Ma niespełna 29 lat. Od jesieni ubiegłego roku jest posłem Prawa i Sprawiedliwości z Koszalina, a jednocześnie ministrem w Kancelarii Premiera. W opinii osób, które go znają – rzeczowy, spokojny, sumienny i niezawodny. Nie ukrywa, że nie ma koszalińskich korzeni, ale mówi, że dobrze zna sprawy Środkowego Pomorza i będzie o nie walczył w Warszawie. Przez prestiżowe pismo „Financial Times” uznany za jednego ze stu najbardziej obiecujących młodych liderów w Europie.
Andrzej Mielcarek: – Co w Pana domu rodzinnym liczyło się najbardziej?
Paweł Szefernaker: – Wychowałem się w rodzinie pielęgnującej tradycyjne wartości. Moi rodzice są osobami wierzącymi i w takim duchu ja i moja siostra zostaliśmy wychowani. W mojej rodzinie zawsze dużą wagę przywiązywano do Świąt Bożego Narodzenia. Mama już kilka tygodni wcześniej przygotowywała wszystko skrupulatnie. Z dzieciństwa mam w pamięci piękny obraz, gdy cała rodzina zasiadała razem do wigilijnego stołu, a później dzieliliśmy się opłatkiem. Takie chwile do dziś są żywe w mojej pamięci. Ważne również były dla nas kwestie patriotyczne. Pamiętam, że co roku wspólnie z tatą wywieszaliśmy flagę z okazji Święta Niepodległości, czy rocznicy Konstytucji 3 Maja. Moi rodzice pokazali mi, że w życiu najważniejsze to być dobrym i uczciwym człowiekiem, i aby móc zmieniać świat wokół, trzeba zacząć od samego siebie.
– Uczył się Pan w szkole katolickiej. W jakim stopniu to Pana ukształtowało?
– W sumie do szkół katolickich, do których trafiłem z własnego wyboru, uczęszczałem sześć lat. Lata nauki – najpierw w gimnazjum, a następnie w liceum katolickim – wspominam bardzo dobrze. Spotkałem tam nauczycieli, których postawa i nauczanie ugruntowały we mnie wartości wyniesione z domu rodzinnego. Poznałem tam również wielu przyjaciół, z którymi utrzymujemy kontakt po dziś dzień.
– A co zdecydowało o wyborze studiów prawniczych?
– Zastanawiałem się jak najlepiej pogodzić dziedziny, które zawsze bardzo mnie interesowały, czyli politykę, stosunki międzynarodowe, dziennikarstwo. I tak oto wybrałem prawo, jako najbardziej interdyscyplinarny kierunek, skupiający w sobie po trochu wszystkie dziedziny znajdujące się w orbicie moich zainteresowań. Jednocześnie miałem świadomość, że kończąc ten kierunek studiów można łatwiej pokierować życiem zawodowym.
– A skąd zainteresowania polityką? I dlaczego Prawo i Sprawiedliwość, partia dla dużej grupy młodzieży wciąż „obciachowa”?
– Odkąd pamiętam interesowałem się, a wręcz fascynowałem, życiem politycznym. Jak tylko mogłem wziąć udział w działalności publicznej, zacząłem uczestniczyć w spotkaniach Forum Młodych Prawa i Sprawiedliwości. A decydujący wpływ na moją decyzję miała postawa Lecha Kaczyńskiego, jako ówczesnego ministra sprawiedliwości. Cały jego dorobek polityczny dowodzi temu, że zawsze był człowiekiem odważnym, nie bał się wyrażać swojego zdania i był wierny swoim zasadom. Jestem przekonany, że przy podejmowaniu decyzji najważniejsze dla świętej pamięci Prezydenta Lecha Kaczyńskiego zawsze było dobro Polski.
– Szybko znalazł się Pan wśród liczących się polityków PiS. Jak to się stało, że jako 22-latek został Pan radnym w Warszawie?
– Po maturze wyjechałem na studia do stolicy. Tam blisko współpracowałem z posłem Joachimem Brudzińskim i to przy nim stawiałem pierwsze kroki w polityce na szczeblu centralnym. Równocześnie zaangażowałem się w działalność młodzieżowych struktur PiS w Warszawie. W efekcie podczas studiów zostałem najmłodszym radnym warszawskiej dzielnicy Śródmieście.
