Agata Kaczmarek, 31 lat. Absolwentka filozofii. Od ponad dwóch lat prowadzi kawiarnię Powidoki, która szerzy kulturę kawy i skupia miejską, aktywną społeczność.
„Powidoki powstały 2,5 roku temu. Nie było tak, że obudziłam się rano i stwierdziłam: „otworzę kawiarnię!”. Raczej była to decyzja wynikająca ze wcześniejszych doświadczeń, spotkań z ludźmi, pasji. Zaczęło się od kawy. Temat mnie zafascynował, zaczęłam wyjeżdżać na targi, zawody, eventy, poznawać środowisko baristów. Nie jest to biznes sensu stricto, ale raczej wspólnota, która się wzajemnie edukuje i wspiera. Takie podejście bardzo mi odpowiadało. Ponadto, gdy wróciłam do Koszalina po sześciu latach studiów, musiałam od nowa się w nim zakorzenić. Współpracowałam z organizacjami pozarządowymi, ludźmi zaangażowanymi w sprawy społeczne, którym zależy na mieście, rozwoju lokalnej przestrzeni. Ta idea jest wpisana w filozofię Powidoków.
Zakładałam, że będę pracować na etacie. Nie marzyłam o własnej firmie. W mojej rodzinie nie było takiej tradycji. Kawiarnia to moja pierwsza styczność z biznesem, więc oczywiście miałam obawy. Wydawało mi się, że mam świetny pomysł, ale zastanawiałam się, czy ludzie go kupią. Uczyłam się prowadzenia firmy od strony księgowo-finansowej, logistyki, jaka obowiązuje w branży gastronomicznej. Wszystko było nowe, ale wszystko mówiło mi też, że będzie ok.
Pierwszy rok był ciężki. Bardzo. Przy ulicy trwał remont, więc trudno było do nas trafić, a nawet do nas wejść. Przychodziły osoby, które po prostu wiedziały, że istniejemy. Ale przetrwaliśmy, nie podaliśmy się i przede wszystkim – nie dopuściliśmy do spadku jakości usług i produktów, co jest dla biznesu zabójcze. Cały czas utrzymywaliśmy najwyższy poziom, skupiliśmy się na promocji w mediach społecznościowych i organizowaniu wydarzeń.
Od początku zakładałam, że funkcjonowanie kawiarni będzie wychodziło poza działalność typowo gastronomiczną. Chciałam, żeby miejsce było powiązane z kulturą, wpisujące się w ideę tworzenia społeczności miejskiej. Lokal nie jest duży, a nawet stół zaprojektowałam tak, żeby sprzyjał integracji i interakcji, choć oczywiście jest tu też miejsce na prywatność. Udało nam sie zorganizować kilka świetnych wydarzeń i to dla mnie jest największą satysfakcją i sukcesem.
Nauczyłam się biznesowego podejścia, bo poza tym, że kawiarnia jest swego rodzaju ideą, jest też moim źródłem utrzymania. Szlifowałam umiejętność konstruktywnej rozmowy, dyskutowania, podejmowania współpracy, która odpowiada mi w 100 procentach, a więc asertywności. Działa to też w drugą stronę: zapraszam do współdziałania artystów, organizuję wydarzenia i w miarę możliwości opłacam ich honoraria czy licencje, dzięki czemu miejsce jest interesujące dla gości, a kawiarnia żyje. To system naczyń połączonych. Na pewno musiałam nauczyć się planowania i maksymalnego wykorzystania czasu, bo prowadzę firmę, pracuję za barem, piekę ciasta do kawiarni, jeżdżę na targi i szkolenia. Trzeba znać swój biznes z każdej strony. Ja nie zatrudniam menadżera, znam każdy kąt, proces, produkt. Uważam, że jest to kluczowe.
Koszalin jest miastem średniej wielkości, niełatwym, specyficznym. Pewne trendy dochodzą tutaj później, a niektóre wcale. Powidoki mają na celu szerzenie kultury kawowej w segmencie specialty, co wiąże się z ryzykiem, bo jest ofertą niszową. Czasem zawodzą założenia, okazuje się, że na usługi nie ma tych odbiorców, których przedsiębiorcy sobie wymarzyli. Na szczęście moje podejście się sprawdziło.
