9 Przyjemności
Fot. Agnieszka Kowalczyk, Her Concept

Dłonie w sierści pieśni mórz

Szczeniaka nie można oddać w byle jakie ręce. Nie można również dopuścić do osłabiania rasy, dlatego poszukiwanie dostarczyciela właściwych genów przypomina czasami skomplikowany casting. Przed pokazami ostro trenują zarówno psy, jak i ich właściciele. Mimo to zdobycie medalu prestiżowej wystawy zależy niekiedy od łutu szczęścia, bo tak wyrównana bywa stawka. A medale to przepustka do psiej arystokracji. O tym wszystkim rozmawiamy z Małgorzatą Grabką, właścicielką renomowanej w świecie hodowli psów rasy nowofundland prowadzonej w pomorskiej Kruszynie.

 

– Jak sprzedać psa do Kolumbii?

– Trzeba mieć dobrego i założyć profil na Facebooku. Gdy klient się zgłasza, sprawdzam poprzez rozmowę i zdjęcia, jakie ma warunki, i czy nie skrzywdzi psa, a najlepiej czy będzie go kochał. Ostatnio państwo z Atlanty ujęli mnie tym, że przedtem zaadoptowali dwa miejscowe chore psiaki. Pies ode mnie ma być dobrze prowadzony i brać udział w wystawach, bo to buduje rasę i renomę mojej hodowli. Do Kolumbii pierwsza poleciała Lolita, teraz, w marcu, Gabi. Ale moje psy są też w Stanach, Peru, we Francji i Szwecji.

 

– Jakoś znoszą luk bagażowy.

– Godna zaufania pracownica LOT-u je dogląda, we Frankfurcie wyprowadza na spacerek, a po przylocie na miejsce dostaję od właścicieli zdjęcia i relacje. Ostatnio pani z samolotu była tak uprzejma, że zaproponowała dowiezienie suczki do domu odbiorców w Atlancie, i zawiozła.

 

– Kontakt z odbiorcami po transakcji trwa?

– Oczywiście! Zwłaszcza że nie transakcja jest najważniejsza, ale powodzenie rasy, hodowli i obopólna satysfakcja hodowców. Utrzymujemy więź, na bieżąco śledzę moich wychowanków. Niedawno odmówiłam sprzedaży drugiego psa w te same ręce, bo pierwszy nie jest wystawiany. Ale do Atlanty wyślę kolejnego. Zdarza się jeszcze inaczej: od przyjaciół z Lublina, którzy dzięki psu ode mnie zbudowali bardzo udaną hodowlę, sama dostałam suczkę w geście przyjaźni.

2c

– A jak wygrać wystawę dla renomy hodowli?

– Nie licząc jak największego zbliżenia do wzorca rasy i treningu zachowania, trzeba psa wykąpać, ostrzyc i wyczesać. Ma pachnieć czystością. Gdy sędzia zanurzy dłonie w szacie, nie wyjmie brudnych. Przedtem trening: pies ma według zasad chodzić, biegać i przyjmować postawę. U nowofundlanda liczą się piękna, długa szyja, niewykoślawione łapy, prosty kręgosłup, ogon w biegu na wysokości grzbietu i opuszczony kiedy pies stoi, a głowa do góry – to dumny pies.

 

– I je też to bawi?

– Są nawykłe od małego, zresztą nowofundlandy lubią ruch. Natomiast chow chow lubi stanąć jak wryty i jest po prezentacji – to kwestia charakteru.

 

– Pani także ćwiczy postawę?

– Skoro jest bieg po okręgu, przede wszystkim dbam o kondycję. Głupio by wyszło, gdybym zaraz się zasapała i pokaz by utknął. Wdzięk, krok, wszystko trzeba zgrać. Pies to tylko pół sukcesu, drugie pół to wystawienie. No i schludny wygląd; mniejsza o wygodę, żadnych dresów i podkoszulek. Sędziowie też są eleganccy.

8

– Rzutem oka na stawkę przewidują wynik?

