cover garbusy Lato 2018

Garbate legendy – raz do roku w Niechorzu

Latem odbywa się w kraju mnóstwo pokazów i imprez gromadzących miłośników dawnej motoryzacji. Jest wśród nich doroczny zlot fanów garbusów (charakterystycznych volkswagenów seryjnie produkowanych od 1945 do 1981 roku) odbywający się w nadmorskim Niechorzu. Tegoroczna była jego czternastą edycją. Zlot ten z paru powodów jest niezwykły.

Po pierwsze: jest to jedyny zlot odbywający się nad morzem. Po drugie: nie organizuje go jakaś formalna grupa, klub albo stowarzyszenie, ale garstka pasjonatów. Trzeci wyróżnik to rodzinna atmosfera, której mieliśmy okazję doświadczyć podczas tegorocznej imprezy. Dodać do tego trzeba również nieortodoksyjne podeście wyrażające się już w samej nazwie: Nadmorski Zlot VW Garbus & Co.

Owe „Co.” w nazwie zlotu to sygnał, że oprócz garbusów mogą w nim uczestniczyć i inne modele spod znaku VW, ale wyłącznie chłodzone powietrzem. Stąd na zlotowym biwaku (jak zawsze kemping Duet) i w czasie paradnego przejazdu można zobaczyć np. słynne „ogórki”. Ale głównymi bohaterami są zawsze oczywiście „żuczki”. Wypieszczone przez właścicieli, pieczołowicie odnowione. Często z roczników starszych niż ich posiadacze.
W tym roku pojawiły się również dwa pojazdy „peerelowskie” (duży fiat i wartburg) z klubu Klasyczny Koszalin oraz paru motocyklistów, którzy pomogli blokować ruch na trasie tradycyjnego paradnego przejazdu.

 

Narodziny legendy

Garbus był przez dziesięciolecia technicznym ambasadorem Niemiec Zachodnich. Wyróżniało go charakterystyczne brzmienie silnika, stylistyka i wyjątkowo sympatyczny wygląd. Jego historia rozpoczęła się 17 stycznia 1934 roku, kiedy Ferdinand Porsche spisał swoje „Exposé dotyczące budowy niemieckiego samochodu dla ludu”. Zdaniem Porschego powinien być on pełnowartościowym i niezawodnym pojazdem o stosunkowo lekkiej konstrukcji, dla czterech osób, zdolnym rozwijać prędkość 100 km/h i pokonywać wzniesienia o nachyleniu 30 procent.

Ferdinand Porsche zwerbował w amerykańskich zakładach samochodowych doświadczonych inżynierów niemieckiego pochodzenia, którzy pomogli mu w budowie fabryki i urządzeń produkcyjnych. Dopiero potem samochód otrzymał swoją ostateczną formę, dopracowaną w tunelu aerodynamicznym i skorygowaną w praktyce. Długo dyskutowaną kwestią były jednostki napędowe. W końcu wygrał czterocylindrowy silnik typu bokser.
W grudniu 1945 roku, wraz ze zmontowaniem 55 samochodów, rozpoczęła się seryjna produkcja garbusa.

 

Hit wszech czasów

Pracownicy fabryki nie mieli pojęcia, że to początek ogromnego sukcesu. Eksport rozpoczął się w sierpniu 1947 roku. Bracia Pon z Holandii zostali zaangażowani jako generalni importerzy Volkswagena i otrzymali pierwszą dostawę 56 garbusów. Rok później eksport został rozszerzony na Danię, Luksemburg, Szwecję, Belgię i Szwajcarię, zaś 8 stycznia 1949 roku pierwsze garbusy wyruszyły drogą morską do USA.