Mam stabilizację. Mogę zatrudnić pracowników, myślę o inwestycjach, mam plany na rozbudowę biznesu, ale podchodzę do tego ostrożnie. Raczej rozpoznaję możliwości. Najbliższa przyszłość to spory projekt, którego na razie nie zdradzę. Wiem na pewno, że w prowadzeniu własnego biznesu, trzeba mieć dużo samozaparcia i wsparcia, żeby się nie poddać, nie zniechęcić. Ja mam także zewnętrzne, od ludzi, którzy tu przychodzą. Może sprzyja mi otwarte podejście?
Paulina Leszczyńska, 24 lata. Wedding plannerka, właścicielka Agencji Ślubnej Wymarzone Wesele, która powstała w 2017 roku.
„Agencja powstała w 2017 roku jako firma rodzinna. Miałam wtedy 22 lata. Wcześniej pracowałam w kilku miejscach, ale zawsze krótko, bo zazwyczaj nie dogadywałam się z kierownikiem albo dyrektorem (śmiech). Lubiłam zarządzać, więc własna działalność była jedynym możliwym wyborem zawodowym. Lubię i umiem też planować, więc wybrałam profesję, w której mogę tę umiejętność wykorzystać. Na rynku koszalińsku nie było dwa lata temu osoby czy agencji ślubnej z prawdziwego zdarzenia, więc postanowiłam, że będę to ja.
Szczerze mówiąc, nie miałam obaw. Moja agencja rozszerzyła działalność, którą prowadził mąż, więc nie miałam na głowie takich spraw jak ZUS czy podatki. Miałam łatwy start. Gdyby nie wyszło, nie byłoby katastrofy, ale inna rzecz, że nie wyobrażałam sobie porażki. Prędzej wymyśliłabym inną profesję Zajęłam się od razu mocną promocją, pracowałam bardzo intensywnie, nie dawałam sobie żadnej taryfy ulgowej.
Myślałam, że będzie trudniej rozkręcić firmę. To ogromne zaskoczenie, bo na rozwój zaplanowałam dwa lata i założyłam, że w ogóle nie będę miała do tego czasy zysków. Tymczasem w kilka miesięcy po otwarciu firmy organizowałam dwa wesela, a dziś, właśnie po dwóch latach działalności, w kalendarzu mam rezerwacje do 2020 roku, otworzyłam stacjonarne biuro, mam dwie asystentki, zainwestowałam w kwiaciarnię dla mamy, która jest florystką i zorganizowałam po drodze targi ślubne. Oddzieliłam się od działalności męża i pracuję już na własny rachunek.
Dla mnie to ogromny sukces i zaskakujące tempo. Rozsmakowałam się w tej branży. Organizuję także międzynarodowe śluby i to zdecydowanie mój konik. Znam rynek i swobodnie się po nim poruszam. Pary młode obdarzają mnie ogromnym zaufaniem i to dla mnie wyzwanie, a ja lubię wyzwania.
Może to będzie zaskakujące, ale wydaje mi się, że choć w moim biznesie ważna jest pracowitość i zdolności organizacyjne, to sukces zawdzięczam optymizmowi. Zawsze wierzę, że wszystko się uda, powiedzie albo da naprawić. Miewałam sytuacje, gdy płakałam w poduszkę ze zmęczenia albo z powodu nieuczciwych klientów. Czasem słono mnie kosztowało nadmierne zaufanie do ludzi, ale to akurat cenna lekcja, by mimo wchodzenia z klientami w serdeczne relacje, zabezpieczać się na polu współpracy.
Myślę teraz o otworzeniu filii agencji w Szczecinie, bo mam mnóstwo par z tego miasta – to kolejny z punktów do zrobienia na mojej liście. Na pewno chciałabym rozbudować agencję i przystąpić do Polskiego Stowarzyszenia Konsultantów Ślubnych. Nie jest to łatwe, kwalifikacje są wysokie, ale weszłabym na naprawdę wysoki level branży. To w tej chwili moje największe marzenie, jestem o krok do jego spełnienia i oczywiście zakładam, że się uda.
Aleksandra Kiecz-Strzelczyk, 28 lat. Architekt wnętrz, założycielka firmy Len oferującej produkty pościelowe z lnu.
