wood 3 Kultura

WOODLAND SPIRIT Oddać ducha muzyki

Do zespołu Woodland Spirit najbardziej pasuje słowo „nietypowy”. Nietypowy jest jego skład, instrumentarium, pierwsza płyta. Mało koncertuje, ale jak już zagra, to magicznie. Obecnie liczy sześć osób, w tym dwie gitary, pianino, skrzypce i cajón. Przez trzy lata miał dwie wokalistki. Dla wszystkich jego członków to pierwszy zespół. Są skromni, konsekwentni i wciąż nieco zaskoczeni entuzjazmem słuchaczy. W lutym tego roku wydali album „Tribute to Anathema”, przygotowują materiał na kolejną płytę.

Zacznijmy od tego, że to w ogóle nie miał być zespół. Michał Goldfarb, Rafał Zieliński i Emil Krocz (członek zespołu do końca 2016 roku) znają się od dziecka. Trzy lata temu postanowili nagrać akustyczne wersje utworów Anathemy, brytyjskiej grupy niegdyś metalowej, dziś bardziej rockowej, niemniej wciąż kultowej dla wielu osób, zwłaszcza z pokolenia lat osiemdziesiątych. – Chcieliśmy sobie razem pograć, spędzić czas, mieć pamiątkę – mówią.

Dlaczego Anathema? – Słuchaliśmy tej samej muzyki, uczyliśmy się wspólnie gry na gitarze, a ten zespół był jednym z naszych ulubionych – mówi Rafał Zieliński. – Nie słyszeliśmy wcześniej żadnych coverów, które według nas oddawałyby ducha tej muzyki.

Nagrania wrzucili do Internetu i – jak mówią – czekali, co z tego wyniknie. – Na to, żeby koleżeński, luźny projekt muzyczny zamienić w zespół, założyć fanpage na Facebooku, robić próby namówiła nas Ania Mural – mówi Michał Goldfarb. – Sama dołączyła do nas w kwietniu 2016 roku. Kiedy po raz pierwszy zaśpiewała z nami parę numerów, „spadły nam kapcie”. Znałem Anię, ale nie przypuszczałem, że ma tak silny wokal. Idealnie odnalazła się w naszym repertuarze.

Nazwę dla zespołu wymyślił Emil, zanim pierwszy teledysk, już z Anią Mural przy mikrofonie, trafił do sieci. Woodland Spirit (Duch Lasu) to postać z sagi o Wiedźminie. Nie ma to większego znaczenia poza tym, że brzmi nieco mistycznie, a słowo „spirit” doskonale wpisuje się w klimaty muzyczne bliskie zespołowi.

woodland 1

Teledyski powstawały w koszalińskich klubach (Centrala Artystyczna, Z Innej Beczki, Kowal). – Ku naszemu zaskoczeniu, niemal od razu mieliśmy pozytywny odzew – mówi Michał Goldfarb. – Zbieraliśmy dobre opinie, zainteresowały się nami lokalne media. Zdecydowaliśmy się wtedy zaprosić do zespołu drugą wokalistkę. Nasz znajomy zwrócił nam uwagę na Klaudię. Pojawiała się już wcześniej na koszalińskiej scenie, wiedzieliśmy, że świetnie śpiewa, miała też za sobą występ w programie telewizyjnym Must Be The Music.

Klaudia Wieczorek do Woodland Spirit dołączyła w październiku 2016 roku, jak podkreśla, bez zastanowienia i również doskonale sprawdziła się w jego repertuarze. Za chwilę do zespołu przyciągnęła Sebastiana Krzewińskiego, grającego na cajón, drewnianej skrzynce perkusyjnej. Sebastian z kolei polecił zespołowi Wojciecha Jaśkiewicza, znakomitego akordeonistę i pianistę. – Z Sebastianem znamy się z zespołu Akord – mówi Wojtek. – Opowiedział mi o zespole, który potrzebuje klawiszowca, by wzbogacić swoje brzmienie. Przyszedłem na próbę i zostałem. W sierpniu minie rok, od kiedy gramy razem. Okazało się, że trafiłem na ludzi bardzo podobnych do mnie. Szybko znaleźliśmy wspólny język, polubiliśmy się. Od razu spodobała mi się ich wizja, pomysły, spójny plan.

