izabela rogowska 372 Kultura

Nie stawiam tezy, pytam

Daria Kopiec jest reżyserką filmową i teatralną. „Żeby umarło przede mną” to spektakl na motywach książkowego reportażu Jacka Hołuba, na który składa się dziesięć opowiadań-świadectw matek dzieci z niepełnosprawnością. Premiera: 19 września w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym.

 

Daria Kopiec Fot. Agnieszka Cytacka– Jak trafiła pani na książkę Jacka Hołuba?
– Podsunęła mi ją Martyna Lechman, dramaturżka spektaklu, z którą dzielimy potrzebę i radość poszukiwania tematów zaangażowanych społecznie i zainteresowanie teatrem dokumentalnym. Obie uważamy, że byłoby dobrze, gdyby teatr spełniał rolę platformy do dialogu i dyskursu, a nie tylko rozrywki. Z tym poczuciem misyjności wyostrzamy ucho i oko na rzeczywistość i zagadnienia, jakie się w niej pojawiają, także na reportaż.

 

-Co panią w zainteresowało w tej książce?
– W pierwszym momencie wzbudziła we mnie złość i wiele innych, czasem przeciwstawnych emocji. Jestem w tej części społeczeństwa, która nie umie sobie poradzić z tematem niepełnosprawności. Nikt mnie nie nauczył, jak się wobec ludzi z niepełnosprawnością zachować, co mogę powiedzieć, czego nie itd. Myślę, że wiele osób dzieli ze mną podobne emocje, ucieka od tego tematu, bo się go obawia. Tym bardziej uznałam, że warto go podjąć, mimo że jest trudny.

 

– Na czym ta trudność polega?
– Sam teatr dokumentalny jako gatunek jest wyzwaniem, a gdy dotyka tak mocnych, wypieranych społecznie spraw, pojawia się lęk, żeby kogoś nie skrzywdzić, nie dokonać jakiegoś nadużycia.

 

– Czy to bardziej opowieść o niepełnosprawności, rodzicielstwie czy, jak pani wspomniała, o odbiorze społecznym tematu?
– Reportaż Jacka Hołuba to zbiór opowiadań-świadectw matek dzieci z niepełnosprawnością. W spektaklu podejmujemy między innymi wątek izolacji, trudów administracyjnych, niezrozumienia, społecznego wykluczenia, napięć jakie rosną pomiędzy członkami rodziny. O samej chorobie jest również dużo, jednak w spektaklu skupiamy się na doświadczeniu jednej z bohaterek książki, przyglądając się jej rodzicielskiej i kobiecej perspektywie.

 

– Czy wątek kobiecy, obecny też w pani poprzednich realizacjach, był dla pani ważny?
– Zdecydowanie tak. Po pierwsze ja sama, kobieta, mogę zostać matką, więc jest mi bliski. Perspektywa matki dziecka z niepełnosprawnością przeszywa mnie strachem, bólem, złością. Nawet w trakcie realizacji moje emocje się buntowały i zastanawiałam się, czy mogę w ogóle ten temat podejmować, nie mając osobistych doświadczeń, czy nie przekroczę jakiejś granicy.

 

– Na czym opiera się inscenizacja?
– Każda z historii książkowych jest inna, ale w pewnym sensie podobna, ponieważ problemy, trudności i przeszkody, jakie bohaterki napotykają w bliższej i dalszej rzeczywistości, są tożsame. Oś narracyjna spektaklu opiera się na jednym z opowiadań. Wybrałam je, bo jest najpełniejsze, także jeśli chodzi o przełożenie treści na język teatru. Indywidualne przeżycia bohaterki zmieniają się w opowieść uniwersalną. W takiej formule temat może wybrzmieć mocniej. Struktura spektaklu jest nieoczywista. Zapraszamy widza do obecności, nie atakując tematem wprost. Chcemy i jego, i aktorów, do niego poprowadzić, pozwolić mu krok po kroku dotrzeć do trudnych spraw. Spektakl przybiera formę eseju, w którym poprzez medium teatru próbujemy zbadać, czym jest temat matki dziecka z niepełnosprawnością. Piątka aktorów na scenie przybiera w związku z tym różne role. Matki grają również mężczyźni.
– Opisuje Pani spektakl jako proces, w który widz musi wejść, ale mam wrażenie, że dotyczy
to też Pani jako twórczyni.
– Taki rodzaj opowiadania wydaje mi się bardzo uczciwy. Nie chcę stawiać tez, ale opowiedzieć, jak temat niepełnosprawności może być widziany z różnych perspektyw. Jako twórca mogę i chcę stworzyć takie okoliczności, by widz nie uciekł od rozmowy, chciał w niej wytrwać. Nie chcę go przestraszyć, ale nakłonić do refleksji. Ja i aktorzy jesteśmy po to, by historia matki dziecka z niepełnosprawnością mogła być wysłuchana.

