Dla zewnętrznego obserwatora zmieni się niewiele. Na uczelniach nadal będą istniały wydziały i katedry, studenci nadal będą pukać w swoich sprawach do dziekanatów. Jednak w rzeczywistości Konstytucja dla Nauki, czyli ustawa z 20 lipca 2018 r. „Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce”, powoduje rewolucję. Nie narzuca szczegółowych rozwiązań, ale wprowadza zasady konkurencyjności poprzez systematyczne oceny efektów pracy poszczególnych osób, jak i całych szkół wyższych. Swój akademicki status zachowają te z nich, które będą zdolne udokumentować odpowiednio wysoki poziom naukowy. Dotyczy to również Politechniki Koszalińskiej, w której przemiany już się rozpoczęły. O tym, na czym one polegają i co oznaczają dla pracowników oraz studentów rozmawiamy z prof. dr. hab. inż. Tadeuszem Bohdalem, rektorem PK.
– Ustawa 2.0, bo również tak się o niej mówi, zmienia cały system, ale nie rozstrzyga szczegółów.
– Ona przede wszystkim daje nam większą autonomię. Nie ma w niej wielu przepisów, które regulowałyby życie wewnętrzne uczelni. Jako społeczność akademicka, mamy sami te akty prawne ustanawiać, dopasować do swoich konkretnych warunków.
– Pierwszy krok to opracowanie regulaminu uczelni.
– Mamy opracować przepisy wewnętrzne uczelni, ustalić jej strukturę, stanowiska pracowników funkcyjnych, zasady działania. Stworzyliśmy już projekt statutu uczelni. Oddaliśmy go pod konsultacje, w czasie których wszyscy pracownicy mogą zgłaszać uwagi. Wysłaliśmy go również do związków zawodowych, które według ustawy, mają obowiązek ten projekt ocenić.
– Projekt statutu ocenia również Rada Politechniki Koszalińskiej, powołany w zgodzie z ustawą nowy organ władzy uczelnianej.
– Rada jest rzeczywiście czymś nowym. Jej opinia jest dla nas bardzo ważna, ale nie wiążąca. Zresztą żadne uwagi społeczności akademickiej dotyczące statutu nie są wiążące. Opinie, które uznamy za słuszne, wprowadzimy do projektu, te mniej ważne albo niezgodne z ustawą pominiemy.
– Po poprawkach statut trafi do Senatu Politechniki Koszalińskiej do uchwalenia.
– Mamy plan, by stało się to 19 czerwca br. Jeżeli senatorowie go zatwierdzą, to będzie nasz główny akt prawny regulujący całość naszych zasad, swoista Konstytucja Politechniki.
– Co nowego, konkretnie i zgodnie z wymaganiami ustawy, wnosi ten dokument?
– Przede wszystkim statut ustanowi nową strukturę uczelni. Po sondażach w kraju wiemy, że ponad 80 procent szkół wyższych pozostawia wydziały. My również chcemy, by były wydziały, bo to dodaje akademickości uczelni. Dziekani nadal będą kierować wydziałami, zostawiamy rektora, jego zastępców, kanclerza, kwestora czyli „głównego księgowego”. W ramach wydziału będą katedry – jednostki skupiające pracowników, którzy prowadzą rodzaj badań naukowych powiązanych tematycznie. Ustawa wymusza na nas, by powstały rady dyscyplin naukowych.
– To jest chyba istotna zmiana…
– Zacznijmy od tego, że musieliśmy wybrać tak zwane dyscypliny wiodące, czyli takie, w których będziemy prowadzić najwięcej badań. Później będziemy z nich rozliczani co cztery lata, oceniani na jakim poziomie jesteśmy, jaką mamy jakość pracy naukowej. Będzie pięć kategorii: A+, czyli najwyższa jakość, poza tym A, B+, B i C. Ważne jest, by zdobyć kategorię co najmniej B+, gdyż wówczas będziemy mogli prowadzić przewody doktorskie i habilitacyjne. To będzie wiązało się z wyższym finansowaniem uczelni przez ministerstwo. Tak więc lepiej wybrać mniej dyscyplin, ale za to takich, w których czujemy się mocni.
