Foto01b Ludzie

Historia jednego przedmiotu: Średniowieczny świecznik, który o mało nie przepadł

Od blisko ośmiu stuleci rozpościera swe potężne ramiona nad kolejnymi pokoleniami kołobrzeżan. Dawniej świecznik Jana Apenghetera w dni świąteczne rozświetlał wnętrze bazyliki, obecnie jest jednym z najcenniejszych zabytków Kołobrzegu. Mało brakowało, by przetrwawszy wojenne zawieruchy za sprawą pospolitych złodziei zniknął na zawsze.

Każdy, kto odwiedza wnętrze kołobrzeskiej bazyliki, zatrzymuje się w nawie wschodniej przed nietypowym, ale przede wszystkim zdecydowanie ponadgabarytowym zabytkiem. Świecznik ważący około 900 kilogramów, mierzący cztery metry i posiadający ramiona o prawie czterometrowej rozpiętości jest największym tego rodzaju przedmiotem w Polsce i jednym z zaledwie pięciu na świecie. – Nie ulega wątpliwości, że to wyjątkowy obiekt, nie tylko ze względu na swoją metrykę. Przyglądając się mu, zaczynamy rozumieć, na czym polegał obrazkowy charakter przekazu religijnego w średniowieczu – mówi Mikołaj Klorek z sianowskiego Studio Historycznego Huzar, które na co dzień zajmuje się badaniem pomorskiego dziedzictwa kulturowego, edukacją humanistyczną oraz opieką nad zabytkami.

Rzeczywiście, kołobrzeski kandelabr nawiązuje do znanych biblijnych motywów: – Jego kształt i zdobienia ramion w formie liści nawiązują do żydowskiej menory, ale odnoszą się również do przypowieści o krzewie winnym oraz latoroślach. Siedem świec to z kolei symbol sakramentów oraz darów Ducha Świętego. Z kolei w osi umieszczono figury apostołów oraz aniołów – wylicza nasz rozmówca. – Oglądając zabytek, warto zwrócić również uwagę na postacie lwów oraz smoków zdobiące podstawę, które przywołują na myśl walkę Trójcy Świętej z szatanem.

Dzieło Mistrza Jana

Fundatorem zabytku był Gotfryd de Wide, dziekan kapituły kołobrzeskiej bazyliki (zapis o sfinansowaniu monumentalnego obiektu zawarł w testamencie). Jak głosi umieszczona przy podstawie inskrypcja, świecznik wykonany został w 1327 roku. Odlano go z brązu w Getyndze, w zakładzie należącym do Jana Apenghetera: – Już ten moment w dziejach przedmiotu wydaje się zagadkowy. Przyjmuje się, że Apengheter to nazwisko jego twórcy. Warto podkreślić, że w dialekcie dolnoniemieckim określenie to oznacza wprost artystę odlewającego figury z metalu, zatem bardziej prawidłowe wydaje się nazywanie autora po prostu „Mistrzem Janem” – wyjaśnia Mikołaj Klorek. – Ten sam odlewnik uznawany jest również za autora innego, wyjątkowego, kołobrzeskiego artefaktu, wyobrażającej lwią głowę kołatki – antaby, która aktualnie znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego w Szczecinie. Spod jego ręki wyszło również kilka innych, unikatowych przedmiotów, zachowanych na terenie Niemiec.

Zgodnie z intencją fundatora, świecznik od drugiej połowy lat dwudziestych XIV w. aż do końca XIX stulecia znajdował się w prezbiterium katedry. Był w tym okresie nie tylko świadkiem przemian, jakie przechodził hanzeatycki a potem pruski Kołobrzeg, ale także kluczowych wydarzeń w historii miasta. Podczas trzykrotnego oblężenia przez wojska rosyjskie w wojnie siedmioletniej uległ uszkodzeniu spowodowanemu ostrzałem artylerii. Kolejny raz, również armaty, lecz tym razem napoleońskie, zniszczyły swym ogniem trzy ramiona oraz tyle samo figur. Czasowo zastąpiły je drewniane repliki. Elementy te, ponownie odlane z brązu, uzupełnili specjaliści z Muzeum Rzemiosła w Berlinie, którzy remontowali bazylikę w latach 1886-1890. Co ciekawe, fundusze na ten cel pochodziły najprawdopodobniej z reparacji wojennych wypłaconych Niemcom przez pokonaną w czasie wojny 1870-1871 r. Francję. Przed końcem XIX w. kandelabr przeniesiony został przed ołtarz; świece płonęły na nim we wszystkie dni świąteczne.

