Rzadko zdarzają się tak dobrze napisane książki popularnonaukowe, zrozumiałym językiem podające ogrom frapującej wiedzy. Autor jest profesorem farmakologii i mikrobiologii na wydziale lekarskim Uniwersytetu Indiany w Indianapolis (USA). Zajmuje się tam chorobami zakaźnymi i genetyką. Ma wyjątkową zdolność objaśniania złożonych zagadnień, ilustrowania opowieści przykładami z życia albo popkultury, a robi to wszystko z wielkim poczuciem humoru.
Dlaczego pociągają nas określone typy osobowości? Dlaczego głosujemy tak, a nie inaczej? Co powoduje, że jesteśmy właśnie tacy? Dlaczego to powiedziałem? Co mnie opętało, żeby tak postąpić? Co się ze mną dzieje?! Wciąż szukamy odpowiedzi na takie pytania. Nauka zna coraz więcej odpowiedzi. Źródłem uwielbienia pewnych potraw, wyboru typu partnera czy też odczuwanych emocji i naszych przekonań są: DNA, drobnoustroje i środowisko.
Tytuł „Więcej niż DNA” od razu sugeruje, że sięgając po tę książkę, zderzymy się nie tylko z determinizmem genetycznym. Owszem, jesteśmy jako ludzie, zależni w największym stopniu od wyposażenia genetycznego odziedziczonego po przodkach (tych bezpośrednich , ale i tych sprzed nawet milionów lat), ale również zależymy na przykład od trzech czwartych kilograma bakterii, które każdy z nas w sobie nosi. To one tworzą w naszych organizmach osobne wszechświaty, których zrównoważone funkcjonowanie kształtuje nasze zdrowie, samopoczucie, preferencje. Wszelkie zakłócenia równowagi odbijają się na stanie zdrowia „nosiciela”, włącznie z jego zdrowiem psychicznym.
„Gdyby nasz mózg był tak prosty, że dałby się zrozumieć, bylibyśmy prymitywni nie do zniesienia” – napisał kiedyś pewien naukowiec. Zachodzi na szczęście (chyba na szczęście?) zjawisko, że mózg – owszem – stara się sam siebie poznać, ale proces ten można porównać do biegu po niekończącej się spirali. Wiemy coraz więcej, ale jednocześnie ciągle wzrasta liczba nowych wyzwań.
Doskonale widać to w obszarze nauk chemicznych, biologicznych i medycznych zajmujących się genetyką. Naukowcy są w stanie z miliardów genów wysupłać ten jeden odpowiedzialny za jakąś właściwość organizmu, chorobę albo nawet określone zachowanie człowieka, ale wciąż w niewielkim stopniu umieją na niego wpłynąć, by go na przykład „naprawić”.
Tym bardziej nie są w stanie tego uczynić na zasadzie powszechności. Zawsze ich działanie odnosi się do jednego określonego organizmu. Kolejne następujące po sobie w łańcuchu istnień pokolenia są jednak w jakimś stopniu odmienne. Dlatego pod względem wyglądu, zachowania, konstrukcji fizycznej przypominamy swoich rodziców, ale nasz bagaż DNA jest jednak nieco inny. Nasi następcy również, przypominając nas samych, widziani przez pryzmat ich indywidualnego DNA są inni.
Książka Billa Sullivana w arcyciekawy sposób uświadamia czytelnikowi, że lista czynników modyfikujących geny jest bardzo długa. Z grubsza wiemy, że na niekorzystne zmiany w skomplikowanym mechanizmie naszych komórek, wyrażające się na przykład nowotworami, wpływ mają: sposób odżywiana (np. głęboko przetworzona żywność), jakość powietrza, wody, ilość promieniowania (słonecznego, radiologicznego, elektromagnetycznego), przyjmowane leki, narkotyki, alkohol, nikotyna i wszelkie inne używki, ale również stres, przeciążenia organizmu itd.
Tak więc dochodzimy do zasadniczego ograniczenia, bo wiedząc coraz więcej, konstatujemy również, jak dużo nie wiemy. To jest trochę tak, jak byśmy rozbili kulę, z której wysypują się mniejsze kulki, a z każdej rozbitej mniejszej znów wypadają następne… I tak w nieskończoność.
Z pozoru syzyfowa praca. Jednak jak pokazuje rozwój medycyny, jakieś korzyści nadające się do zastosowania praktycznego, udaje się znajdować. Dlatego pojawiają się nowe metody leczenia, a przede wszystkim diagnozowania.
Ale pojawiają się jednocześnie wątpliwości. Na przykład pytanie, czy ingerując głęboko w genetykę człowieka, nie spowodujemy zagrożeń, którym nie będziemy w stanie zaradzić? Czy dopuszczalne jest klonowanie ludzi, jak to już zrobiono z owcami i małpami? Czy dopuścić „hodowanie” w laboratoriach organów ludzkich do przeszczepów? Lista jest długa.
Rozwój genetyki jako nauki to wiek XX i współczesność. Warto jednak sobie uzmysłowić, że z modyfikacjami genetycznymi ludzkość ma do czynienia od jakichś 10 000 lat. Tak, to nie pomyłka. To od tak dawna doskonalimy rośliny i zwierzęta, by uzyskać zboża dające większe plony, bydło wysokomleczne, psy przydatne w polowaniach. To jest GMO, czyli organizmy genetycznie modyfikowane. Krów i pinczerów się nie boimy. Może nie warto bać się i tego, co staje się efektem pracy naukowców?
Bill Sullivan: Więcej niż DNA, premiera 15 stycznia 2020, National Geografic. Wydanie polskie: Burda Media Polska