Do kompletu brakowało jeszcze skrzypka i tak w zespole pojawił się Wiktor Jary. Naturalnie pojawiła się też chęć nagrania płyty, a właściwie zarejestrowania dotychczasowego materiału.

Klaudia opowiada: – Przyznaję, że byłam temu przeciwna. Upierałam się, żeby postawić na coś autorskiego. Sama śpiewałam dotąd covery, nie chciałam, żeby zespół był kojarzony z coverowaniem. Skoro nagranie płyty wymaga tak dużych nakładów finansowych i jest trudnym procesem, po co nagrywać coś nieswojego? Lepiej poczekać, stworzyć własny repertuar, uważałam. Godzinami wisieliśmy z Michałem na telefonie i dyskutowaliśmy o tym. Stanęło jednak na „tribute to”. Ustaliliśmy, że poszukamy sponsorów, włączymy się do crowfundingowej akcji Polak Potrafi, żeby zebrać pieniądze. Udało się to zrobić w miesiąc. Przyjechałam z Poznania, nagrałam wokale. Kiedy usłyszałam utwory po masteringu, musiałam zwrócić honor Michałowi. Z pianem i skrzypcami brzmiało to fenomenalnie i wiedziałam, że nagraliśmy świetną płytę na naprawdę wysokim poziomie.

woodland 2

Płyta miała premierę 9 lutego br. Znalazło się na niej osiem coverów Anathemy, głównie z lat dwutysięcznych, ale i starszych. Gościnnie, w kilku utworach, wystąpili koszalińscy muzycy: Mariusz Puszczewicz (wokal; Bacteryazz), Henryk Rogoziński (bas; Bacteryazz) oraz Piotr Berial Kuzioła (wokal; Betrayer). Wydanie albumu wsparło kilka koszalińskich firm, instytucji, media.

Nagrywanie „Tribute to Anathema” dla całego zespołu było poligonem doświadczalnym.

– Nie wiedzieliśmy, jak się do tego zabrać, kto ma ją wyprodukować (ostatecznie zajął się tym Piotr Owczarzak – dop. am), pojawiło się mnóstwo niuansów do załatwienia jak choćby kwestia praw autorskich od Anathemy – wspomina Michał Goldfarb. – Nagrywaliśmy w Studiu im. Czesława Niemena Polskiego Radia Koszalin, bardzo nam życzliwego. Już wcześniej gościliśmy na antenie dzięki Adrianowi Adamowiczowi i Arkowi Wilmanowi, którzy mieli duży udział w zaprezentowaniu naszego grania szerszej publiczności. Zresztą w ogóle mamy szczęście do ludzi, którzy pojawiają się na naszej drodze i nam pomagają. Koszalińskie środowisko muzyczne przyjęło nas przyjaźnie. Pomogli nam między innymi chłopaki z Bacteryazz i Pampeluny. Jesteśmy też ogromnie wdzięczni Dorocie Dąbrowskiej za pozyskanie sponsorów.

Wracając do nietypowości. Rozpiętość wiekowa jest w Woodland Spirit spora: od osiemnastoletniego Wiktora po dobiegających czterdziestki Michała i Rafała. Każdy ma też w zespole swoje nieoficjalne funkcje wynikające z osobowości, które są równie zróżnicowane jak zawodowe profesje muzyków. Sebastian (27 l.) jest z wykształcenia inżynierem, z charakteru stoikiem, jak śmieją się koledzy „człowiekiem bez układu nerwowego”. Rafał (39 l.) pracuje jako programista. Ogarnia sprawy logistyczne, dokumenty i studzi emocje. Michał (39 l.) jest przedstawicielem handlowym, nieformalnym szefem zespołu, pilnuje dyscypliny, spina całość.