„Nie planowałam zakładać firmy. Od kiedy pamiętam, chciałam być architektem wnętrz.
W trakcie pracy w zawodzie zauważyłam, że mało uwagi poświęca się temu, z czego wykonane są elementy wyposażenia wnętrz. Często są syntetyczne, a nierzadko nawet toksyczne. Zaczęła kiełkować we mnie myśl, by to zmienić, dać od siebie coś naturalnego. Zaczęłam się interesować materiałami naturalnymi na studiach, pracę dyplomową poświęciłam tematowi kreowania atmosfery wnętrz dzięki materiałom naturalnym. Zakochałam się w tkaninie lnianej. Motywacją do założenia firmy była chęć zarażenia tą miłością innych i promowania jej właściwości. Postarałam się o dotację i w październiku 2017 roku założyłam działalność, a w czerwcu 2018 otworzyłam pracownię.
Z perspektywy czasu widzę, że może trochę zabrakło mi refleksji i realizmu. Rzeczywistość weryfikuje marzenia. Nie zdawałam sobie sprawy, ile rzeczy trzeba we własnej firmie prowadzić, dopilnować, z czym to się wiąże. Jestem odważna, więc postawiłam krok naprzód, bo zawsze uważałam, że jak się czegoś chce, to się uda. Twarde realia mnie zaskoczyły.
Ciężkie było przede wszystkim zderzenie ze ścianą formalności – opłatami, dokumentacją. Poza tym dotarcie do klientów. Teraz wiem, że bez bardzo intensywnej promocji, marketingu jest to niezwykle trudne. Dla mnie to nauka, z której wyciągam wnioski. Handel to ciężka branża, rządząca się nieubłaganymi prawami. Są okresy w roku fantastyczne, ale są i przestoje. Do tego materiał, który oferuję jest jednak niszowy.
Nauczyłam się pokory. Tego że nic nie przychodzi samo, że trzeba oddać się pracy i nieustannie iść do przodu. Wymaga to wielu wyrzeczeń i poświęcenia. Trzeba być otwartym na ludzi, cierpliwym, wytrwałym. Praca w zasadzie zajmuje mi cały czas, kosztem życia prywatnego. Poza pracownią, sklepem stacjonarnym, prowadzę sklep internetowy, jeżdżę na targi. Pracy jest mnóstwo, trudno o wolny dzień, ale to cena, którą trzeba ponieść. W takiej sytuacji pomogłyby na pewno systematyczność, zdolność automobilizacji i chyba jednak wrodzona przedsiębiorczość.
Koszalin jest trudny pod względem biznesowym. Mnie pomaga ogólnopolski zasięg sklepu, na miejscu jest trudniej dotrzeć z ofertą do klientów. Paradoksalnie, len ma w Koszalinie ogromną tradycję, o czym niewiele osób w ogóle wie. Prężnie działały tu przed laty zakłady lniane. Pamiętają je nieliczne osoby, zazwyczaj w starszym wieku. Bardzo się cieszą, że mogą kupić len i teraz.
Całe dotychczasowe doświadczenie jest na plus. Chciałam tworzyć, więc czy wtedy, czy później, spróbowałabym. Praca z lnem jest przyjemnością sama w sobie. Może inaczej bym pewne rzeczy poukładała, zorganizowała, trochę ostrożniej, mniej optymistycznie. Najlepsi są na pewno moi klienci. Zadowoleni, życzliwi, dopingujący, z czasem zmieniający się w przyjaciół Lnu. Bardzo mnie podbudowuje, kiedy dostaję wiadomość zwrotną, jak wspaniale śpi się w stworzonej przeze mnie lnianej pościeli albo piżamie.
Katarzyna Kujawska, 28 lat. Radczyni prawna. Od ponad półtora roku prowadzi własną Kancelarię Perfecta. Ma blisko czteroletnie doświadczenie procesowe. Prowadzi sprawy z zakresu prawa gospodarczego, rodzinnego, pracy, karnego, szeroko rozumianego cywilnego, windykacji należności.
