Anna Kamińska od 30 lat, a dokładnie od 1 czerwca 1991 roku, prowadzi w Koszalinie agencję ANKAM Nieruchomości. Jak mówi, nie jest w stanie zliczyć wszystkich transakcji, które sfinalizowała w tym czasie. Za to jak mało kto potrafi ciekawie mówić o historii branży pośrednictwa w handlu nieruchomościami, o samym rynku i cechach skutecznego pośrednika.
– Należy Pani do pionierów koszalińskiego i w ogóle polskiego rynku nieruchomości. Skąd pierwsi pośrednicy czerpali wiedzę na temat handlu działkami, mieszkaniami, domami? Specjalistycznych studiów wtedy jeszcze nie było.
– Początki moje pracy zawodowej sięgają biura Astar w Koszalinie, które zajmowało się wycenami nieruchomości. Wspaniały człowiek i fachowiec, rzeczoznawca pan Zbigniew Perzyński był moim pierwszym nauczycielem i mentorem. Wprawdzie z pierwszego wykształcenia jestem specjalistką budowy dróg i mostów, ale budownictwo ogólne również opanowałam, co do tej pory procentuje w mojej pracy pośrednika nieruchomości i daje łatwość szacowania nieruchomości szczególnie w procesie budowlanym.
Pracując przy wycenach nieruchomości zaczęłam odkrywać ten rodzący się rynek (był to rok 1990). To był bardzo gorący okres odzyskiwania tak zwanego mienia zabużańskiego, więc pracy mnóstwo. Klienci, którzy uzyskali rekompensaty za mienie pozostawione na Wschodzie w zamian chcieli coś kupić w Polsce, w ówczesnym województwie koszalińskim. Początkowo szef, Zbigniew Perzyński, poprosił żebym się tym zajęła w Astarze. Chociaż już wtedy miałam do dyspozycji komputer, a przypomnę – był to rok 1990, nie bardzo dało się to połączyć dwóch zadań. Pracy było coraz więcej i w terenie, i w biurze. Wtedy szef zainspirował mnie do tego, abym otworzyła swoje biuro tylko do obrotu nieruchomościami. Obiecał pomóc, z czego wywiązał się z nawiązką.
Ja – młoda dziewczyna, z dziećmi na głowie, własną budową i do tego działalność gospodarcza… Przerażało mnie to, ale podobała mi się ta praca. Pomagałam ludziom, oni polecali mnie innym i jakoś poszło…
Pamiętam taką sytuację: wracałam z dziećmi z parku, patrzę, a na ówczesnym budynku Biura Turystycznego Gromada przy ulicy Zwycięstwa 109 wisi kartka ”wynajmę”. Pomyślałam sobie: biuro przy głównej ulicy, do domu niedaleko… Weszłam porozmawiałam z panią dyrektor Kazimierą Dąbkowską i pieniędzmi z kasy zapomogowo-pożyczkowej opłaciłam pierwszy czynsz.
Z kolegą plastykiem Wojtkiem Zakościelnym wymyśliłam nazwę ANKAM (jak Anna Kamińska), opracowaliśmy logo firmy, które z kilkoma liftingami mam do dzisiaj. Od razu miało być porządnie, wizytówki, papier firmowy, ulotki.
– Pamięta Pani pierwszy dzień pracy „na swoim”?
– Oczywiście. Wcześniej zakupiłam garsonki, garnitury, białe bluzki. Kiedyś było nie do pomyślenia, żeby pośrednik ubierał się niebiznesowo. W biurze chwyciłam za czarny telefon na kablu (w spadku po Gromadzie) i posiłkując się numerami z ogłoszeń publikowanych w koszalińskich gazetach, zaczęłam dzwonić. Pierwszą „bazę danych” stanowiły kolorowe karteczki. Każdy kolor oznaczał inny rodzaj nieruchomości – żółte to domy, różowe – mieszkania… Zdjęcia oferowanych obiektów gromadziłam w albumach.
Praktykę zawodową zdobywałam pod czujnym okiem notariusza Tadeusza Bochni, wspaniałego człowieka, o wielkiej wiedzy i kulturze osobistej. Lepszej szkoły zawodu nie mogłam sobie wymarzyć. Pamiętam akty pisane na maszynie. Tyle mieliśmy pracy, że w domu u pana notariusza w niedziele pisaliśmy akty na poniedziałek i przygotowywaliśmy inne dokumenty. Niezapomniane czasy. Mimo braku elektroniki wszystko było dopięte na ostatni guzik.
– A pamięta Pani pierwszą transakcję? Czego ona dotyczyła?
