O tym, dlaczego warto zastrzegać znaki towarowe i wzory przemysłowe oraz jak walczyć z nieuczciwą konkurencją rozmawiamy z panią Anetą Balwierz-Michalską, doświadczonym koszalińskim rzecznikiem patentowym. A wygrać można nawet z Amazonem!
– Kiedy cztery lata temu po raz pierwszy rozmawialiśmy w „Prestiżu” o zawodzie rzecznika patentowego, stwierdziła Pani, że kobiety są świetnymi rzecznikami patentowymi…
– Absolutnie nic się nie zmieniło (śmiech). Kobiety potrafią działać wielozadaniowo, ale to nie znaczy, że każda odnalazłaby się w tej roli. To jest zawód multidyscyplinarny, dużo w nim ogólnej orientacji w różnych dziedzinach techniki, potrzebna jest także wiedza prawnicza i ogólna umiejętność poszukiwania informacji. Chociaż kobiety są bardzo dobrymi rzecznikami, przyjęło się uważać, że więcej mężczyzn się do tego zawodu nadaje ze względu na to, że są „techniczni”. Osobiście uważam, że takie stereotypowe podejście jest błędne, co potwierdza ilość kobiet – rzeczników patentowych.
– Do pani klienci wracają, więc chyba nie najgorzej odnajduje się Pani w zawodzie.
– Ja jestem kobietą „techniczną”, od zawsze. Najlepszym przykładem jest sytuacja, która się wydarzyła gdy miałam 9-10 lat, a moi rodzice doczekali się telefonu. Wtedy to było coś! Strasznie chciałam mieć aparat również w swoim pokoju. „Zorganizowałam” jakoś kabel i podłączyłam sobie telefon. Sama. Proszę pamiętać, ze wtedy nie było Internetu, nikt mi nie powiedział jak to zrobić.. Albo inny przykład z mojego dzieciństwa: chciałam mieć własne lustro w pokoju. W bloku były ściany żelbetowe, a ja ręczną wiertarką wywierciłam otwór, by zawiesić to lustro. Niestety otwór był za duży, bo ręczną wiertarką nie dało się tego zrobić odpowiednio precyzyjnie. Znalazłam potem „wypełniacz”, włożyłam uchwyt i lustro wisiało wiele lat.
– Mija właśnie 30 lat od uruchomienia kancelarii, którą pani prowadzi.
– Jej korzenie są głębsze, bo sięgają roku 1977. Jeszcze w zupełnie w innych warunkach ustrojowych i formalnych zaczął prowadzić tę działalność mój tato. Ja przejęłam kancelarię w stu procentach po jego śmierci, czyli w styczniu 2004 roku. Oczywiście moje doświadczenie jest większe niż te niecałe 20 lat, bo już w czasie studiów zajmowałam się zagadnieniami z zakresu prawa własności przemysłowej, potem odbyłam studia podyplomowe, praktykę w Urzędzie Patentowym i praktykę w kancelarii ojca. To wszystko ukoronował egzamin państwowy, który był najtrudniejszym egzaminem w moim życiu, ale na szczęście zdałam go śpiewająco.
– Czy coś zmieniła Pani po przejęciu kancelarii?
– Kiedy mój ojciec prowadził kancelarię, już jako prywatną firmę, nie było zwyczaju, by kancelaria patentowa miała własny znak firmowy. W momencie, gdy sama stałam się właścicielką kancelarii pomyślałam, że jednak należałoby opracować jej logotyp. Tylko w jakim kierunku pójść przy jego opracowywaniu? Przypomniałam sobie wtedy zdarzenie z czasów, kiedy odbywałam praktyki w Urzędzie Patentowym. Mój tata był znanym rzecznikiem, doskonale kojarzonym w UP. Przypominam sobie takie zdarzenie: pukam kiedyś do gabinetu w tymże urzędzie, wchodzę, wita mnie mało przychylny wzrok urzędniczki. Kiedy się przedstawiłam, pani od razu zmieniła nastawienie. Wtedy zrozumiałam, że Balwierz jest dobrze kojarzącym się nazwiskiem i właśnie na nim oparłam logo. Powstało ono w 2009 roku. Logotyp graficznie nawiązywał do historii i tradycji, ponieważ chciałam wtedy podkreślić tradycje kancelarii.