W marcu 2018 roku zdałam egzamin radcowski. Firmę zarejestrowałam dwa miesiące przed przystąpieniem do egzaminu zawodowego. Byłam na to zdecydowana już w czasie trwającej 3 lata aplikacji. Jestem typem osoby, która nie umie się podporządkować. Wiem, czego chcę, umiem do tego dążyć. Oczywiście, zatrudnienie w czyjejś kancelarii byłoby wygodniejsze. Zdecydowana większość kolegów z mojego rocznika pracuje u kogoś. Niewielu zdecydowało się na otwarcie samodzielnej działalności. Ja myślę inaczej. Chciałam prowadzić własne, a nie czyjeś sprawy od początku do końca i tak jest do tej pory – znam je od podszewki. Kiedy zaczynałam, miałam już grono klientów, więc wiedziałam, że finansowo dam radę, będę mogła opłacić lokal, ZUS, zainwestowałam w stronę internetową. Zamiast zastanawiać się nad tym, co może nie wyjść, skupiłam się na działaniu.
Chciałam zostać prawnikiem, żeby być blisko ludzi, a każda sprawa polega na udzielaniu pomocy. W jakiś sposób porządkuję życie moich klientów, zwłaszcza w sprawach zawiłych i spornych. W moim zawodzie na pewno liczy się zaangażowanie. Trzeba być ambitnym, określić swój cel i dobrać narzędzia do jego realizacji. Moim celem jest być jak najlepszym, otwartym na ludzi prawnikiem, dlatego podejmuję też inicjatywy społeczne. Od dwóch lat prowadzę bezpłatne porady w biurze poselskim, w Północnej Izby Gospodarczej, natomiast od roku również szkolenia. Wspieram stowarzyszenia, również je zakładając. Jestem autorką artykułów o tematyce prawniczej.
Druga sprawa to pracowitość i konsekwencja. Jeszcze na studiach chłonęłam wiedzę, będąc najlepszą studentką na roku. Nie czytałam wyłącznie podręczników, ale głównie publikacje przeznaczone dla praktyków, sędziów. Od dziewięciu lat inwestuję w bibliotekę przedmiotu, jest już naprawdę spora. Podczas aplikacji pracowałam po 12 godzin, także w sobotę i niedzielę. Wszystko to uważam za inwestycję w sukces, który przychodzi z biegiem czasu. Odpoczywam, pływając.
Mówi się, że środowisko prawnicze jest obarczone pewnymi układami, ale przyznam, że nie odczuwam tego. Także parytet jest w sądzie zachowany. Sama się z dyskryminacją z powodu płci nie spotykam. Zazwyczaj klienci trafiają do mnie z polecenia, więc to, że jestem kobietą, nie ma dla nich znaczenia. Jeśli w ogóle, to na początku zwracają uwagę na wiek, na przykład w przypadku spraw rozwodowych, ale zyskuję ich zaufanie i szacunek i to przestaje być istotne.
Nie ograniczam się w działalności do Koszalina. Pochodzę z Podkarpacia, przeprowadziłam się tu ze względu na męża, który jest zakochany w swoim rodzinnym mieście i ja też myślę, że to dobre miejsce do życia. Tu robiłam aplikację. Samo miejsce pracy nie jest istotne, choć oczywiście cennik koszaliński za usługi prawnicze znacząco różni się od warszawskiego. Prowadzę sprawy na miejscu i poza Koszalinem, jestem mobilna, mogę dojechać wszędzie, korzystać z kontaktu mailowego, internetowego. Czasy są sprzyjające, ze względu na różne formy komunikacji. Każdego dnia dokładam do swojego sukcesu cegiełkę, pracując metodycznie i z dużą satysfakcją.
Marta Waluk, 31 lat. Stylistka. Stylizuje, prowadzi szkolenia, kursy i warsztaty.
Marta Waluk, 31 lat. Stylistka. Firmę założyła, mając 25 lat. Stylizuje, prowadzi szkolenia, kursy i warsztaty. Współpracuje z mediami, największymi polskimi markami modowymi a także galeriami handlowymi na terenie całej polski. W grudnia 2018 r. utworzyła autorski kanał na You Tube.
