93-letni Edward Dróbka, żołnierz II Korpusu generała Andersa, zadzwonił w Boże Narodzenie z Londynu i spytał o Polskę. Teraz zadzwoni w Wielkanoc. Pyta tak dwa razy w roku. Wzrusza się, uspokaja i dysponuje, co mu przysłać. Ostatnio miesięcznik „Prestiż”, który następnie zaniósł pod numer 20 przy Princes Gate.
Princes Gate 20 to adres Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego. Wiarus uznał, że czas uporządkować sprawy. Przekazał mundur, odznaczenia (oprócz jednego), dokumenty, zdjęcia i trzy rzeczy szczególne, w tym „Prestiż”.
Jest takie miasto nad Wołgą – Twer, a w nim gmach patologii akademii medycznej, ale wtedy siedziba NKWD: kolejne grupy Polaków z Ostaszkowa wpędzano tu do piwnicy i nocami mordowano. Schodzili stalowymi schodami w przeszywającym anturażu niskich łukowych sklepień i mrocznych czeluści.
Od zmierzchu pojedynczo wyprowadzano ich z cel do świetlicy, sprawdzano personalia, po czym ślepym korytarzem docierali do ostatnich drzwi. Popychano ich do pomieszczenia o wymiarach 2,5 na 3 m, gdzie czekały trzyosobowe zmiany.
Dowodził przysłany z Moskwy Wasilij Błochin (człowiek ten osobiście zabił 15 tys. osób). Przywiózł walizę waltherów, bo wiedział, jak będą się zużywać. Zakładał skórzany rzeźnicki fartuch do kostek, pilotkę i rękawice wyżej łokci. Dwóch trzymało, trzeci palił w potylicę, wojłok na drzwiach tłumił huk. Ciała przeciągano na ciężarówki, ściany raz po raz zmywano wężem, na koniec zmiany porcja spirytusu. I tak przez miesiąc do świtu, wyjąwszy 1 maja.
Dwóch z tamtych 30 enkawudzistów zastrzeliło się, a jeden postradał zmysły.
6.300 ciał polskich policjantów i pograniczników ciężarówki zawiozły 30 km dalej, do lasu za wsią Miednoje, gdzie kopała koparka Komsomolec. Co zrobiła dół, to zasypywała w nim Polaków ziemią z następnego. W dole nr 28 zasypała pomorskiego pogranicznika Józefa Dróbkę, ojca wiarusa Edwarda Dróbki z Londynu. Właśnie ta historia w „Prestiżu” nr 90 skłoniła seniora do włączenia koszalińskiego pisma do kompletu dla polskiej placówki przy Princes Gate.
Dwie pozostałe rzeczy szczególne przekazane instytutowi to jutowy woreczek z ziemią z dołu nr 28 oraz guziki i orzełek pogrzebanych w Miednym, w drewnianej ramce na zielonym suknie. Podobnie jak egzemplarz „Prestiżu”, przedmioty te wiarus dostał pocztą od opiekuna historii rodu, bratanka Zdzisława Dróbki, zarazem wnuka zamordowanego przez Rosjan Józefa. Dlatego jedno odznaczenie londyńczyk odjął od tych dla placówki i wysłał Zdzisławowi – Krzyż Pamiątkowy Monte Cassino (jedną z pasji Zdzisława są ordery i odznaczenia).
Zdzisław Dróbka sam wykopał guziki i ziemię dla wuja z Londynu. Już 56 lat robi w Rosji, Warszawie, Koszalinie i Słupsku, gdzie mieszka, wszystko, by pamięć o dziadku Józefie i tysiącach ofiar Rosjan trwała. Zaczął od Czerwonego Krzyża w Genewie aż doszedł do miejsca zasypania Józefa przez koparkę Komsomolec. Wkopał tu pierwszy oficjalny krzyż, uczestniczył w ekshumacji, a o nieludzkiej wzgardzie opowiada w szkołach, także pograniczników.
