Powstało pięć lat po II wojnie światowej, przechodziło rozmaite reorganizacje, ale nieprzerwanie umożliwiało i umożliwia dzieciom naukę gry na instrumentach muzycznych. W ciągu 70 lat jego działalności przez Społeczne Ognisko Muzyczne przewinęło się kilka tysięcy uczniów. Od 50 lat pracuje w nim, a od 30 lat kieruje, pan Dariusz Szczeblewski, emerytowany już muzyk Filharmonii Koszalińskiej.
„Prestiż”: – Ile dzieci uczy się obecnie w Ognisku?
Dariusz Szczeblewski: – W tym roku szkolnym mamy około stu uczniów.
– Czyli tylu, ile w ostatnich latach. To jakaś norma?
– Były lata o wiele bogatsze. Zdarzyło się nawet około 180 uczniów. Oferta zajęć artystycznych dla dzieci i młodzieży jest w mieście bogata, a i zainteresowanie społeczne wydaje się o wiele mniejsze niż kiedyś. Muzyka staje się czymś „dla wybranych”. To niedobra tendencja.
– Ognisko było pierwszym instytucjonalnym ośrodkiem edukacji muzycznej w powojennym Koszalinie.
– W 1950 roku doszło do powołania Miejskiego Ogniska Muzycznego, które w 1951 roku przemianowano na Państwowe Ognisko Muzyczne. Celem było szkolenie przyszłych instruktorów muzycznych dla świetlic i domów kultury. Na przełomie roku 1958 i 1959 roku Państwowe Ognisko Muzyczne przeobrażono w Państwową Szkołę Muzyczną I Stopnia, a jednocześnie 1 października 1958 roku powołano Społeczne Ognisko Muzyczne. Tak wygląda nasza historia od strony formalnej.
– Pan kieruje Ogniskiem od 1989 roku, ale już wcześniej Pan w nim pracował.
– Pracę tę rozpocząłem w 1970 roku, a równolegle w koszalińskiej orkiestrze filharmonicznej byłem wiolonczelistą. Tak więc w tym roku przypada jubileusz 70-lecia Ogniska i mój prywatny 50-lecia związku z nim.
– Jaki okres tej historii był według Pana najlepszy, najciekawszy?
– Z pewnością lata osiemdziesiąte. Wtedy oprócz tego, że uczyliśmy gry na instrumentach, to wpadliśmy na pomysł, by młodzież uaktywnić i zaczęliśmy systematycznie wystawiać spektakle słowno-muzyczne. Wcześniej robił to niezwykle zasłużony dla Koszalina Władysław Turowski, którego imię obecnie nosi Ognisko. On w 1967 roku wystawił widowisko „Muzyczny salonik Chopina”, później kolejne w latach siedemdziesiątych, a my w latach osiemdziesiątych kontynuowaliśmy ten pomysł.
– Jaki charakter miały te przedstawienia?
– Pokazywaliśmy między innymi bajki. Pierwszą, którą Ognisko Muzyczne wystawiło w tych latach, były „Niezwykłe przygody kapitana Łukasza w państwie motyli” z tekstem Czesława Janczara i muzyką Jana Schwarzlose. W następnym roku przygotowaliśmy widowisko „Z polską pieśnią i melodią przez wieki”. Apogeum tej aktywności przypadło na rok 1997, kiedy wystawiliśmy widowisko estradowe „Polowanie na polanie. Wiosna”. Scenariusz i muzykę napisał łódzki kompozytor Jan Gałecki, z którym miałem ścisłe kontakty, bo pochodzę z Łodzi.
– Przedstawienie miało spory rozmach.
– Wystawiliśmy je w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym z udziałem solistów i chóru gimnazjum w Mścicach, którego założycielką i dyrektorem była Bożena Cieńkowska oraz dzieci z klasy rytmiki prowadzonej przez Kamilę Figielską Całość wyreżyserował Józef Skwark, wówczas dyrektor Bałtyckiego Teatru Dramatycznego, co już samo w sobie dodawało rangi przedsięwzięciu. To było widowisko naprawdę dużego formatu.
– A więc nie tylko muzyka, ale również elementy teatralne były obecne w programie Ogniska.
– Za namową Mirosława Glinieckiego, szefa teatru Stop, którego córka się u nas uczyła, powstał teatrzyk muzyczny. Jego opiekunem został Grzegorz Serwański. Teatrzyk w krótkim czasie wystawił m.in. „Misterium niesforne”, „Impresje majowe”, „Gdzie ten teatr?”.
– Przez Ognisko Muzyczne przewinęło się kilka pokoleń młodych koszalinian.
– Z satysfakcją ale i z dozą przerażenia stwierdzam, że coraz częściej zdarzają się mamy, które były moimi uczennicami a teraz przychodzą ze swymi dziećmi.
– Czy Ognisko to wstęp do nauki w szkole muzycznej?