Kiedy założyłam firmę w 2013 roku, pracowałam na wtedy etacie w kancelarii prawnej. Trochę się asekurowałam tą pracą. Nie ryzykowałam niczym, czułam się bezpiecznie, bo nawet gdyby mi się nie powiodło, miałam stałą pracę oraz stabilizację finansową. Na otwarcie działalności pozyskałam dotację ze środków Unii Europejskiej. Musiałam wypełnić kilkaset stron wniosku, co skutecznie zahartowało mnie, jeśli chodzi o sprawy związane z dokumentami. Zresztą mam świetną księgową, tą samą od początku powstania firmy do dziś.
Pierwsze lata były statyczne. Wspomniana asekuracja tak naprawdę mnie spowalniała – nie czułam presji, nie wisiały nade mną rachunki do zapłacenia. Miałam 25 lat, minimalną wiedzę o marketingu. Wydawało mi się, że wystarczą pojedyncze działania, a klienci zjawią się sami. Nic z tego. Moja branża była wtedy mało znana, a ludzie do współpracy przekonywali się miesiącami. Gdy mówiłam, jaką firmę założyłam, zdarzało mi się usłyszeć: „Rzuć to i zajmij się czymś poważnym.” Postanowiłam, że odejdę z kancelarii, gdy moja działalność zaangażuje mnie bardziej niż stała posada. Stało się to po czterech latach. Podjęłam ryzyko i dziś nie wyobrażam sobie pracy na etacie – ośmiogodzinnego trybu pracy, schematów oraz przełożonych.
W zasadzie rozwój firmy zajął mi sześć lat i teraz mogę powiedzieć, że jestem w miejscu, w którym chciałam być. Jestem świadoma – wiem co chcę robić, jak kierować firmą, inwestować w swoją markę oraz ją budować. Te sześć lat było mi potrzebne, żeby tej świadomości nabrać.
Te sześc lat budowania własnej marki to także nowe kontakty, znajomości i inspiracje. To w dużej mierze dzięki ludziom rozwinęłam swoją firmę, nauczyłam się jak w nią inwestować, jak promować oraz w którym kierunku iść. Spotykałam takich, którzy mnie uczyli choćby tego, jak ważny jest marketing, jak używać mediów społecznościowych, co w mojej pracy jest nieodzowne. Zaczynam wchodzić na rynek ogólnopolski, a także europejski – moja praca nie zna granic. Robię to, co kocham.
Lubię ludzi. Codziennie poznaję nowe osobowości – mnóstwo inspirujących historii, a to pozwala mi inaczej patrzeć na życie i bardzo rozwija mnie jako człowieka. Nauczyłam się pracować z mapą celów. Spisuję krótko – i długoterminowe cele, które staram się skutecznie realizować . Przelewanie założeń na papier jest rodzajem obietnicy składanej samej sobie. Zerkam na zobowiązania i mam wielką satysfakcję, gdy skreślam kolejne z listy jako zrealizowane. Nauczyłam się też kompromisu. Chce być jakaś, a nie robić wszystkiego. Cenię w sobie umiejętność wyboru tego z kim współpracuję i na jakich zasadach. Kieruje się intuicją, ufam jej.
Agata Zejfer, 27 lat. Kosmetolog i analityk trychologii. Studiuje psychologię. Od czterech lat prowadzi gabinet Agata Zejfer Kosmetologia Interdyscyplinarna.
W czerwcu 2015 r. obroniłam się, 3 lipca założyłam firmę. Pod koniec studiów poczułam, że jestem gotowa i dam sobie radę. Miałam autorski pomysł na kosmetologię, nie chciałam dostosowywać się do rynku, ani pracować na etacie. Próbowałam – pracuję od osiemnastego roku życia, ale to nie moja droga. Wymyśliłam dla siebie inną ścieżkę kariery.
Początki były trudne. Brakowało mi wiedzy typowo biznesowej, popełniałam mnóstwo błędów. To nieuniknione ryzyko, kiedy zaczynasz prowadzić własną firmę w młodym wieku. Nie byłam przygotowana do zarządzania finansami dokumentacją, ale przez to, że nie miałam wiedzy na ten temat, nie czułam strachu, nie miałam obaw. Musiałam uczyć się na bieżąco, mierzyć się z trudnościami. Myślę, że jeśli coś jest zagrożeniem czy problemem dla młodych przedsiębiorców i firm to właśnie sprawy ekonomiczno-urzędowe. Być może z tego powodu wiele z nich nie utrzymuje się na rynku.
