Czy bakterie mogą nam pomóc pokonać raka? Wstępne badania wskazują na to, że odpowiedź układu immunologicznego na bakterie wstrzyknięte do wnętrza guza nowotworowego może zostać wykorzystana do walki z rakiem. Choć realizacja pomysłu jest jak najbardziej współczesna, to sama idea narodziła się w latach 90. XIX wieku.
William Coley był młodym chirurgiem, gdy 130 lat temu postanowił znaleźć sposób na uleczenie chorych na raka. Przeszukując dokumentację medyczną trafił na opis przypadku pacjenta z wciąż powracającym mięsakiem na policzku, u którego po ostatniej operacji rozwinęła się róża, choroba przenoszona przez paciorkowce, z wysoką gorączką i gwałtownym przebiegiem.
Okazało się, że infekcja ta była zbawienna dla chorego, ponieważ po jej przebyciu guz nowotworowy zniknął zupełnie. To zainspirowało Coleya do eksperymentowania z bakteriami wstrzykiwanymi w guzy nowotworowe. Żywe bakterie (głównie paciorkowce) okazały się zbyt nieprzewidywalne a część pacjentów ze „wstępnej” grupy Coleya zmarło. Z czasem chirurg zaczął stosować bakterie unieszkodliwione wysoką temperaturą, co przyniosło zaskakująco dobre efekty. Preparaty z zabitymi bakteriami do wstrzykiwania w guzy nowotworowe były stosowane aż do 1963 roku i były znane jako „toksyna Coleya”.
Z czasem metoda zaproponowana na przełomie wieków XIX i XX została wyparta w onkologii przez lepiej przebadane i bezpieczniejsze chemioterapię i radioterapię.
Powrót do korzeni
Dysponujemy coraz lepszymi terapiami onkologicznymi, ale musimy mierzyć się też z częstym brakiem odpowiedzi na leczenie lub z nabywaniem oporności na terapię przez pacjentów z nowotworami. Dlatego też część naukowców powraca do historycznych sposobów leczenia, sprawdzając ich skuteczność we współczesnych warunkach.
Cztery lata temu międzynarodowy zespół badaczy udowodnił, że metoda zaproponowana przez Coleya przynosi obiecujące wyniki w leczeniu nowotworów litych u psów. W swojej pracy, która ukazała się w renomowanym czasopiśmie „Science Translational Medicine”, opisano jak u 6 z 16 psów z nowotworami litymi guzy zmniejszyły się lub wręcz znikły po zastrzykach z żywymi bakteriami Clostridium novyi. Bakteria ta jest patogenem powodującym występowanie gangreny na zakażonej powierzchni skóry, produkującym niebezpieczne toksyny. Dlatego też naukowcy wstrzykiwali zwierzętom zmodyfikowane genetycznie bakterie, którym wyłączono geny odpowiedzialne za produkcję toksyn.
Obiecujące wyniki osiągnięte na zwierzętach ośmieliły naukowców, którzy przystąpili do badań klinicznych przy udziale ludzi, prowadzonych przez onkologa Filipa Janku na University of Texas w Houston. Pierwszą pacjentką, poddaną terapii była 53-letnia kobieta z mięsakiem gładkokomórkowym. Terapia spowodowała zmniejszenie się guza i pacjentka była potem leczona innymi terapiami onkologicznymi.
Pierwszy sukces pozwolił na rozszerzenie badania na kolejne 23 osoby z zaawansowanymi nowotworami litymi: mięsakami, rakami piersi czy czerniakami. Badanie zostało przeprowadzone między 2013 a 2017 rokiem. Każdy z pacjentów otrzymał jeden zastrzyk, zawierający od 10 tysięcy do 3 milionów przetrwalników bakterii. Powtórna dawka bakterii nie przyniosła lepszego efektu terapeutycznego, co udowodniono na jednym z pacjentów.
Zaskakująco dobre wyniki
Wyniki terapii okazały się być zaskoczeniem nawet dla samych naukowców. U 19 osób, leczonych zastrzykami z endosporami bakteryjnymi, guz albo przestał rosnąć, albo wręcz malał. Efekt okazał się nie tylko lokalny (choć takiego się spodziewano): w niektórych przypadkach redukcji uległy też guzy w innych częściach ciała niż te, w które wstrzyknięto bakterie. Nie znany jest dokładny wpływ ilości podanych do guza przetrwalników na skuteczność terapii, jednak zauważono, że u pacjentów, którym podano najwyższe dawki, rozwinęła się gangrena i niebezpieczna dla życia sepsa.
Obecnie planowane jest rozpoczęcie badania, w którym zastrzyki z przetrwalników C. novyi zostaną połączone z terapią inhibitorami punktów kontrolnych, obiecującą grupą leków stosowanych immunoterapii onkologicznej.