Przeciętne wyobrażenie o hipnozie to wypadkowa obrazu człowieka uśpionego wahadełkiem, wykonującego dziwaczne polecenia ekscentrycznego hipnotyzera i przemawiającego na końcu w pradawnych językach. Zostawmy je filmom albo telewizyjnym programom rozrywkowym. W rzeczywistości hipnoza jest pożytecznym i stosowanym na sporą skalę narzędziem terapeutycznym. Jak go używać, by pomogło? – pytam Marka, Radosława i Edytę, koszalińskich hipnoterapeutów.
Uczciwie trzeba przyznać, że w przytoczonym wyobrażeniu jest promil prawdy. Owszem, wahadełko służyło do wprowadzania w hipnozę, ale w ubiegłych stuleciach. Dziś indukcja hipnotyczna (wprowadzanie w stan hipnozy) odbywa się inaczej. Widowiskowe spełnianie poleceń to domena hipnozy scenicznej, a niespodziewane umiejętności lingwistyczne potrafią się ujawnić w czasie hipnozy regresywnej, w której rzekomo cofamy się do poprzednich wcieleń. Najbardziej wartościowa wydaje się jednak hipnoterapia medyczna i terapeutyczna, wykorzystywana zarówno przez psychologię, jak i psychiatrię (jej badaczem i praktykiem był między innymi Milton Ericson), a budząca żywe zainteresowanie wśród neuropsychologów, zajmujących się badaniem związków między układem nerwowym a procesami poznawczymi.
Zarówno w przypadku hipnoterapii, hipnozy scenicznej czy medycznej pacjent poddawany jest rozmaitym sugestiom. Wspólne jest wpływanie na podświadomość, różnicą jest pamięć. – Głęboki trans to sytuacja „tu i teraz”; po nim może nastąpić amnezja częściowa lub całkowita – wyjaśnia Marek Aleszko. – W hipnoterapii sugestie są drogą dotarcia do prawdziwych, głęboko skrywanych źródeł problemów. Pacjent pamięta wszystko, co działo się podczas seansu, a zmiany jakie w nim zajdą, są trwałe. Stąd niewiarygodna skuteczność hipnozy.
Między snem a jawą
W gabinecie Marka Aleszki (przyjmują w nim także Radosław i Edyta): przygaszone, miękkie światło, cisza, neutralne kolory. W wielkim fotelu łatwo się zapaść – dosłownie i w przenośni, a klimat wręcz zaprasza do drzemki, a przynajmniej relaksu. Wydaje się, że intencjonalnie.
– Przypadek, otoczenie czy wystrój wnętrza nie mają znaczenia – hipnotyzować da się w tłumie, hałasie, w każdym miejscu – rozwiewa nieco romantyczne wrażenie Marek Aleszko. Nie ostatni raz podczas naszego spotkania.
Nieprzypadkowe jest natomiast stojące nieopodal fotela duże pudełko chusteczek higienicznych, zużywanych – jak mówi Marek Aleszko – błyskawicznie. W gabinecie dochodzi do emocjonalnych pęknięć, często po latach zmagań z traumami, lękami, dręczącymi wspomnieniami. Pacjenci po dotarciu do najgłębiej skrywanych emocji płaczą ze szczęścia lub ulgi. Zazwyczaj też dlatego, że po raz pierwszy naprawdę mierzą się ze sobą.
Już na początku spotkania Marek Aleszko namawia mnie na krótki seans hipnozy, który pozwoli mi w pełni zrozumieć, na czym ona polega. – Możemy rozmawiać o jakimś modelu samochodu, ale dopóki się nim nie przejedziesz, nie wiesz, jaki jest naprawdę – uśmiecha się.
Zgodnie z zasadą „najpierw teoria, potem praktyka”, najpierw proszę jednak o możliwie precyzyjny opis. – Stan hipnozy jest absolutnie dla człowieka naturalny, doznajemy go właściwie codziennie, nie zdając sobie z tego sprawy – tłumaczy Radosław Czerwiński. – Na przykład chwilę przed zaśnięciem i tuż po przebudzeniu. Mózg jest odprężony, w głowie kłębią się obrazy, jednocześnie jesteśmy niewrażliwi na bodźce zewnętrze.
Inne przykłady: prowadzenie samochodu dobrze znaną trasą (tzw. autopilot), jazda pociągiem, gdy wsłuchani w terkot kół patrzymy w przestrzeń przez okno, „bezmyślne” gapienie się w sufit, totalne zasłuchanie w czyjąś wypowiedź. Mianownik jest wspólny – wyłączenie uwagi na otoczenie. Sen na jawie – można by powiedzieć, ale hipnoza jest raczej czymś pomiędzy snem a jawą. Nie jest też drzemką ani czuwaniem, ale stanem niezwykłego skupienia umysłu, maksymalnego skoncentrowania uwagi na określonym zagadnieniu przy jednoczesnym mocnym odprężeniu. Fizjologicznie – mózg przechodzi wówczas na inny rodzaj częstotliwości, emitując fale alfa (i inne) adekwatne do poziomu stanu hipnotycznego, a ten rozpina się od płytkiej relaksacji po głęboki trans.