– Potem był już etat w partii i asystowanie posłowi Brudzińskiemu. Takie role są obciążające, także czasowo. Jak Pan sobie radził ze studiowaniem i zaangażowaniem politycznym?
– Joachim Brudziński zawsze powtarzał mi, żebym nie zaniedbywał studiów, bo najważniejsze jest to, abym najpierw zdobył dobre wykształcenie. Przez długi czas blisko współpracowałem z Brudzińskim, a w centrali partii w Warszawie koordynowałem działania naszych struktur przede wszystkim w okręgu szczecińskim i koszalińskim. Jak udało mi się połączyć studiowanie i intensywną pracę? Odpowiedź jest bardzo prosta – dobra organizacja to podstawa. Zatem musiałem szybko nauczyć się dobrej organizacji pracy. Obecnie rynek pracy wymaga tego, aby młodzi ludzie zdobywali doświadczenia zawodowe już na studiach.
– PiS zdecydował się wystawić Pana w okręgu koszalińskim w wyborach do sejmiku. Nie bał się Pan, że będąc „spadochroniarzem” zostanie Pan odrzucony przez wyborców? Brak koszalińskiego pochodzenia Pana przeciwnicy w kampanii wyborczej prezentowali jako wielką wadę.
– Jak już wspomniałem, przez długi czas zajmowałem się w centrali PiS kwestiami Pomorza Środkowego. Wtedy poznałem w Koszalinie wiele osób, których pomoc w późniejszym czasie okazała się bezcenna. PiS miał w tym okręgu problem z wystawieniem lidera do sejmiku wojewódzkiego. Uznano, że moja kandydatura – osoby młodej, dynamicznej oraz związanej z Pomorzem wniesie dużo świeżości do miejscowych struktur. Bardzo zaangażowałem się w kampanię samorządową, a następnie w reprezentowanie regionu koszalińskiego w sejmiku wojewódzkim. Wynająłem mieszkanie od znajomych w Koszalinie, tak żeby mieć dobre warunki do pracy.
Jeżeli moi przeciwnicy polityczni uważają, że brak pochodzenia koszalińskiego, czego nigdy nie ukrywałem, jest moją największą wadą, to znaczy, że nie mają merytorycznych argumentów. Obecnie najważniejsi politycy w Polsce oraz dziennikarze mediów ogólnopolskich mocno identyfikują mnie z Koszalinem, co jest dowodem na to, że często stawiam sprawy i problemy mieszkańców regionu na pierwszym miejscu. Dopóki będę pełnił funkcję ministra, Koszalin będzie miał swojego człowieka wśród najbliższych współpracowników premiera RP.
– Jak Pan definiuje swoje zasadnicze cele jako polityk, także w kontekście osobistych ambicji i wartości?
– Polityka nie może być celem samym w sobie. Polityka jest tylko narzędziem, jednakże bardzo istotnym, do zmieniania świata wokół nas. Politykiem się bywa, a człowiekiem się jest. Przede wszystkim zawsze trzeba pozostać sobą. Moje ambicje nie są tu najważniejsze. Co do planów na przyszłość, czy to politycznych czy zawodowych, życie już mnie nauczyło, że warto mieć plany oraz marzenia i można je zrealizować dzięki ciężkiej pracy, ale trzeba zawsze pokornie pamiętać o tym, że życie również pisze własne scenariusze.
– Ma Pan niespełna 29 lat i już całkiem poukładane życie: rozwijającą się karierę i własną rodzinę…
– Moją żonę, Magdalenę, poznałem jeszcze w trakcie studiów w Warszawie. Od ponad trzech lat jesteśmy szczęśliwym małżeństwem. Mamy wspaniałego synka, Stasia. Żona jest dla mnie nieocenionym wsparciem. W związku z licznymi obowiązkami wynikającymi z pracy parlamentarnej oraz z racji pełnionej przeze mnie funkcji ministra w Kancelarii Premiera, naturalnym miejscem „bazy życiowej” naszej rodziny obecnie jest Warszawa.
– Pana obowiązki są z pewnością czaso- i energochłonne. Udaje się Panu znajdować czas dla bliskich?
– Rodzina jest dla mnie najważniejsza. Praca jest również bardzo ważna i staram się wykonywać wszystkie obowiązki najlepiej, jak potrafię, ale to rodzina jest moją największą pasją. Ona daje mi siłę do działania i do podejmowania kolejnych, niejednokrotnie trudnych, wyzwań. To tam ładuję swoje akumulatory. Często niestety, mam do siebie żal, że za mało czasu poświęcam najbliższym.