– Obecnie pojawiło się nowe logo.
– Uznałam, że jestem tyle lat na rynku, iż tym razem mogę postawić na nowoczesność. To logo jest zupełnie inne, ale nazwisko w nim pozostało. Nie projektowałam go samodzielnie, stawiam w takich sytuacjach na specjalistów. Człowiek chorujący na serce, idzie do kardiologa, właściciel firmy potrzebujący opracowania nowego logotypu idzie do grafika lub też agencji reklamowej, a człowiek mający problem z jakimś naruszeniem prawa dotyczącego własności przemysłowej, idzie do rzecznika patentowego. Po prostu specjaliści mają szerszą wiedzę w danej dziedzinie i tym w pierwszej kolejności należy się moim zdaniem kierować.
– Logotyp jest znakiem rozpoznawczym, sygnalizuje określone wartości. Marketingowcy wielkich firm długo badają reakcje potencjalnych klientów na opracowane projekty, zanim wybiorą którąś wersję.
– Zaprojektować dobre logo nie jest łatwo. Znaczenie ma mnóstwo czynników, wśród nich kolor. Nie bez powodu na przykład w logotypach restauracji popularny jest pomarańczowy. Kolor podświadomie kojarzy się z daną działalnością. Ja postawiłam na niebieski i odcienie srebrnego. Chciałam podkreślić nowoczesność, a jednocześnie stabilność i profesjonalizm. W takich klimacie wykonana jest również moja strona internetowa, która razem ze zmianą logotypu doczekała się zupełnie nowej formy.
– Rolą kancelarii patentowej jest ochrona własności przemysłowej, własności intelektualnej. Załóżmy, że jest już zarejestrowana bądź chronione jakieś oryginalne rozwiązanie czy też znak firmowy, towarowy, logotyp. Co się dzieje dalej? Skąd klient kancelarii ma pewność, że jego prawa są szanowane?
– Zapobiec naruszeniom nie sposób, bo wchodzi tutaj w grę czyjaś zła wola i premedytacja. Oczywiście można, a wręcz powinno się reagować, gdy ktoś naruszy nasze prawa. Zazwyczaj klienci pierwsi się o tym dowiadują, bo alarmują ich sygnały z rynku. Wtedy wkraczamy my, rzecznicy, prowadząc sprawy roszczeniowe. Dochodzimy także praw klienta na drodze sądowej, jeżeli jest taka konieczność. Od lipca zeszłego roku działają w Polsce wyspecjalizowane sądy, które zajmują się takimi sprawami. Specjalne wydziały zostały utworzone w Sądach Okręgowych w Warszawie, Gdańsku, Lublinie, Poznaniu i Katowicach. To dobre rozwiązanie, ponieważ stawia na specjalizację sędziów. Trudno wymagać by sędzia zajmujący się wieloma typami spraw np. sprawami rozwodowymi, był również doskonałym znawcą zagadnień ochrony własności przemysłowej.
– Idealnie byłoby, gdyby rzecznik został sędzią…
– Na pewno byłoby mu łatwiej rozstrzygać spory. Jestem jednak przekonana, że sędziowie sądów patentowych, prowadząc wiele spraw, szybko będą nabierać doświadczenia. To są naprawdę bardzo złożone zagadnienia. Bywałam świadkiem sytuacji, gdy podczas rozprawy sędzia wzywał rzecznika, żeby objaśniał jakieś zawiłe szczegóły. To zrozumiałe, że sędziowie nie są w stanie ogarnąć całości tej skomplikowanej tematyki. Dobrze więc, że powstało w Polsce pięć wydzielonych sądów patentowych. Sprawy z naszego regionu podlegają pod sąd w Gdańsku.
– Pewnie sądy nadal będą powoływały biegłych i zapewne będą nimi rzecznicy.
– Miejmy nadzieję, że rzecznicy. Dotychczas zdarzały się sytuacje, gdy na biegłych powoływano również osoby zajmujące się np. zawodowo wzornictwem przemysłowym będąc pracownikami np. politechniki i nie będące rzecznikami patentowymi. Była jednak wyraźna różnica w jakości opinii prawnych formułowanych przez takich biegłych a opiniami pisanymi przez rzeczników.
