Dorota i Tomasz Majewscy z synami cover Wydarzenia
Fotografia: Agnieszka Orsa

Dorota i Tomasz Majewscy

Barwna para – to określenie pasuje do nich jak do mało kogo. W znaczeniu dosłownym i przenośnym. Wrażliwość i pasje artystyczne są spoiwem nie tylko małżeństwa państwa Majewskich, ale całej rodziny, bo udzieliły się one również trzem ich synom.

 

Tomek-6905maleDorota i Tomasz Majewscy studiowali na Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku – oboje na wydziale architektury wnętrz i wzornictwa. Parą stali się na czwartym roku studiów, a małżeństwem w rok później, 24 lata temu. – Nie mieliśmy dwuletnich przygotowań do ślubu, jak to dzieje się obecnie. Zwykłe tradycyjne wesele – wspomina pani Dorota. – Za to podróż poślubna była niezwykła. Pojechaliśmy do Warszawy na wymarzony koncert U2 za pieniądze przeznaczone na mój welon. Uzbierała je dla mnie babcia. Później wytłumaczyłam się babci z tego. Zrozumiała, bo kwiaty we włosach również pięknie wyglądały.

Co jest podstawą udanego małżeństwa? Są zgodni: – To się opiera na wspólności zainteresowań, sposobu odczuwania. Obserwujemy rozmaite pary. Tam gdzie zainteresowania się za bardzo rozbiegają, słabną więzi i małżeństwa się rozpadają. A my stale mamy wiele wspólnych tematów. Naszym dzieciom mówimy, że dobrze jest znaleźć sobie kogoś, kto ma podobne do nas zainteresowania i szanuje to, co my szanujemy.

Co jeszcze się liczy? – Potrzebna jest umiejętność dogadywania się, zawierania kompromisów, udzielania sobie wsparcia – słyszymy w odpowiedzi.

Państwo Majewscy krótko po ślubie zaczęli pracę w dziale marketingu jednej koszalińskich firm przemysłowych. Pracują tam dalej. Pani Dorota mówi: – Zaraz po studiach mieliśmy głównie zlecenia dotyczące aranżacji wnętrz. Już wtedy – poza tym, że byliśmy małżeństwem – staliśmy się również zespołem. Oczywiście kłótnie były co rusz, i o wszystko. To nas dużo nauczyło. Przychodząc do obecnej pracy, już dużo o sobie wiedzieliśmy.

Małżonkowie komentują: – Wspólna praca ma „plusy dodatnie” i „plusy ujemne”. My rozmaite tematy zawodowe omawiamy natychmiast i bardzo bezpośrednio. To nie znaczy, że w pracy rozmawiamy tylko o pracy. Oczywiście są i inne tematy. Rozmawianie służy małżeństwu. Wiele osób mówi nam, że spędzamy z sobą za dużo czasu. Ale myśmy się już tak „skleili”, że inaczej nie potrafimy, a jest nam przy tym z sobą dobrze. My się z sobą nie nudzimy.

Robią w pracy podobne rzeczy, ale po niej mają własne pasje. – Dorota maluje, ja raczej wyżywam się w fotografii. Jesteśmy dla siebie pierwszymi recenzentami. To nam pomaga, nawet jak się mocno nie zgadzamy – relacjonuje Tomasz. Dorota uzupełnia: – Czasami te uwagi mogą na początku irytować, ale jak pozwolę Tomkowi zaingerować w obraz, najczęściej później przyznaję mu rację. Mówimy sobie wszystko i otwarcie, ale w formie, która nie rani. I to staramy się przekazywać naszym synom.

Jaki jest podział zadań w domu? – Kuchnia jest moja, absolutnie. I dzieci są moje w tym znaczeniu, że „ogarniam” z nimi szkołę – mówi Dorota. – No może poza geografią, bo to mąż jest tutaj specjalistą. Jestem wychowana w takiej tradycji, że dziadek i tato pracowali zawodowo, a babcia i mama (która też pracowała na etacie) zajmowały się domem. Mnie to nie przeszkadza. Pracuję zawodowo, bo daje mi to satysfakcję, ale w domu lubię być kurą domową, lubię gotować i piec, przygotowywać święta. Zmywanie naczyń, sprzątanie zostawiam mężowi, bo ja tego nie lubię. I tak się dzielimy zadaniami.

Wspomniani synowie to Antoni, maturzysta, lat 19, Julian – siódma klasa podstawówki, lat 14 i jedenastoletni Ignacy, uczeń klasy piątej. – Wszyscy rysują i malują naprawdę dobrze i my to wiemy – mówią rodzice. – Natomiast nie każdy chce to robić. Antoni do szóstej klasy szkoły podstawowej uczestniczył w konkursach, dużo rysował i malował. Cieszył się tym. W pewnym momencie poszedł na zajęcia do Ewy Czapik-Kowalewskiej i od tej pory chce być aktorem. Uczy się w klasie matematyczno-fizycznej, ma dużo nauki, ale robi wszystko, żeby zdawać do trzech uczelni teatralnych. Ma już przygotowane teksty. Jest absolutnie pewny swej decyzji. Kiedy pytamy o plan B, mówi, że go nie ma. Julian zaś pięknie rysuje i jest artystą w środku, ale najbardziej lubi rysować przekroje silników samochodowych i czołgów. Ma sprecyzowany plan na życie. Mówi, że będzie neurochirurgiem. Jest bardzo analityczny, musi wiedzieć co jest z czego i dlaczego. Jeśli ktoś kiedyś wynajdzie perpetuum mobile, to Julian będzie w tym zespole. A Ignacy będzie artystą – mówią z przekonaniem małżonkowie. – Chodzi na zajęcia fotograficzne do Pałacu Młodzieży do pani Moniki Kalkowskiej. Jest zafascynowanym fotografią estetą, ma niezwykłe wyczucie smaku. Czasami nawet doradza mi w kwestii stroju – kwituje z uśmiechem pani Dorota.