togo8 Ludzie

Co może zdziałać jedna złotówka?

Spotkanie z Martą Wapondi Gbati-Piaskowską każdego uleczy ze skłonności do narzekania. Zarazi przy tym niegasnącym optymizmem. W tym co pani Marta robi dla innych, może ją wspomóc każdy z nas. Zachęcamy do tego, bo bez wątpienia warto.

Jadąc do Modrzewca pod Świdwinem, gdzie mieszka pani Marta, niewiele o niej wiedzieliśmy: owdowiała Afrykanka wychowuje samotnie dwie córki, pracuje w szkole jako sprzątaczka, z własnych i zebranych wśród ludzi pieniędzy pomaga dzieciom z rodzinnej miejscowości Bassar w Togo.
Podjeżdżamy pod niewielki blok mieszkalny, jakimi w czasach PRL-u skrzywdzono krajobraz w niejednej pegeerowskiej wsi na Pomorzu. Wita nas smukła, piękna kobieta. Zdecydowany uścisk dłoni. Czuje się, że to dłoń kogoś, kto ciężko pracuje – silna, ale nieco szorstka. Od razu proponuje poczęstunek i prosi, by zwracać się do niej jej afrykańskim imieniem Wapondi. – Marta to imię z chrztu – wyjaśnia.
W Polsce znalazła się w podwójnie smutnym – jak mówi – momencie. Można sobie wyobrazić, jak dziewczyna z gorącego, równikowego Togo mogła poczuć się w listopadzie 1989 roku w małej wsi „na końcu świata”, a konkretnie w okolicach Piły (tam po powrocie z Afryki pracę znalazł jej mąż). Wapondi wspomina: – Krótki, szary dzień, zimno. Język, którego w ogóle nie znałam, bo z mężem rozmawialiśmy po francusku. Do tego nic do kupienia w sklepach. Wtedy w Togo było wszystko. Drogo, ale można było wszystko kupić. W Polsce sklepy puste.
Rok później rodzina zamieszkała w Modrzewcu pod Świdwinem, gdzie pan Roman został terapeutą w miejscowym Domu Pomocy Społecznej. Wapondi pracę zaczęła pod koniec lat dziewięćdziesiątych, kiedy córki Natalia i Nicole nieco podrosły i wymagały mniej opieki. Wciąż zresztą pracuje w tym samym miejscu – sprząta w szkole, zarabiając na rękę około półtora tysiąca złotych miesięcznie.
Mąż zmarł w 2009 roku, po trzech latach choroby. – Ogromnie trudny czas. Lekarze, szpitale, cierpienie – na twarzy Wapondi na chwilę gaśnie uśmiech. – Poradziłam sobie, bo inaczej nie mogło być. Teraz dziewczyny są już samodzielne. Natalia ukończyła studia w Szczecinie i tam mieszka. Nicole jest po licencjacie z położnictwa i nadal się kształci w Warszawie. Pewnie tam zostanie.

Powrót do Togo

Pierwszy raz pojechała do swego rodzinnego Bassar po ośmiu latach od zamieszkania w Polsce, w roku 1997: – Zastałam inny kraj. Było świeżo po przewrocie. W oczy rzucała się straszna bieda, którą znałam z dzieciństwa. Nigdy nie interesowałam się szczególnie polityką, więc nie umiem tego wszystkiego, co się wtedy wydarzyło, wytłumaczyć. Dla mnie najważniejsze było, że zobaczyłam, jak trudno się żyje zwykłym ludziom.
W Polsce wówczas już widać było poprawę sytuacji gospodarczej, a w Togo odwrotnie. Rebelie i walka o władzę rujnowały kraj, który obszarowo mniejszy od Polski sześć razy, zamieszkiwany jest przez nieco ponad pięć milionów ludzi mówiących w 45 dialektach. Według najnowszych danych statystycznych 40 proc. Togijczyków to analfabeci. Nie ma tam żadnej zorganizowanej przez państwo opieki medycznej. Leczyć się można tylko za prywatne pieniądze, a tych brakuje większości ludzi. Utrzymują się – o ile w ogóle pracują – prawie po połowie z drobnego handlu i rolnictwa. Budownictwo i przemysł mają marginalne znaczenie.

 

Siła złotówki

Choć trudno sobie to wyobrazić, średnia miesięczna pensja w Togo wynosi równowartość 150 złotych, za które utrzymać się musi cała, zazwyczaj liczna rodzina. Wyżywienie jednego dziecka kosztuje tygodniowo równowartość pięciu złotych. To tłumaczy, dlaczego zebrane przez Wapondi dwa tysiące złotych wystarczyło na wykonanie 20 ławek szkolnych i 20 taboretów dla dzieci ze szkoły w Bassar. Kiedy powiodło się z ławkami, przyszedł czas na zbiórkę, z której miał być naprawiony dach szkoły (składa się ona z trzech pawilonów bardziej przypominających magazyny na bocznicy kolejowej niż szkołę w naszym pojęciu).
Pani Marta wspomina: – Uzbierałam na dach 12 tysięcy złotych, ale na miejscu okazało się, że pilniejszy jest remont pomieszczeń i schodów, bo były w opłakanym stanie. Dach jedynie połataliśmy kawałkami blachy. Tyle, żeby deszcz nie lał się do środka. Bałam się trochę, co powiedzą ludzie, którzy wpłacali pieniądze na dach, a ja przeznaczyłam je na co innego. Dlatego wszystko fotografowałam, żeby pokazać, że pieniędzy nie zmarnowałam. A dach wciąż wymaga remontu. Może się uda go wymienić w przyszłym roku?
Trudno tylko przewidzieć, jaka dokładnie suma będzie potrzebna na naprawę. Sama blacha do pokrycia dachu nie jest droga. Gorzej, jeśli okaże się, że więźba dachowa będzie za słaba i trzeba będzie wymienić konstrukcję. Drewno zaś jest w Togo bardzo drogie.
Ale Wapondi jest dobrej myśli. Wierzy, że uda się jej zgromadzić potrzebne fundusze. – Nie mam fundacji ani stowarzyszenia, które mogłyby firmować zbiórkę. Pomogli mi księża werbiści, polscy misjonarze. Uruchomili specjalne subkonto. Tam trafiają dary. Nawet jeśli ktoś da mi do ręki jakąś kwotę, ja zawsze wpłacam ją na konto i przekazuję tej osobie dowód wpłaty. Zależy mi na tym, żeby nie powstał choć cień podejrzenia, że robię to interesownie – tłumaczy.