– Od kwietnia 2016 zaczął w Polsce obowiązywać nowy sposób uzyskiwania ochrony znaków towarowych, taki sam jak w większości krajów europejskich. Na czym on polega?
– Wcześniej obowiązywał system badawczy, obecnie mamy system rejestrowy. Badawczy polegał na tym, że gdy do Urzędu Patentowego wpływało zgłoszenie znaku, Urząd badał czy ten znak może być znakiem towarowym, ale przede wszystkim czy nie narusza wcześniejszych praw do znaków (czyli nie jest podobny do innych wcześniej zarejestrowanych znaków innych firm). Od kwietnia 2016 roku urząd bada tylko tzw. bezwzględne przesłanki rejestracyjne – na przykład to, czy znak nie jest nazwą rodzajową. Ewentualnych kolizji z wcześniejszymi prawami Urząd Patentowy już nie sprawdza. Urząd publikuje informacje o zgłoszeniu znaku i przez trzy miesiące osoby zainteresowane, czyli np. właściciele wcześniejszych podobnych znaków, mogą złożyć sprzeciw. Moim zdaniem jest to lepszy system. Przed kwietniem 2016 dużo było sytuacji, gdy funkcjonująca od lat na rynku polska firma nie mogła uzyskać rejestracji odświeżonego chronionego znaku, bo okazywało się że na przykład jakaś firma portugalska zarejestrowała podobne oznaczenie jako znak unijny. Nie miało znaczenia to, że firma ta działała wyłącznie lokalnie w Portugalii i z obszarem działania firmy polskiej nie miała żadnej styczności, a firmy nie są dla siebie w żaden sposób konkurencyjne. Tak czy tak, Urząd Patentowy RP odmawiał udzielenia ochrony. A przecież ten znak tak na prawdę funkcjonował od wielu lat, od wielu lat był chroniony, a jedynie nastąpiła niewielka modyfikacja jego formy, np. zmiana czcionki czy kolorystyki. Obecny system nie generuje już na szczęcie takich problemów, choć niewątpliwe wiąże się z koniecznością monitorowania zarejestrowanych znaków przez ich właścicieli.
– Jak wygląda bieżące monitorowanie ochrony zarejestrowanego znaku?
– Nie wszyscy rzecznicy to robią, bo nie mają takiego obowiązku. Ja taki monitoring prowadzę. Nie przeglądam oczywiście tysięcy nowych zgłoszonych znaków, bo byłoby to niewykonalne biorąc pod uwagę fakt, że do miesięcznie do UP wpływa ponad półtora tysiąca nowych zgłoszeń. Pomagają mi programy komputerowe i specjalistyczne bazy danych. Po wprowadzeniu do programu kryteriów monitorowania pasujących do danego znaku, otrzymuję powiadomienia o pojawieniu się zgłoszeń znaków, które są faktycznie podobne do monitorowanego znaku. Wtedy przeglądam wyniki wyszukiwania, odrzucam te, które moim zdaniem nie są dostatecznie podobne, informuję o tym mojego klienta i razem podejmujemy decyzję o ewentualnym złożeniu sprzeciwu.
– Czy złożenie sprzeciwu jest trudne?
– Dla rzecznika to oczywiście prosta sprawa, ale zwykły „Kowalski” z pewnością miałby z tym problem. Procedura jest stosunkowo krótka, można także zakończyć spór polubownie i po rozsądnych kosztach. Gorzej, jeśli ktoś przeoczy trzymiesięczny okres na wniesienie sprzeciwu i sporny znak już zostanie objęty ochroną. Wtedy sprawa się komplikuje, jest bardziej kosztowna i trwa dłużej, a przez ten cały czas funkcjonuje prawna ochrona spornego oznaczenia, co z pewnością nie jest korzystne dla właściciela wcześniejszego znaku. Tak więc warto wdrożyć monitorowanie znaków za pośrednictwem rzecznika patentowego. Klient może wówczas spać spokojnie, mając pewność, że nie spotka go przykra niespodzianka.
– Ochrona znaków w Unii Europejskiej skomplikowała się po wyjściu z niej Wielkiej Brytanii.