Nawet kiedy było ciężko, wiedziałam, że nie ma odwrotu, muszę iść naprzód, bo chcę się zrealizować w sposób, jaki postanowiłam. Dla mnie to niezmiernie ważne, by żyć, tak jak to sobie wymarzyłam. W ogóle nie brałam pod uwagę ani wtedy, ani później, że mogłabym zamknąć firmę. Porażki czy błędy brałam za naukę. Psychicznie było to mocno obciążające, zwłaszcza przez pierwszy rok. To była szkoła życia i wytrzymałości.
Moje wyobrażenia przerosły rzeczywistość w sensie pozytywnym. Nie sądziłam, że tak szybko dojdę do tego, co mam dziś. Z pewnością jest to zasługa moich klientów, którzy sprawili, że mogę rozwijać kosmetologię na swoich zasadach. Jestem im za to niezmiernie wdzięczna. Prowadzę firmę, zatrudniam pracownika, współpracuję z ogólnopolskim magazynem branżowym, przeprowadzam szkolenia. Moim zdaniem, jeśli mamy szczere intencje i koncepcję nie wynikająca tylko ze sztywnych targetów, okazuje się, że możemy nie tylko stać się liderem na rynku, ale wciąż się rozwijać.
Cechy charakteru, które mi pomogły to pewno sumienność – jeśli coś sobie postanowię i jest to zgodne z moimi wartościami to angażuje się w to maksymalnie. Perfekcjonizm, który akurat w pracy zawodowej jest atutem. Resiliencja, która polega na tym, że każde wydarzenie jestem w stanie przeformułować, tak aby mi służyło. Wytrzymałość psychiczna. Nie każdy nadaje się do prowadzenia firmy. To naprawdę ogromny stres i można tego nie wytrzymać.
Myślę, że postrzeganie Koszalina jako miasta, w którym trudno odnieść sukces to stereotyp. Najłatwiej jest trwać przy takim założeniu i nic z nim nie robić. Duże miasta mają swoje plusy i minusy. U nas łatwiej jest o zasięg dla każdej firmy, co jest nie do osiągnięcia w dużym mieście. Oczywiście, są aspekty ograniczające. Mam kursantki z większych miast, z zagranicy, ale zdarza mi się usłyszeć, że ktoś nie przyjedzie do Koszalina na szkolenie, bo to zbyt daleko. I mnie to mobilizuje – zrobię szkolenie w Poznaniu i Warszawie. Wyjdę poza swój, znany, teren. Poza tym, jeśli jesteś dobrym specjalistą, to nieważne stanie się miejsce, ale ty sam.
Trzeba czuć to, co się robi. Działalność nie może wynikać z oczekiwań otoczenia, intencje muszą być szczere. Trzeba być pewnym i świadomym swoich kompetencji – to one budują naszą pewność siebie. Nieustannie się rozwijać, zdobywać wiedzę teoretyczną i implementować ją w swoją pracę. Z punktu widzenia przyszłego psychologa, polecam przeprowadzenie testów psychologicznych. Nie jest to metoda popularna w Polsce, natomiast daje mnóstwo informacji o naszych mocnych stronach. Takie narzędzia są pomocne w określeniu i wyborze swojej ścieżki zawodowej. Na pewno trzeba też być elastycznym. Mieć pokorę wobec tego, co niesie życie. Pokonywać kompleksy. Ja na przykład miałam opory z wystąpieniami publicznymi. Postanowiłam więc zawalczyć z problemem i zaczęłam nagrywać filmiki na Youtube. Czasem okazuje się, że człowiek sam siebie ogranicza.
Sukces rozumiany, jako stabilizacja, niezależność i możliwość realizacji marzeń – tak, osiągnęłam. Natomiast dla mnie ogromnym sukcesem i wartością jest to, że cały czas się rozwijam. Dla mnie to właśnie rozwój jest podstawą sukcesu.
Wiele planów na przyszłość już w trakcie realizacji – w ciągu roku wiele się wydarzy, ale nie chcę jeszcze zdradzać szczegółów. Na tę chwilę jestem zaabsorbowana pisaniem pracy magisterskiej, w której postanowiłam połączyć wiedzę z zakresu kosmetologii i psychologii.