– Politechnika Koszalińska wybrała dla siebie sześć głównych dyscyplin.
– Na podstawie oceny tych sześciu dyscyplin ministerstwo wyznaczy średni poziom naukowy uczelni. To będzie liczyło się do algorytmu finansowania działań danej szkoły wyższej. W skład wspomnianej rady dyscypliny mają wchodzić najlepsi naukowcy. Podkreślam: najlepsi a nie wszyscy praktykujący w danej dyscyplinie. Ustawa 2.0 mówi o co najmniej 12 osobach jako członkach rady dyscypliny naukowej w danej szkole wyższej.
– Jak będą te osoby wybierane?
– Najlepsi naukowcy będą wyłaniani z list rankingowych po sprawdzeniu ich dorobku naukowego. To jest nowość. Oni będą decydować, w którą stronę pójdą badania naukowe, na co położyć największy nacisk i jak dzielić pieniądze na badania. Nowością jest również to, że naukowiec, który będzie czuł się na siłach zostać liderem, będzie mógł to ogłosić i wybrać sobie współpracowników na zasadzie dobrowolności. Będzie to się mogło odbywać pomiędzy katedrami, a jak będzie taka potrzeba, to nawet pomiędzy wydziałami. Jeżeli lider stworzy zespół badawczy, to dostanie pieniądze na badania. Oczywiście, o ile wygra organizowane na uczelni konkursy.
– Od kiedy liczą się te oceniane lata, o których Pan Profesor wspomniał?
– Ustawa przewiduje, że w 2021 odbędzie się pierwsza taka ocena, kategoryzacja i będzie ona brała pod uwagę cztery lata do tyłu, tak więc mówimy o okresie 2017-2020. Punkty będą dodawane za publikacje w renomowanych czasopismach (ich listę tworzy ministerstwo), patenty, wdrożenia. Skończy się ocenianie przez pryzmat liczby publikacji. Teraz liczyć się będzie ich jakość. Jednak negatywnym aspektem tych zmian zdaje się być brak motywacji, by kreować młodą kadrę na uczelni. Teraz by zostać tytularnym profesorem, nie trzeba będzie mieć pod swoimi skrzydłami ani jednego doktoranta.
– Może jednak uda się kreować nową kadrę, biorąc po uwagę kolejną nowość, jaką jest szkoła doktorska?
– Zgodnie z ustawą utworzyliśmy szkołę doktorską, która rozpocznie działanie od nowego roku akademickiego. W jej ramach i w ramach posiadanych przez Politechnikę Koszalińską uprawnień (mamy na ten moment 7 uprawnień doktoryzowania) będziemy przyjmować chętnych na studia doktoranckie, nie na wydziałach, tylko w szkole – instytucji międzywydziałowej. Studenci różnych dyscyplin będą mogli tam chodzić na zajęcia, które dadzą im podstawy do dalszego rozwoju. A równolegle we współpracy z opiekunem, promotorem, doktorant będzie musiał pracować nad tematem rozprawy doktorskiej, napisać ją i przedłożyć do obrony. Będzie to robił już na wydziale, w katedrze, do której jest przypisany. Ale wiedzę ogólną doktoranci mają zdobywać na zajęciach w szkole doktorskiej.
– Ile osób planują państwo przyjąć w ramach tej szkoły?
– Nie mamy jeszcze ustalonych limitów, ale nie będą one duże. Nowa ustawa wymusza, by płacić doktorantom stypendium. Na początku jest to 0,7 pensji asystenta, natomiast potem, gdy dana osoba wykaże się pewnym dorobkiem, będzie ono wyższe. Jeżeli przyjmiemy zbyt dużo doktorantów, to wymagany fundusz stypendialny może się okazać ponad nasze możliwości. Będziemy starali się przyjmować tych, którzy rokują, że zrobią doktorat. Do tej pory nie przejmowano się, nie tylko u nas ale w całej Polsce, tak zwaną sprawnością studiów doktoranckich. Wiele osób je zaczynało, a mało kończyło. Będziemy teraz mobilizować naszych doktorantów do tego, by rzeczywiście napisali i obronili pracę doktorską.