– Pierwsza transakcja, którą całkowicie samodzielnie przeprowadziłam, to sprzedaż fundamentu pod dom szeregowy na ulicy 4 Marca (całe to osiedle się budowało, stał tam wówczas jeden dom, który nota bene później również sprzedawałam). Nieruchomość należała do była moich znajomych jeszcze z piaskownicy i tak to się potoczyło. Później umieszczałam reklamy w gazetach, Radiu Koszalin, Radiu Północ. Koszalin obwieszony moimi banerami zrobił swoje. Z racji pracy w Rejonie Dróg Publicznych wiedziałam, jakie dokumenty należy złożyć, żeby mieć legalne reklamy w pasach drogowych. Kiedyś istniała instytucja plastyka miejskiego. Każda reklama musiała mieć projekt i zatwierdzenie. Był porządek w przestrzeni publicznej.
– Gdyby miała Pani oszacować, ile transakcji agencja ANKAM przeprowadziła od momentu swego powstania, jaki byłby to rząd wielkości?
– To jest nie do oszacowania. Czasem zdarzają się dni, kiedy pośredniczymy w sprzedaży kilku nieruchomości, a czasem są przestoje. Wiele czynników się na to składa. Rynek nieruchomości to żywy twór, podlega nieustannej ewolucji. Przeżyłam w mojej karierze dwa tak zwane boomy, obecnie szykuje się trzeci. Mamy znowu okres intensywnego zainteresowania nieruchomościami, kwitnie rynek wtórny i pierwotny, a w szczególności nieruchomości nadmorskie. Kiedy jadę ulicami Koszalina i patrzę po blokach orz domach, to mogę powiedzieć: „to sprzedałam”, „tamto sprzedałam” i „to też sprzedałam”. Uzbierało się tego sporo. Najmilej jest wówczas, kiedy przychodzą klienci z dziećmi (już dorosłymi ) i mówią „kupiliśmy u pani mieszkanie, teraz syn chciałby kupić”. Niesamowite chwile. Urządzam już drugie pokolenie koszalinian!
– Jakich kategorii nieruchomości dotyczy największa liczba aktów notarialnych?
– To zależy od pory roku, bo popyt ma charakter sezonowy. Zima i wiosna to szczególnie aktywny obrót działkami budowlanymi. Latem w dużej liczbie sprzedają się apartamenty nadmorskie. Po sezonie letnim klienci inwestują zarobione pieniądze. Pod koniec roku aktywizują się inwestycje firmowe. A przez cały rok ruch w tak zwanej „mieszkaniówce”, czyli rynku wtórnym mieszkań.
– Rynek nieruchomości przeżywa okresy ożywienia i takie, kiedy ruch spowalnia. W jakiej fazie cyklu jesteśmy obecnie?
– Obecnie mamy „szał zakupów” jak głosi slogan jednej z „sieciówek”. Sytuacja gospodarcza, polityczna, a przede wszystkim pandemia spowodowały, że klienci wykupują nieruchomości w Zachodniopomorskiem. Jak dosadnie komentują niektórzy, wszystkie „pipidówy się posprzedawały”. Każdy szuka spokoju, ciszy i czystego powietrza. U nas dostaje to wszystko w pakiecie. Osobna gałąź sprzedaży to nieruchomości nadmorskie. Poszukują ich klienci z całej Polski, bardzo dużo z Niemiec, dużo Polaków mieszkających za granicą -na przykład w Anglii czy Skandynawii.
Dlatego od paru lat mamy w naszej agencji dodatkową usługę, a mianowicie prowadzimy biura sprzedaży dla deweloperów. Prowadzimy im całościowo inwestycje od promocji i reklamy (nazwa, logo, strona www, banery, ulotki), przez pozycjonowanie w Internecie, marketing, sprzedaż, a skończywszy na zapewnieniu obsługi prawnej. Wymagało to powiększenia biura i kadry, ale skupiamy całość inwestycji w jednym miejscu, jesteśmy przy całym procesie budowlanym, mamy ciągły kontakt z nabywcami (w większości pochodzącymi z daleka). Klienci zyskują pewność, że ktoś czuwa nad ich inwestycjami, a deweloper zyskuje „święty spokój”. Ten model pracy się sprawdza. Obecnie mamy wiodącą inwestycję, którą już prawie całą sprzedaliśmy (130 apartamentów) – Błękitne Tarasy w Sianożętach. Obsługujemy również mniejsze obiekty powstające w całym pasie nadmorskim od Darłówka po Grzybowo: Apartamenty Hexagon, Mielenko Akacjowa Przystań i następne w toku realizacji, ale to na razie… tajemnica handlowa.
– Kilka lat temu państwa zawód został uwolniony (każdy może założyć agencję). Wyszło mu to na zdrowie?