– Wraz z datą brexitu, czyli 31 grudnia 2020, unijne znaki i wspólnotowe wzory przemysłowe zostały zdublowane i wprowadzone do bazy wzorów i znaków w Wielkiej Brytanii. Dostały swoje numery i funkcjonują teraz jako niezależne prawa krajowe. W związku z tym trzeba je odrębnie przedłużać za pośrednictwem kancelarii brytyjskiej jak również za pośrednictwem polskiego dotychczasowego pełnomocnika przed EUIPO (Urząd Unii Europejskiej do spraw Własności Intelektualnej), co jest znacznie tańsze. Pomimo tego, że jestem polskim rzecznikiem, mogę w imieniu klientów wykonywać rozmaite czynności w krajach, w których nie ma wymogu reprezentacji zagranicznych podmiotów przez krajowych rzeczników (w Polsce klient zagraniczny może być tylko reprezentowany wyłącznie przez polskiego rzecznika patentowego). Zasadniczo w Wielkiej Brytanii funkcjonuje tzw. przymus rzecznikowski, czyli obowiązek reprezentacji klienta zagranicznego przez rzecznika krajowego, ale dzięki brexitowi pełnomocnicy rejestracji unijnych nabyli sporo uprawnień w tym zakresie na terytorium UK. Jeśli znak nie został w UE zarejestrowany przed końcem 2020 roku, bo procedura rejestracyjna w EUIPO jeszcze się toczy, trzeba go niestety dodatkowo zgłaszać na Wyspach.
Pojawia się sporo niejasności w postępowaniu w Wielkiej Brytanii w konkretnych sprawach i możliwościach uprawnień polskich rzeczników w tym zakresie. Na szczęście brytyjscy urzędnicy chętnie i stosunkowo szybko odpowiadają mailowo na pytania, które są do nich kierowane przez rzeczników patentowych. Przynajmniej ja mam takie pozytywne doświadczenia. Uzyskanie certyfikatu potwierdzającego przedłużenie ochrony określonego znaku czy wzoru również nie zajmuje dużo czasu.
– W zakresie ochrony praw i znaków towarowych sprawę komplikuje brexit, ale również coraz bardziej zaawansowana globalizacja, a w jej ramach działalność globalnych platform sprzedaży on-line takich jak Amazon czy AliExpress. W jakim zakresie zmienia to ochronę praw, których strzegą rzecznicy patentowi?
– To spory problem, głównie właśnie z powodu firmy Amazon. Chodzi tu o agresywne, wręcz nieuczciwe praktyki. Przeciwko Amazonowi toczy się proces w Stanach Zjednoczonych, a Komisja Europejska prowadzi śledztwo w związku z nadużywaniem dominującej pozycji na rynku (konkretnie na terenie Niemiec i Francji). Nadużywanie pozycji polega w tym przypadku na tym, że Amazon zbiera dużo danych sprzedażowych, a następnie robi z nich nieuczciwy użytek.
– Co to znaczy?
– Firma ustala, jakie produkty w światowym obrocie budzą szczególne zainteresowanie klientów i podejmuje produkcję czegoś bardzo podobnego, sprzedawanego po dużo niższej cenie. Tym samym ze względu na swój olbrzymi zasięg eliminuje z rynku konkurencję. Te hitowe produkty, których wyrób podejmuje Amazon, są praktycznie identyczne z tymi, które produkuje ich faktyczny pomysłodawca. Jeżeli taki produkt nie jest chroniony jako na przykład wzór przemysłowy, to trudno coś zrobić, jeżeli chodzi o przeciwdziałanie podrabianiu przez Amazon. Nieuczciwość tych zachowań polega przede wszystkim na tym, że pierwotni producenci na opracowanie danego przedmiotu wydali pieniądze, przeprowadzili badania, sfinansowali promocję i zbudowali sieć dystrybucyjną. Amazon, zbierając z rynku ogrom danych, wchodzi w rolę producenta, nie ponosząc tych wszystkich wydatków, które wcześniej ktoś latami finansował.
– Dlatego tak ważne jest, żeby produkty dystrybuowane za pośrednictwem platform sprzedażowych obejmować ochroną?
