Corrida, flamenco i malaga – te trzy słowa najlepiej oddają charakter Andaluzji. To również wystarczające powody, aby wybrać się tam w romantyczną podróż. Zarówno we dwoje, jak samotnie, bo w tym miejscu można się zakochać.
Na romantyczny wypad we dwoje zwykle wybieramy Weronę, rozsławioną przez Szekspira sztuką o kochankach ze zwaśnionych rodów. Miasto przyciąga tłumy i z pewnością warte jest odwiedzenia, jednak próżno tam – moim zdaniem – odnaleźć ducha romantyzmu. Gdzie go zatem szukać? Jednym z takich miejsc w Europie jest Andaluzja. Dlaczego? Bo na każdym kroku czuć tam temperament i ogień, ale też nostalgię i sensualność. Bo buzują tam prawdziwe emocje.
Niebezpieczni uwodziciele
Malaga, Sevilla, czy Ronda to miasta o przeszłości, której mogą pozazdrościć Włosi, a nawet Grecy. Południe Hiszpanii to także kulinarny raj. Z jednej strony bogactwo Morza Śródziemnego, z drugiej żyzne doliny wysokich na ponad 3 tys. metrów gór Sierra Nevada i Sierra Morena.
Tutejsze owoce morza, ryby, oliwa, migdały to wysokiej klasy afrodyzjaki, a wino malaga i lody malaga stanowią doskonałe zwieńczenie romantycznej kolacji w uroczym zaułku któregoś z andaluzyjskich miast. Wszechobecne na ulicach dźwięki gitar, ogniste i jednocześnie rzewne flamenco, wykonywane przez czarnowłose Andaluzyjki o bardzo kobiecych kształtach i przystojnych, uwodzicielskich Hiszpanów, rozłożą na łopatki największych twardzieli.
Nawet corrida ma w sobie coś romantycznego. Nie myślę oczywiście o krwawej walce z bykami, ale o całej aurze jaką roztacza się wokół wysportowanych torreadorów, czczonych przez miliony Hiszpanów narodowych bohaterów, obiektów westchnień tysiący kobiet.
Andaluzja położona na południu Hiszpanii, rozciągają się od Portugalii aż do Murcii. Jej ogrom to nie przypadek. Historia tych terenów sięga tysięcy lat, mieszały się tutaj wpływy wielu kultur i religii. Costa del Sol to niemal całe południowe wybrzeże Hiszpanii z wielką ofertą turystyczną, gdzie sezon trwa praktycznie cały rok. Zimą temperatury oscylują wokół 20 stopni. Wprawdzie leci się tam aż 4 godziny, ale rekompensują to niedrogie bilety i lotnisko w samej Maladze, co pozwala zaoszczędzić czas i pieniądze na przejazdy. A Malaga i okolice warte są każdego trudu.
Miasto artystów
Historia Malagi sięga prawie trzech tysięcy lat, a pierwsza budowla została wzniesiona jeszcze przez Fenicjan. Urok miasta polega na tym, że zabytki są tam dosłownie na wyciągnięcie ręki. Z głównym deptakiem sąsiaduje rzymska twierdza, przebudowana w IX w. przez Maurów. Pozostała po nich arabska nazwa fortyfikacji – Alcazaba oraz charakterystyczne dla mauretańskiej architektury łuki. Wspaniale odrestaurowana i utrzymana kusi wypielęgnowanymi ogrodami pełnymi kwitnących róż i drzew cytrusowych.
To idealna sceneria na romantyczny spacer. Rozciąga się stamtąd panorama na miasto i port, ale bardziej imponujący widok zobaczymy z górujących nad Alcazabą ruin zamku Gibralfaro, wzniesionego przez muzułmańskiego władcę w XIV w. Przy dobrej pogodzie można zobaczyć stamtąd Gibraltar i góry Atlas. U podnóża twierdzy Alcazaba odkryto Teatro Romano z I wieku p.n.e. W doskonale zachowanym i odrestaurowanym amfiteatrze odbywają się spektakle, koncerty i zajęcia edukacyjne dla dzieci. Przez szklaną piramidę na środku deptaka można zajrzeć do podziemi starożytnego teatru.
Malaga to miasto artystów, widać to i słychać na każdej niemal ulicy. W oczy rzucają się kolorowe graffiti i nieco staroświeckie, ale pełne uroku szyldy i zdobienia elewacji wykonane z azulejos – misternie malowanych kafli, których nazwa wywodzi się z arabskiego i oznacza polerowane kamyki.
Codziennie gdzieś odbywa się wieczór flamenco, a raz w tygodniu – w miejscowej szkole muzycznej, w której urządzono muzeum flamenco z kolekcją XIX-wiecznych gitar i strojów do flamenco. W każdy piątek spotykają się tam mieszkańcy, aby w familijnej atmosferze dać się ponieść dźwiękom mającym w sobie jakąś hipnotyzującą magię. Flamenco to nie tylko muzyka i taniec, ale spoiwo kulturowe i pokoleniowe, bardzo istotny element andaluzyjskiego życia. To sąsiedzkie spotkanie, na które przychodzą i młodzi, i starzy, gdzie przy szklaneczce wina wymienia się informacje, ploteczki i toczy pogawędki. W czasie występu publiczność w skupieniu słucha artystów, aby nagle żywo zareagować na jakiś fragment pieśni, wznosząc okrzyki i kieliszki.
