Bo we mnie jest seks 1 fot. Bartosz Mrozowski Kultura

Nasza rekomendacja: Bo we mnie jest seks

Nikt nie wie, że jest pod seksem i dusza

Gdy pod koniec 2020 roku rozmawiałem z Katarzyną Klimkiewicz, reżyserką nagradzanego i świetnie przyjętego przez publiczność i krytyków krótkiego metrażu „Hanoi –Warszawa” (2009), była przybita faktem, że jej najnowszy film, z powodu pandemii, nie mógł mieć premiery zgodnie z planem producentów, czyli jesienią ubiegłego roku.

„Wszystko przygotowane – wzdychała. – Zrobiłam film dokładnie taki, jak chciałam, a teraz nie wiem, kiedy wejdzie na ekrany kin” – narzekała. Pożartowaliśmy gorzko, że COVID-19 ustanowił nowy rodzaj półkowników. Dzisiaj wiemy, że „Bo we mnie jest seks” (to także tytuł jednego z utworów sprzed lat), czyli swobodna opowieść o kilku latach z życia aktorki Kaliny Jędrusik (1930-1991) i otaczającego gwiazdę środowiska artystycznego, musiał odleżeć rok, zanim doczekał się premiery, a do repertuaru wejdzie za kolejne dwa miesiące. Życie oszukało sztukę.

Tym bardziej warto wybrać się do kina. Koniecznie – do kina! Właśnie teraz, kiedy mamy tak wygodny i szybki dostęp do filmów za pośrednictwem portali streamingowych, nie czekajmy na ich pojawienie się w naszych domach, pomiędzy pizzą a paluszkami, lecz chodźmy do kina, czyli tam, gdzie jest naturalne i tradycyjne miejsce ich oglądania: w skupieniu, wśród innych ludzi, w ciemności. Z emocjami, których nie gasi pilot, nieoczekiwany telefon lub rozpuszczone kostki lodu w napoju.

Katarzyna Klimkiewicz od dawna nosiła się z zamiarem przypomnienia postaci seksbomby PRL, ikony ówczesnego stylu lub – jak mawiali jej krytycy – braku jakiegokolwiek stylu, kontrowersyjnej „złodziejki serc”, która rozkochała w sobie wielkich aktorów (Tadeusza Łomnickiego, Romana Wilhelmiego), a sama przez całe życie pozostała oddana jednemu mężczyźnie (pisarzowi Stanisławowi Dygatowi) i ukochanej wokalistki autorów Kabaretu Starszych Panów. Dla odmiany piosenkarka Urszula Sipińska pisała o Kalinie Jędrusik w tonie iście poetyckim: „[była] kolorowym ptakiem, któremu komunistyczna klatka podcięła skrzydła”.

„Nie chciałam robić niczego wbrew również moim wyobrażeniom i wspomnieniom o Kalinie” – mówiła reżyserka przed rokiem. Powstał więc film, który jest wariacją wynikającą z połączenia wydarzeń prawdziwych, mitów i legend warszawskich. Wypełniony postaciami żywcem wyjętymi z encyklopedii polskiej literatury, ale wydarzeniami już niekoniecznie zgodnymi z prawdą historyczną.

Bo we mnie jest seks to wyjątek z bogatej biografii artystycznej i fragment życia prywatnego Kaliny Jędrusik. Z powodu odrzucenia awansu, który sprowadzał się do niezbyt finezyjnej propozycji zjedzenia kolacji ze śniadaniem, aktorka została wyrzucona z etatu w Telewizji Publicznej, gdzie grywała w filmach i programach. Urażona ambicja nowego prezesa TVP była silniejsza od wpływów znanych podówczas postaci, na czele z wybitnymi pisarzami, którzy wstawiali się za żoną kolegi. Prezes długo pozostał nieugięty. Wprawdzie reżyserka deklaruje, że nie chciała robić filmu o tym, co rozsławiło Kalinę Jędrusik, czyli jej licznych romansach i podbojach, na co innego wskazuje zarówno tytuł, jak i oś opowieści, w której aktorka – nazywana „polską Brigitte Bardot” – częściej poprawia dekolt, niż kreacje.

Przez lata wokół Kaliny Jędrusik narosło wiele półprawd i mnóstwo nieprawdy. Jak wynika ze wspomnień mężczyzn jej najbliższych, w rzeczywistości była skromna, nieśmiała, żyła w świecie iluzji popularności i przeświadczeniu, że lepiej śpiewa, niż gra, wypominała sobie, że jest nieatrakcyjna i powinna stracić na wadze, podczas, gdy widzowie, zwłaszcza męska część publiczności, dosłownie kradli oczami jej wdzięki. Głośna scena realistycznego zbliżenia w pociągu z Danielem Olbrychskim w Ziemi obiecanej Andrzeja Wajdy była przykładem na to, że przed kamerą potrafiła zapomnieć, że jest aktorką.

Życie dopisało niewesołą puentę. Pozostaje dzisiaj artystką z kręgu kultowych, lecz cokolwiek zapomnianych. Nie obroniły się jej filmy, piosenki – poza kilkoma przebojami kabaretowymi – odeszły w zapomnienie, wizerunek pięknej brunetki pozostał w opowieściach innych, a nie w świadomości społecznej. Dobrze więc stało się, że Katarzyna Klimkiewicz sięgnęła po postać z epoki, żeby opowiedzieć historię uniwersalną, a nawet jak najbardziej współczesną, która wyłania się spod pozornie lekkiej fabuły: kanalie zawsze sieją największe spustoszenie w mediach, na szczęście szybko i bezpowrotnie z nich znikają.

Bo we mnie jest seks, reż. Katarzyna Klimkiewicz, w rolach głównych: Maria Dębska, Leszek Lichota, Krzysztof Zalewski i inni. Data premiery: 19 listopada 2021 r.

svg%3E Kultura