Za nami wydarzenie bez precedensu – I Koszaliński Kongres Kultury (KKK). Dwudniowe (14-15 października br.) forum wymiany myśli, wniosków i diagnoz. W znakomitej oprawie wizualnej Dobrego Sztosu, we wnętrzach Centrum Kultury 105 można było się wypowiedzieć o tożsamości, przyszłości i polityce kulturalnej Koszalina. Co z tego wyniknie, a tym samym – czy kongres się udał, pokaże czas. Poza obserwacjami i refleksjami podczas spotkań padły bowiem konkretne propozycje, które da się przełożyć na działanie.
Pomysłodawcą I KKK jest rada kultury przy prezydencie miasta, a organizatorem – Urząd Miejski i CK 105. W holu tegoż stanęły prezentacje miejskich instytucji kultury i organizacji pozarządowych. W ramach imprez umilających intelektualne dywagacje odbyły się: koncert Stanisławy Celińskiej (poprzedzony fantastycznym spotkaniem z aktorką), koncert Dominiki Barabas i projekcja filmu „Ostatnia rodzina” J. P. Matuszyńskiego.
Głównym punktem programu były jednak debaty – pokłosie przedkongresowych paneli, które poprowadzili kolejno „Uczestnictwo w kulturze” – Joanna Wyrzykowska, „ Kultura a biznes” – Piotr Pawłowski, „Kultura: młodych i młodym” – Kuba Grabski i „W poszukiwaniu tożsamości miasta” – Ryszard Ziarkiewicz. Ostatni panel wzbudził – delikatnie mówiąc – najwięcej emocji, podobnie jak podsumowujące go spotkanie, okazało się bowiem, że właśnie w poszukiwaniu tożsamości wydajemy się najbardziej niezgodni, choć zgoda co do samej potrzeby jest bezdyskusyjna. Temat stał się leitmotivem kongresu, ale przerósł jego możliwości jako zbyt szeroki, w zasadzie zasługujący na osobną imprezę. Być może, jak twierdził gość specjalny KKK, Jacek Żakowski, należy pojęcia tożsamość używać ostrożnie, by nie zamykać skomplikowanych konfiguracji historyczno-socjologicznych w sztywnych ramach. Spotkanie z publicystą miało miejsce drugiego dnia kongresu i chyba najbardziej nawiązywało do jego hasła „Kultura musi być!”. Dziennikarz w czasie wykładu postawił wiele mocnych tez, w tym najbardziej pesymistyczną: brak kultury to śmierć – miasta i społeczeństwa. W czasie dyskusji z publicznością odpowiadał na pytania dotyczące wspomnianej tożsamości, ale też ekonomizacji kultury i sposobów na jej zarządzanie.
W ciągu pozostałych, dość żywiołowych, popanelowych dyskusji powtarzały się już bardziej lokalne postulaty, m.in.: o lepszą komunikację między instytucjami, instytucjami a mieszkańcami, stworzenie platformy (np. w postaci aplikacji mobilnej), która zbierałaby w jednym miejscu informacje na temat wszystkich wydarzeń miejskich, stworzenie marki kulturalnej np. wokół hasła „Koszalin miastem debiutów”, umożliwienie młodym ludziom tańszego korzystania z kultury, prowadzenie rozsądnej edukacji kulturalnej, wsparcie dla inicjatyw oddolnych, stowarzyszeń i fundacji.
Poza debatami kluczowym kongresu miała być inaugurująca go prezentacja Fundacji Res Publica z Warszawy podsumowująca marcowy raport „DNA Miasta – Koszalin 2016” oraz późniejszą ankietę badającą potrzeby mieszkańców. Oba miały zanalizować profil polityki kulturalnej miasta (wraz z jej finansowaniem), wskazać kierunek zainteresowań koszalinian oraz stworzyć podwaliny do stworzenia Programu Rozwoju Kultury na lata 2017-2020. Sama ankieta (przeprowadzona metodą CITA) przyniosła wnioski tyle zastanawiające, co – momentami – niedorzeczne. Wynika z niej m.in., że mieszkańcy jednocześnie uważają Koszalin za miasto kultury (80 proc.), ale samą ofertę oceniają jako niewystarczającą, nie wspominając o tym, że udział w wydarzeniach deklaruje 60 procent koszalinian. Najczęściej odwiedzaną placówką kultury jest wg respondentów Muzeum w Koszalinie, jednocześnie Muzeum jest najgorzej ocenianą. Trzeba zaznaczyć, że oba projekty – raport i ankieta – miały zasygnalizować pewne zjawiska, a nie przynieść rozwiązania, co podkreślali przedstawiciele fundacji Res Publica – Artur Celiński i Zofia Penza. Ponadto wątpliwości – werbalizowane zresztą przez uczestników prezentacji – budzi sama metodologia, ilość i dobór respondentów.
I Kongres Koszalińskiej Kultury zasługuje na wiele pochwał: za sprawną organizację, spójną oprawę, otwarty charakter, dobór tematów i gości. Pozostawia jednak wrażenia ambiwalentne. W większości – optymistyczne: Przemysław Krzyżanowski, wiceprezydent Koszalina podsumowując kongres, deklarował powstanie i prace nad kulturalną marką miasta, rozważenie kilku ważnych kongresowych wątków. Niezwykle pozytywny wymiar miały prezentacje w formule Pecha Kucha (drugi dzień), w ramach których światło dzienne ujrzały oddolne i pozainstytucjonalne inicjatywy na rzecz kultury i miasta i ich utalentowani, charyzmatyczni pomysłodawcy.
Jest jednak i wrażenie smutniejsze. W sumie na KKK zarejestrowało się ok. 150 osób. Niewiele więcej wzięło w nim udział w czasie obu dni. W ponad stutysięcznym mieście liczba nie jest imponująca. Stawili się dyrektorzy i pracownicy placówek kultury, przedstawiciele tzw. środowiska, stowarzyszeń, nielicznie – dziennikarze, mało osób prywatnych, niewielu twórców. Trudno stwierdzić, czy te absencje to wyraz braku zainteresowania wydarzeniem, niefortunny termin (w piątek były to godziny pracy) czy może wynik niedostatecznej kampanii informacyjnej, ale faktem jest, że rozmowy odbyły się w jednak skromnym – jak na „kongres” – gronie.