Obaj panowie gry na gitarze uczyli się ze słuchu i kaset magnetofonowych. Wiktor (18 l.), uczeń Zespołu Szkół Muzycznych w Koszalinie, to człowiek-zagadka. Postać tajemnicza, ekscentryczna, dostarczająca na równi porządną dawkę adrenaliny organizacyjnej i przepiękną skrzypcową przestrzeń. – Świetny gość, dość zakręcony. Zapomina o próbach, a raz zamiast na koncert pojechał na narty – śmieje się Wojtek. Gra także w zespole Jalee.
Klaudia (23 l.) studiowała w Poznaniu podologię (dziedzina medycyny zajmująca się diagnozowaniem i leczeniem chorób stóp i stawu skokowo-goleniowego), jest po obronie i wróciła do Koszalina. Wojtek (27 l.) jest jedynym w zespole w pełni wykształconym muzykiem, absolwentem Akademii Sztuki w Szczecinie. Na co dzień uczy w Szkole Podstawowej nr 23. Koledzy mówią o nim „skarb”, bo poza grą na pianinie wniósł do zespołu dyscyplinę, umiejętność czytania nut oraz wiedzę muzyczną, chociaż sam do akademickiego wykształcenia ma sporo dystansu, a skrycie marzy by zostać komentatorem sportowym. – Z muzyką jestem związany od najmłodszych lat – mówi – ale długo broniłem się przed pójściem na studia muzyczne. Ostatecznie okazały się one cenne.

Zmieniłem akordeon z klawiszowego na guzikowy, co poszerzyło moje możliwości, zostałem laureatem dziesięciu międzynarodowych konkursów w zespołach i solo, otrzymałem stypendium ministerialne. Nie obijałem się, inwestowałem w rozwój, ale kształcenie akademickie uświadomiło mi pewne ułomności systemu. Repertuar współczesny – a mówię to jako wykształcony muzyk – to kpina ze zwykłej muzyki, która powinna sprawiać ludziom radość. Dlatego zespół wydał mi się idealnym wyjściem, bo jego twórczość jest skierowana wprost do słuchacza. Na studiach się tego nie uczy, szlifuje się wyłącznie rzemiosło. Nie trzeba być wykształconym, żeby być dobrym. Taka jest na przykład Klaudia. Uważam, że fakt iż nie uczyła się śpiewać to jej ogromny atut. Na uczelni zrobiliby z niej śpiewaczkę operową, a tak używa głosu bez żadnych akademickich obciążeń, spontanicznie
Klaudia rzeczywiście nie kończyła żadnej szkoły artystycznej, w co trudno uwierzyć, kiedy się jej słucha. Śpiewa od przedszkola, uczęszczała na lekcje do Ewy Turowskiej i to wszystko. – Cieszę się że nie uczyłam się śpiewu, bo pozwala mi to manewrować między dźwiękami, czasem nawet lekkimi nieczystościami, odejść od schematu – potwierdza słowa Wojtka.

woodland spirit

Ten mix charakterów i doświadczeń jest największym potencjałem grupy. – Każdy wnosi coś cennego i dopiero razem tworzymy spójną całość – mówi Wojtek, a Klaudia dodaje: – Oprócz tego, że razem gramy i spotykamy się na próbach, stanowimy paczkę przyjaciół. Lubimy się, zżyliśmy się ze sobą, nasze „dziwności indywidualne” są akceptowane. Dużo się śmiejemy, ale też umiemy się dyscyplinować, dogadać.

Woodland Spirit ma co prawda na koncie płytę, ale – znów nietypowo – koncertuje dość rzadko. Ostatnio w kwietniu, podczas organizowanej po raz drugi imprezie charytatywnej Magia Rocka, dzięki której ponownie udało się zebrać pokaźną sumę na leczenie dzieci. Zamierzają zwiększyć częstotliwość występów, ale z dwoma zastrzeżeniami. Po pierwsze – dopracują autorskie utwory, po drugie doskonale przygotują się do występów. Wtedy planują koncertować poza Koszalinem. Wbrew mogłoby się wydawać lekkiemu stosunkowi do swojej obecności scenicznej, to zespół perfekcjonistów, świadomie planujących swoje ruchy. Nad swoim materiałem na kolejną płytę pracują od roku. – Teraz chcemy pokazać, że nie jesteśmy cover bandem i obronimy się własnymi kompozycjami – zapowiada Michał Goldfarb. – Teksty napisze Klaudia. Jesteśmy w optymalnym składzie instrumentalnym. W najbliższym czasie ukaże się nasz autorski utwór będący zapowiedzią albumu.
Tymczasem warto poszukać ich nagrań i teledysków w internecie: youtube.com/c/woodlandspirit.