„Ja, Jan Paweł, syn polskiego narodu, który zawsze uważał się za naród europejski, syn narodu słowiańskiego wśród Latynów i łacińskiego pośród Słowian, z Santiago kieruję do ciebie, stara Europo, wołanie pełne miłości: odnajdź siebie samą! Bądź sobą! Odkryj swoje początki. Tchnij życie w swoje korzenie.” Papież powiedział to 35 km od Atlantyku, w małym hiszpańskim Santiago de Compostela, gdzie jest grób św. Jakuba Większego, starszego z apostołów Jakubów.
W średniowieczu miejsce to było jednym z trzech głównych celów pielgrzymek, obok Rzymu i Ziemi Świętej. Witało 500 tysięcy pątników rocznie.
W XX wieku – nie. W latach 70. docierało do Santiago kilkadziesiąt osób na rok, w 1978. trzynaście. Swą obecnością w 1982 roku nasz papież zwiększył liczbę pielgrzymów do 1.868, teraz przybywa ich 300 tysięcy rocznie.
Nieprzypadkowo. Po apelu Ojca Świętego Rada Europy przypisała Drodze Jakuba szczególne znaczenie dla kultury i zaapelowała o odtwarzanie jej dawnych szlaków. W 1987 roku Unia ogłosiła drogę pierwszym europejskim Szlakiem Kulturowym, w 1989 roku do Santiago przyszły Światowe Dni Młodzieży i ponownie Jan Paweł II. W 1993 roku do dziedzictwa ludzkości UNESCO wpisano szlaki hiszpańskie, w 1998 – francuskie, a w 2000 – Santiago z ośmioma miastami zostało zbiorową Europejską Stolicą Kultury.
To metodyczne działanie dostrzegło Pomorze i wzięło przykład.
Słupy z muszlami
Droga Jakuba to europejskie dorzecze łączące szlaki z całego kontynentu ku Santiago de Compostela. W Polsce są trzy główne: Pomorska Droga św. Jakuba (od Kretyngi na Żmudzi do Rostocku przez Koszalin), Polska (od Kowna przez Toruń do Zgorzelca) i Via Regia (Lwów, Kraków, Zgorzelec).
Pomorska zaczęła się w 1996 roku pielgrzymką od Jakuba do Jakuba, między kościołami w Lęborku i Łebie. Zaczęto organizować w Lęborku Jarmarki Odpustowe św. Jakuba. W 1998 Jakub został patronem miasta. Do świątyni apostoła wprowadzono jego relikwie – fragmenty kości.
Rok 2007: I Międzynarodowy Zlot Jakubów w Lęborku, ale też wytyczenie i oznakowanie Lęborskiej Drogi św. Jakuba od wsi Sianowo przez Lębork do Smołdzina, 120 km. I niedosyt.
Rok 2008: pomysł na drogę wchłaniającą Lęborską zajął uczestników spotkania, które wyłoniło Kapitułę Drogi Pomorskiej z udziałem środowisk turystycznych, kościelnych, samorządowych, uniwersyteckich, Niemców i Litwinów, z Urzędem Miejskim w Lęborku jako wiodącym beneficjentem wsparcia unijnego.
Oznakowano szlak graniastymi słupami z odległościami do Santiago, wzdłuż drogi pojawiły się muszle wskazujące szczytem kierunek. To muszle przegrzebków – małży znad Atlantyku. Dawni pątnicy posilali się nimi, muszle zaś nieśli na pamiątkę i dowód odbycia pielgrzymki. Kapituła wydała czterojęzyczne przewodniki, mapy i gadżety. Powstała strona: www.re-create.pl. Wyposażono bezpłatne (co łaska) noclegownie we franciszkańskim domu pielgrzyma w Lęborku i przy kościele w Łebie. Budżet 1,4 mln euro zrealizowany w 2014 r. ujął 1135 km szlaku głównego i pętle do miejsc ważnych jak Polanów i Szczecin.
Pielgrzymi wędrują różnie: weekendowi pokonują kilkanaście kilometrów i wracają do domu, inni poświęcają urlop na kilkaset kilometrów, a w następnych latach zaliczają kolejne części trasy. Jeden od razu przeszedł całość.
Zwątpienie herosa
Niejednokrotny zdobywca biegunów Marek Kamiński postanowił zdobyć trzeci: przejść aż do Santiago od Drogi Pomorskiej. Nie zaczął od samej Kretyngi, lecz w Kaliningradzie (Królewcu), czyli od miejsca urodzin, życia, a zwłaszcza grobu filozofa Immanuela Kanta – i doszedł do grobu św. Jakuba; nazwał to może nieco niefortunnie przejściem od bieguna rozumu do bieguna wiary.
