KAC 6761 Wydarzenia

Krzysztof Skiba: Wysłałem wątrobę na wakacje

Jest gwiazdą rocka, ale nie jest alkoholikiem, a to ponoć rzadki przypadek. Jak sam mówi, polska kultura pachnie wódą. On jednak woli whisky, ale przyszła kryska na Matyska. A w zasadzie na Skibę. W życiu lidera legendarnego Big Cyca zaszły poważne zmiany.

Rozmawiał: Jakub Jakubowski, Fotografie: Karol Kacperski

 

– Jak zostać gwiazdą, nie zostając alkoholikiem? Tak zapowiadasz swój stand-up. To ciekawe i intrygujące.KAC_6564

– Ciekawe, intrygujące i bardzo trudne. W Polsce jest kultura alkoholowa, picie jest elementem życia towarzyskiego, a jak nie pijesz, to jesteś wręcz do tego przymuszany. Polska kultura pachnie wódą. Wielu znakomitych polskich poetów i pisarzy dawało w palnik nieprzeciętnie. Mickiewicz, Słowacki, chociaż ten drugi wolał dragi od alkoholu. Z alkoholowych libacji słynęli Skamandryci ze Stanisławem Przybyszewskim i Janem Kasprowiczem na czele. Wątroby nie oszczędzali zarówno twórcy poezji dla dzieci, Julian Tuwim i Konstanty Ildefons Gałczyński, jak i autorzy polskiej poezji erotycznej, Bolesław Leśmian, czy Kazimierz Przerwa-Tetmajer. Władysław Broniewski zwykł się przedstawiać: Polak, katolik, alkoholik. Marek Hłasko pił ze wszystkimi, zarówno z artystycznym establishmentem, jak i ze złodziejami, prostytutkami i przypadkowo poznanymi pijakami. Wojaczek, Tyrmand, Pilch, Himilsbach i mógłbym tak wymieniać jeszcze długo. Ten ostatni sparafrazował słowa Marka Hłaski i podsumował polską kulturę alkoholową słynnym cytatem – picie wódki to jest wprowadzanie elementu baśniowego do rzeczywistości.

– Ten baśniowy element towarzyszył nie tylko pisarzom.

– Zdecydowanie. Aktorzy, muzycy, malarze… nie ma wyjątków. Ale przypominam sobie pewien wakacyjny wypad koncertowy, który graliśmy razem z TSA. Ja dojechałem szybciej niż koledzy z zespołu, którzy utknęli w potężnym korku. Poprosiłem chłopaków z TSA, by zagrali pierwsi, oni się zgodzili. Big Cyc dojechał na styk, po siódmym wymuszonym bisie, ale generalnie wszystko się udało, publika zadowolona. Po koncercie wpadamy do garderoby TSA z bardzo dobrą, wiekową whisky, a tu nie ma z kim rozpić butelki. Gitarzysta nie pije, bo zdrowie nie pozwala, basista i perkusista to samo. Wcisnęliśmy tą butelkę Markowi Piekarczykowi, ale on też mówi, że on to tylko piwko, delikatnie. Wtedy trochę z tego się podśmiewaliśmy, że dziadki już nie dają rady, ale nie minęło kilka lat, a w Big Cycu mamy to samo. Z naszego składu tylko Dżej Dżej jeszcze coś tam czasami sobie chlapnie.

– Może to jest naturalny etap w procesie ewolucji rockandrollowca?

– Pewnie tak. Mam nadzieję, że nie dożyjemy do etapu, w którym abyśmy mogli wejść na scenę trzeba będzie nam przetaczać krew, zasysać cysternami kroplówkę i poddawać seriom elektrowstrząsów. A po koncertach pakować w szlafroki i odwozić na sygnale do sanatorium na odpoczynek.

– To musielibyście mieć geny Ozzy Osbourne’a. Zatem jaka jest odpowiedź na pytanie o to, jak zostać gwiazdą nie zostając alkoholikiem?

– Największy udział zazwyczaj ma w tym lekarz, który w odpowiednim momencie uświadomi Ci, że jeśli nie zrobisz czegoś ze swoim życiem, to ono po prostu szybko się skończy. Wyniki badań są zazwyczaj bardzo wymowne i motywujące do odstawienia alkoholu. Oczywiście, nie u wszystkich to działa.

– U Ciebie zadziałało?

