Harald Zwart 9614zr Ludzie
Fot: Agnieszka Orsa

Harald Zwart: Polska jest jak konfitura w pączku

Nabywcami apartamentów w mieleńskiem kompleksie Dune Resort są nie tylko Polacy, ale również obcokrajowcy – czasami z bardzo odległych stron świata. Jednym z nich jest filmowiec Harald Zwart, dzielący czas swego zawodowego życia między Hollywood a Europę. Spotykamy się w jego pięknym apartamencie z widokiem na morze. To będzie dla niego jak sam mówi, miejsce wypoczynku jak i pracy nad kolejnymi filmowymi projektami.

 

Harald Zwart-9622zrPierwsze pytanie, jakie się nasuwa: dlaczego Mielno? Może Pan mieszkać w dowolnym miejscu na całym świecie, a Pan wybrał akurat Mielno, malutkie turystyczne miasto w Polsce.
– Od lat moim przyjacielem jest Haakon Morten Saeter, jeden ze współwłaścicieli Firmusa, i to on zaciekawił mnie swoimi biznesami w Polsce. Pewnego razu zaprosił mnie i moją żonę do siebie w Mielnie. To wtedy pojawiła się myśl, że warto byłoby tutaj wracać.

 

– Pamięta Pan tamte pierwsze wrażenia?
– Oczywiście. Od początku miejsce to wydało się nam całkowicie niezwykłe. Osobiście uwielbiam Morze Bałtyckie, jego wyjątkową atmosferę, klimat. Jakość projektu Dune Resort zwyczajnie nas poraziła.

 

– Co szczególnie się Państwu spodobało?
– Tak naprawdę trudno jest dziś znaleźć na świecie miejsca atrakcyjne turystycznie, które nie byłyby jednocześnie zbytnio zabudowane i przeludnione turystami. Tutaj jest przyjemnie spokojnie, jest nadzwyczajna przestrzeń, przyroda w stanie nietkniętym. To wycisza człowieka, pobudza jego kreatywność.

 

– Wspomniana wizyta w Mielnie była Pana pierwszym pobytem w Polsce?
– Tak, nigdy wcześniej w Polsce nie byłem. Choć oczywiście sporo o niej wiedziałem. Szczególnie szanuję wasz wysoki poziom muzyki klasycznej i sztuki w ogóle. Moim marzeniem jest ściągniecie tutaj żony oraz dzieci i wykorzystywanie Dune Resort jako swoistej bazy, z której głębiej będziemy poznawać Polskę. Chciałbym, aby moi bliscy poznali waszą kulturę, polskie kino oraz muzykę klasyczną, które są bardzo bliskie mojemu sercu.

 

– Czy w czasie swojej pracy zawodowej spotykał Pan polskich filmowców?
– Tak, oczywiście, spotkałem wielu z nich. To profesjonaliści – jak Andrzej Sekuła, scenograf od Quentina Tarantino, znakomity operator Janusz Kamiński czy reżyserzy Roman Polański i Jerzy Skolimowski.

Z Polańskim wiąże się bardzo zabawna historia. Mam przyjaciela w Norwegii, który jest nadzwyczajnym jego fanem. W czasach kiedy obaj byliśmy jeszcze studentami, on nie miał pieniędzy a straszliwie chciał zobaczyć „Dziecko Rosemary”. Zdecydował się więc pójść do szpitala i oddać krew, za co dostał 100 koron na bilet do kina. Wiele lat później spotkałem Romana Polańskiego w Cannes na jachcie. Rozmawialiśmy i wtedy przypomniała mi się tamta historia. Opowiedziałem mu ją. Co więcej, sięgnąłem po telefon i zadzwoniłem do mojego przyjaciela w Norwegii, przekazując słuchawkę Polańskiemu, który powiedział mojemu przyjacielowi, że powinien przestać oddawać krew tylko po to, aby oglądać jego filmy. Polański to nadzwyczajny człowiek, jak zresztą większość Polaków ze świata kina, jakich dane było mi spotkać. Wyjątkowi ludzie, nie jacyś „celebryci z Hollywood”, ale prawdziwie sympatyczni, z klasą. Janusz Kamiński to jeden z najmilszych ludzi, jakich miałem przyjemność spotkać. Od zawsze byłem i jestem pełen uznania i szacunku do Polaków.

 

– W jednym z licznych wywiadów powiedział Pan, że za swój ulubiony film uważa „Powrót do przyszłości”. To prawda?
– Tak, to prawda, tak powiedziałem, ale to była swoista prowokacja wobec dziennikarzy. W Norwegii nie powinieneś mówić głośno, że lubisz takie filmy jak „Powrót do przyszłości”. Jeśli chcesz być uznawany za osobę kulturalną, a tym bardziej artystę, musisz lubić filmy z Polski, Rosji albo inne niszowe. Stąd wzięła się ta moja zabawa z dziennikarzami. Po prostu chciałem ich nieco „podpuścić”. Niezwykle bliskim dla mnie filmem jest „Amadeusz” Milosa Formana, który zmarł niedawno, co odbiło się głośnym echem w świecie filmowym i jest niewątpliwą stratą dla kina.

