4 1 Zdrowie i uroda
Fot. Marek Zagalewski i Wędrowna Barć

Przeleć się do miodu

Dawno, dawno temu miód wyciskano z plastrów prasami. Aż kiedyś – a działo się to w Czechach – rodzice wysłali Jiříka do pasieki dziadka po trochę miodu do chleba z masłem. Co było dalej, opowiedzą nam w Krzemienicy.

W sercu pomorskiej Krainy w Kratę, kilometr od sławnego Swołowa, przy drodze z Darłowa do Słupska jest Krzemienica, a w niej otwarte dla gości królestwo państwa Onisiewiczów.
To dwa złączone gospodarstwa. W pierwszym są dom z ogrodem, pasieka Wędrowna Barć i pszczelarska pracownia edukacyjna; w drugim – Chałupa Zagrodnika z gościnnymi apartamentami Owczym i Kozim, nad którymi pieczę ma syn. Całość to zagroda chłopska z I połowy XIX wieku w unikatowym dziś systemie szachulcowym, czyli z bali i gliny. Właśnie zajechał autobus pełen dzieci i rodzin.

 

Jak Jiřík miód zgubił

Dawno, dawno temu miód wyciskano z plastrów prasami. Aż kiedyś – a działo się to w Czechach – rodzice wysłali Jiříka do pasieki dziadka po trochę miodu do chleba z masłem. Wycieczka z autobusu rozgoszczona na pięterku drewnianej pracowni, a Grażyna Onisiewicz, pedagog z zawodu, opowiada. Chłopiec lubił odwiedzać dziadka i słuchać o pszczołach. Tym razem opowieść była szczególnie ciekawa, bo o samej królowej pszczół. Toteż Jiřík wracał tak zadowolony, że wywijał w powietrzu koła plecioną siatką z plastrami miodu, jak to czyni dziś wielu chłopców niosąc reklamówkę. – Ja tak kręcę workiem na kapcie! – wtrąca Gosia, a temu wszystkiemu przysłuchuje się lipowy arcybiskup Mediolanu, czyli patron pszczelarzy św. Ambroży: gdy był niemowlęciem, pszczoły obsiadły mu usta, lecz odleciały nic złego mu nie czyniąc, co odczytano jako znak, że będzie kimś wielkim, zaś po latach mówiono, iż Słowo Boże w jego ustach jest jak miód. Tymczasem gdy Jiřík dotarł do domu, plastry były puste. A gdzie miód? Dopiero po długim namyśle rodzice doszli, że Jiřík tak wirował sznurkową siatką, że z plastrów wymachał miód. I to dało początek miodarkom, w których zamiast zgniatać i niszczyć plastry, odwirowuje się je z miodu.
– Kto chce wirować? – pani Grażyna podstawia dwa urządzenia, a dzieci na zmianę kręcą. Oglądają film, przeglądają się w lustrze w kapeluszach pszczelarskich, podglądają pszczoły przez szklaną ścianę ula. Są z ośrodka wczasowo-rehabilitacyjnego Piramida II w Darłowie, pod opieką Zofii Szkatulskiej; przyjechały ze Żmigrodu na Dolnym Śląsku na turnus rehabilitacji, m.in. z astmą i cukrzycą. Dołączyło kilka rodzin turystów, w tym tato z Zosią i Gosią, którą ogarnęła troska: – A czemu królowa nie ma korony?!

2

Rodziny i samotnice

W zagrodzie mieszka pięć kóz i kozioł Gucio (80 kg), pięć owiec i baran Stefan (60 kg), suczki Sara i Lala, pies Morus, który zagania, wiesza się na ogonie Stefanowi i tarmosi Dzikiego Kota, Dziki Kot, gołębie, 60 pszczelich rodzin i bliżej nieokreślona liczba pszczół samotnic – murarek ogrodowych. Mają dom z dziurkami wywierconymi w kołkach i trzcinowymi rurkami, które zajmują. Nie zakładają rodzin, nie żądlą, zapylają sad.
W okolicach Krzemienicy rosną rzepak i lipy, ale pszczelarze wożą też ule na kaszubską grykę i wrzosy w stronę Drawska. Od tego się zresztą zaczęło. Do dziś w ogrodzie stoi wysłużony pszczelarski wóz z wlotami dla pszczół, który 22 lata temu zaczęli przetaczać na odległe pożytki (stąd Wędrowna Barć), a sami na stałe mieszkali w mieście. Jednak w wozie mieszczącym 32 rodziny było ciemno, ciasno i gorąco, a nieraz, gdy skradziono koła, nieruchomiał na łapach. – Gdy przeszliśmy na ule wolnostojące, poczuliśmy ulgę i radość, wyszliśmy na słońce i powietrze – opowiadają pszczelarze. – Ale wóz zostanie z nami.
Ludzie dokuczają pszczołom bardziej niż szerszenie czy mrówki. Np. dewastują ule wywiezione w plener. Z kolei niektórzy rolnicy stosują zbyt silne dawki chemii albo opryskują w dzień, gdy owady są wciąż aktywne. – Mieliśmy w zeszłym roku dwa otrucia, razem padło 20.000 pszczół – mówi Leszek Onisiewicz. Kiedy raz zwrócił rolnikowi uwagę, że za wcześnie opryskuje, ten szczerze odparł, że musi zdążyć na mecz.