– Tak, aczkolwiek ja nie miałem problemu z alkoholem, nie piłem nałogowo. Okazuje się, że takie życie też ma swoje zalety, a najważniejsza zaleta to, że wciąż jestem wśród żywych i dobrze się czuję. Schudłem sporo, ludzie mnie nie poznają, co ma swoje zalety. Teraz jestem już na etapie stabilizacji wagi, budzę się o 6 rano, gimnastykuję się, idę na bieżnię. W ogóle sporo się ruszam, uprawiam marszobiegi. Kiedyś budziłem się o 8-9, czytałem lub pisałem do 1 w nocy. Teraz zasypiam dużo wcześniej. No i powoli zapominam, jak to jest mieć kaca.

KAC_6674_1– Co Cię skłoniło do zdrowego stylu życia?

– Rozsądek. Zrobiłem badania profilaktyczne, bo w moim wieku takie badania po prostu trzeba robić. Wiedziałem, że nie będą one jakieś rewelacyjne, ale okazało się, że jest gorzej niż myślałem. Między innymi doktor powiedział mi, że wątroba musi pójść na wakacje. To skutek nie tylko alkoholu, ale też tłustego jedzenia, którego sobie nigdy nie żałowałem. Wysłałem więc wątrobę na wakacje, zmieniłem nawyki żywieniowe, udało mi się trochę schudnąć samodzielnie, ale zdecydowałem się oddać w ręce dietetyczki, która świetnie mnie poprowadziła. Dawała mi gotowe przepisy tak skonstruowane, ustaliła żelazne zasady, których muszę się trzymać i efekt jest widoczny. Nie tylko jest mnie wyraźnie mniej, ale też świetnie się czuję, mam prawidłowe BMI. I mam nadzieję, że tak będzie dalej, bo to musi stać się już stylem życia, nie można odpuścić.

– Pandemia mocno skomplikowała Ci życie?

Przede wszystkim pandemia przerwała nam trasę koncertową pod hasłem „Z partyjnym pozdrowieniem – 30 lat później”. Zorganizowaliśmy ją z okazji 30 rocznicy naszej pierwszej płyty, z której pochodzą takie hity, jak Berlin Zachodni, Ballada o smutnym skinie, czy Wielka miłość do babci klozetowej. Zdążyliśmy zagrać 3 koncerty i nastąpił lockdown. Dzisiaj musimy się mierzyć ze skutkami pandemii, a w mojej branży te skutki są tragiczne. Nie mówię tylko o nas, muzykach, ale to są tysiące ludzi pracujących przy koncertach, eventach. Oni z dnia na dzień stracili środki do życia. Mało mamy powodów do radości dzisiaj.

– Ponoć jesteś życiowym optymistą?

– Tak, jestem optymistą i człowiekiem pozytywnie nastawionym do życia. W każdej sytuacji staram się znaleźć dobre strony i tak też było z pandemią. Wiele rzeczy można było sobie przemyśleć, przewartościować, zauważyć to, co wcześniej było niedostrzegane i przede wszystkim pobyć w domu, co dla człowieka będącego non stop w trasie, w rozjazdach było pewnym novum. Tempo życia zostało zatrzymane, ale po pewnym czasie zacząłem już tęsknić za trasą, koncertami, za kontaktem z fanami.

– Ale Ty dość szybko znalazłeś sobie alternatywę w postaci spotkań autorskich, na których promujesz swoją autobiografię. Przekwalifikowałeś się też na stand-upera.

– Trudno powiedzieć, że się przekwalifikowałem, bo ja stand-up robiłem jeszcze zanim zaczęto taką formę artystycznej ekspresji nazywać stand-upem. Dawniej mówiło się na to monolog sceniczny. A ja na koncertach Big Cyca przecież głównie gadam z publicznością i te moje gadki są ważną częścią naszego show. Obecnie mój występ oparty jest na mojej biografii „Skiba ciągle na wolności” i tu mogę się wygadać do woli, ku uciesze publiczności. Opowiadam w nim wiele anegdot i żartów zawartych w tej publikacji, wiele zabawnych i niewiarygodnych historii ze swojego życia. Cieszę się, że ludzie przychodzą i pozytywnie reagują. Jest to jakaś alternatywa dla koncertów, ale oczywiście czekam z niecierpliwością na możliwość występów z Big Cycem.

– Wszystko wskazuje na to, że jeszcze długo poczekasz.