– Cały system jest teraz tak skonstruowany, by wymusić systematyczną pracę naukową i jej wysoką jakość.
– Nowością w ustawie jest podział nauczycieli na trzy grupy. Pierwsza to pracownicy dydaktyczni, którzy mają więcej zajęć ze studentami, natomiast nie muszą prowadzić badań naukowych. Druga grupa to pracownicy badawczo-dydaktyczni, którzy prowadzą dydaktykę na równi z badaniami. I będzie wreszcie trzecia grupa – pracowników badawczych, czyli tych, którzy nie będą prowadzić dydaktyki, a tylko same badania naukowe. Od tych ostatnich będzie wymagało się najwięcej.
– Co to znaczy?
– Chcielibyśmy, żeby w jak największym stopniu „zarabiali na siebie”. Mamy już kilku takich naukowców na uczelni, z którymi mamy niepisaną umowę, że muszą część pieniędzy dla siebie na wynagrodzenia znaleźć poza Politechniką – pozyskać grant, napisać projekt konkursowy albo zdobyć zlecenie z przemysłu.
– Tutaj właśnie następuje prawdziwa rewolucja, bo często polscy nauczyciele akademiccy naukę traktowali jak niemiłą konieczność i w tym obszarze ich efektywność była niska.
– Tym, którzy mało przykładają się do nauki, proponujemy obecnie dydaktykę lub rozwiązanie stosunku pracy. Wielu emerytowanych nauczycieli akademickich rozwiązuje z nami stosunek pracy lub przechodzą na pół etatu dydaktycznego, bo uważają, że emerytura im wystarczy.
– To znowu nowość, bo przestały obowiązywać minima kadrowe. To koniec praktyki, że profesorowie mieli po kilka etatów w rozmaitych uczelniach, umożliwiając im swoimi tytułami i nazwiskami na przykład promowanie doktorów albo prowadzenie studiów na poziomie magisterskim.
– Teraz to już nie jest problem. Dotychczas jeśli chcieliśmy prowadzić dany kierunek, doktoraty i habilitacje, to potrzebowaliśmy określoną liczbę doktorów habilitowanych i profesorów. Studia pierwszego stopnia wymagały ich trzech, drugiego – sześciu, prawo do kreowania doktorów – ośmiu, a habilitacje dwunastu. Nowa ustawa zniosła limity. Teraz można poradzić sobie, mając trzech samodzielnych pracowników. Kończy się era profesorów, którzy nie angażują się w badania i dają uczelni tylko swoje nazwisko. Nowa ustawa jest brutalna, bo teraz nie interesuje nikogo stopień naukowy, tylko dorobek danej osoby na przestrzeni ostatnich czterech lat: ile i jakich ma publikacji, ile grantów, projektów itd. Jeżeli magister będzie miał wielki dorobek, a profesor zerowy, to ten magister będzie dla uczelni bardziej wartościowy niż profesor. Podkreślam: liczą się przy ocenie tylko ostatnie cztery lata.
– W Polsce jest wielu zasłużonych profesorów, jednak ich dorobek – często ogromny – przestał przyrastać 15-20 lat temu.
– Ustawa nie zwraca uwagi na to, co było kiedyś. Każe albo prowadzić sukcesywnie badania, albo przejść do dydaktyki lub na emeryturę. Taki model widzimy na Zachodzie. Na szczęście u nas na uczelni są i tacy profesorowie, którzy mimo dojrzałego wieku nadal intensywnie pracują. Bardzo się z nich cieszymy.
– Jeżeli uczelnie w Polsce zmniejszą zatrudnienie kadry emerytowanej, to pewnie znajdą się pieniądze na asystentów.