– Stosunkowo najłatwiej zrobić to w zakresie designu. Jeśli produkt taki jest chroniony jako np. wzór przemysłowy, producent ma lepszy punkt wyjścia do dochodzenia swoich praw. Niektórzy jednak błędnie sądzą, że wystarczy ochrona przysługująca w związku z prawami autorskimi, nie zdając sobie jednak sprawy, że dochodzenie praw na tej podstawie otwiera olbrzymią możliwość różnorodnych interpretacji prawnych, skutecznie utrudniających dochodzenie roszczeń. Korzystanie z ochrony na podstawie prawa autorskiego jest znacznie trudniejsze niż w sytuacji, gdy mamy do czynienia z chronionym w urzędzie wzorem przemysłowym, gdzie mamy dokument potwierdzający taką ochronę i jej zakres. Zakres ochrony w przypadku prawa autorskiego określamy w ten sposób, że jeśli chodzi np. o obraz, wiadomo kto go namalował, kto jest jego autorem, jakie dzieło jest chronione. W przypadku ochrony designu np. mebli, czy też innych przedmiotów użytkowych, sprawę komplikuje jednak pojęcie ograniczenia swobody twórczej.
– O co tu chodzi w praktyce?
– Wyjaśnię to na przykładzie. Jeżeli ktoś chce stworzyć oryginalny fotel, nie jest w stanie wykonać projektu w oderwaniu od foteli, które tworzyli inni. Fotel musi mieć siedzisko, oparcie dla pleców, podparcie rąk. Czyli elementy, które wynikają z funkcji przedmiotu. Możemy więc mówić o sytuacji, że swoboda kształtowania formy tego przedmiotu jest ograniczona użytecznością. Stąd ocena przysługiwania praw autorskich może być wątpliwa. Tego nie da się określić na zasadzie zero-jedynkowej ale również wyrazić w jakichś proporcjach procentowych. Dlatego w niektórych sytuacjach dochodzenie praw autorskich jest po prostu niemożliwe. Stąd, podkreślam jeszcze raz, tak ważna jest ochrona towarów jako wzorów przemysłowych. Taka ochrona w niektórych sytuacjach bywa nawet lepsza niż ochrona patentowa. W oparciu o prawo unijne zastrzeżenia wzoru przemysłowego można dokonać czasami już w ciągu kilku do kilkunastu dni. Postępowanie patentowe zaś jest dużo bardziej złożone i wymaga wielokrotnie dłuższego czasu. Oczywiście należy mieć także na uwadze, iż ochrona patentowa i ochrona wzoru przemysłowego mają zupełnie inny zakres, choć czasem te ochrony mogą się zazębiać.
– Możliwe jest wygranie batalii z takimi olbrzymami jak Amazon lub AliExpress?
– Jeżeli mamy zastrzeżony wzór przemysłowy i odkrywamy, że ktoś produkuje rzecz bardzo podobną, albo identyczną, występując do platform sprzedażowych jesteśmy w stanie zablokować aukcję z tym podobnym przedmiotem. Mogę na podstawie własnego doświadczenia i doświadczenia moich klientów potwierdzić, że na przykład Allegro natychmiast reaguje na podobne sygnały i nie dopuszcza do tego, by ktoś za pośrednictwem platformy zarabiał na produktach, do których prawo ma ktoś inny. Teoretycznie więc jeśli mam prawo do danego wzoru przemysłowego, a Amazon zacznie go kopiować, po otrzymaniu sygnału od prawowitego właściciela powinien zablokować swoje aukcje, na których sprzedaje podrabiane przedmioty. Platformy chcą po prostu w ten sposób uniknąć współodpowiedzialności za naruszenie prawa. Oczywiście można dochodzić swoich uprawnień w procesie sądowym, ale to już rozwiązanie pracochłonne i kosztowne.
– Prawo do ochrony znaków czy wzorów bywają jednak czasami nadużywane.
– Zdarzają się nieuczciwe i oburzające praktyki na naszym rynku, kiedy wiele podmiotów sprowadza na przykład z Chin określony przedmiot i nim w Polsce handluje, a znajduje się ktoś, kto ten produkt zgłasza w Polsce jako wzór przemysłowy i wówczas tym zabiegiem blokuje innym możliwość handlowania ową rzeczą. Zanim to wszystko się powyjaśnia i ochrona zostanie unieważniona, upływa dużo czasu i ten nieuczciwy podmiot uzyskuje na długi okres faktyczny monopol w obrocie.
