Tomasz Kalisz na co dzień obsługuje klientów jednej z ogólnopolskich sieci telefonicznych. Po pracy zatapia się w świecie fotografii lotniczej. Każdego roku dla samolotów przemierza z aparatem na szyi Polskę wzdłuż i wszerz.
Pasja pojawiła się, gdy był małym chłopcem. – Może dlatego, że całe swoje dzieciństwo spędziłem w podkoszalińskim Rosnowie, kiedy była tam jeszcze jednostka wojskowa – zastanawia się Tomasz Kalisz. – Samoloty zawsze były tym, co mnie najbardziej interesowało. I tak pozostało do dzisiaj. Jak sam o sobie mówi, całe życie spędza z głową w chmurach. Najbardziej lubi fotografować maszyny wojskowe. – Nie ma nic piękniejszego niż start i lądowanie samolotu bojowego. Ta siła, ale zarazem gracja. Ciężka, wielka maszyna na ziemi, tak lekka w powietrzu, wykonująca zapierające dech w piersi akrobacje…
Dla tych widoków pan Tomasz jest w stanie pokonać nocą 600 km, aby dotrzeć na dwudniowy air show, gdzie bez względu na warunki pogodowe i terenowe spędza po 12 godzin dziennie z aparatem w ręku, walcząc o jak najlepsze ujęcie. – W tym roku w Radomiu strzeliłem około dziewięciu tysięcy zdjęć – opowiada. – Z tego jedynie kilka jest zadowalających. Taką perełką jest fotografia F16. Wybuch bomby paliwowo-powietrznej sprawił, że maszyna wygląda, jakby leciała w nocy. Jej rysy i każdy szczegół świetnie kontrastują z ciemnym tłem. Dzięki czemu to zdjęcie stało się wyjątkowo ciekawe i inspirujące.
Dobre zdjęcie nie powstaje ot tak. To długie godziny oczekiwania na tą jedyną chwilę i kadr. – To nie jest tak, jak niektórym się wydaje – wyjaśnia Tomasz Kalisz – że wyciągam aparat, samolot robi ewolucje i cyk jest zdjęcie. – Aby obraz był kompletny i ciekawy, musimy skupić się nie tylko na samej maszynie, ale całym kadrze. Na kompozycję zdjęcia składają się smugi pozostawiane przez skrzydła samolotu, układ chmur a także kierunek padających promieni słońca.
Doroczna impreza w Radomiu jest doskonałym miejscem dla fotografów maszyn lotniczych. Na pokazach Air Show 2015 pojawili się lotnicy z 20 państw i zaprezentowali 250 maszyn. – oprócz polskich grup akrobacyjnych można było zobaczyć najlepsze ekipy z całego świata – mówi fotograf. – Do dzisiaj w mojej głowie pozostały pokazy takich grup jak angielska „red Arrows”, czy zespół akrobacyjny Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych „Thunderbirds”.
Najwięcej zdjęć w zbiorach Tomasza Kalisza pochodzi jednak nie z imprez air show, a z codziennych obserwacji nieba. Jak przyznaje, nigdzie nie rusza się bez aparatu, statywu i odpowiedniego obiektywu. Bo nigdy nie wiadomo, gdzie spotka ciekawy obiekt. Nieobce są mu sytuacje, gdy staje na środku drogi i w pośpiechu ustawia sprzęt, by zrobić zdjęcie lecącej maszynie.
A ile trzeba wydać na sprzęt, żeby z powodzeniem wykonywać fotografie lotnicze? Tomasz Kalisz uważa, że nie trzeba zaczynać od nowinek technologicznych z najwyższej półki, wystarczy średniej klasy aparat, obiektyw o dużej ogniskowej i statyw. Ale najważniejszy jest trening i bystre oko.