Niestety tak. Najgorsza w tej sytuacji jest niepewność i absurdalność obowiązujących przepisów. Tutaj nie ma żadnej logiki, nie ma żadnej strategii walki z koronawirusem, zarówno w wymiarze globalnym, jak i w wydaniu polskim. Efekt pandemii jest porażający. Wszelkie dane mówią, że rośnie liczba rozwodów, coraz więcej ludzi potrzebuje pomocy psychologicznej, uwydatnił się problem przemocy domowej, itd. To nie tylko fatalne skutki społeczne, ale też kryzys gospodarczy. Ludzie tracą pracę, upadają całe branże. Wszystkie kraje drukują pieniądze i może to się skończyć ogólnoświatowym krachem, jak w latach dwudziestych XIX wieku w USA, kiedy to miliarderzy w ciągu kilku godzin przestawali być miliarderami i skakali przez okna ze swoich imponujących wieżowców. Wielu ludzi z mojej branży się przebranżawia. Jeden z kolegów, gitarzysta rockowy zrobił kurs spawacza, aktor serialowy został kurierem. Najlepsi kuglarze są teraz w rządzie, a nie na scenie.

– A Ty masz jakiś plan B na życie?

– Na szczęście ludzie czytają książki. Ja sam nie tylko dużo czytam, ale też piszę. W planie mam trzy książki, które już piszę. Jedna to cykl autorskich opowiadań satyrycznych pt. „Kobiety są naiwne”, druga, bardziej zaawansowana to zbiór moich felietonów pod tytułem „Polska bez gaci”. Znajdzie się tam sporo felietonów politycznych, ale też obyczajowych. Część polityczna będzie nosiła podtytuł „Kraj Kwitnącej Waśni”, część obyczajowa to „Erotyczny atlas Polski”. Znajdą się tam m.in. felietony na temat wielu erotycznych skandali, których w polskiej rzeczywistości, także tej politycznej nie brakowało. Miałem to szczęście, że różne gazety na przestrzeni lat chętnie moje felietony publikowały. Fascynujące są zmiany jakie zaszły w polskiej obyczajowości po 1989 roku. Sex shopy, polski Playboy, wybory miss mokrego podkoszulka… ależ to była sensacja w latach 90., gwiazdy same pchały się do jury. Teraz to przecież obciach. W ogóle dzisiaj to starsze pokolenie jest bardziej wyluzowane erotycznie niż młodzież. Dużą popularność zdobywa ruch ludzi aseksualnych, młodzi ludzie wykazują coraz mniejsze zainteresowanie seksem i coraz mniej go uprawiają.

KAC_6818_1

– Może dlatego, że seks jest dzisiaj łatwo dostępny i powszechny?

– Na pewno to jeden z ważniejszych powodów. Dzisiaj wystarczy kilka razy kliknąć myszką i masz seks jaki chcesz, grupowy, lesbijski, gejowski, z nastolatką, czy ze starszą panią. Do tego mamy seksualizację życia społecznego, erotyka atakuje nas z reklam, popkultura przesiąknięta jest seksem. Kiedyś śpiewające dziewczyny mogły być ładne, aby się to sprzedało, dzisiaj muszą być też rozebrane. Dupa i cycki – to króluje w teledyskach.

– Goła dupa też wpłynęła w znaczący sposób na popularność Big Cyca. Ten happening i pokazanie pośladków premierowi Buzkowi będzie Ci pamiętany do końca życia i nierozerwalnie będzie związany z historią Big Cyca. A ta historia trwa już ponad 30 lat, niedawno obchodziliście swoje 30-lecie, a w tym roku mija równo 30 lat od wydania Waszej debiutanckiej płyty. Lubisz przywoływać wspomnienia, rozpamiętywać historię? Jesteś sentymentalny?

– Trochę tak, ale nie do przesady. Żyję trochę dniem dzisiejszym i przyszłością, nie rozpamiętuję za bardzo przeszłości. Wielu facetów po „50” popada w taki nostalgiczny nastrój i kombatanctwo. Co chwilę jestem zapraszany na różne kombatanckie zloty, jubileusze różnych organizacji i stowarzyszeń. Nawet jubileuszu 40-lecia Solidarności nie przeżywałem teraz jakoś szczególnie, mimo że z chłopakami przecież mocno wtedy rozrabiałem, a w stanie wojennym rzucałem kamieniami w czołgi. Oczywiście, historia jest ważna, ale przecież dzisiaj też jest mnóstwo tematów, problemów i sytuacji, przeciw którym trzeba się buntować. Żyjemy w opresyjnym systemie, rozpanoszył się zamordyzm, mamy cenzurę, rozpasanie władzy, nierówne traktowanie obywateli, konfrontacje jednostki z opresyjną machiną państwa, itd. Tylnymi drzwiami w nasze życie powoli wchodzi PRL.

