśmy poznali wszystko, co jada się w tym regionie. W jego ulubionym lokalu jada się akurat to, co danego dnia kuchnia oferuje, bez możliwości wyboru. Ale jest tego sporo, bo w wodach jeziora codziennie poławiane są okazy pstrągów, szczupaków czy karpia, które trafiają prosto do restauracyjnych kuchni.

Kuchnia Gardy obfituje w dania z dziczyzny i trufli z okolicznych lasów. Polenta często tu występująca w formie grillowanej, przyrządzana na bazie mąki kukurydzianej i serwowana jako dodatek do mięs, jest świetnym zamiennikiem naszych ziemniaków. Zaskoczyło nas bardzo carne salada – plastry marynowanego mięsa z najlepszych partii udźca wołowego, zazwyczaj podawane na surowo jako przystawka. Do tego grappa – to włoska specjalność pochodząca z miasteczka Bassano del Grappa w regionie Veneto, powstała w wyniku fermentacji odpadów: skórek, gałązek i pestek winogron pozostałych z produkcji wina. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu wytwarzano ją jako wysokoprocentowy alkohol dla ubogich. Dziś trunek ten jest wyjątkowo ceniony, a procesy jego wytwarzania zostały uszlachetnione. Tą najcenniejszą mieliśmy okazję próbować z wielkiej menzurki, gdyż jej producent, Batista, biesiadował razem z nami. Do tego szlachetnego napoju podano regionalne kruche ciasto maczane w nim – Sbrisolona. Kolejnym odkryciem było ragu z kaczki i makaron z wołowiną, które można skosztować w naszej restauracji. Mmm… Mógłbym tak wymieniać bez końca.

A zapomniałbym o bardzo istotnym dodatku do potraw, czyli winie. Dzień bez wina dniem straconym – tak przynajmniej twierdzi nasz nowo poznany przyjaciel. Powiada, że degustacja wina jest najlepszym sposobem na poznanie ziemi, z której się zrodziło. A samo wino smakuje najlepiej tam, gdzie zostało stworzone, a jeszcze bardziej pite z człowiekiem, który je wyprodukował.

Okazało się, że Stefano należy do szanującego się stowarzyszenia degustatorów win i zajmuje w nim wysoką pozycję. Zafundował nam szaloną wycieczkę po okolicznych winnicach należących do jego znajomych (króluje tu wino z apelacji Lugana – skradło ono nasze serca) i po jego ulubionych lokalach. Pokazał nam miejsca, do których jako zwykli turyści nigdy byśmy nie trafili, jadaliśmy to co on sam jada na co dzień, a jego znajomi stali się naszymi znajomymi. Tak powstała nowa włoska (właściwie włosko-polska) rodzina i przyjaźń na lata. Dzięki Stefano nasze relacje z Włochami weszły na wyższy poziom.

Wszystkie te pozytywne emocje przywozimy dla Was w naszych sercach i wraz z nowymi daniami przekazujemy Wam na talerzu.

Ciao Amici. Do zobaczenia u nas, w Toscanie!


Autor wraz z żoną Lukrecją prowadzi malutką, klimatyczną restaurację Toscana w Koszalinie przy ulicy Biskupa Czesława Domina 5/4 (telefon 602 677 340).