Agencja Ślubna AnnDecor istnieje od 2013 roku, ale jej właścicielka, Anna Barczak, swój związek z branżą datuje znacznie wcześniej. Zanim zaczęła zawodowo zajmować się organizacją ślubów, pomagała dekorować kościoły i sale, w których małżeństwa zawierali jej znajomi. Wychowywała się właściwie w ogrodzie, więc o kwiatach wie bardzo dużo i do teraz roślinne dekoracje są jej bliskie. Właśnie ma za sobą ogromne wesele prominentnej pary, które utwierdziło ją w przekonaniu, że robi to, co powinna. Żyje i pracuje z pasją.
Anna Barczak z wykształcenia jest ekonomistką. Przez wiele lat pracowała jako przedstawicielka medyczna i farmaceutyczna. Jest też mamą bliźniaczek – to po ich urodzeniu i urlopie macierzyńskim musiała podjąć decyzję co do swojej zawodowej przyszłości. – Postanowiłam wymyślić dla siebie nowe, ciekawsze zajęcie – mówi.
W wyborze pomogli znajomi. Zasugerowali, by pani Anna zajęła się profesjonalnie tym, co wcześniej realizowała amatorsko. Zdarzało jej się pomagać przyjaciołom w organizacji ich ślubów, dekorowaniu kościoła czy sal weselnych. Od kiedy pamięta, widok wesela czy pary młodej zmierzającej do ołtarza powodował szybsze bicie serca. Namiętnie oglądała branżowe czasopisma i programy telewizyjne. Intuicyjnie czuła, że to jej droga. Kilkanaście przyjacielskich narad, rodzinne seanse motywacyjne, „wlewanie” wiary we własne siły i kompetencje przyniosło efekt i zaowocowało – w 2013 roku – powstaniem AnnDecor.
Branża ślubna wydaje się dla Anny Barczak stworzona. Pod każdym względem – umiejętności, osobowości, zainteresowań. Właścicielka „zaraża” energią, jest niezwykle pracowita, otwarta na ludzi. Ciągle w ruchu, optymistyczna, pełna pomysłów. – To na pewno nie jest zajęcie dla osób leniwych – śmieje się. – Raczej ciężka, fizyczna praca. Planowanie i wymyślanie aranżacji to jedno, ale poza tym – przywożenie, pakowanie, rozpakowywanie, noszenie, ustawianie. Zdarzają się siniaki, obtarcia, zadrapania. W pracy bardzo pomaga mi rodzina, mam w niej ogromne wsparcie, ale większość pracy i tak wykonuję sama, a resztę nadzoruję. Jestem typową „zosią samosią”. Muszę osobiście dopilnować każdego elementu, nawet najdrobniejszego. Mój zespół śmieje się pod nosem, gdy złoszczę się na nierówno zawiązane kokardki albo lekko przekrzywiony świecznik na stole, a ja wiem, że jeśli nie oko gości, to zdjęcia bezlitośnie obnażą każdy brak staranności. Niezależnie, jaki jest zakres mojej pracy, musi być ona wykonana na najwyższym poziomie. Nie daję sobie żadnej taryfy ulgowej. Ślub i wesele odbywa się raz i nie ma tu miejsca na błędy.
Jak nazwa wskazuje, zasadniczym profilem działalności firmy miały być dekoracje. – Od początku mierzyłam wysoko – zaznacza Anna Barczak. – Jakość miała dorównywać dekoracjom uznanych firm ogólnopolskich. Nie uznaję półśrodków, wszystko, co przygotowuję, musi mieć wysoki poziom. Kupowałam na wyposażenie firmy przedmioty ładne, różnorodne, porządnie wykonane.
Dziś magazyn AnnDecor mieści kilkanaście tysięcy elementów dekoracyjnych! Przeważnie ślubnych, choć wiele z nich ma charakter uniwersalny. Są tu między innymi meble, ozdoby stołowe, tkaniny, świece, bibeloty, naczynia. Dekoracje wykonane ze szkła, drewna, ceramiki, metaloplastyki, a także prawdziwe perełki, jak rzeźbiony i malowany ręcznie klęcznik wykonany na zamówienie przez regionalnego artystę czy własnoręcznie stylizowane przez właścicielkę meble.
Firma rozwijała się naturalnie, krok po kroku. Moment przełomowy? – Chyba od początku sprzyjało mi szczęście – zastanawia się pani Anna. – Poza tym patrzę na świat przez różowe okulary, dzięki czemu nie zniechęcała mnie konkurencja na rynku ani inne przeciwności. Po prostu robiłam swoje, w swojej przestrzeni, jak najlepiej umiem. Tak jest do teraz: nie oglądam się za siebie, na innych – działam.