Absolwent koszalińskiego „Bronka” przeszedł 4.301 km witany, goszczony i… ratowany: przed Łebą naszła go boleść. – Przedobrzył – ocenia Jan Kiśluk, wiceprezes Federacji Przewodnickiej Województwa Pomorskiego, który na małym odcinku towarzyszył śmiałkowi. – Tego dnia pokonał dwa etapy, 80 km! A niósł ciężki plecak. Skurcze mięśni, uraz nogi, zwątpienie i Zdrowotel, który zabiegami przywrócił drodze tego dzielnego człowieka.
Przytulaczek i składany nocnik
Tego dnia w deszcz wcinała się piątka ludzi: troje na rowerach z dwójką maluchów w wózku za rowerem. To Ryszard Wenta z córką Justyną, zięciem Konradem i wnukami, ośmiomiesięcznym Jerzykiem i trzyletnim Alkiem. Jechali z Lęborka do Szczecina, złapało ich przed Darłowem. – Nie mogliśmy przerwać, mieliśmy umówiony nocleg. Jednak dzieci miały w przyczepce cieplutko i suchutko, nawet dał znać instynkt opiekuńczy Alka, który karmił Jerzyka biszkoptami. Dorośli zmokli – opowiada Justyna Kosecka. Spali na plebaniach i w prywatnych kwaterach. Przez osiem dni przejechali 450 km. – Piękny i ważny czas bycia z bliskimi i z samym sobą pokazał nasze ograniczenia, ale też jak bardzo potrzebujemy siebie – ocenia pani Justyna. – Dziękujemy gospodarzom za… wyrozumiałość, zdarzało się popłakiwanie dzieci – ks. Zenonowi w Łebie, franciszkanom w Darłowie z o. Wiesławem, w Koszalinie z o. Andrzejem… Urokliwa była ścieżka rowerowa wzdłuż brzegu Bałtyku – do Kołobrzegu i dalej, mogliśmy schodzić na plażę. Jedną sakwę przeznaczyliśmy na ubranka dzieci, pampersy i ulubioną podusię Alka; nocnik – składany na płasko. Dzieci szybko nuży monotonia. Ale w drodze dużo spały. Robiliśmy przerwy, żeby jeden biegał, a drugi raczkował. W koszalińskim akwaparku tak zaszaleli, że całą noc spali aż miło. Jerzyka karmiłam piersią, ale o Alku musieliśmy pamiętać – jeśli rano nie miał ulubionego musu, był kłopot. No i za mało zabawek – kompaktowe do piaskownicy i kotek przytulaczek.
W sierpniu ruszą ze Szczecina do Norymbergi i takimi etapami za parę lat osiągną Santiago. Inna sprawa, że Justyna była tam już z Konradem: w podróży poślubnej przeszli Hiszpanię do samej katedry.
Idą z każdego powodu
Oto wypowiedzi caminowiczów z filmu „W międzyczasie” Agnieszki Błaszczyk i Pawła Brzenczka. Ksiądz: „niektórzy zaczynali jako turyści, z ciekawości, teraz pielgrzymi – to rewitalizacja szlaku, ale i wiary”. „Odciski, pęcherze, myślami jestem już tam, a postępu w drodze nie widać”. „Przychodzą dni kryzysu, wszystko boli fizycznie i psychicznie, czuję się jakaś wypruta”. „Kciuk wystawiony przez kierowcę na poboczu – odkryłem, że pomagały mi zwykłe gesty mijanych ludzi”. „Nie wszyscy są katolikami. Czemu idziecie? Nie wiemy, może by zobaczyć jak jest być katolikami”. „Po tygodniach znikają animusz i przesłanie wewnętrzne, a są już tylko kamienista droga i deszcz, i uzależnienie od kroczenia”.
Przewodniczący Kapituły Pomorskiej Drogi św. Jakuba i jej kurator Ryszard Wenta: – Zacząć można nie tylko wszędzie, ale z każdego powodu. Komuś jest ciężko, ktoś ma cel dziękczynny, inni pragną się wyciszyć. Jest w tym pierwiastek ascezy, to trudna pielgrzymka. Nie ma natomiast powodów pokutnych, spowiednicy nie zadają, chyba że ktoś sam znajdzie taką motywację. Coraz częstsze są nastawienia turystyczne, poznawcze, kulturowe albo żeby się sprawdzić. Jednak niezależnie od motywów szlak zmienia. W pokorze jest się zdanym na innych, narażonym na zbłądzenie i uraz. Są setki powodów i jeden standard: wychodzę z domu, szukam siebie, nabieram dystansu do spraw.