 

– Zdaje się jednak, że Pan sam lubi pogodne kino i ma na koncie znakomite filmy rozrywkowe, takie nie do końca poważne…
– Powinniście zobaczyć mój najnowszy film zatytułowany „12th Men”. To jest film bardzo bliski mojemu sercu, taki najbardziej mój. Moje poprzednie produkcje można uznać przede wszystkim za okazję do współpracy z bardzo utalentowanymi ludźmi jak Will Smith, Steve Martin. Ten ostatni film to jest właśnie typ filmu, jaki lubię najbardziej.

 

Harald Zwart-9605zr

 

– Dotyka on bardzo bliskiej Polakom historii II wojny światowej. Dla nas, Polaków, temat ten jest nadal bardzo bolesny. Na pewno jest on u nas pokazywany inaczej niż z perspektywy ludzi Zachodu. Niewielu obcokrajowców wie na przykład, że między 1939 a 1945 rokiem śmierć poniosło 22 procent polskich obywateli.
– Moim zdaniem ludzie są świadomi straty, jaką Polska poniosła podczas II wojny światowej. Być może nie odbierają jej tak dotkliwie jak Polacy, ale mają tę świadomość. Młode pokolenia nie przywiązują wagi do historii, zapewne niedługo nie będą pamiętać o tym, co miało miejsce nie tak dawno temu. Dlatego musimy im przypominać. Po to zrobiłem ten bardzo osobisty film, który mówi o norweskich epizodach wojny. O tym, jak osiemdziesięciu ludzi poszło uratować jednego człowieka, o ich wielkiej odwadze, poświęceniu. Warto pamiętać, że w Północnej Norwegii było najwięcej nazistów, aż 70 tysięcy. Siedmiu Niemców przypadało tam na każdego Norwega. Tak więc żeby mieć pełen obraz mnie jako filmowca, koniecznie trzeba zobaczyć ten właśnie film.

 

– W Koszalinie działa Dyskusyjny Klub Filmowy. Być może warto zorganizować pokaz tego filmu i później dyskusję z Pana udziałem. To dopiero byłoby wydarzenie!
– Z ogromną przyjemnością przyjąłbym takie zaproszenie. Jest wielka różnica między młodym pokoleniem w Polsce i w Norwegii. U nas jest niespecjalne zainteresowanie taki niszowymi produkcjami, zwłaszcza wśród młodych ludzi. Bardzo mało osób interesuje się kinem przez duże K. W Polsce jest wciąż bardzo wielu jego miłośników, osób które interesują się kulturą, sztuką. Tego mi brakuje u nas i uważam to za wspaniałe u was.

 

– Czy rozważa Pan nakręcenie filmu w Mielnie, na polskim wybrzeżu?
-Myślę, że Mielno i konkretnie Dune Resort to miejsce unikalne. Doskonałe, aby przyjechać, zagłębić się w pracy nad scenariuszem. Spokój morza, czyste powietrze sprawia, ze umysł się wycisza i podsuwa najlepsze pomysły. Myślę, że jak najbardziej polskie wybrzeże mogłoby być tłem dla niejednego filmu.

 

– Co opowie Pan przyjaciołom z Kalifornii po swoim powrocie do domu? Jak opisze Pan im Mielno?
– Mielno i w ogóle Polska to dla mnie coś jak konfitura ukryta głęboko w środku pączka albo nieoszlifowany diament. Jedno i drugie trudno znaleźć, ale jak już się na to trafi, pojawia się ogromna satysfakcja i apetyt na więcej. Wiem, że wasz, Polaków, dorobek znany jest Niemcom, Brytyjczykom, ale już niekoniecznie Skandynawom i Amerykanom. Będę więc mówił o tym, ile wartościowych rzeczy składa się na waszą kulturę. No i oczywiście będę zachwalał naturę, piaszczyste plaże – szerokie, nietknięte, chronione i nie tak bardzo zabudowane jak gdzie indziej. Na pewno będę również zachęcał, żeby sami się o tym wszystkim przekonali, przyjeżdżając do Polski, a najlepiej tutaj, nad Bałtyk.

Harald Zwart-9629zr


 

 

Harald Zwart-9673zrHarald Zwart (ur. 1 lipca 1965 w Holandii) – norweski reżyser, producent, scenarzysta, aktor oraz montażysta filmowy. Ukończył studia w Holenderskiej Akademii Filmowej w Amsterdamie. Pracuje w Europie i USA. Popularność przyniosły mu filmy reklamowe, teledyski oraz przede wszystkim filmy fabularne, a wśród których najbardziej znane w Polsce to np. „O czym marzą faceci”, „Karate Kid” , „Różowa Pantera 2”. Najnowszy film, poświęcony dramatycznym epizodom II wojny światowej w Norwegii zatytułowany „12th Men” powinien pojawić się wkrótce na wielkim ekranie także w Polsce.