– Mamy nadzieję, że to zaowocuje w przyszłości odnową kadr. Na naszej uczelni są aktywni i ambitni doktorzy, którzy uzyskali stopień doktora habilitowanego i ciągle jednakowo intensywnie pracują. Nie ukończyli jeszcze 40 lat, a już poszły w ich sprawie wnioski do Centralnej Komisji Kwalifikacyjnej o stopień profesora „belwederskiego”. To znak, że trzeba stawiać na młodzież.
– Ta ustawa to swoiste nowe otwarcie?!
– Tak, to jest nowe otwarcie. Uważam, że nie powinniśmy się tego bać. Wymusza na nas więcej zapału do pracy, pomysłowości. Człowiek jest tak skonstruowany, że potrzebuje czasami dociążenia z zewnątrz, by pracować lepiej.
– Rektorzy zyskują wielką władzę. Od nich będzie w największej mierze zależeć ranking naukowców, decyzja o wyborze prorektorów, itd.
– Tak, teraz społeczność akademicka będzie wybierała tylko jedną osobę – rektora. Mamy trzy organy władzy w uczelni: rada szkoły, rektor i senat. Mogliśmy stworzyć o wiele więcej organów, ale nie chcieliśmy, bo w stosunku do organów są obostrzenia wiekowe. Osoby podejmujące pracę w nich nie mogą przekraczać wieku 67 lat. Organy w określonym składzie mogą trwać dwie kadencje liczące po cztery lata. Za rok wyłoni się nowy senat i społeczność uczelni będzie wybierać rektora. Rektor zaś sam wybierze prorektorów i dziekanów. Powołanie prodziekanów będzie konsultował z dziekanami. Rektor będzie mógł w dowolnej chwili odwołać dziekana i prodziekana. Obecnie nie mam takiej możliwości. Rektora zaś będzie mogło odwołać tylko kolegium elektorów, które go powołało.
– Kolejną nowością wynikająca z Ustawy 2.0 jest to, że z dniem 1 października bieżącego roku znika obecna struktura uczelni i wszyscy funkcyjni tracą stanowiska.
– Moim zadaniem jako rektora będzie ustanowienie nowej struktury i powołanie nowych funkcyjnych. Ponieważ 31 sierpnia 2020 roku upływa również moja kadencja, nie będę robił w tym momencie wielkiej rewolucji. Zresztą bardzo dobrze współpracuje mi się z dziekanami, prorektorami. Nie mam potrzeby wymieniania ich na inne osoby, szczególnie, że im również pozostał ostatni rok kadencji. Niech dokończą ją w spokoju. Nowy rektor, wybrany przez społeczność PK głosami elektorów wyłonionych przez poszczególne grupy pracowników, będzie miał wolną rękę. Ale warto zaznaczyć, że może powołać te same osoby, bo prorektorów i dziekanów ustawowa kadencyjność nie dotyczy, tak jak ograniczenie wiekowe – 67 lat.
– Jakie kluczowe dyscypliny wybrała dla siebie Politechnika Koszalińska?
– Jest to przede wszystkim inżynieria mechaniczna, czyli zespoły prowadzące badania w zakresie inżynierii materiałowej i biomedycznej, mechatroniki, inżynierii żywności i energetyki. Druga dziedzina to elektronika, automatyka i elektrotechnika. Kolejne – inżynieria lądowa i transport, ekonomia i finanse, nauki o polityce i administracji oraz sztuki plastyczne i konserwacja zabytków.
– Jak ten wybór przebiegał?
– Do końca ubiegłego roku każdy pracownik na etacie badawczym lub badawczo-dydaktycznym musiał podać dyscyplinę, w której się specjalizuje. To ogromnie ważna decyzja. Mogłoby się zdarzyć, że wybralibyśmy dziedzinę, w której nie idzie nam najlepiej, a to pociągnęłoby uczelnię w dół w trakcie pierwszej kategoryzacji. Po konsultacjach wyszło, że mamy sześć mocnych dyscyplin.