Przewodnik PTTK Tadeusz Krawczyk: – Różnych pielgrzymów widziałem. Raz berlińczycy szli pod prąd i nocowali pod sianem. To inne pielgrzymki niż maryjne, gdzie z wyprzedzeniem przygotowuje się duże imienne listy z udziałem księży, harmonogramy i transport bagażu. Jakubowe są bardziej klasyczne: kilka osób, często jedna. Są mniej formalne, a 12 kilo na plecach dodatkowo uczy pokory. Polską specyfiką są pielgrzymki autokarowe – jednak tylko maryjne, w jakubowych dotyczy to tylko niesprawnych i starych, a i oni opuściwszy autobus pokonują 5-6 km pieszo lub wózkiem, gdy pielgrzymka zbliża się do świętych miejsc.
Fenomen niewygody
Alicja Górska, dyrektorka Radia Plus w Koszalinie, była z koleżanką w Santiago, gdy 25 lipca (dzień Jakuba) przypadł w niedzielę – wtedy jest rok święty, wszystko bardziej huczne i o wiele więcej pielgrzymów. – Brakowało miejsc w schroniskach, wójtowie kierowali nas do sal gimnastycznych. Tylko że tam był zimny beton, po półgodzinie czułam go w kręgosłupie i w mózgu – opowiada pani Ala. – Płakać mi się chciało. Nie przetrwam tu nocy! Poszłyśmy do miasta szukać karimaty (koleżanka miała), ale w sklepach nie było i nie znali angielskiego. Wreszcie Danusia pokazała brystol na ladzie i złożyła ręce do snu. Sprzedawczyni wybiegła, zostawiła wszystko. Z karimatą, którą gdzieś kupiła, wróciła po dobrych 10 minutach – poruszający gest. Gdy szlak wiódł po kamieniach, z których można było spaść do wody, bez słowa podszedł starszy pan, podał ramię i tak przeszłam ten odcinek – niesamowita mowa ciała. Kiedy wracałyśmy, w zatłoczonym pociągu do A Coruny ktoś mnie pociągnął za nogawkę. To dwójka dzieci: Luis i Jennifer, też jechały z Santiago. Ich angielski szybko się skończył, więc ja mówiłam po polsku, one po hiszpańsku, pokazywały filmiki o sobie, śpiewały. Do dziś nie potrafię pojąć, jakim sposobem całe pół godziny rozumieliśmy się. Na koniec ich babcia wyciągnęła z portfela kartkę z angielskim napisem: „Daj się dobrze poznać, żebyś dobrze został zapamiętany”. To spotkanie też zostawiło ślad w moim sercu. Albo historia Brazylijczyków: teściowa szła z synowymi szlakiem portugalskim, a synowie francuskim, by spotkać się u celu – to ci relacje rodzinne! W ogóle były to spotkania z dobrocią, życzliwością i bezinteresownością. A fenomen polega na tym, że świat idzie do wygody i ci ludzie mogli wylegiwać się na plaży, lecz woleli się mordować, bez względu na status z tymi samymi pęcherzami na stopach i wrzynającymi się plecakami.
Dlaczego tu nie chodzę
Ustecki bursztynnik Waldek pokonuje tylko szlaki hiszpańskie i portugalskie. We wrześniu ruszy piąty raz: z dwoma kolegami poleci do Porto, skąd przejdą 250 km. – Powinno się dotrzeć do grobu, bo to cel pielgrzymki. Nie mam czterech miesięcy, żeby zacząć od domu – wyjaśnia. – Poza tym u nas prawie nie ma gdzie spać w cenach pielgrzymkowych. W porównaniu z hiszpańską prowincją Polska to Ameryka. Tam jest pusto i siermiężnie, młodzi wyjechali, starzy nie dbają o zapyziałe obejścia. Nie ma aptek ani sklepów, a w ciągu ośmiu godzin na normalnej, asfaltowej drodze mijają cię dwa samochody. Ale co kilka-kilkanaście kilometrów jest dom pielgrzyma i wciąż powstają nowe, myślę, że za pieniądze unijne. Kiedyś było w nich donativo (co łaska), teraz częściej są opłaty, ale standard urósł, poza tym to 5-10 euro za ciepły prysznic i łóżko. Tanio, bo nie robią na tym interesu i mają ogromną rotację: latem wszystkie miejsca zajmują codziennie nowi pielgrzymi. Aspekt religijny, duchowość są bardzo ważne. Inaczej nie przeżyje się tego w należnym wymiarze. Wegetarianin nic nie zobaczy w mięsnym, a ja nie pojadę do Mekki, bo nie dostrzegłbym tego, co muzułmanie. Co innego w Santiago.
Najważniejsze atrybuty
Pątnicy niosą paszporty uprawniające do noclegów w domach pielgrzyma. Gromadzą pieczątki z mijanych miejsc, bez tego nie otrzyma się koronnej pamiątki: wydawanej w katedrze composteli poświadczającej przebycie ostatnich kilometrów w Hiszpanii. Żeby dostać ów certyfikat, „wystarczy” pokonać 100 km pieszo lub 200 km rowerem czy konno bezpośrednio przed Santiago. Z rozmaitych polskich paszportów katedra honoruje tylko lęborski.