– Niestety, to najgorsze co mogło nam się przytrafić. Nie tylko zresztą naszą branżę „uwolniono”, kilka innych grup zawodowych również. Jakość usług bierze się z wiedzy, wiedza z wykształcenia i nieustannego szkolenia szczególnie w tematach prawnych. Ciągle zmieniają się przepisy odnośnie gruntów, Ustawa o kształtowaniu ustroju rolnego… Ciągłe zmiany. Była Agencja Rolna Skarbu Państwa, teraz mamy w jej miejsce Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa. Podlegaliśmy pod Ustawę o kształceniu ustawicznym, obowiązkowe były dzienniki szkoleń. Teraz nic nie obowiązuje i niestety odbija się to bezpośrednio na klientach. Byłam członkiem Komisji Odpowiedzialności Zawodowej Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości powoływanej przez ministra. Można było utracić licencję na czas określony, można było mieć zawieszenie prawa wykonywania zawodu za błędy i przewinienia. To działało motywująco. Były państwowe licencje zawodowe z państwowym egzaminem. Licencjonowany pośrednik był kompetentnym, wykształconym profesjonalistą rynku obrotu nieruchomościami. Obecnie jest kilka licencji do kupienia w necie (już niepotrzebnych nikomu ), jakość usług pozostawia dużo do życzenia.
– Liczba działających w Koszalinie agencji przekroczyła już z pewnością liczbę 50. Po czym ktoś, kto szuka pomocy w zbyciu lub zakupie na przykład domu, odróżni agencje w pełni profesjonalne od tych mniej kompetentnych? Jakie pytania powinien zadać pośrednikowi przez podpisaniem z nim umowy?
– Podstawowe kryterium to minimum 10 lat na rynku! Wówczas mamy pewność, że biuro ma bazę danych, przetrwało, tak więc musi mieć właściwe narzędzia do sprzedaży i wyszkolonych agentów sprzedaży. Na szczęście rynek sam to weryfikuje, biura powstają, znikają. Nawet sama nie kojarzę, ile biur obecnie funkcjonuje w naszym rejonie – takich co robią komórką zdjęcia nieruchomości, bez obróbki… Czasem wstyd patrzeć na to, co jest umieszczany w Internecie. Naprawdę, wstydzę się za poziom niektórych ofert. Nie chodzi tu wyłącznie o koszaliński rynek. Mamy łączone transakcje z biurami warszawskimi i wrocławskimi. Tam rynek nieruchomości również pozostawia sporo do życzenie, jeżeli chodzi o opracowanie oferty.
Klienci sugerują się w większości wysokością prowizji. Niestety, to najgorsze z możliwych kryteriów, bo biura nowo powstałe stosują praktyki dumpingowe. Widzimy w ich reklamach „Oferty 0% , „Bez prowizji”, itp. Potem klient złorzeczy na biuro, że nieruchomość się nie sprzedaje. Jak ma się sprzedać, jeśli nie ma prawdziwej promocji? Wiem, ile kosztuje porządna promocja. Pochłania ona co najmniej 30 procent wartości prowizji, a przy nieruchomościach komercyjnych o wiele więcej. Nie ma cudów, z „0%” nic nie da się wygospodarować na promocję…
– Działalność agencji wspiera marketing, szukają one nowych atrakcyjnych rozwiązań. Państwo zamierzają zaoferować swoim klientom bezpłatną przeprowadzkę. Na czym to ma polegać i od kiedy obowiązywać?
– Rynek się zmienia, zmieniają się narzędzia sprzedaży. Parę lat temu nowością był „spacer wirtualny”, później drony, teraz to już w profesjonalnych biurach standard wyposażenia. Mamy mnóstwo gadżetów reklamowych, miarki, latarki, kubki, ekotorby, ale to nie do końca satysfakcjonuje klientów. Konkurencja to konstruktywne motywowanie do lepszej jakości usług , dlatego wprowadziliśmy nowość na koszalińskim runku a mianowicie „KUPUJĄC I SPRZEDAJĄC W ANKAMIE – PRZEPROWADZKA GRATIS”. Nie będziemy się licytować i przebijać prowizją , proponujemy KOMPLEKSOWOŚĆ . Klient zgłasza ofertę sprzedaży, przygotowujemy ofertę do wystawienia. Często potrzebna jest usługa home staging, którą również wykonujemy. Później profesjonalna sesja zdjęciowa nieruchomości, spacer wirtualny, zdjęcia z drona. Następnie wchodzi promocja i marketing, obsługa prawna sprzedaży, po czym przeprowadzamy klientów i przekazujemy nieruchomość nowym nabywcom. Pierwsi klienci skorzystali już z tej opcji. Było miłe zaskoczenie .
W mojej 30-letniej pracy kieruję się zasadą „w czym mogę Państwu pomóc?” Pośrednik, jak sama nazwa zawodu wskazuje, jest zawsze pośrodku negocjacji, służy wyważoną radą i pomocą. Warto stawiać na DOŚWIADCZENIE, a co za tym idzie na BEZPIECZEŃSTWO i PROFESJONALIZM.