Jednakże bardzo istotna jest też ochrona znaków towarowych, czy logo firmy, zwłaszcza w sytuacji gdy twórca w odpowiednim czasie nie zadbał o uzyskanie ochrony wzoru przemysłowego (o ochronę taką można się zgodnie z prawem ubiegać w ściśle określonym czasie). Znaki towarowe pozwalają odróżnić towar jednego producenta od podobnego towaru pochodzącego od kogoś innego. Ochrona znaków towarowych rozszerza w praktyce ochronę wynikającą z zastrzeżenia wzoru przemysłowego. Bywają sytuacje, że firma kopiująca cudze produkty nie ma pełnej wiedzy na przykład o technologii wykonania danego towaru. Przedmiot pierwotny i skopiowany na pozór mogą wyglądać tak samo. Jednak w czasie eksploatacji ujawniają się istotne różnice – na przykład inna jest trwałość, żywotność i jakość przedmiotu. Te różnice można podkreślać znakami towarowymi. Dla przykładu: kiedy kupujemy gdzieś Coca-Colę i colę produkowaną na potrzeby jakiegoś dyskontu, np. Biedronki, to mamy świadomość, że tylko pozornie mamy do czynienia z tym samym napojem. Jeden i drugi jest ciemny, słodki, ale w rzeczywistości ich smak jest zupełnie różny. Wiadomo z czego to wynika. Receptura Coca-Coli jest tajemnicą strzeżoną pilniej niż sekrety wojskowe, ale to dzięki ochronie znaku możemy rozróżnić te dwa produkty. Swego czasu czytałam artykuł o tym, że wartość znaku Coca-coli oszacowano na ¾ wartości giełdowej całej firmy!
– A co z Chińczykami? Kopiują co tylko mogą. Czy pierwotny producent ma jakieś szanse chronić swoje prawa?
– Oczywiście! Dany towar, jeśli jest oryginalny, może być objęty ochrona patentową, ochroną wzoru użytkowego, wzoru przemysłowego, może być oznaczany chronionym znakiem towarowym. Każde z wymienionych praw działa terytorialnie, co oznacza, że taki przedmiot nie może być sprzedawany przez nieuprawnione podmioty właśnie na tym obszarze – na przykład terytorium danego kraju, czy też na terytorium całej UE jeśli chodzi o znaki czy wzory przemysłowe. Od tego są służby celne, żeby zapobiegać takim praktykom.
– Kto ponosi ryzyko: chiński producent czy europejski importer?
– Jeden i drugi. Tutaj może dochodzić do nieprzewidzianych, a czasem trudnych sytuacji. Przykład: polski importer zabawek sprowadzał te, które nie były chronione żadnymi prawami. Tymczasem chiński producent do kontenera z legalnymi zabawkami dla zachęty dołożył próbki innych, w tym objętych ochroną przysługującej innej firmie. To dla takiego importera sytuacja kłopotliwa i kosztowna. Cała partia towaru, wszystko co było w kontenerze, zostało zatrzymane i trzeba było sporo czasu i zabiegów, by sprawę wyjaśnić i uwolnić legalny towar. Tak więc jak widać ochrona znaków towarowych albo wzorów przemysłowych pozwala zatrzymać obrót towarem, który objęty jest określonymi prawami pierwotnego producenta, ja zaś zachęcam moich klientów, by ochroną swoich produktów obejmowali całe terytorium Unii Europejskiej. Nawet jeżeli komuś się wydaje, że jego produkt sprzedaje się tylko w Polsce, to powinien pamiętać, że w dobie handlu internetowego praktycznie ograniczenia zasięgu nie istnieją.
– Na przedsiębiorców czyha jeszcze jeden rodzaj zagrożenia – naciągacze, którzy czasami nawet podszywając się pod Urząd Patentowy wyłudzają opłaty za rzekomą ochronę. Czy to zjawisko jest szerokie?