Jeszcze w roku 1949 zjechał z taśmy produkcyjnej 50-tysięczny garbus. W Wolfsburgu, głównej siedzibie koncernu VW, przyzwyczajono się szybko do dużych liczb: w 1950 roku taśmę opuścił 100-tysięczny egzemplarz. W kolejnym roku Volkswagen osiągnął już ćwierć miliona wyprodukowanych sztuk. W roku 1952 produkcja roczna po raz pierwszy przekroczyła liczbę 100 tysięcy sztuk. Półmilionowy garbus został wyprodukowany w 1953 roku (udział VW w produkcji samochodów osobowych w Republice Federalnej Niemiec wyniósł wtedy 42,5 procent). W 1955 roku zakład opuścił milionowy wóz, a roczna produkcja zwiększyła się do 280.000 sztuk. Dziesięciomilionowy garbus został wyprodukowany w 1967 roku.

W 1972 roku miało miejsce wyjątkowe wydarzenie: 17 lutego z taśmy produkcyjnej zjechał garbus numer 15 007 034. Przekroczona została dotychczasowa rekordowa wielkość produkcji Forda (słynny model T). Volkswagen został „mistrzem świata”.

Ale w tym samym czasie widać już było koniec monokultury garbusa. W 1974 roku zakończyła się jego produkcja w zakładach w Wolfsburgu, w 1978 roku – w Emden (ostatni wyprodukowany tu egzemplarz od razu trafił do muzeum). Nadal wielki popyt w Europie był zaspakajany w pierwszej kolejności garbusami z Belgii, następnie z Meksyku. W Meksyku właśnie, w 1981 roku, padł kolejny rekord w historii przedsiębiorstwa: 15 maja owego roku z taśmy produkcyjnej w Puebla zjechał dwudziestomilionowy garbus. Ostateczna liczba egzemplarzy osiągnęła 21 milionów egzemplarzy.

Następcą niezwykle popularnego garbusa stał się powoli dorównujący mu legendą model o nazwie golf (od nazwy prądu morskiego Golfstrom).

 

 

Na kolana przed „dziadem”

Oczywiście auta z 1945 i 1981 roku różniły się wieloma szczegółami, ale pewne rzeczy nie zmieniły się nigdy – w tym charakterystyczny kształt karoserii.

Znawcy historii garbusa mówią o bardziej i mniej szczęśliwych rocznikach – niemal jak enolodzy o winie. Słabą opinię mają „meksykańce”, czyli auta powstałe w Meksyku. Szacunkiem za to cieszą się „dziady”, czyli wozy z roczników do 1964 wyprodukowane w Niemczech. Jednym z nich w tym do roku do Niechorza przyjechał uczestnik zlotu z Warszawy, choć nie był to samochód w stawce najstarszy.

Pan Mirosław Hussakowski, na co dzień architekt, ze zlotem związany od początku, mówi: – Mój garbus ma 58 lat, a sprawuje się bez zarzutu. Odpłaca mi w ten sposób za szacunek jakim go darzę, za godziny pracy i mnóstwo serca włożonego w renowację. Zresztą takie podejście do tych aut mają wszyscy ich miłośnicy, bo to nie są zwykłe samochody. One mają duszę!

Odbudowywanie garbusów, podobnie jak legendarnych volkswagenów T1 i T2, to pasja tysięcy osób na całym świecie, w tym w Polsce. Wymaga mnóstwa cierpliwości, ogromnej wiedzy, czasu ale i pieniędzy. Wierne odtworzenie takiego auta, z użyciem oryginalnych części, bez technicznego chodzenia na skróty, to wydatek rzędu 100 – 150 tysięcy złotych.

Osobną dziedziną są przeróbki. Wtedy tylko część elementów jest oryginalna, a reszta ma pochodzenie współczesne. O tych pojazdach można powiedzieć, że są wariacjami na temat garbusa. W slangu „golfowców” nazywa się je monstrami, chociaż wcale brzydkie nie są.

 

Wśród przyjaciół

Kalendarz zlotów wielbicieli garbusów zaczyna się późną wiosną a kończy jesienią, z dużym natężeniem letnim. Zlot w Niechorzu nie jest największy w Polsce – w tym roku przyjechało na niego 70 rodzinnych załóg (najdłuższy pokonany przez uczestników dystans to 800 km, jakie przejechali państwo z Bielska-Białej). Ale właśnie ten rodzinny charakter jest podstawowym wyróżnikiem imprezy.

