Nie ma ucieczki przed wielką historią
„Hiacynt” to film, który prędzej, czy później musiał powstać, więc dobrze, że teraz, a nie za 10 lub 15 lat, gdy osoby wciąż jeszcze pamiętające tamte wydarzenia, odejdą w pamięć wyłącznie swoich najbliższych. Szkoda jednak, że został zrealizowany dopiero teraz, chociaż echa opowiadanych na ekranie dramatów dostrzegałem przez lata w innych produkcjach filmowych. Wtedy jednak stanowiły ledwie tło lub odległy punkt odniesienia. Rozwodzę się tyle nad czasem i jego upływem, ponieważ coraz częściej widzę, jak duże znaczenia ma on w kinie polskim.
Pamiętam sprzed dziesięciu lat obrazy o spóźnionej wymowie, przyjmowane przez widzów wprost z niechęcią. Gdzieś w powietrzu unosiły się słowa niewypowiedziane: „Gdzie byliście ze swoimi kamerami wtedy, kiedy tego doświadczaliśmy!?”. „Hiacynt” mówi o tym, co ważne tu i teraz, a nawet to tym, co może być ważniejsze za rok, dwa. Dlatego to kolejny w tym roku film, który trzeba zobaczyć.
Najpierw jednak o samym tytule. „Hiacynt” to nazwa akcji milicyjnej, realizowanej w latach 1985-1987, na zlecenie najwyższych urzędników systemu opresji, wymierzonej w polskich homoseksualistów, głównie mężczyzn. Przeprowadzane na masową skalę, z pogardą i brutalnością, zatrzymania, przesłuchania i prowokacje doprowadziły do powstania ponad 10 tysięcy teczek, czyli akt osobowych ludzi, nie zawsze zgodnie ze stanem faktycznym, przyznających się do orientacji homoseksualnej. Z tego źródła brały początek dramaty osób zmuszanych później szantażem do donoszenia na innych. W PRL każda inność była patologią społeczną.
Władze komunistyczne już wcześniej nękały osoby nieheteronormatywne, przypisując im „działania zmierzające do obalenia ustroju”. Pierwsze dokumenty o inwigilacji tego środowiska pochodzą z lat sześćdziesiątych. Dopiero przed transformacją ustrojową, a więc już wtedy, gdy generałowie zdali sobie sprawę z porażki polityki zamordyzmu i izolacji, represje ustały, co nie oznacza, że teczki zostały spalone. Wprost przeciwnie, stały się elementem poważnej gry politycznej.
O tym jednak „Hiacynt” już nie opowiada, reżyser Piotr Domalewski skupia się na tym, co wydaje się najważniejsze, czyli dwulicowości i hipokryzji funkcjonariuszy milicji, dla których „Hiacynt” był przestrzenią do wykazania się, realizacji ambicji i zdobycia upragnionego talonu na pralkę za gorliwość albo nadgorliwość. Zresztą konstrukcja fabularna filmu daleka jest nawet od rozliczeń historycznych. Nie o to tu chodzi. Sensacyjna oprawa duszna, klaustrofobiczna atmosfera filmu, uzupełnione ciężkimi ujęciami wciąż tych samych plenerów i pomieszczeń, to zaledwie pokrowce na rekwizyty, pod którym schowane są rozliczne konteksty.
Oto akcja, która będąc próbą zapanowania nad środowiskiem dotąd słabo zinfiltrowanym, wymyka się spod kontroli służb specjalnych. Oto milicjant, który życie podwójne wiedzie nie tylko z potrzeb instynktu, lecz także doświadczenia czegoś jednoznacznego. Oto postaci drugiego tła dramatu, które teraz muszą zerwać relacje, żeby nikogo nie skrzywdzić. Oto rzeczywistość, w której z wolna, ale systematycznie puchnie protestem społecznym atmosfera buntu ostatecznego. W gruncie rzeczy nic nie jest tym, co oglądamy, ale też nie oglądamy niczego, czego nie moglibyśmy obejrzeć teraz. W ten sposób historia po raz kolejny zatoczyła koło, a jego krawędź niebezpiecznie muska nas po palcach stóp.
Dla tych widzów, którym konteksty nie są potrzebne do odbioru filmu, polecam to, co w nim umyka pod natłokiem zobrazowanych wydarzeń, czyli niezwykle precyzyjnie skonstruowany scenariusz Marcina Ciastonia, niepokojącą muzykę Wojciecha Urbańskiego, kunsztowną scenografię Jagni Janickiej i błyskotliwy montaż Agnieszki Glińskiej.
A co naprawdę przykuwa uwagę to aktorstwo. Pomijam Dawida Ogrodnika, który z powodu natłoku prac filmowych bywa nazywany „współczesnym Cezarym Pazurą”. W „Hiacyncie”są inni, lepsi. Marek Kalita w roli demonicznego komendanta, Jacek Poniedziałek w roli… mocno prowokacyjnej, czy Tomasz Schuchardt, który diametralnie odmieniony fizycznie wreszcie przestaje być „wiecznym młodzieńcem w poważnej roli”.
Hiacynt, reż. Piotr Domalewski, w rolach głównych: Dawid Ogrodnik, Marek Kalita, Tomasz Schuchardt. Data premiery: 18 sierpnia 2021 r.