W 2009 r. w Centralnym Ośrodku Szkolenia Straży Granicznej w Koszalinie Zdzisław Dróbka dziadkowi Józefowi zasadził w asyście swego pięcioletniego wówczas wnuka Michała Dąb Pamięci – jeden z 21.473 posadzonych w Europie i Ameryce ku pamięci zbrodni katyńskiej (liczba drzewek odpowiada szacowanej wtedy liczbie ofiar całej zbrodni). Po latach wspomina: – Mały Michał był sensacją. Popłakał się, kiedy po symbolicznym sypnięciu chcieli mu zabrać ten szpadel. Na koniec spytał generalicję i koszalińskiego biskupa, kto będzie podlewał. Na to nadleśniczy, że on. Wtedy Michał: ty możesz.
Kiedy wiarus Edward Dróbka przekazywał rzeczy polskiej placówce w Londynie, wyszło w rozmowie, że w ostatnim stuleciu aż cztery pomorskie pokolenia Dróbków służyły Polsce w mundurach. Józef w powstaniu wielkopolskim, w wojnie z bolszewikami i jako pogranicznik; jego syn Wacław u generałów Bortnowskiego we wrześniu 1939 i potem u Maczka, brat jego Edward (londyńczyk) u Andersa, drugi brat Zenon w I Armii WP, jego syn Zdzisław w policji, zaś jego zięciowie – Andrzej w policji, Roman w Marynarce Wojennej, syn Bartosz w policji.
To musiało się skończyć kolejnym życzeniem wiarusa wobec bratanka Zdzisława: – Spróbuj to jakoś uporządkować, najlepiej zrób mundurowe drzewko genealogiczne.
Losy wszystkich z drzewka nadają się na osobne opowiadania.
Wacław z wrześniowej armii Pomorze przez Rumunię i Francję dotarł do I Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka, ale w przeciwieństwie do brata Edwarda londyńczyka ufnie wrócił do Polski, gdzie wprost ze statku wzięli go do więzienia w Braniewie jako szpiega – po wyjściu nigdy o wojnie nie rozmawiał.
Zenona wcielił Wehrmacht, który po bitwie czołgowej z Rosjanami napisał matce, że syn bohatersko zginął za Rzeszę. Jednak wojak żył, tylko zmienił mundur. Gdy z I Armią WP zdobył Złotów i dostał parę godzin, odwiedził opodal chrzestną. Ta zemdlała. Matkę w Chojnicach zdążono przygotować do powrotu „zabitego” syna. Był dowódcą kompanii, której żołnierz Aleksander Zygadło dokonał w 1945 w Kołobrzegu zaślubin z morzem. Po 42 latach z tamtymi żołnierzami sierż. sztab. Zygadło pożegnał kapitana rez. Zenona Dróbkę na cmentarzu w Nakle: – Zenek, zostawiłeś nas sierotami. Byłeś dumny z tego, co robiłeś, a my z tego dumni, że nami dowodziłeś dla Polski.
Zaś londyński wiarus? Po napaści na ZSRR Niemcy wzięli go tam na roboty. W wyniku ofensywy radzieckiej i układu Sikorski-Majski dostał się do Andersa i przeszedł cały szlak, przybrawszy nazwisko Blaszkowski, by nie narażać rodziny. Zaczął tę służbę mając 17 lat. Dopiero w Anglii mógł się uczyć. Zdał maturę i ukończył studia ekonomiczne. Z Margaret Humphrey ma Marka i Krystynę.
Ów żołnierz Władysława Andersa niedosłyszy i ma niedowład lewej strony. – Pamięć ma specyficzną – dodaje bratanek Zdzisław, do którego w Boże Narodzenie i na Wielkanoc dzwoni londyńczyk. – W szczegółach opisze każdy dzień szturmu na Monte Cassino, natomiast nie pamięta, czy pół godziny temu brał lekarstwa. Ostatnio uznał, że z życia zostały mu polskie nabożeństwa i listy. Toteż właśnie napisałem mu o Polsce na ośmiu stronach A4, dużymi literami, żeby miał łatwiej.
Wydanie „Prestiżu”, które wiarus przekazał placówce Sikorskiego, jest nieco zmiętolone, gdyż najpierw zwiększył poczytność koszalińskiego miesięcznika o wszystkich żyjących w pobliżu wiarusów.
Autor: Fitzroy