Jak mówi pani Anna Szałapska, wraz z mężem Tomaszem zaangażowana w organizację zlotu, wytworzyły się pewne zwyczaje typowe dla Niechorza. Wśród nich na przykład przygotowywanie przez panów wielkiej jajecznicy na śniadanie dla wszystkich zlotowiczów.

Inny, bardzo widowiskowy, to wielki przejazd paradny. W tym roku po raz pierwszy parada miała dłuższą trasę: Niechorze – Trzebiatów – Mrzeżyno port, czyli długość około 50 km. Widzowie, w większości letnicy, reagowali bardzo pozytywnie: pozdrawiali, klaskali, robili zdjęcia.

W orszaku oprócz garbusów jechał karman (auto sportowe produkowane w latach 1955-1974 przez firmę nadwoziową Karmann w oparciu o podzespoły VW), buliki (VW T1, inaczej „ogórki” z wieloma wersjami nadwozia), buggy (rozmaite przeróbki). Tytuł „Zjawisko Zlotu” otrzymał zresztą pięknie odrestaurowany zielony bulik, czyli protoplasta VW Transportera.

Jeśli mowa o przyjaciołach, nie sposób nie wspomnieć również o tych, którzy wspierają zlot od lat, czyli przede wszystkim o firmie Krotoski Cichy, a konkretnie o koszalińskim salonie marki Volkswagen. Inny tegoroczny sponsor to firma Tech-Gas z Białogardu. Dzięki nim a także paru „cichym” sponsorom możliwe były na przykład upominki dla uczestników, konkursy z nagrodami oraz występ zespołu muzycznego 4INT.

 

 

W drogę

Państwo Szałapscy nie są wyjątkiem, wielu wielbicieli garbusów kolejne weekendy lata spędza na zlotach. Po latach zawiązują się przyjaźnie i powstają „ekipy” razem wyruszające na kolejne spotkania. – Zaczęliśmy Włocławkiem w długi weekend, ten z Bożym Ciałem, potem był Przybrodzin pod Gnieznem, Niechorze, za tydzień Sztum, później Turek albo Choczewo, Zielona Góra i Kwidzyń „Śladami Pana Samochodzika” – wymienia pani Anna. – To wchodzi w krew i staje się stylem życia. Jeździmy jako grupa przyjaciół. Reprezentowane w niej są Szczecin, Gdański, Lębork, Wałcz, Białogard, Pszczyna (Śląsk), Łomża. Jedziemy całą grupą, za każdym razem na kilka samochodów. Wiadomo, jedzie się dłużej niż nowymi autami, przeważnie do 80 km na godzinę, ale za to ile frajdy mamy po drodze!

 

Ciągłość tradycji

Jak już wspomnieliśmy, organizatorów nadmorskiego zlotu garbusów od wielu lat wspiera koszaliński salon Volkswagena należący do firmy Krotoski-Cichy. Dzięki temu zwycięzcy konkursów rozgrywanych podczas imprezy mogą zdobyć atrakcyjne motoryzacyjne nagrody. Salon zaś co roku prezentuje nowości aktualnej oferty. W tym roku był to Volkswagen T-Roc. Crossover ze znaczkiem VW zbiera entuzjastyczne recenzje jako auto z charakterem, ekonomiczne i uniwersalne. Przekonać się o jego zaletach można w najprostszy sposób – umawiając się na jazdę próbną w koszalińskim salonie marki, a więcej informacji na temat najnowszego hitu VW można znaleźć na stronie www.vw.pl.

Jeśli przy Internecie jesteśmy, warto wspomnieć jeszcze o jednej nowości. Od niedawna działa bowiem sklep internetowy z akcesoriami Volkswagena, w którym wielbiciele marki znajdą oryginalne kosmetyki samochodowe, elementy elektroniczne związane z komunikacją, foteliki dziecięce, ozdoby i setki innych produktów.

 

KROTOSKI CICHY Koszalin_nowe

Kontakt z koszalińskim salonem marki Volkswagen: Krotoski-Cichy, Koszalin, ul. Gnieźnieńska 43a, telefon 94 342 20 45