Należę do grupy „Android Polska” na Facebooku. „Należę” to dobre słowo. Nie uczestniczę bowiem w toczonych tam dyskusjach. Ja je tylko czytam, w większości przypadków nie rozumiejąc ani słowa. Na przykład 9 maja natknąłem się na taką oto rozmowę:
„Adrian: – Sorki za offtop, ale czy to jest Y560–IO1? Bo ja mam problem z wgraniem twrp. Bartek: – Tak. Bootloader odblokowany przez OEM i fastbot flash recovery.
Adrian: – Robiłeś to na sofcie B046? Bo z tego co mi wiadomo soft B046 ma poblokowane odblokowanie bootloadera.”
Cudowne, prawda? Niemal tak cudowne, jak pochodzący z arcydzieła Lewisa Carrolla „Po drugiej stronie lustra” (druga część przygód „Alicji w krainie czarów”) wiersz „Jabberwocky”. Oto pierwsza zwrotka perły gatunku znanego pod nazwą: „angielski wiersz absurdalny” (w tłumaczeniu Jolanty Kozak): „Bzdrężyło. Szłapy maślizgajne/ Bujowierciły w gargazonach/Tubylerczykom spełły fajle,/Humpel wyświchnął ponad.”
Czytelnik obu cytowanych wyżej fragmentów ma jakąś intuicję, o co chodzi, może się zachwycać brzmieniem słów, natomiast świat przedstawiony jest mu zupełnie obcy. I o tej właśnie obcości chciałbym kilka słów napisać.
W wydanym w 1995 roku „Słowniku pojęć kultury postmodernistycznej” Tony’ego Thorne’a znajduje się hasło: „zer- 00si” (czytane z angielska: zerusi). Zwracam Państwa uwagę, że litery „o” w tym słowie zostały zastąpione dwoma zerami. Dlaczego? Otóż, określenie owo ukuto, obserwując zachowanie ludzi w średnim wieku, którzy na początku lat 90. masowo kupowali magnetowidy, ówczesną nowinkę techniczną. Po przyniesieniu upragnionych urządzeń do domu i podłączeniu do kontaktu ich użytkownicy stawali przed barierą nie do pokonania. Na wyświetlaczach magnetowidów ukazywały się pulsujące zera w postaci znaku: 00:00. Pulsacja pokazywała, że w miejsce zer należy wstawić godzinę i minuty, tak by po wyłączeniu magnetowidu na wyświetlaczu pracował zegar. W niektórych domach zera pulsowały całymi tygodniami – użytkownicy nie umieli ustawić zegara. Ponieważ było to zjawisko powszechne, powstało określenie „zer00si” na pokolenie tych, którzy przegrali z tą – jakże niewinną z dzisiejszej perspektywy – technologią.
To wtedy właśnie rozpoczęła się rewolucja, która trwa do dzisiaj i której skutków nie umiemy jeszcze tak naprawdę przewidzieć. Kto bowiem ustawił w końcu te wszystkie zegary w milionach domowych magnetowidów? Odpowiedź jest prosta: dzieci. Niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nie pytał swojego dorastającego dziecka, o to jak poradzić sobie z pierwszym smartfonem albo z instalacją jakiegoś skomplikowanego programu.
Jak wynika z wynika z publikacji Teresy Correa z University Diego Portales w „Journal of Communication”, w przypadku komputerów, internetu bezprzewodowego czy portali społecznościowych rodzice korzystają z pomocy młodego pokolenia nawet w 60 procentach przypadków. Nikt jeszcze nie wie, do czego doprowadzi to globalne zaburzenie naturalnego, ustalonego przez tysiące pokoleń porządku rzeczy: to rodzice uczą dzieci, a nie odwrotnie. Na razie próbuje się nieśmiało opisywać zaistniałą rzeczywistość. Amerykański badacz mediów i internetu (z wykształcenia nauczyciel) Mark Prensky w głośnej publikacji: „Digital Natives, Digital Immigrants” stworzył dwa pojęcia: „cyfrowych tubylców”, czyli osób mających od urodzenia kontakt z nowymi technologiami komunikacyjnymi i „cyfrowych imigrantów”, którzy nie dorastając w otoczeniu nowych technologii, podobnie jak prawdziwi imigranci, uczą się nowego języka nieskutecznie i potrzebują pomocy dzieci do objaśnienia otaczającej
ich obcej rzeczywistości.
Kiedy 28 lat temu ustawiałem zegar w nowiutkim domowym magnetowidzie, patrzyłem z wyższością na przyglądającą mi się dwójkę „zer00sów”, myśląc: Jakim cudem takie dwie niemoty zostały moimi
rodzicami? Dziś sam jestem klasycznym „zer00sem”, który czyta posty w grupie „Android Polska” jak wiersze, których treści nie rozumie i cieszy się, że umie skorzystać z bankomatu. I w tym cała nadzieja: wszyscy młodzi kiedyś się zestarzeją!
P.S. W poprzednim felietonie pisałem o upadku dobrych obyczajów, podając za przykład głośne zachowanie ludzi odwiedzających czytelnię Koszalińskiej Biblioteki Publicznej. I chociaż – co podkreślałem – nie ma w tym winy biblioteki, to jednak moja pisanina spotkała się z odzewem właśnie tam. P.o dyrektora pani Beata Sawa-Jovanoska zaprosiła mnie na przemiłą rozmowę, podczas której wyjaśniła mi zmiany zachodzące w czytelniach współczesnych bibliotek, które stają się miejscami otwartymi, a tym samym nieco bardziej głośnymi. Przyjąłem tę argumentację, broniąc jednak Czytelników, którzy potrzebują absolutnej ciszy. I tak doszliśmy do pewnego consensusu: pani dyrektor zapewniła mnie, że w czytelni (oraz na stronie internetowej biblioteki) zawiśnie informacja o tym, że panie bibliotekarki pomogą każdemu, kto ma potrzebę pracy w absolutnej ciszy. Ta osoba zostanie skierowana do jednego z dwóch pomieszczeń, w których taka cisza panuje. Mało tego, pani dyrektor zapewniła mnie, że postara się, żeby w jednym z nich stanęło przynajmniej jedno stanowisko komputerowe. W imieniu Czytelników i swoim własnym: bardzo dziękuję!
Tomasz Ogonowski – reportażysta, publicysta, producent telewizyjny, dramaturg i dramatopisarz. Laureat nagród reporterskich (m.in. I nagrody w ogólnopolskim Konkursie Dziennikarskim „Oczy otwarte” za Najlepszy Artykuł Roku 2003). Autor scenariusza i dramaturg spektaklu „Czekamy na sygnał” uznanego za Wydarzenie Kulturalne Roku 2017 w Koszalinie.