– Nie. Dziś pan wygra, a jutro dyskwalifikacja, bo sędzia dojrzy drobną wadę albo pies burknie, ponieważ ma zły humor. Loterię trzeba zminimalizować dbałością o psa i treningiem. Jednak poziom bywa niezwykle wyrównany. I gdy sędziemu zostaną na koniec dwa idealne psy, to na przykład każe stać i który pierwszy się ruszy, przegra; albo jeszcze jedno kółko, i jeszcze jedno – może któryś źle postawi łapę.

 

– Widziałem właścicielkę biegnącą nadzwyczaj sprężyście obok charta. Pani ma łatwiej – te są ciężkie.

– Ale lekko biegają mimo masywnej budowy. Jestem w pełni sił i uwielbiam wystawy. Jednak gdy hodowca przestaje nadążać albo nie ma czasu, wynajmuje handlera, który prezentuje psa, a przedtem zabiera go na parę tygodni i trenuje. Zna się i dba o zachowanie właściwe dla rasy – buldoga angielskiego w ogóle nie pogonimy, bo nie będzie biegł, ani nie wyciągniemy mu ogona jak seterowi irlandzkiemu.

 

– Jak to – zabiera? Po co mieć psa, skoro się go nie ma? I tęskni.

– Pan patrzy z takiego powszechnego punktu widzenia, a hodowle i wystawy rządzą się trochę innymi prawami. Konia też pan nie trzyma w domu, tylko dojeżdża do stajni, gdzie ktoś nim się opiekuje. Pies się przyzwyczaja, jest w dobrych rękach, handler to miłośnik. Poza tym to czasowe, a jeśli blisko, można pieska dowozić.

 

– Dowieźć go na pokaz odległy o 1000 km to nowy kłopot.

– Do Serbii jechało busem aż siedem, w tym mój. Umawiam się z innymi hodowcami, jest taniej i weselej – te psy lubią jazdę.

7a

– Bardziej panią cieszą zwycięstwa psów, które pani ma, czy sprzedanych?

– Wyżej cenię sukces, gdy pies już poszedł w świat. Jeśli dorówna moim, to znaczy, że moje starania nie poszły w las. Przykładowo Black Pretender: skosił wszystko i był to także mój sukces, mimo że psa już nie miałam. A tak wygląda – wciąż piękny, tu ma pan jego sukcesy.

 

– Black to on jest, ale nie Pretender: Najpiękniejsze Szczenię Klubu Nowofundlanda, Młodzieżowy Champion Polski, Młodzieżowy Zwycięzca Klubu Czech, Klubu Słowacji, Klubu Austrii – jestem w połowie młodzieńczości – potem Zwycięzca Słowacji, Srebrny Medalista Wystawy Światowej w Bratysławie, Champion Polski, Słowacji i Czech. Nie zasłużył na stan spoczynku?

– Toteż zakończył w kwiecie wieku, honorowo. Wygrałby jeszcze, ale zszedł z ringu, żeby go zapamiętano właśnie takim, a nie jako powolnego dziadka. Co prawda jest w konkursach klasa weterana, z mniejszymi wymaganiami, ale każdy pies w końcu chce zjeść i pospać, dlatego ten już sobie odpoczywa.

 

7b– Któremuś postawi pani pomnik?

– Na pewno już pochowanej Empres Melody Królowej Mórz, choć miałam ją z innej hodowli. Będzie miała pomnik z kamienia jako założycielka mojego rodu.

 

– Nie chcę być niedelikatny, ale jak można mówić do psa: „Empres Melody Królowej Mórz, chodź do pani”?

– Nie można. Każdy ma na co dzień zdrobniałe imię: Empres Melody Królowej Mórz – Presja, Black Pretender – Josh, Gold Dragon – Baloo.

 

– Jednak potrzebne są imiona prestiżowe – hodowla to interes. Dobry?