Sprawdzone na sobie
Radosław Czerwiński i Edyta Guzowska sami jeszcze niedawno zapadali się we wspomnianym przepastnym fotelu. Oboje byli pacjentami Marka Aleszki. Jak większość osób trafili tu zniechęceni szukaniem rozwiązania męczących ich problemów i rozczarowani kolejnymi niepowodzeniami. Psychologowie proces terapeutyczny rozpisywali na lata. Hipnoterapia, której się poddali, zadziałała – jak mówią – błyskawicznie. Wystarczyło kilka sesji, by rozpakować ciężkie plecaki, dźwigane przez kilkadziesiąt (dosłownie) lat. Efekt był tak piorunujący, że oboje zainteresowali się samą metodą, następnie zgłosili na kurs, a dziś sami przyjmują pacjentów.
Marek Aleszko przyznaje, że związek z hipnozą zawarł raczej z rozsądku niż z miłości. Najpierw zainteresowała go formuła sceniczna. Widowiskowe pokazy miały urozmaicić ofertę agencji rozrywkowej, którą prowadził kilka lat temu. Pomysł się nie sprawdził, ale okazało się, że hipnoza ma wiele, bardziej interesujących, nurtów, a najciekawszy jest terapeutyczny i w nim Marek Aleszko dziś się specjalizuje. Gdy zakładał firmę, w Koszalinie ani regionie gabinetów hipnoterapii nie było. Dziś przyjmuje też m.in. w Czaplinku, Kołobrzegu, Pile, Szczecinie. – Najpierw przeważały względy ekonomiczne, potem pojawiła się pasja życia – podsumowuje. – Dziś wynagrodzeniem jest uśmiech pacjenta.
Co może hipnoterapia?
Lista dolegliwości, jakim ma zaradzić hipnoterapia, jest bardzo długa. Są na niej nerwice, zaburzenia lękowe, depresja, fobie, tiki, bóle psychosomatyczne, nałogi. Można dzięki hipnozie między innymi rzucić palenie, uporać się ze wstydliwym czerwienieniem, zaburzeniami seksualnymi, bezsennością. Wśród klientów dziękujących Markowi za pośrednictwem strony internetowej są osoby, które pozbyły się problemów banalnych jak obgryzanie paznokci, ale i alkoholicy czy DDA. Wpisy, trzeba przyznać, robią wrażenie. Nie tylko emocjonalną temperaturą, ale spectrum rozwiązanych problemów: od alergii, chorób tarczycy, zespołu jelita drażliwego, duszności, agresji czy rozpaczy po rozstaniu z partnerem. Większość ma wymiar psychosomatyczny.
Ciekawe przypadki Marek Aleszko mógłby długo wymieniać. Przywołuje szczególny: pacjentki zmagającej się z ultra rzadką mezofonią (zespół SSS – Selectiv Soun Sensivity), czyli nadwrażliwością na neutralne dla innych dźwięki. Przypadłość właściwie uniemożliwia normalne funkcjonowanie, bo nawet zjedzenie posiłku z bliskimi jest katorgą. Medycyna jest wobec mezofonii bezradna. Hipnoterapia uwolniła kobietę od problemu po czwartym spotkaniu.
Radosław po kilku sesjach w roli hipnoterapeuty trafił na głęboką wodę. Jego pacjentka przyszła do gabinetu z tajemnicą, którą ujawniła dopiero w trakcie trwania sesji – jak się okazało była w dzieciństwie molestowana seksualnie. – To był dla mnie ogromny sprawdzian – wspomina. – Wiedziałem, że nie mogę niczego zawalić, więc maksymalnie się zmobilizowałem, zmotywowałem. Dałem, z siebie wszystko, by jej pomóc.
Niwelowanie, nie wymazywanie
Jak to możliwe, że jedna osoba jest w stanie poruszać się w tak wielu obszarach, a zwłaszcza w najbardziej delikatnym, psychice? – zastanawiam się, tym bardziej że kurs hipnoterapii można zrobić właściwie od ręki, za stosunkowo niewielkie pieniądze, niezależnie od uprawianego na co dzień zawodu (Radosław jest muzykiem, pracuje w jednej z koszalińskich instytucji kultury, Edyta zajmuje się handlem i marketingiem).
– Wśród hipnotyzerów są psychiatrzy, ale i sprzątaczki – potwierdza Marek Aleszko, nasilając moje wątpliwości. Jak to? Przecież terapia wymaga ogromnej wiedzy, zadawania właściwych pytań – drążę. – Sesja hipnotyczna to nie czary-mary czy mistyczna ceremonia ani w formie, ani w treści, raczej konkretne czynności, moduły, dość sztampowe pytania – wyjaśnia Marek Aleszko. – Zadaniem hipnoterapeuty nie jest filozofowanie, ocenianie ani podpowiadanie rozwiązań, ale prowadzenie pacjenta ku coraz głębszym warstwom podświadomości. Rodzaj neutralnego towarzystwa w odkrywaniu zasobów – pozytywnych i negatywnych – własnego umysłu. Nie muszę nawet znać problemu czy jego zawiłości, pacjent może zostawić dla siebie to, co chce. Czasem sam na początku nawet nie wie, co mu dolega i odkrywa to dopiero w czasie sesji. Ważne jest pozostanie w kontakcie.