– Na czym polegają Pana obowiązki ministerialne?
– Na co dzień bardzo blisko współpracuję z premier Beatą Szydło. Pełnię funkcję sekretarza stanu w Kancelarii Premiera. Oprócz bieżących spraw, związanych z działalnością pani premier, koordynuję pracę wszystkich ministerstw dotyczące wszelkich projektów internetowych. Obecnie, razem z panią minister cyfryzacji, pracujemy nad innowacyjnymi rozwiązaniami, dotyczącymi dostosowania polskiego prawa do tzw. rewolucji cyfrowej. Docelowo chcemy, aby każdy obywatel miał możliwość załatwienia jak największej liczby spraw w urzędzie poprzez Internet. W tej dziedzinie jest jeszcze wiele do zrobienia i jestem przekonany, że rząd Prawa i Sprawiedliwości nadrobi spore zaległości jakie pozostawili nam w tym obszarze nasi poprzednicy.
– Uchodzi Pan za speca od Internetu. Na czym polegał „cud Szefernakera”, czyli legendarna skuteczność kampanii internetowej PiS w roku 2015?
– „Cudem” bym tego nie nazwał, a raczej efektem ciężkiej pracy. Udało się zebrać zespół młodych pasjonatów, a jednocześnie przekonać kierownictwo PiS do tego, żeby dało nam wolną rękę w wykorzystaniu nowoczesnych możliwości komunikacji, jakie stwarza Internet, w szczególności media społecznościowe. Udało się rewolucyjnie, jak na polskie warunki, stworzyć własną „agencję informacyjną”, która w Internecie bezpośrednio docierała do dużej, dotychczas przez inne partie nieodkrytej grupy wyborców.
– Co poza nowymi mediami jest Pana pasją?
– Zawsze interesowały mnie biografie wielkich ludzi, przede wszystkim ze świata polityki, historii, religii, ale również sportu. I pewnie gdyby nie polityka, to najprawdopodobniej szukałbym swojego miejsca w szeroko rozumianym świecie sportu. Sportowcem bym oczywiście nie był (śmiech…), bo nigdy nie miałem takich predyspozycji.
– Jak Pan odebrał fakt, że opiniotwórcze pismo „Financial Times” pod koniec ubiegłego roku umieściło Pana wśród 100 najbardziej obiecujących młodych liderów w Europie?
– Nie ukrywam, że jest to dla mnie wielkie wyróżnienie i docenienie ciężkiej pracy, nie tylko mojej, ale także całego zespołu młodych ludzi, z którymi na co dzień współpracowałem w ciągu ostatniego roku. Umieszczenie mnie w rankingu „Financial Times” utwierdziło we mnie przekonanie, że warto ciężko pracować i być wiernym ideałom.
– Czym zachęciłby Pan swoich rówieśników i ludzi jeszcze młodszych do zaangażowania się w politykę – niezależnie po której stronie sceny politycznej? Można odnieść wrażenie, że nie jest to popularne.
– Wybór Andrzeja Dudy na prezydenta RP a także obecność wielu młodych parlamentarzystów w Sejmie obecnej kadencji wskazują na to, że Polacy chcą zmiany pokoleniowej w polityce. Mój przykład dowodzi, że można być młodym człowiekiem i jednocześnie mieć wpływ na decyzje, jakie podejmują najważniejsze osoby w państwie. Wszyscy powinniśmy pamiętać także o tym, że choć często życie polityczne nas nie interesuje, to polityka interesuje się nami, a decyzje polityków wpływają na życie każdego z nas. Dlatego warto się zaangażować i zmieniać politykę od środka.
Magdalena Szefernaker mówi o mężu:
– W Pawle od samego początku urzekło mnie to, że podobnie jak ja, jest wielkim pasjonatem. Wszystko czego się podejmuje, stara się wykonać najlepiej jak potrafi. I ta jego cecha charakterystyczna jest bardzo mocno zauważalna, zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Jest też osobą odpowiedzialną, na której zawsze mogę polegać. Raz dane słowo, czy podjęte zadanie zawsze stara się zrealizować do końca z największa starannością. I choć często brakuje mi jego obecności w domu, to wiem, że zawsze mogę na niego liczyć.