togo6
Każde z 380 dzieci dostało jakiś drobiazg.

Siła charakteru

Ludzie, którzy poznają Martę Wapondi Gbati-Piaskowską są pod wrażeniem jej niesamowitej energii i zaraźliwego optymizmu. Pewnie dlatego decydują się jej pomóc w gromadzeniu funduszy. Ona sama mówi o szkole w Bassar, gdzie i kiedy tylko może. Czasami zapraszana jest na prelekcje (opowiadała o Togo na przykład uczniom świdwińskich i sławoborskich szkół). Robert Gauer, który ma w Kołobrzegu wydawnictwo Kamera, wydrukował jej za darmo półtora tysiąca ulotek. – Jeśli ktoś z Koszalina zechce mnie zaprosić, przyjadę i opowiem, jak żyje się w Togo – mówi Wapondi. – Ludzie w Polsce narzekają, ale naprawdę nie wiedzą, jak trudne może być codzienne życie. Wyobraźcie sobie siedmioletnie dzieci, które żeby móc się uczyć, muszą pracować. Wyobraźcie sobie, że z powodu braku pieniędzy na leczenie, dla nas niewielkich, bo wartych tyle co 20 złotych, może umrzeć 10-letni chłopiec. Dlatego ja cieszę się z tego, co mam. I choć mam niewiele, chcę się tym dzielić.
W tym roku pojechała do Bassar nie tylko z pieniędzmi na remont szkoły. Zawiozła również dwie olbrzymie walizki przyborów szkolnych. Jedna wypełniła się, gdy wychodząca za mąż starsza córka i jej narzeczony poprosili gości weselnych, by zamiast kwiatów przynieśli z sobą kredki, zeszyty, długopisy, farbki. Zawartość drugiej była efektem zbiórki przeprowadzonej wśród dzieci w świdwińskiej „jedynce”. – Radość była ogromna. W szkole w Bassar jest 380 dzieci. Każde coś dostało – wspomina Wapondi. Jak przyznaje, w końcu zabrakło prezentów dla jej siostrzeńców – bliźniaków. – Musiałam szybko coś dla nich kupić. Dostali plecaki do szkoły.

Oddanie do użytku odnowionej części szkoły stało się świętem całej wioski.
Oddanie do użytku odnowionej części szkoły stało się świętem całej wioski.

Dobra energia

Jeden ze znajomych pani Marty tak ją charakteryzuje: – Jest wyjątkowym człowiekiem. Nie wiem, czy moi rodzice mieli taki na mnie wpływ w dzieciństwie, jak ona, kiedy jestem dorosłym człowiekiem. Jest w niej jakaś przyciągająca siła i – nie boję się tego powiedzieć – mądrość. Cieszy się wszystkim, co ma i co ją spotyka. Gdzie się nie pojawi, natychmiast łapie z każdym kontakt. Widzieliście kiedyś kobietę, która zamiatając, tańczy?
Podobnie red. Andrzej Rudnik, dziennikarz Radia Koszalin, który poznał Martę Wapondi Gbati-Piaskowską jakieś trzy lata temu, podkreśla promieniującą z niej radość życia: – Los nie szczędził jej trudnych prób. Wcześnie straciła męża, sama wychowywała dorastające dzieci, mieszka w obcym kraju bez oparcia w bliskich, a jednak na nic się nie skarży, cieszy się każdą chwilą, podnosi na duchu innych. Prezentuje postawę, na którą stać niewielu. Mnie ujęła tym, że sama posiadając niewiele, pomyślała jak pomóc rodakom. Dlatego nasze radio pomagało jej trochę, zachęcając słuchaczy do wpłat na rzecz szkoły w Bassar. Jestem absolutnie pewny, że Marta uzbiera potrzebne pieniądze i szkoła dostanie nowy dach. A potem pewnie znajdzie się następny cel.

Jeśli mieliby Państwo wolę wspomóc starania Wapondi o dokończenie remontu szkoły w Bassar, mogą to Państwo uczynić, wpłacając dowolną kwotę na otwarte przez księży werbistów subkonto:

Referat Misyjny Księży Werbistów, 14-520 PIENIĘŻNO
Nr rachunku 42 1240 1226 1111 0000 1395 9119
z dopiskiem „SZKOŁA TOGO”