– Zdarzają się takie sytuacje, ale najczęściej rodzicom chodzi o to, by dzieci nauczyły się gry na instrumencie bez konieczności uczęszczania do szkoły muzycznej. Szkoła – można tak powiedzieć – to placówka zawodowa, obarczona dużą ilością zajęć teoretycznych i nie wszyscy to akceptują. A w ognisku mamy tę możliwość, że program nauczania możemy elastycznie dostosować do możliwości technicznych ucznia i jego zainteresowań. Szkoła ma inne wymagania, ściśle określony program do zrealizowania.
– Niektórzy absolwenci ogniska kończyli jednak później szkoły muzyczne i zostali zawodowymi muzykami.
– To prawda. Był na przykład słynny zespół Akord prowadzony przez Artura Zajkowskiego, w którego członkowie byli naszymi absolwentami. Między innymi Bogna Jaśkiewicz, Wojtek Jaśkiewicz, Sebastian Krzewiński, Monika Pietrzak czy Aneta Sobolewska. Z kolei Michał Kosela z klasy keyboardu pana Stefana Juraszczyka to laureat konkursów poezji śpiewanej, aktualnie aktor w teatrze w Wałbrzychu. Luiza Sobkowiak, rozpoczęła naukę gry na fortepianie i wysłaliśmy ją do szkoły muzycznej, potem ukończyła Akademię Muzyczną w Gdańsku w klasie profesora Wojtala. Od lat pozostawała pod opieką genewskiego Towarzystwa Chopinowskiego. Dominik Hałka, z tego samego okresu co Wojtek Jaśkiewicz, to lider zespołu Raggafaya. Trzeba również odnotować znakomity kwintet gitarowy stworzony przez pana Zbigniewa Dubiellę, który zbierał laury na wielu przeglądach i konkursach. Można by naprawdę bardzo długą listę nazwisk wymienić, bo przecież przez Ognisko przewinęło się łącznie w jego historii parę tysięcy dzieciaków.
– Jak to jest: instrumenty są u Państwa z góry narzucone, czy też przychodzi ktoś zainteresowany grą na określonym instrumencie i są Państwo w stanie dostosować się do tych oczekiwań?
– Wybór jest ograniczony, bo mamy keyboard, fortepian, gitarę (klasyczną, elektryczną, basową) i akordeon. To jest wszystko, czym ognisko dysponuje. A zaczyna się od sprawdzenia słuchu i poczucia rytmu. A w ogóle pierwsze pytanie dotyczy tego, czy dziecko chciało przyjść samo, czy kazał mu rodzic. Jeżeli mówi „ja” to już połowa sukcesu, bo świadczy o prawdziwej motywacji.
– Czas nauki gry na instrumencie jest pewnie zróżnicowany? Dzieci młodsze mają krótsze lekcje?
– To zrozumiałe. Dla młodszych dzieci 30 minut to duży wysiłek, potem dopiero jest 45 i 60 minut w przypadku licealistów. Zajęcia są indywidualne, raz w tygodniu. Oczywiście efekt nauki jest lepszy, jeśli dziecko ćwiczy w domu.
– Kiedyś Ognisko Muzyczne, podobnie jak Ognisko Plastyczne, mieściło się przy ulicy Kościuszki. Obecnie pracują Państwo przy ulicy Andersa. Jakie mają Państwo warunki do pracy w nowej siedzibie?
– Zdecydowanie lepsze. Budynek przy rondzie na Kościuszki był w złym stanie technicznym i w końcu został rozebrany. Na Andersa za sąsiadów mamy telewizję – czasami dzwonią do mnie, żebyśmy przez kilka minut niczego nie robili, bo akurat nagrywają… Ściany nie są niestety akustycznie przygotowane do tego, by dźwięki z sal do nauczania indywidualnego nie rozchodziły się po budynku. Ale jakoś się dogadujemy. Pomieszczeń do nauki nam wystarcza. Nie mamy sali koncertowej, więc korzystaliśmy z gościny Koszalińskiej Biblioteki Publicznej. Ale teraz odkryłem przy ulicy 4 Marca klub 8. Pułku Przeciwlotniczego, który na pierwszym piętrze ma salę z piękną akustyką. Oni nas serdecznie przyjęli, kiedy powiedziałem, że nie mamy sali do koncertowania. Teraz tam urządzamy nasze koncerty. Byłem zaskoczonym podejściem szefów pułku, bo zazwyczaj ludzie chcą za takie rzeczy pieniądze a tutaj możemy korzystać z sali na zasadzie uprzejmości. Bardzo za to dziękujemy.
– Koronawirus pozmieniał rozmaite plany, ale czy był przewidziany jakiś koncept jubileuszowy?
– Tak, myśleliśmy o uroczystym występie w czerwcu. Czy się to uda? Raczej nie. Na przygotowania potrzebny jest miesiąc albo dwa. Tak więc wypadnie nam uroczyście świętować w innym terminie. Zaplanowany repertuar to muzyka Stanisława Moniuszki.
Obecnie kadrę nauczycielską Społecznego Ogniska Muzycznego w Koszalinie stanowią: Irena Bernaś (fortepian), Grzegorz Serwański (fortepian), Dariusz Szczeblewski (fortepian), Stefan Juraszczyk (keyboard), Marek Dziedzic (gitara), Zbigniew Dubiella (gitara). Sekretariat prowadzi nieoceniona Krystyna Juraszczyk.