– Ocena i kategoryzacja zdecyduje o statusie danej szkoły wyższej.
– Od tego będzie zależała nawet nazwa uczelni. Jeżeli chce się być szkołą akademicką, trzeba mieć co najmniej jedną ocenę B+. To znaczy, że jedna z dziedzin wiodących musi być tak wysoko oceniona. Do bycia Politechniką potrzebne są dwie noty B+, czyli dwie mocne dziedziny. Za dwa lata okaże się, czy dostaniemy przynajmniej z dwóch dyscyplin tę pożądaną ocenę, przy czym nie liczą się dziedziny nietechniczne. Tak więc jeśli nasi „wzornicy” dostaną taką ocenę, to niestety nie będzie miała ona wpływu na prawo do noszenia przez uczelnię miana politechniki.
– Później co cztery lata kategoryzacja będzie powtarzana.
– Jeśli po następnych czterech latach nie zdobędziemy dwóch B+ za dziedziny techniczne z politechniki staniemy się akademią.
– A jeśli nie byłoby żadnego B+?
– Wtedy zostaniemy wyższą szkołą zawodową i nie dostaniemy żadnych pieniędzy na badania. Uczelnie będą walczyć, by pozostać szkołami akademickimi. To są ogromne różnice w poziomie finansowania.
– To wszystko wskazuje na rozbudzenie rywalizacji. Czy jest jakiś mechanizm, który by wyrównywał w określonych dyscyplinach szanse mniejszych ośrodków w konfrontacji z tymi najsilniejszymi, ulokowanymi w wielkich miastach?
– Szkoły są oceniane w różnych dziedzinach działalności: poziom dydaktyki, kierunki studiów i ich wagi, umiędzynarodowienie, publikacje, patenty, nauka, liczba studentów. Po takich ocenach wychodzi określona liczba punktów i wysokość subwencji. Do niedawna działał mechanizm, że ci lepsi dostawali co roku do 5 procent więcej pieniędzy, a ci słabsi do 5 procent mniej. To miała być motywacja do większego wysiłku. Na szczęście tak się nie stało. Ministerstwo w zeszłym roku zmieniło zasady. Nowe zasady podziału środków finansowych mają na celu, aby uczelnie regionalne nie były marginalizowane.
– Subwencja dla Politechniki Koszalińskiej z roku na rok maleje.
– Dzieje się tak ze względu na malejącą liczbę studentów. Z roku na rok jest ich około 5 procent mniej. W wielkich ośrodkach również liczba studentów maleje, ale wolniej. Ministerstwo planuje wprowadzić działania osłonowe, tzw. „znaczone pieniądze” dla szkół. Zadba o uczelnie regionalne. Wymyśliłem to określenie podczas rozmowy z ministrem Jarosławem Gowinem. Minister zdziwiony zapytał, co to są te „uczelnie regionalne”? Odpowiedziałem mu, że to te, które kształcą studentów na potrzeby regionu. I on sam zaczął używać tego określenia. Organizowane są konkursy, a my proporcjonalnie do liczby studentów dostajemy więcej pieniędzy niż duże ośrodki. Wymyślono również obligacje na zakup środków trwałych. Mniejsze uczelnie znów otrzymały proporcjonalnie więcej pieniędzy. Tą metodą próbuje się wyrównywać pewne dysproporcje, inaczej regionalne uczelnie po pewnym czasie przestałyby istnieć.
– Ale był taki pomysł.
– Zaczęliśmy protestować, tłumacząc, że jest młodzież, której nie stać na wyjazd do dużego miasta. Poza tym szkoła wyższa, w której prowadzi się badania, to pewien wyznacznik poziomu intelektualnego. Robimy też rzeczy nienaukowe, ale na wysokim poziomie, takie jak konferencje na temat gospodarki w regionie i życia publicznego. Inaczej pomiędzy Szczecinem a Gdańskiem byłaby pustynia intelektualna. Podobną szansę wykorzystuje Akademia Pomorska w Słupsku.