Andaluzyjczycy kochają swoich torreadorów, pieśniarzy flamenco i malarzy. Najsłynniejszym z nich jest Pablo Picasso, który urodził się w tym mieście i spędził tam dzieciństwo. W muzeum jego imienia można obejrzeć kolekcję dzieł kubisty, a w innej części miasta – jego rodzinny dom .
Królewska corrida
Perełką Andaluzji jest oddalone od Malagi ponad 100 km miasteczko Ronda. Rozsławił je Ernest Hemingway, który mawiał, że to najpiękniejsze miasto Hiszpanii, a nawet świata. Tak bardzo pokochał to miejsce, że bywał tam częstym gościem.
To jedno z najstarszych hiszpańskich miast. Położone w górach składa się z dwóch dzielnic: chrześcijańskiej i arabskiej, każda z charakterystyczną dla siebie architekturą. Łączy je wysoki na 100 metrów most Ponte Nuevo, największa atrakcja miasta. Oglądany z dołu robi piorunujące wrażenie. Przypomina akwedukt wznoszący się na potężnych filarach i opierający się o dwie wielkie skały. Między formacjami skalnymi, momentami zupełnie gołymi, trochę dalej porośniętymi bujną roślinnością, przepływa rzeka, tworząc w centrum miasta niezwykły ekosystem.
Nic dziwnego, że miasteczko zauroczyło Hemingwaya. Podobno przyjeżdżał tutaj na każdą corridę. Bo drugą atrakcją Rondy jest Arena. Od XV wieku corrida była uprawiana jako plebejska, nielegalna zabawa, która zawładnęła tłumami. Dopiero w 1785 r. król zdecydował się zalegalizować ten sport. W Rondzie zbudowano więc wzorcową arenę królewską. Dzisiaj corridy odbywają się tam zaledwie kilka razy w roku. Dlatego niezwykle trudno jest o bilety, szczególnie gdy na widowisko zjeżdża rodzina królewska. Za to codziennie można zwiedzać ten niezwykły obiekt: wejść na arenę, zasiąść na widowni, a w muzeum obejrzeć kolekcję bogato zdobionych strojów torreadorów i ich koni, a także plakaty kolejnych corrid, w tym także autorstwa samego Pabla Picassa. Na co dzień działa tam szkoła kawalerii królewskiej. W olbrzymiej hali maneżowej na zapleczu Areny kadeci uczą się jazdy konnej w królewskich orszakach. Jak przystało na królewski obiekt, nauka przebiega w paradnych warunkach. Plac pokryty czystym piaskiem oświetlają wielkie, kryształowe żyrandole, a ściany zdobią ogromne lustra w złotych ramach.
Ale najciekawsza jest część Areny przeznaczona dla byków. Zwierzęta biorące udział w corridzie są zupełnie dzikie. Żaden z byków nie może brać udziału w corridzie więcej niż raz. Jeśli przeżyje, wraca do swojego stada rozpłodowego i nigdy już nie weźmie udziału w widowisku.
Do każdej corridy przygotowuje się sześć byków oraz dwa rezerwowe. Bo zdarza się, że zwierzęta padają na zawał albo ulegają kontuzji zanim jeszcze staną do walki. Zamknięte w małych boksach szaleją. Widać to na ścianach porytych przez rogi zwierząt. Ludzie nie schodzą na dół do rozwścieczonych zwierząt. Z góry, przy pomocy lin, otwierają włazy boksów, z których oszalały byk wypada do długiego, wąskiego korytarza prowadzącego wprost na rozświetloną słońcem, wypełnioną pięciu tysiącami krzyczących ludzi arenę, gdzie czeka na niego torreador. To krwawe, mające coraz więcej przeciwników widowisko. Choć okrutne, jest obrazem i spuścizną andaluzyjskiej tradycji. Obecnie jest tylko pięć aren w Hiszpanii, wszystkie w Andaluzji i kilka w krajach Ameryki Łacińskiej.
Jeśli jednak po wizycie w Arenie mamy nieco skołatane nerwy i czujemy lekki niesmak, warto go ukoić kieliszkiem malagi. To wzmocnione spirytusem, wytwarzane z podsuszanych na słońcu winogron wino, przypomina nieco portugalskie porto. Wytrwane jest mocne, ostre i cierpkie. Bardziej odpowiednie na trawienie po doskonałych grillowanych mięsach. Półsłodkie podane do wybornej szynki jamon bellota z czarnych świń iberyjskich karmionych żołędziami, wprawi nas w błogi nastrój. A słodka malaga popijana do rozpływającej się w ustach bezy z bitą śmietaną i truskawkami to już prawdziwa rozkosz.