 

– Teatr dokumentalny pociąga Panią, bo sprawy społeczne są dla Pani ważne?
– Realizacja teatru dokumentalnego jest dla mnie ważna z dwóch względów. Po pierwsze daje mi spokój: kiedy mam sobie odpowiedzieć, po co robię teatr, to wiem. Mam poczucie misji, bo mogę oddać w teatrze miejsce sprawom, które w informacyjnym zgiełku i skupionym na ego świecie gdzieś ulatują. Taki teatr rozwija widzów społecznie, osadza ich na ziemi. Po drugie teatr dokumentalny jest ogromnym wzywaniem realizacyjnym, jeśli nie chce się być publicystą, a sprawić, by dotykał widza emocjonalnie.

 

– Czy teatr też jest tematem Pani spektaklu?
– Teatr jako medium samo w sobie nie. Raczej to jak do meritum dojść teatralnym językiem. Podczas spektaklu ten język się zmienia, używamy różnych narzędzi, szukając jak najlepszej formy do wiarygodnego opowiadania. Trochę tak, jakbyśmy się zastanawiali, jaką technikę wybrać, żeby najlepiej namalować ten teatralny obraz.

 

– Jak Pani pracowała z aktorami?
– Przeważnie spektakle dokumentalne jakie realizuję, są długim procesem. Podobnie tutaj: zaczęliśmy pracę w maju. Na początku były improwizacje, rozmowy, spotkania, także z Jackiem Hołubem. Mieliśmy dużo czasu na głęboką analizę tego, co jest w tekście, a co jest naszym wyobrażeniem. Wiele z pierwotnych założeń, okazało się niewystarczające. Nie chodzi o to, by oddać historię jeden do jednego, tym zajmuje się film dokumentalny. Teatr jest rodzajem lustra, w którym rzeczywistość odbija się przez wrażliwość twórców. Proces był długi i bardzo angażujący, zarówno realizatorów, jak i aktorów. Ich praca jest jego istotną częścią i znajdzie się w narracji.

 

– Jest pani też filmowcem, czy te doświadczenia włącza Pani w pracę teatralną?
– Nie da się tych dziedzin i warsztatów oddzielić, są integralne. Czerpię z nich obu. Skupiam się na tym, żeby najlepiej opowiedzieć historię i dobieram najlepsze do tego narzędzia.

 

– Czego szuka pani w teatrze jako widz?
– Górnolotnie mówiąc, prawdy. Za tym słowem kryje się poszukiwanie własnego zaangażowania: chcę dobić się emocjonalnie do historii, zobaczyć trochę siebie, a trochę świat który odbija się w scenicznej rzeczywistości. Lepiej go zrozumieć.

 

izabela rogowska-19

 


 

Żeby nie umarło przede mną
Autor: Martyna Lechman; Obsada: Żanetta Gruszczyńska-Ogonowska, Beata Niedziela, Adrianna Jendroszek, Wojciech Kowalski, Marcin Borchardt; Scenografia: Matylda Kotlińska; Muzyka: Teoniki Rożynek; Kostiumy: Patrycja Fitzet; Choreografia: Helena Ganjalyan; Ekspert do spraw treningu: Karolina Lejkam
Daria Kopiec (1983), absolwentka Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi na Wydziale Operatorskim (specjalizacja: animacja i filmowe efekty specjalne) oraz Wydziału Reżyserii Akademii Teatralnej w Warszawie. Stażystka École Nationale Supérieure des Arts Visuels – La Cambre w Brukseli. Członkini Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Podczas zakończonego niedawno 39. Koszalińskiego Festiwalu Debiutów Filmowych Młodzi i Film otrzymała Jantara za animację Własne śmieci w konkursie filmów krótkometrażowych. Laureatka 9. Koszalińskich Konfrontacji Młodych „m-teatr” 2018 za znakomity spektakl Zakonnice odchodzą po cichu.
W tym roku zasiadła w jury festiwalu.