– Wszelkie zmiany generują dodatkowe wydatki…
– Na szczęście Politechnika Koszalińska dobrze gospodaruje środkami i jest skuteczna w projektach unijnych. Wygraliśmy konkursy, w których zagwarantowaliśmy sobie środki na restrukturyzację.
– Wrócę do weryfikacji jakości pracy naukowej. Jak się ona odbywa?
– Jest to audyt wewnętrzny. Do tej pory robiły to rady wydziałów pod kierunkiem dziekanów. Poprzednia ustawa wymuszała, by po dwóch negatywnych ocenach zwolnić pracownika. Działo się tak bardzo rzadko. Moim zdaniem progi wymagań były zaniżane. Wystarczyło tylko trochę popracować, żeby mieć pozytywną ocenę. Teraz musimy opracować nowy system oceny nauczycieli akademickich pod względem naukowym, bardziej wymagający.
– Kto opracuje te reguły?
– Pracuje nad tym prorektor do spraw nauki wraz z dziekanami. Zamierzamy zaostrzyć kryteria. Chcemy wzorować się na ocenach dyscyplin dokonywanych przez ministerstwo. Będzie tu pewna adekwatność. Chcemy spowodować sytuację, żeby na ocenę pozytywną pracy naukowej trzeba było solidnie zapracować, żeby był to systematyczny wysiłek. Jeśli jednak ktoś byłby oceniony pod względem naukowym negatywnie, nie ma obawy, że zostanie zwolniony, bo może dostać propozycję dydaktyki.
– W tym obszarze nie będzie ocen?
– Ależ skąd. Już są! Zostaną tylko rozbudowane. Nauczycieli akademickich ocenia u nas zespół do spraw dydaktyki i studenci. Po zakończeniu semestru otwieramy system komputerowy, każdy student może się tam zalogować. Wtedy wyświetlają mu się pytania dotyczące przedmiotów i wykładowców. Pytania są różne. Czy nauczyciel przychodził planowo na zajęcia? Czy treści były ciekawe? Czy oceniał uczciwie według obiektywnych kryteriów? Każdy może przyznać od 0 do 5 punktów. Mamy przypadki nauczycieli, którzy otrzymują od studentów same piątki, ale są też tacy, którzy dostają same dwóje! I teraz na każdym wydziale komisje do spraw kształcenia biorą wydruki komputerowe, patrzą jak studenci oceniają pracowników. Jeśli zobaczą, że w ocenie jakiegoś pracownika przeważają jedynki i dwójki, biorą go na dywanik. Każdy kierunek studiów ma swoją Radę Programową. Szef rady programowej rozmawia z negatywnie ocenianym pracownikiem, mówi mu co ma poprawić. Jeżeli sytuacja za rok się powtarza, czyli ktoś znowu jest kiepsko oceniany, to otrzymuje ostrzeżenie. W ostateczności rozwiązujemy umowę o pracę. Już kilka takich przypadków mieliśmy.
– Zawód nauczyciela to odpowiedzialna funkcja.
– Tak, trzeba umieć współpracować z młodzieżą. Nie lekceważyć jej, ale traktować serio, z szacunkiem. Nauczyciel nie może być niegrzeczny, arogancki. Jeżeli ktoś nie chce się zastosować do wymagań, musi zmienić pracę.
– Czyli poprzeczka idzie w górę?
– W skrócie: naukowo będziemy jeszcze bardziej „cisnąć”, a dydaktycznie już „ciśniemy”. Celem jest najwyższa jakość na każdym poziomie.
– Od kiedy zacznie obowiązywać nowy statut?
– Planujemy, że od września bieżącego roku. Wtedy pojawi się również nowa struktura. Tu warto zaznaczyć, że ministerstwo nie tylko od nas więcej wymaga, ale również podniosło płacę nauczycieli akademickich. Górnej granicy nie ma. Jeżeli rektor ma pieniądze, to może dać każdą płacę. Jednak nie mamy wielkich pieniędzy, więc taka sytuacja raczej u nas nie będzie możliwa. Ale minima poszły w górę nawet o 20 procent. Ministerstwo ostatnio przekazało również pieniądze na administrację, bo naszym zdaniem płace tej grupy pracowników były zbyt niskie. Otrzymujemy finansowanie, ale wymaga się od nas efektywności.