Radosław doprecyzowuje: – Będąc w hipnozie, pacjent wszystko kontroluje, na pytania odpowiada tyle, ile chce. Terapeuta tylko naprowadza go na kolejne tory. Wspomnień się nie wymazuje, ale niweluje towarzyszące im uczucia i emocje.
Podatność na hipnozę to sprawa indywidualna. Według badań ok. 70 procent ludzi da się wprowadzić w średni stan hipnotyczny, pozwalający na prowadzenie terapii. 25 procent osób jest zdolne wejść w głęboki trans, a w nim pod wpływem sugestii na przykład całkowicie zesztywnieć (słynne wiszenie między oparciami oddalonych od siebie krzeseł), zwiotczeć, wygłupiać się. To oni właśnie wyławiani są z tłumu do scenicznych pokazów. Hipnoza wykorzystywana jest też w medycynie, stosują ją na przykład gabinety stomatologiczne wobec pacjentów, którym nie można podać znieczulenia. Pięć procent to osoby niepodatne na hipnozę. – Przyczyny mogą być różne – mówi Marek Aleszko. – Głęboki alkoholizm, zmieniający strukturę mózgu, stany po operacjach, zażywanie środków psychotropowych, a czasem po prostu cechy osobnicze, ale to naprawdę promil przypadków.
Podróż do poprzednich wcieleń
Hipnoza regresyjna, zakładająca cofanie się do czasów dzieciństwa, życia płodowego czy poprzednich wcieleń to osobna dziedzina i temat rzeka. Kontrowersyjny, bo włącza do dyskusji kwestie wiary. Marek Aleszko przyznaje, że regresje wykonuje rzadko, zainteresowanie tą metodą jest nieduże, ale ma w swoim portfolio przypadki zadziwiające i mrożące krew w żyłach. – Trafiła do mnie młoda matka zmagająca się z natarczywymi myślami o zabiciu dziecka, a w związku z tym z silną nerwicą lękową – opowiada. – W czasie sesji regresywnej okazało się, że była kiedyś świadkiem zabójstwa dziecka. Hipnoterapia była dla niej ostatnim przystankiem przed szpitalem psychiatrycznym. Udało się temu zapobiec, a kobieta odzyskała spokój.
Co jeśli nie uznajemy reinkarnacji? – Po prostu nie robimy regresji – odpowiada Marek Aleszko. – Sam byłem sceptykiem, z bardzo określonym światopoglądem. Chciałem nawet zostać księdzem (uśmiech). Doświadczenia z hipnoterapii zmieniły moją perspektywę i dziś na sprawy duchowe patrzę inaczej. Nie namawiam do regresji, ani nie przekonuję do reinkarnacji – to delikatna, prywatna i absolutnie indywidualna kwestia.
Zaufanie na pierwszym miejscu
Wokół hipnozy wciąż kiełkuje mnóstwo mitów, począwszy od tego, że pacjenta można w czasie sesji zmanipulować, zmusić do kradzieży, zabójstwa, po największy – że można go z hipnozy nie „wybudzić”. Nie ma takiej opcji – zaznaczają stanowczo hipnoterapeuci. Nawet w głębokiej hipnozie pacjent zachowuje świadomość na tyle, że nie wykona czynności niezgodnej z sumieniem czy skrajnie niebezpiecznej, zawsze również wraca do rzeczywistości. Warto też zaznaczyć, że hipnoterapeuci są zobowiązani absolutną dyskrecją i zasadami etycznymi – wszystko, co zostało powiedziane w gabinecie, pozostaje za jego drzwiami.
– Komfort, bezpieczeństwo, brak skutków ubocznych – wymienia zalety hipnoterapii Edyta. – Według mnie, także fakt, że w przeciwieństwie do sesji z psychologiem, nie trzeba nikomu patrzeć w oczy. To otwiera na rozmowę, doznania i siebie. Ja zaczęłam od autohipnozy i stosuję ja do teraz, dzięki czemu poza pomaganiem innym, pracuję też nad sobą.
Marek Aleszko: – Często przed rozpoczęciem terapii słyszę: „nie wiem, czy wierzę w hipnozę”. Tymczasem nie o wiarę tu chodzi, a o zaufanie. Na powodzenie procesu składa się otwartość, chęć i motywacja ze strony pacjenta i hipnoterapeuty. Ujmę to obrazowo: żeby poznać świat, nie można ciągle pędzić autostradą. Warto zjechać, wytracić prędkość, obniżyć częstotliwość fal mózgowych i dostrzec coś wartościowego. Przestają mieć wówczas znaczenie schematy myślowe, mechanizmy, a otwiera się szersza perspektywa. Tak działa hipnoza.
PS Nie udało mi się „przejechać samochodem”. Jak się – niestety – okazało, prawdopodobnie mieszczę się w 5 procentach osób niepodatnych na hipnozę. Kolejne próby w planie.