– Jestem pewna, że jeżeli ktoś w ostatnim czasie zgłaszał w Urzędzie Patentowym, EUIPO, czy też WIPO (World Intellectual Property Organization) – zwłaszcza znak towarowy, logo, to z takimi próbami naciągania się spotkał. Przedsiębiorca zgłasza do ochrony określone prawa własności przemysłowej, które stają się przedmiotem ogłoszenia, a więc są jawne. Na podstawie tych jawnych informacji nieuczciwe firmy formułują wezwania do różnorodnych opłat, zwłaszcza sugerujących uzyskanie ochrony prawnej po ich uiszczeniu. I co robi wówczas przedsiębiorca? Pamięta, że zgłosił znak towarowy czy też wzór przemysłowy, w korespondencji znajduje wezwanie do uiszczenia np. 3000 euro, żeby ten produkt był chroniony. Często te pisma są tak przygotowane, że przypominają oryginalne wzory pism wysyłanych przez oficjalne instytucje, takie jak np. WIPO, ale na piśmie oczywiście nie zobaczymy WIPO tylko WPIO w niemal identycznej grafice jak oryginalny znak. Ktoś, kto ma z takimi pismami do czynienia rzadko albo po raz pierwszy, bierze je za dobrą monetę i po prostu płaci. Najgorsze jest to, że proceder, o którym mowa, właściwie w sensie prawnym może zostać uznany za dopuszczalny, bo naprawdę chodzi o „ochronę” – co z tego, że polegającą na wpisaniu znaku czy wzoru do jakiegoś prywatnego rejestru. Szczególnie my, Polacy, nie mamy nawyku uważnego czytania pełnych dokumentów, regulaminów, umów. A okazuje się, że informacja o prywatnym charakterze rejestru gdzieś w tej korespondencji się znajdowała. Odzyskanie wyłudzonych pieniędzy jest niezwykle trudne, jeśli wręcz niemożliwe, bo przed sądem nieuczciwa firma może wywodzić, że pismo zawierało wszelkie potrzebne informacje, a przedsiębiorca sam sobie winien, jeśli z nimi się nie zapoznał. Te kwoty są całkiem niemałe – czasem 1000 euro, czasem 3000 euro, albo ich odpowiedniki w PLN.
– Jak się ustrzec przed takimi pułapkami?
– Kiedy moi klienci przynoszą mi takie wezwania, ja natychmiast je anonimizuję i umieszczam na stronie internetowej kancelarii i na profilu facebookowym, by przestrzegać innych. Tam można zobaczyć jak te pisma wyglądają. Naprawdę w wielu przypadkach można łatwo się pomylić. Nawet prawnicy mogą dać się wyprowadzić w pole. Mam tu na myśli konkretny przykład pewnej kancelarii prawnej na rzecz której prowadziłam rejestrację znaku towarowego. Doświadczeni prawnicy dali się niestety nabrać, bo nie skonsultowali za mną otrzymanego pisma.
– Pisma od naciągaczy to jedno, jakie są inne kategorie nieuczciwego ściągania pieniędzy?
– Inna kategoria to podrabiane decyzje Urzędu Patentowego RP. Pierwsze takie „kwiatki” pojawiły się mniej więcej trzy lata temu. Decyzje te do złudzenia przypominają korespondencję Urzędu Patentowego. Forma, papier firmowy, czcionki, stemple i godło – wszystko jak w oryginalne. A nawet podpis urzędnika, który pracuje lub pracował w Urzędzie Patentowym z jego imienną pieczątką! O ile w pierwszym przypadku mamy do czynienia z działaniem nieuczciwym, ale jednak często mieszczącym się w granicach prawa, to tutaj już z przestępstwem. Ja potrafię te pisma odróżnić. Ale konia z rzędem temu przedsiębiorcy, który będzie w stanie podejść tak krytycznie do tej korespondencji.
– To jak się chronić?
– Niezwykle ważne w przypadku zgłaszania czegokolwiek do Urzędu Patentowego, EUIPO czy WIPO jest działanie przez pełnomocnika. Pomijam kwestie prawidłowości sporządzania dokumentacji, bo to rozumie się samo przez się. Nie wszystkie kancelarie tak robią, ale ja stosuję od zawsze praktykę, że to ja w imieniu klientów wnoszę opłaty. Mam wtedy pewność i taką pewność uzyskuje mój klient, że są to opłaty wymagane i prawidłowe. Jeżeli niektóre opłaty wnosi sam klient, to dopiero po tym, gdy dostanie ode mnie dokument, w którym są wskazane takie informacje jak numer rachunku bankowego, określenie należności, tytuł opłaty etc. Tak więc widać, że jako rzecznik patentowy nie tylko czuwam nad samą procedurą uzyskiwania ochrony, ale również czuwam nad tym by klient nie zapłacił czegoś, czego płacić nie musi. Wbrew pozorom jest to bardzo istotne, ponieważ nie wszyscy rzecznicy patentowi działają jako pełnomocnicy swoich klientów.