Kłopotliwy łup

Do 1943 roku świecznik Jana Apenghetera wykorzystywany był przez kołobrzeskich duchownych tak samo jak wcześniej. Wtedy miejscowy pastor – Paul Hinz – otrzymał polecenie, by na wypadek alianckich nalotów zabezpieczyć najcenniejsze przedmioty w kościołach.

W krótkim czasie, w jednej z nisz bazyliki zamurowano cztery wiszące kandelabry, wykonaną w 1470 roku figurę Matki Boskiej z Chrystusem oraz część obrazów. Niektóre większe obiekty, jak gotycką chrzcielnicę oraz stalle, wywieziono poza miasto – odpowiednio do Dygowa i Charzyna. Świecznik Jana Apenghetera ukryto, po rozmontowaniu, w katedralnej kotłowni.

15 marca 1945 r. śródmieście zostało opanowane przez zdobywającą Kołobrzeg 1. Armię Wojska Polskiego. Trzy dni później niemiecki garnizon Festung Kolberg złożył broń. Niedługo potem przez miasto przetoczyła się fala grabieży; najpierw dokonali jej stacjonujący tutaj żołnierze Armii Czerwonej, po nich nadciągnęli pochodzący z głębi Polski szabrownicy. Część ukrytych, cennych przedmiotów zdobywcom dawnego Kolberg wskazywali sami niemieccy mieszkańcy, chcąc najpewniej w ten sposób przypodobać się nowej władzy.

Oficjalna informacja na temat dzieł sztuki, które znajdować się mogą w skrytkach zrujnowanej katedry pojawiła się po raz pierwszy 21 października 1945 r. To właśnie wtedy za sprawą jednego z polskich pionierów – Jana Sporysza – o tym fakcie poinformowany został urząd Wojewody Pomorskiego w Koszalinie. Do Kołobrzegu skierowano przedstawiciela Referatu Kultury i Sztuki Urzędu Pełnomocnika Rządu RP na Obwód Koszalin. Raport z oględzin sporządzono nieco ponad tydzień później. Wśród wymienionych w nim obiektów figuruje opisywany w tekście świecznik, który w tym czasie trafił na plebanię położonego niemal w sąsiedztwie bazyliki kościoła Św. Marcina.

W leżącym w ruinach Kołobrzegu dbałość o zabytki, tym bardziej „poniemieckie”, zdecydowanie nie należała do priorytetów. Porządkujący miasto, często przypadkowi oraz pojawiający się tutaj na krótki czas ludzie, dopełnili grabieży tego, co do tej pory przetrwało. Łupem złodziei padły także części XIV-wiecznego kandelabru; jak sygnalizował ówczesny proboszcz, ks. Szymon Grodzki, z „małego kościoła” zniknęły figury lwów, podstawa oraz elementy kolumny i ramion.

Świecznik uratowany

Poszukiwania części świecznika ruszyły na dobre za sprawą Jana Frankowskiego. W sierpniu 1946 r. przyjechał on do Kołobrzegu, by objąć stanowisko w tworzącym się polskim szkolnictwie. Jako pasjonat historii, inwestując skromne, prywatne środki zaczął gromadzić pozostałości po przeszłości regionu. Doprowadził również do powstania Towarzystwa Miłośników Kołobrzegu a w przyszłości – muzeum regionalnego (współcześnie: Muzeum Oręża Polskiego). Skradzione części opisywanego zabytku znalazł w lokalnych skupach złomu. Wykupił je przy wsparciu Prezydium Powiatowej Rady Narodowej. Gest władzy nie był bezinteresowny – stanowił część rozgrywki między komunistami a Kościołem.

Pod koniec grudnia 1958 r. zabytek został skatalogowany i, jeszcze niekompletny, stanął w budynku kołobrzeskiej biblioteki, której Frankowski był wtedy dyrektorem. Właściwy i profesjonalny proces kompletowania oraz renowacji świecznika rozpoczął się wiosną 1961 r. za sprawą Feliksa Ptaszyńskiego, wojewódzkiego konserwatora zabytków w Koszalinie. Prowadzone w Warszawie prace dobiegły końca w listopadzie 1963 roku. Odnowiony obiekt trafił do Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku z adnotacją, by przekazać go władzom kościelnym, gdy tylko „nadarzy się bezpieczna dla tego rodzaju działań stosowność”.

Grunt pod powrót dzieła Mistrza Jana na jego właściwe miejsce pojawił się w chwili powołania do życia Diecezji Koszalińsko-Kołobrzeskiej (1972 r.). Jego orędownikami stali się zarówno bp Ignacy Jeż, jak i proboszcz bazyliki, ks. Józef Słomski. W 1981 r. świecznik dotarł w końcu do katedry. Początkowo ustawiono go przy wschodniej ścianie nawy południowej, by w latach 90. na jej skraj. Tam podziwiać go można współcześnie.