– Jeśli nieuczciwa. Oprócz prawdziwych hodowców są „przemysłowcy”, którym nie chodzi o czystość rasy i dobro psów, ale o zysk, więc kryją „co cieczka”. Inni natomiast zgodnie z regulaminem federacji kynologicznej, czyli najwyżej raz na rok, bo suka musi dojść do siebie, być w kondycji, a gdy stale ma małe, jest wymęczona, wyjałowiona. Poza tym moje, żeby ich nie męczyć, zawsze mają cesarskie cięcia, czego też nie można często powtarzać. Co pokolenie zmienia się litera, od której zaczynają się imiona w miocie. Mimo że mam hodowlę od ponad 20 lat, doszłam dopiero do G, „przemysłowiec” ma już w tym czasie pewnie Z.

 

– Gdy kojarzy pani rodziców, zapewne według zalet genetycznych, to marudzą czy od razu mają się ku sobie?

– Żadne „ku sobie”. Tylko widzą się na kryciu i już.

 

– A dalej?

– Nie dopuszczam do naturalnej kopulacji z uwagi na ewentualne zakażenia. Pies ma się podniecić, a dalej to już rola hodowcy albo weterynarza, który pobiera nasienie i wstrzykuje suczce. Jak u wielu innych zwierząt. Niektórzy sprowadzają nasienie z banku, nawet z USA i Australii; u nas banki są w Warszawie i Lublinie. Chodzi o jak najlepszego reproduktora. Ale świeże nasienie daje większe prawdopodobieństwo ciąży niż schłodzone czy tym bardziej zamrożone, dlatego woziłam suki nawet do Szwajcarii, Danii, na Litwę. Jednak nawet wtedy zdarza się, że suka zostaje pusta i trzeba powtarzać. Tak było po powrocie z Danii. Chciałam jechać drugi raz, ale ten reproduktor był wypożyczony z Włoch i tam wrócił, to już byłby o wiele droższy wyjazd, a przecież reproduktora też trzeba opłacić. Jak pan widzi, kosztów nie brak. Karma, leki, rejestracja miotu, certyfikaty, wpisowe i dojazd na wystawy, hotel, czasem handler, prawie zawsze gromer (ja akurat sama strzygę, to mój zawód), badanie stawów i kardiolog przed kryciem. I tak się polepszyło, bo najbliżsi kardiolodzy byli w Warszawie i we Wrocławiu, a od niedawna jest w Słupsku. Koszalin ma behawiorystę (psiego psychologa). W każdym razie to hobby, nie dochód. Gdybym nie prowadziła salonu pielęgnacji, nie byłoby hodowli. No i trzeba to kochać, a przede wszystkim kochać psy.

 

– Te pani do psów też są trochę podobne. Czemu akurat takie?

– Lubię dłubać w sierści. Poza tym nowofundlandy odpowiadają mi charakterologicznie, są spokojne i wrażliwe.

 

– Ślinią się i napierają na mnie.

– Bo to śliniaki. Bezstresowo kochane, więc kochają ludzi i ufnie idą, tylko nie czują swojej siły. No chodź, bo przewrócisz pana.

3a


 

Małgorzata Grabka zaczęła w 1992 roku od psów rasy chow chow, dwa lata później doszły nowofundlandy (chow chow teraz nie ma, ale to pierwsza miłość, więc wrócą). Przez wiele lat w koszalińskim zarządzie oddziału Związku Kynologicznego w Polsce; co rok wystawia w Koszalinie – wielokrotne zwycięstwa rasy, grupy i całej wystawy. Tego lata po raz pierwszy pokaz będzie międzynarodowy i tak liczny (może być nawet 3000 psów), że odbędzie się w Kołobrzegu, który ma większy teren niż Koszalin. Obecnie są u pani Grabki: weteranka Beautiful, wystawowa Elena i półroczna Gina, która już zostanie. Wymyślanie imion – ładnych i dobrze się kojarzących – to zadanie synowej, Agnieszki Kowalczyk, autorki zdjęć.

Sukcesy międzynarodowe: Zwycięzca Europy Środkowej i Wschodniej w Poznaniu – nowofundland, suka Empres Melody Królowej Mórz; III miejsce na Wystawie Światowej w Bratysławie – nowofunland Beautiful Kaźko Słupski; wicezwyciężczyni świata z Bratysławy, zwyciężczyni Europy Środkowej i Wschodniej – chow chow Bella Kaźko Słupski.