Muszle nie są wymogiem otrzymania compostelki, ale otwierają przychylność na trasie. W średniowieczu pielgrzymka mogła zająć lata, bo idący błądzili, chorowali, nieraz umierali w drodze. Podczas prac archeologicznych przy odbudowie kołobrzeskiej starówki w latach 90. znaleziono taką muszlę sprzed setek lat. Miała dwie dziurki służące zapewne do wieszania jej na sznurku – na szyi bądź przy ekwipunku pielgrzyma, który zachował ją do końca.
Miejsca szczególne
Restauratorzy pomorskiego szlaku wzięli pod uwagę średniowieczny przebieg, kościoły św. Jakuba, inne miejsca kultowe, ale i turystyczne atrakcje. Sianowo z figurką Matki Bożej Królowej Kaszub, lęborskie sanktuarium św. Jakuba i łebski kościół św. Jakuba – też z relikwiami, Słowiński Park Narodowy z Ruchomymi Wydmami, świętą górą Słowińców Rowokół i skansenem w Klukach. I dalej: Kraina w Kratę ze Swołowem, w Darłowie kościoły Mariacki z sarkofagami książąt i Gertrudy w stylu skandynawskiego gotyku, a w Koszalinie sanktuarium Matki Bożej Trzykroć Przedziwnej na Górze Chełmskiej, skąd południowa pętla zagarnia Górę Polanowską z pustelnią o. Janusza Jędryszka i źródełkiem o mocy być może uzdrawiającej.
Jeszcze nie biznes
Odcinek od Kamminke na Uznam do Rostocku jest wspólny dla Drogi Pomorskiej i niemieckiej Via Baltica. Wymóg partnerstwa międzynarodowego dla pozyskania unijnego wsparcia transgranicznego sprawił, że zamysł od Gdańska do granicy z Niemcami poszerzono o Litwę, Rosję i wspomnianą część Drogi Bałtyckiej.
Przyjęto też w dokumentach, że pielgrzymi to dobry interes – muszą jeść, spać, prać, dbać o higienę, kupują dewocjonalia, bilety, miną zakątek nad wodą i wrócą z wędkami do domu agroturystycznego. Kapituła wydała nawet podręcznik „dla interesariuszy” z rozdziałem, jak założyć biznes obsługujący: jadłodajnie, punkty z owocami i napojami, pokoje, pensjonaty, przewożenie niepełnosprawnych, bagażu, przewodnictwo, pamiątki, żywność regionalna. To nie mrzonka? – To przedwczesne – przyznaje Ryszard Wenta. – Zwłaszcza że Pomorze jest na początku. Szlaki hiszpańskie i portugalskie są na końcu, więc najbardziej uczęszczane. Tam opłaca się inwestować w otoczkę, na przykład w schroniska – od komercyjnych do tanich komunalnych z salami dla 20 osób i piętrowymi łóżkami. U nas nie ma aż takiego zapotrzebowania, region mało zarabia na szlaku. Nastawiamy się raczej na szeroko pojęty jednodniowy ruch turystyczny i na to, że wśród takich rowerzystów będą się zdarzać pielgrzymi.
I tak zawsze na klęczkach
Pielgrzymki do grobu apostoła zaczęły się w IX w., gdy grób odkryto. Nad relikwiami wzniesiono pierwszy kościół, a na przełomie XI i XII w. wspaniałą katedrę. Szlak znany jest także jako Camino de Santiago, stąd pielgrzymi nazywają siebie caminowiczami (camino – droga). Przeszli go Karol Wielki, św. Franciszek i Goethe.
O apostole napisał Hegezyp:
Sam wchodził do świątyni
I znajdowano go na klęczkach
Modlącego się za lud o przebaczenie
Kolana jego zgrubiały jak u wielbłąda
Dlatego, że tak zawsze był na klęczkach przed Bogiem.
Tekst Composteli: Kapituła tegoż dostojnego apostolskiego i metropolitalnego kościoła w Composteli tytułem stróża ołtarza świętego Jakuba Apostoła do wszystkich wiernych i pielgrzymów ze wszystkich ziem świata, którzy poruszeniem pobożności lub dziękczynno-błagalną sprawą przybywają do progów Naszego Apostoła, Hiszpańskiego Patrona i Opiekuna Świętego Jakuba, czyni list, aby zaświadczyć autentyczność złożenia wizyty wszystkim i poszczególnym mającym zamiar sprawdzić, że Pan/Pani pobożnie nawiedził/a tę najświętszą świątynię z pobudek religijnych. Na dowód tego tenże list pieczęcią tegoż świętego kościoła zabezpieczony, poświadczam.
Dano w Composteli, dnia… miesiąca… roku Pańskiego… [oryginał w łacinie].