Jak dać się użądlić

Pszczoły nie lubią wszystkiego, co kudłate i ciemne, a także woni potu i perfum. Co ciekawe, niedźwiedziowi, którego będą atakować, nie chodzi o miód, jak większość z nas sądzi, ale o czerw, czyli larwy. Poza tym pszczoły są meteopatkami – stają się nerwowe, gdy wieje i jest zimno. Owad mający zamiar użądlić bzyczy głośniej. Nie należy machać rękami, lepiej kucnąć, schować głowę i zachować bezruch. Najbardziej chrońmy trójkąt nos-usta-broda.
Kiedy pszczoła wbije żądło, a ukłuty się opanuje, niech paznokciem delikatnie je usunie kiwając na boki i nie ściskając zbiorniczka z jadem. Gdy się nie uda, przyłóżmy ocet, cytrynę lub cebulę.
Rekord żądłowy Onisiewiczów? – To było 20 lat temu na pożytku gryczanym. Zbliżał się deszcz, spieszyliśmy się, pszczoły były nerwowe, a my jeszcze nie tacy cwani w ochronie – wspomina pan Leszek. – Nie liczyliśmy żądeł, ale na przykład ja miałem „kolię” na szyi.
– A zdarzają się złośliwe rodziny – dodaje pani Grażyna. – Mieliśmy taką, nie mogliśmy spokojnie wypić kawy w ogrodzie. Musieliśmy wymienić matkę.
Pszczelarze, mimo iż chronią się ubiorem, uspokajają pszczoły dymem z podkurzaczy i pracują w zwolnionym tempie. Niektórzy jednak dają się żądlić – np. odsłaniają dłonie, gdy mają gościec.
Nie będąc kudłatym i nie machając, w zwolnionym tempie zbliżam się do uli. Pani Grażyna: – Ale teraz niech pan się schyli, bo stanął pan dokładnie na przelocie.

 

Praca życie skraca

Wiosenne i letnie pszczoły żyją tylko 4-6 tygodni, bo mają dużo lotów i są spracowane. Te z jesieni mogą żyć 6 miesięcy. Matka nawet 5 lat. Trutnie – ok. 3 miesięcy. Jednak los trutnia może być krótszy: do pierwszej randki, czyli lotu godowego – o ile dopadnie matkę, która kopuluje z ok. 20 trutniami, przechowując potem i dozując nasienie wszystkich, co korzystnie wpłynie na genetyczną różnorodność rodziny. Zaraz po kopulacji truteń ginie. Te, którym się nie powiedzie, każdorazowo wracają do ula i tak żyją aż do zimy, kiedy robotnice przestaną je karmić i wypchną z ula. Wprawdzie, jak dowiedziono, obecność trutni w rodzinie poprawia nastrój, jednak od jesieni kompletnie nic nie zrobią, za to jadłyby chętnie.

Miód a miód

Niektórzy się cieszą, że kupili miód lejący się – a więc świeżutki, lepszy niż ten skrystalizowany. W rzeczywistości przekształcanie się patoki w krupiec dobrze świadczy o miodzie, zaś długie trwanie w postaci płynnej to skutek przegrzania, a więc utrata części wartości. Miód Onisiewiczów nigdy nie będzie przegrzany, bo w ogóle nie jest podgrzewany, lecz od razu w całości rozlewany do słoików i w nich krystalizuje. To rzadkość. Zwykle miód trafia najpierw do dużych pojemników i zdąży stwardnieć, zanim zostanie np. zimą rozlany do słoików – trzeba go więc podgrzać. Robi się to z termostatem, by nie przekroczyć bezpiecznych 42 stopni, ale nie zawsze temperatura ta jest równomierna w całym baniaku.
Nie kupujmy miodu od sprzedawców przydrożnych: poza wszystkim źle on znosi słońce, na którym godzinami stoi.

 

Warto pić i żuć

Miód jest dobry do chleba, mięsa, sosów, ciast i herbaty, ale pamiętajmy, że temperatura powyżej 40 stopni obniża wartość miodu. Wzmaga on odporność, ale nie działa doraźnie jak antybiotyk: miód od dnia choroby nie daje rezultatu, trzeba go spożywać regularnie. I lepiej pić niż jeść, bo dopiero po rozcieńczeniu w schłodzonej przegotowanej wodzie nasz organizm przyswoi wszystkie walory zdrowotne. Pszczelarze doradzają łyżkę na pół szklanki i niech się przegryzie przez noc. A jeszcze lepiej dwa razy na dobę. Tuż przed wypiciem można docisnąć trochę soku z cytryny.
Jeszcze zdrowszy i smaczniejszy dla koneserów jest miód plastrowy, czyli zasklepiony w komórkach plastra pszczelego. – Żuje się go razem z plastrem, po czym wosk się wypluwa. W porównaniu z czystym miodem plastrowy zawiera więcej pyłku kwiatowego i propolisu – zapewnia pan Leszek.

Nie samym miodem

W gospodarstwie państwa Onisiewiczów oprócz pszczelich produktów można kupić kozie mleko i sery. Siedlisko słynie też z pierwszej na Pomorzu oficjalnej nalewki: wielokrotnie nagradzaną onisiówkę jako pierwszą stąd wpisano na polską listę ogólnodostępnych produktów tradycyjnych. Do miodu syrop z kwiatów dzikiego bzu i spirytus, rozcieńczamy przegotowaną, schłodzoną wodą.

 


 

Krzemienica – przy drodze z Darłowa lub Jarosławca, 11 km od Ustki. Pasieka Wędrowna Barć i komfortowe izby w Chałupie Zagrodnika. Sprzedaż miodu, pyłku kwiatowego, propolisu i świec z wosku oraz nabiału koziego. Zielone Lekcje w Sali Pszczelarskiej. Przyjazd grupy trzeba zapowiedzieć, tel. 501 163 294 (5). Pojedyncze osoby mogą dołączyć do grupy albo przyjechać między 16. a 18. i przyjazd połączyć z zakupami.

Dodatkowe atrakcje: po drugiej stronie szosy stajnia Sento – nauka jazdy konnej, wyjazdy nad morze.

tel: 697 804 093