– A propos konfrontacji jednostki z państwową machiną. Jak Twoje procesy z TVP?

– Never ending story. Pięć procesów, jeden wygrałem, cztery cały czas się toczą. Cztery sprawy dotyczą zamordowania prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Powiedziałem w Polsacie, że TVP szczuło na Adamowicza i napisałem też, że Kurski spuścił ze smyczy swoje psy, czyli Michała Rachonia i Łukasza Sitka, którzy brali udział w machinie propagandowej niszczącej Pawła Adamowicza. Proces wytoczyła mi TVP, a także Rachoń i Sitek. Oni czują się przeze mnie pomówieni, ale doskonale wszyscy wiedzą, że są to procesy polityczne. Syndrom tych czasów. Sam jestem ciekaw jak się to potoczy, jestem jednak absolutnie przekonany o swojej racji i podtrzymuję wszystko to co powiedziałem i napisałem. TVP zrobiła lincz medialny na prezydencie Gdańska.

– Jak się czujesz na sali sądowej?

– Zdecydowanie wolę salę koncertową. To są w ogóle pierwsze moje sprawy karne od czasów stanu wojennego. Jeśli przegram, to pewnie do pierdla nie pójdę, ale na sali sądowej wspomnienia wracają.

KAC_6730– Wspomnienia z więzienia?

– Tak. Pierwszy raz siedziałem w 1985. Zamknęli mnie za rozrzucanie ulotek w Jarocinie. Dostałem rok odsiadki, ale na szczęście była amnestia dla tych którzy „zgrzeszyli” po raz pierwszy i wypuścili mnie po trzech miesiącach. Wielokrotnie też zamykali mnie na 48 godzin. Ja jestem weteranem, procesy te traktuję jako próbę zastraszenia, próbę spiłowania zębów mojej satyry. Nie obawiam się tej konfrontacji. Ale wiem, że jest wielu ludzi, którzy nie mają takich doświadczeń jak ja, takiego przygotowania mentalnego i w starciu z opresyjnym systemem stoją na z góry przegranej pozycji.

– Skoro jesteśmy przy tematach politycznych, to nie dziwi Cię fakt, że mimo takich nastrojów społecznych, Polacy nie wychodzą na ulicę, tak jak to robiłeś Ty i wielu innych opozycjonistów w latach 80?

– Nie można powiedzieć, że nie wychodzą, bo przecież były masowe protesty w obronie sądów, Czarne Czwartki, protesty środowisk LGBT, itd. Ale dzisiaj w większości ludzie chcą żyć normlanie i póki mają jeszcze tą namiastkę normalności, to siedzą cicho, wolą się nie wychylać. Ponadto Polacy mają słomiany zapał, lubimy gesty, na pokaz, szybkie akcje. W III RP nie wykształciło się niestety społeczeństwo obywatelskie. Ja się buntuje poprzez swoją działalność artystyczną i robię to, do czego jestem predysponowany w kosmosie, czyli zabawiam ludzi i tnę ostrzem satyry wszelkie patologie władzy. Taka jest właśnie rola satyry – ma powodować uśmiech na ustach, ale też refleksję w głowie.

– Sięgnąłem sobie do naszego wywiadu sprzed 10 lat i wtedy mówiłeś, że dzisiejsza młodzież ma szczęście, bo nie musi walczyć o wolność, nie musi ginąć za kraj z hymnem na ustach i sztandarem w ręku. Dzisiaj byś powiedział to samo?

– Polacy jako naród potrafią walczyć o wolność, ale pielęgnować zdobytej wolności już za bardzo nie chcą. Tymczasem trzeba pamiętać, że wolność nie jest dana raz na zawsze. Dzisiejsza sytuacja dobitnie to pokazuje. Po pierwsze, nasz rząd jawnie demoluje ład i porządek prawny, co zwykli ludzie będą odczuwać coraz bardziej. Z drugiej strony nasza wolność ograniczana jest przez decyzje podejmowane z powodu pandemii koronawirusa. Mój syn powiedział mi niedawno, że młodzi się dzisiaj nie buntują, bo to jest niemodne. I chyba coś w tym jest. Kiedyś wyraz niezadowolenia dawało się na ulicach, podczas masowych protestów i konfrontacji bezpośredniej z systemem, dzisiaj ulicę zastąpiły tablice mediów społecznościowych, a kamieniami są nakładki na zdjęciach profilowych na Facebooku. Znak czasów.