Rozmowa z Bronką Nowicką, laureatką Nagrody Literackiej „Nike” 2016 za debiutancki tom poetycki „Nakarmić kamień”. To pierwsza nagroda Nike przyznana za tekst napisany prozą poetycką. Autorka odwiedziła niedawno Koszalińską Bibliotekę Publiczną, gdzie spotkała się z czytelnikami.
– Które ze słów w „Spisie rzeczy”, swoistym spisie treści, jest dla pani najważniejsze?
– Nie wiem, czy istnieją tam słowa ważniejsze od pozostałych. Musiałoby to wiązać się z tym, że pewne moduły tekstowe, dla których słowa te są tytułami, są dla mnie istotniejsze od innych. A tak nie jest. Tom stanowi precyzyjnie skonstruowaną całość i tak należy go odczytywać. Jestem za tym, by moduły czytać chronologicznie, a nie – jak poezję – na wyrywki.
– Często pojawia się słowo „smutek”.
– Smutek to ważne pojęcie; nie słowo – pojęcie. Smutek jest filarem, na którym wspiera się ten tom. Smutek jest jednym z jego bohaterów, jest personifikowany, nie jest emocją, lecz bytem. Osobą.
– Część modułów pisze pani w pierwszej osobie, w innych autor jest obserwatorem przeżyć dziecka. Czy dziecko to pani?
– Każdy autor, gdy coś pisze, maluje, fotografuje, korzysta ze swojego życia. Korzystam ze swoich doświadczeń i wspomnień, ale także z doświadczeń i wspomnień innych ludzi. Lubię odwiedzać pola ich pamięci. Ale nigdy nie nazwałabym tego tomu książką autobiograficzną.
– Pani ulubione słowo z dzieciństwa?
– Nie mam ulubionych słów, ale wiele jest mi bliskich. Lubię słowo „ciało”. „Skóra”. Niektóre słowa lubię ze względu na ich brzmienie, na przykład „poranki”, ponieważ zastanawiam się, skąd biorą się w nich „rany”. Lubię „czereśnie”, bo jest w nich „śnienie”. Albo „czaro-dzieje”… Ogromną radość sprawia mi rozbieranie słów na części.
– W „Spisie rzeczy” skreśliła pani tytuł modułu „wiadro”. Dlaczego?
– Chciałam, aby „Spis rzeczy”, który w tomie pełni funkcję spisu treści („spis treści” i „spis rzeczy” znaczą dokładnie to samo) był sporządzony odręcznie. Sama napisałam te słowa, to mój charakter pisma. Wydawało mi się, że będzie naturalnie, jeżeli spis rzeczy nie będzie idealnie czysty, jeżeli jakieś słowo zostanie przekreślone. Zależało mi na autentyczności.
– Pamięta pani narodziny pomysłu na książkę?
– Pamiętam. Zrobiłam rysunek małej istoty stojącej przed ogromną ścianą. Ścianą zbudowaną z szuflad, pojemników, przegródek wypełnionych masą różnych rzeczy. Istota stojąca przed monumentalną, zupełnie nieobejmowalną ścianą, zdaje sobie sprawę, że świat jest złożony z tysięcy bytów, rzeczy, pojęć, których tak naprawdę nigdy nie ogarnie, bo nie jest to możliwe.
– Co się wtedy dzieje?
– Pojawia się smutek, a z drugiej strony – ponieważ chciałoby się jednak to wszystko objąć – podniecenie, fascynacja, ciekawość. Ta pierwsza myśl przed napisaniem „Nakarmić kamień” została niejako streszczona rysunkiem. Takim niezdarnym gryzmołem.
– Dlaczego rysunek nie trafił do książki?
– Ponieważ nie wszystko, co znajduje się na zapleczu tworzenia musi trafić do skończonej formy, do zamkniętego dzieła. Ale ciągle mam ten rysunek.
– O czym są opowieści w tym tomie?
– Dla mnie jest to opowieść o dotkliwym zmyśle braku, który pracuje w człowieku. O emocjonalnym głodzie, który trudno nasycić.
– Którym ze zmysłów najbardziej zarysowało się w pani dzieciństwo?
– Zmysłem wzroku. Ten zmysł pracuje u mnie najsilniej. I zmysł braku. Często odwołuję się do zdania Henri Michaux, francuskiego poety i pisarza, który powiedział: „Mam siedem lub osiem zmysłów, jeden z nich to zmysł braku”. Nieustannie odczuwam deficyt, ale mnie raczej towarzyszą deficyty emocjonalne. Zawsze jestem głodna: drugiego człowieka, emocji towarzyszących spotkaniu. Chciałabym, żeby było więcej empatii. Chciałabym też mieć całe lata, żeby czytać książki, podróżować, przyglądać się światu, poznawać ludzką pamięć. Niestety, nie da się objąć wszystkiego. Nie zaryzykowałam stwierdzenia, że ukształtował mnie kryzys, ale emocjonalne deficyty, rozliczne pęknięcia i nieobecności – tak. Z pewnością.
– Jak długo powstawała ta książka?
– Od chwili, gdy postanowiłam, że ją napiszę, do momentu zakończenia tego procesu upłynęły dwa lata. Nie pracuję szybko. Lubię, gdy tekst może się odleżeć. Podobnie jest z filmem: po tygodniu od zakończenia montażu twórca nie może wiedzieć, czy materiał jest zmontowany poprawnie. Podobnie pracowałam nad książką. Dawałem jej czas, później do niej wracałam, znów robiłam przerwy w pisaniu. Nawet kilkumiesięczne.
– Dziecko z książki pozostawia pani właściwie bez puenty. Widzi, doświadcza, przeżywa, staje się, ale nie wiemy, co będzie z nim dalej.
– Puentę można znaleźć w sobie, nie musi istnieć w książce. Puenta leży w czytelniku, dla każdego będzie miała inny kształt.
– Skąd ta dedykacja: „Niemożliwemu”?
– Poniekąd odpowiedziałam już na to pytanie. Odpowiedź można również znaleźć w module, który nosi tytuł „Kamień”. Dziecko stoi w ogrodzie i pierwszy raz wyraźnie czuje swoją odrębność wobec świata. Chciałoby poznać cały, ale orientuje się, że nie można poznać wszystkiego inaczej niż poprzez poznawanie każdej rzeczy osobno; to nieco arystotelesowska myśl. Dziecko czuje, że nie da się przepuścić wszystkiego przez młyn rąk i zmysłów; to niemożliwe. Stąd dedykacja.
– Teraz, po nagrodzie Nike, wszyscy będą patrzeć pani na ręce. To presja, mobilizacja, czy wyzwanie?
– Staram się w ogóle o tym nie myśleć. Napiszę drugą książkę, gdy poczuję taką potrzebę. Gdy we mnie dojrzeje. Ukaże się, gdy uznam, że jest w pełni gotowa. Absolutnie niczego nie zrobię na siłę. Nie chcę żyć pod presją nagrody, nie chcę się bać, że krytycy rzucą się na drugą książkę i będą ją porównywać z pierwszą. Ale pewnie tak będzie, a ja po prostu będę musiała „wziąć to na klatę”.
Bronka Nowicka (ur. 1974) – literackie odkrycie roku. Artystka interdyscyplinarna: reżyserka teatralna i telewizyjna, scenarzystka, poetka. Pochodzi z Radomska. Związana z trzema miastami: Częstochową, Warszawą i Krakowem. Tytuł rozmowy jest cytatem z tomu „Nakarmić kamień”.