– Zmieni się także system obsługi administracyjnej?
– Ustawa nic nam nie narzuca, ale sami chcemy zmian. Kiedyś mieliśmy kilkanaście tysięcy słuchaczy a teraz 4,5 tysiąca. Wydział Mechaniczny kiedyś był pod tym względem większy niż aktualnie cała uczelnia. Planujemy ograniczyć koszty. Chcemy zrobić centralny dziekanat i wspólne centrum rekrutacji. Będzie baza centralna, a jej końcówki na poszczególnych kampusach. Tam studenci będą nadal przychodzić w swoich sprawach.
– Wspomniał Pan Profesor, że uczelnia się skurczyła. Czy ta baza, którą Państwo dysponują, nie jest za duża?
– Utrzymanie kosztuje, ale nie tak dużo, jak by się mogło wydawać. Byliśmy zapobiegliwi, wygraliśmy w kilku konkursach pieniądze na termomodernizację. Teraz budynki zużywają dużo mniej energii cieplnej. Wygraliśmy też konkurs na produkowanie energii elektrycznej, stąd te panele fotowoltaiczne na elewacjach dwóch kampusów. Wymieniliśmy całe oświetlenie na energooszczędne, mamy jaśniej i płacimy za energię znacznie mniej niż wcześniej. A czy mamy za dużo powierzchni? I tak, i nie. Teraz po prostu oferujemy cywilizowane warunki studiowania. Kiedyś zajęcia zaczynały się o 7 rano, kończyły o 21. Studenci nie mieli się gdzie pomieścić. Wynajmowaliśmy sale w Urzędzie Wojewódzkim, w szkołach, w Bibliotece Wojewódzkiej. Zjazdy dla studentów zaocznych odbywały się naprzemiennie co tydzień, bo nie było, gdzie ich pomieścić. Teraz zajęcia w większości odbywają się w godzinach od 8 do 15. Czasem odbywają się też popołudniami, na prośbę studentów lub nauczycieli, bo niektórzy pracują albo dojeżdżają.
Rada Uczelni
Siedem osób liczy pierwsza w historii Politechniki Koszalińskiej Rada Uczelni. Sześciu jej członków zostało 17 kwietnia br. wybranych głosami Senatu Politechniki Koszalińskiej, siódme miejsce jest zarezerwowane dla szefa Parlamentu Studentów. Rada jako organ doradczy jest niezależna od rektora i Senatu.
Spośród nauczycieli akademickich zostali wybrani: prof. Dariusz Lipiński z Wydziału Mechanicznego, prof. Jerzy Rembeza z Wydziału Nauk Ekonomicznych i prof. Robert Sidełko z Wydziału Inżynierii Lądowej, Środowiska i Geodezji.
Członkowie rady spoza uczelni to: Joanna Jodłowska (członek zarządu firmy Kronospan); Piotr Bartkiewicz (dyrektor koszalińskiego oddziału firmy GlobalLogic) i Piotr Huzar (prezes Koszalińskiej Izby Przemysłowo-Handlowej).
Siódmym członkiem rady jest Julia Małecka-Nowosielska, przewodnicząca Samorządu Studentów Politechniki Koszalińskiej.
Przewodniczącym tego nowego organu został Piotr Huzar (zgodnie z ustawą przewodniczącym musi być osoba spoza uczelni).
Kadencja pierwszej rady potrwa do 31 grudnia 2020 roku. Praca jej członków jest płatna, finansowana przez uczelnię.
Do zadań rady należy m.in. opiniowanie projektu statutu i strategii uczelni, monitorowanie gospodarki finansowej i zarządzania uczelnią, wskazywanie kandydatów na rektora (po zaopiniowaniu przez Senat).