Kiedy myślimy o szczudłach, przed oczami stają nam ludzie na drewnianych „nogach” mierzących ponad dwa metry wysokości. W przypadku 25-letniego koszalinianina są to tzw. poweriser, czyli skaczące szczudła. Za ich sprawą użytkownik może biegać z prędkością ponad 30 kilometrów na godzinę, robiąc dwu-trzymetrowe kroki oraz skakać dwa metry w górę.
Kacper Adamczewski miłość do niezwykłych sportów ma we krwi. Oboje rodzice ukończyli szkoły cyrkowe i pracowali w swoim zawodzie przez kilkanaście lat. Tata zakończył przygodę z cyrkiem 13 lat temu i założył w Koszalinie grupę Power Team, która działała przy Młodzieżowym Domu Kultury. – Początkowo miała to być grupa żonglerska – wspomina Kacper. – Jednak w tym czasie największym zainteresowaniem dzieci cieszyła się akrobatyka. I przyznam, że i ja uległem tej fascynacji.
Miłość do tej dyscypliny sportu okazała się tak wielka, że pan Kacper podjął studia na Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie na specjalizacji Trener Akrobatyki. W czasach grupy Power Team koszalinianin rozpoczął również trening na szczudłach klasycznych. – Początki były trudne – opowiada. – Naukę chodzenia rozpoczynałem od wysokości 60 – 70 cm mierzonej od ziemi do stóp, ćwiczyłem także bezpieczne upadanie, tak aby nie zrobić sobie krzywdy – dodaje.
Kiedy okazało się, że koszalinianin ma do tego dar, stanął na szczudłach o wysokości metra. Jego rekord to 2,5 m na szczudłach klasycznych. – Ta wysokość jest szczególnie niebezpieczna i dlatego tak ważne jest, by umieć „dobrze” spaść – mówi z uśmiechem akrobata. – Nie miałem poważniejszych wypadków, było kilka obtarć i siniaków – przyznaje. Kiedy do Polski przywędrował Poweriser, tata pana Kacpra kupił cztery komplety tych specjalistycznych szczudeł.
„Skaczące” szczudła
Poweriser lub powerbocking, zwane również – skoczkami i powerkami, zakłada się na własne obuwie. Skaczące szczudła mierzą ok. 1 m wysokości i dostępne są w pięciu modelach, w tym jeden dla dzieci.
Tajemnica urządzenia tkwi w specjalistycznej sprężynie, która ugina się pod wpływem ciężaru ciała, oddając energię w postaci dużej siły wybicia. –Skakanie na powerbocking można porównać to do trampoliny – wyjaśnia pan Kacper. – Jednak oprócz ruchów w górę, szczudła umożliwiają również sprint do przodu. Skoczki są w pełni regulowane i bardzo wygodne. Najważniejsze jest, jednak dopasowanie sprzętu do wagi użytkownika. Kacper Adamczewski swoją przygodę z tym sportem zaczynał od szczudeł przystosowanych do 70 kg wagi. Obecnie skacze na powerkach dostosowanych dla osób o ciężarze ciała powyżej 120 kg . – Chodzi o to, żeby sprężyna była mocna i elastyczna – wyjaśnia koszalinianin. – To daje dużą siłę wyrzutu, co pozwala mi wybić się na 2,5 m w górę. Oprócz standardowych wyskoków i biegania, powerbocking umożliwia również wykonywanie skomplikowanych akrobacji powietrznych. Kacper Adamczewski jest jedną z dwóch osób w Polsce, które potrafią zrobić salto w tył i w przód, a jego rekord wysokości to 3,15 metra.
Jak tego dokonać? Szczudlarz wyjaśnia – Najważniejsze są regularne treningi. Ja na początku ćwiczyłem nawet po kilkanaście godzin dziennie trzy razy w tygodniu. Teraz, aby nie wyjść z formy, staram się, żeby to było kilka razy w miesiącu. Pan Kacper nie ukrywa jednak, że było mu dużo łatwiej niż na przykład kolegom z sekcji, ponieważ wcześniej ćwiczył akrobatykę oraz chodził na szczudłach klasycznych.
Dla kogo skoczki?
Tak naprawdę dla każdego. Zależy jedynie co chcemy na nich robić. Jeżeli poweriser ma być alternatywą dla spacerów, biegania i fitness, czyli chcemy poprawić swój wygląd fizyczny, polepszyć gibkość oraz zmysł równowagi – wystarczy kupić sprzęt, kask i ochraniacze. Koszt skoczków to od 500 do 3,5 tys. zł. W takiej sytuacji wystarczy trenować dwa – trzy razy w tygodniu od 30 do 60 minut. Jeżeli natomiast chcemy iść bardziej w stronę skakania i biegania na duże wysokości, musimy trenować intensywnie każdego dnia przez co najmniej dwa tygodnie. Kacper Adamczewski radzi: – Amatorzy, którzy chcieliby w przyszłości uprawiać akrobacje powietrzne, powinni to robić wyłącznie pod czujnym okiem specjalisty.
Zawód szczudłarz
Kacper Adamczewski obecnie prowadzi sekcję akrobatyki w Pałacu Młodzieży. Działa również w stworzonej przez tatę grupie „JumpFire”, która zajmuje się akcjami reklamowymi oraz pokazami szczudlarstwa i fireshow. – Moim marzeniem jest możliwość utrzymania się z pokazów – zdradza. – Jednak na razie nie jest to możliwe. Dlaczego? W Koszalinie takie akcje są nadal rzadkością, najwięcej zleceń grupa ma w środkowej i południowej Polsce.