– Jak widać, kancelarie patentowe w jakimś stopniu zapewniają ład w gospodarce?
– Przynajmniej ja staram się tak obsługiwać klientów, jak sama bym chciała być obsługiwana. Zdaję sobie sprawę, że te kwestie, które są dla mnie proste i oczywiste, nie są takie dla moich klientów, więc staram się wszystko bardzo precyzyjnie wyjaśniać. Czasami po prostu wiele rzeczy robię za nich. Mnie to zajmie kilka minut, a im wiele godzin – bez pewności, że będzie to zrobione prawidłowo. Tutaj wracamy do kwestii specjalizacji. Język jakim posługują się określone instytucje, zawiera wiele pojęć niestosowanych gdzie indziej. W tej sytuacji nie dziwi mnie że klienci, nawet ludzie wykształceni, nie zawsze rozumieją o co chodzi w danym piśmie urzędowym. Nie wszystkie kancelarie tak działają jak ja. Niektóre dają klientowi do ręki przygotowane dokumenty a on sam je składa do Urzędu Patentowego, a później gdy przychodzi do niego pismo z urzędu nie wie co ma z tym zrobić. Co ciekawe pojawiło się sporo firm, które nie zatrudniają rzeczników patentowych ale pomimo to przygotowują dokumentację potrzebną do zgłoszenia znaków towarowych, którą klient sam składa do urzędu. I z pozoru wszystko odbywa się w sposób właściwy, gorzej kiedy dochodzi do jakichś sporów i wtedy wychodzi na jaw, że jednak w dokumentacji nie wszystko było przygotowane tak, aby zapewnić jak najszerszy zakres ochrony. Oczywiście są klienci, którzy korzystają z usług tego typu biur, głównie dla oszczędzenia pieniędzy, bo honorarium rzecznika patentowego jest z pewnością wyższe, ale później ponoszą niewspółmierne do oszczędności straty. Czasem także niektórych, źle zrobionych rzeczy nie da się naprawić, a przykładowo zgłoszenie znaku pozornie wydaje się nie za bardzo skomplikowane. Tyle, że na tym etapie nie widać kruczków prawnych, na które trzeba zwrócić uwagę, które mogą w przyszłości wpłynąć na jakość i skuteczność ochrony. Pomijam już fakt, że ochrona znaku trwa 10 lat, a po tym okresie trzeba ją przedłużyć. Każdemu z nas łatwo pilnować terminu comiesięcznych czy corocznych (np. podatkowych), a co innego pamiętać po 10 latach, że jest coś do przedłużenia. Moi klienci mają ten luksus, że mają to z głowy. To ja czuwam nad tym, by z powodu przeoczenia terminu nie utracili ochrony swoich praw wyłącznych.
Aneta Balwierz-Michalska – Europejski Rzecznik Patentowy. Posiada uprawnienia do występowania przed EUIPO (European Union Intellectual Property Office – Urząd Unii Europejskiej ds. Własności Intelektualnej) i EPO (Europejski Urząd Patentowy). Absolwentka Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie (studia podyplomowe z zakresu prawa własności przemysłowej). Zagadnieniami prawa własności przemysłowej zajmuje się od niemal 30 lat. Rzecznik patentowy od 22 lat. Od 2004 roku właścicielka Kancelarii Patentowej Aneta Balwierz-Michalska (www.balwierz.pl) mieszczącej się w Koszalinie przy ul. Kard. Wyszyńskiego 3/5. Tradycje zawodowe związane z prawem własności przemysłowej sięgają w jej rodzinie roku 1977, a Kancelaria Patentowa Aneta Balwierz-Michalska jest kontynuacją kancelarii patentowej założonej przez ojca – Ryszarda Balwierza.