Zakres usług AnnDecor sukcesywnie się rozszerzał. Obecnie agencja głównie zajmuje się aranżacją ślubów i wesel, ale również innych uroczystości (np. komunijnych), eventów, imprez firmowych. Klienci mogą jej powierzyć przygotowanie wyłącznie dekoracji lub ceremonii od a do z, skorzystać z usługi konsultanta ślubnego. Ze względu na wspomniane wcześniej ogromne zaplecze dekoracyjne, możliwy do zrealizowania jest w zasadzie każdy weselny trend, potrzeba i marzenie. Może to być zarówno skromne jak i wystawne przyjęcie, elegancka uroczystość, ceremonia romantyczna i glamour czy – w najmodniejszym obecnie stylu boho czy rustykalnym. We wnętrzu i plenerze. Zbiór jest rozbudowywany z rozmysłem, by zaspokoić różne upodobania od tradycyjnych, po bardzo nowoczesne. Możliwe jest też wypożyczenie elementów dekoracyjnych. To, czego AnnDecor nie posiada, można zamówić.
Szczególnie bliskie są pani Annie dekoracje kwiatowe, wykonuje je sama. Nic dziwnego – jej dziadek był ogrodnikiem dawnej Zieleni Miejskiej. – Wychowałam się w ogrodzie. Od dziecka buszowałam w kwiatach, a dziadek próbował mnie z nich „wypchnąć” do tzw. porządnego zawodu. Udało się na chwilę, poszłam na ekonomię i… wróciłam do kwiatów. Kocham rośliny, doskonale się na nich znam. Zdolności manualne i zmysł artystyczny też są u nas rodzinne, miała je i mama, i babcia, mam ja. Dzięki temu umiem skomponować bukiet, ale też coś uszyć. W mojej branży takie umiejętności są bezcenne i bardzo mi się przydają.
Współpracę z klientami Anna Barczak poprzedza szczegółowym wywiadem. – Zaczynamy od oględzin sali, ustalenia pułapu finansowego i określenia oczekiwań – mówi. – Później dopasowujemy wizję i marzenia państwa młodych do rzeczywistości, zwłaszcza finansowej. Bardzo dużo z nimi rozmawiam, podsuwam im zdjęcia, inspiracje, żeby w pełni zrozumieć, czego oczekują i precyzyjnie określić kierunek, a jakim będziemy wspólnie podążać. Wszystko, co proponuję państwu młodym, musi być przez nich pisemnie zaakceptowane, żeby uniknąć niemile widzianych podczas wesela niespodzianek. To daje klientom i mi poczucie bezpieczeństwa. Często ograniczeniem w realizacji marzeń są pieniądze, ale zawsze udaje mi się znaleźć satysfakcjonujące rozwiązanie w ramach możliwości młodej pary i przynajmniej zbliżyć się do ich wyobrażeń.
Na każdym etapie współpracy pani Anna jest do dyspozycji swoich klientów. Ogromną wagę przywiązuje do samej atmosfery przygotowań – ma być profesjonalnie, ale też sympatycznie. Celem jest zawsze perfekcyjnie przygotowane wydarzenie.
Firmie i pracy pani Anna oddaje czas i serce. – Branża ślubna jest niezwykle absorbująca i wymagająca pod każdym względem: logistycznym, organizacyjnym, ludzkim – przyznaje. – Trzeba do niej dostosować własną codzienność. Nie pracuję w określonych godzinach, ale cały czas. Muszę też przewidywać zdarzenia i mieć poczucie bezwzględnej odpowiedzialności za innych i za siebie. Dla dobra sprawy zrezygnowałam z jazdy motocyklem, żeby nie kusić losu. Co by było, gdybym na przykład złamała palec? Nie mogę sobie pozwolić na taką niedyspozycję. Do tego trzeba być na czasie, a trendy ślubne, weselne, florystyczne zmieniają się jak w kalejdoskopie. Czasopisma, targi, portale – śledzę na bieżąco. Poza sezonem, w zimie, wykonuję dekoracje. Nie lubię bezczynności, nawet gdy marzę o odpoczynku.
Czy jest trudno? – Bardzo! – mówi Anna Barczak. – Bywam okropnie zmęczona. Zawód konsultanta ślubnego trzeba kochać. Ja kocham. Kiedy podczas ślubu widzę, że bukiety, kolczyki w uszach panny młodej albo cytat z Jana Pawła II wyklejone na dywanie prowadzącym parę młodą do ołtarza są mojego autorstwa, łza mi się w oku kręci. Nie ma dla mnie większej satysfakcji, niż serdeczny uścisk państwa młodych dziękujących za zorganizowanie ślubu marzeń.
Specjalne podziękowania dla Kwiaciarni Eldorado w Koszalinie za udostępnienie nam wnętrz przy sesji zdjęciowej Anndecor