2 3 Wydanie specjalne
Fot. Juliusz J. Galant i Sebastian Barszczewski

Dokąd płyną foki?

Gdy na pustej plaży zobaczysz dużego pluszaka, będzie to mała Aamu. Zawieruszyła się do Mielna i odpoczywa, zanim podąży na Hellsö, jedną z tych kamiennych fińskich wysepek, gdzie fokom najlepiej.

Aamu wróci w strony, gdzie przyszła na świat i upolowała pierwszą rybę, kiedy matka po trzech tygodniach przestała ją karmić, jak robią wszystkie focze matki. Albo nie wróci, bo wpadnie w sieci na ryby, zrani ją śruba statku lub dopadnie jakaś infekcja. Sztormy z przełomu maja i czerwca tego roku wyrzuciły na plaże kilkanaście martwych fok. Zawieziono je do Stacji Morskiej w Helu i zamrożono, część sekcji przeprowadzi w ramach stałej współpracy Uniwersytet Medycyny Weterynaryjnej w Hanowerze. Wyniki wraz z analizami zostaną podane w publikacji naukowej.

Jednak Aamu błogo leży na mieleńskim piasku. Już trzeci dzień wyłazi z wody o zachodzie słońca, gdy na brzegu robi się pusto. Wie o niej Sebastian Barszczewski, bo blisko mieszka, a nawet biega brzegiem morza. Gdyby sam nie dostrzegł Aamu, dostałby sygnał od wieczornych spacerowiczów, ponieważ jest liderem odcinka Kołobrzeg-woj. pomorskie w ramach Błękitnego Patrolu baczącego na foki na całym Wybrzeżu.

Czy wie też o wyrzuconych przez ostatnie sztormy? – Tylko w jednym dniu miałem cztery zgłoszenia, a razem pięć fok: w Kołobrzegu, Łazach, Dąbkowicach i dwie w Darłówku – wylicza wolontariusz. – Nie miały specyficznych obrażeń. Były dobrze odżywione i młode. Ale takie wyrzucenia przy silnych kilkudniowych wiatrach północnych nie są niezwykłe, choć oczywiście smucą; foki giną stale, sztorm tylko odsłania tę prawdę.

Potwierdza to kierownik Stacji Morskiej w Helu dr Iwona Pawliczka, której nie dziwi liczba ostatnio znalezionych fok, jeśli wziąć pod uwagę, że rocznie ginie ich ponad 2000. W tym okresie młode, niedoświadczone foki szare rozpoczynają samodzielne życie i to one najczęściej padają ofiarą zagrożeń.

Są czujne i łatwo się boją. – Jeśli nie uciekają, wkraczamy, bo coś im jest – opowiada pan Sebek. – Młode trafiają na Hel, a gdy wydobrzeją, puszczane są do morza w jednym miejscu: nieludnym Czołpinie w Słowińskim Parku Narodowym. Innym od razu podajemy lekarstwo. Kuba miał ubytek podniebienia i policzka, pewnie od śruby łodzi motowej. Przez miesiąc przemieszczał się między Kołobrzegiem a Łazami, doglądnęliśmy go 22 razy, dwa razy dostał antybiotyk, poczuł się silny i odpłynął. Gdy lek przestał działać, infekcja przeważyła: martwego Kubę znaleziono na Mierzei Wiślanej.

Żeby Aamu miała spokój nawet od nielicznych gapiów, wolontariusze robią prowizoryczne ogrodzenie. Może foczka zostanie na dłużej? Ale czwartego dnia o zmierzchu wygasły lampion, których wiele wiatr rozrzuca, dolatuje do Aamu. Przestraszona, pierzcha w mrok morza i już nie powraca.

 

 

Rozmowa z wolontariuszem Juliuszem J. Galantem przepatrującym 38 km między Rowami a Łebą.

 

– Jakoś nigdy nie dotknąłem foki.

– Ma bardzo gęste futerko, aksamitne, coś jak u psa boksera, mocno przyległe. Miłe, chociaż gdy mokra, wygląda gumowo.

 

– Jest gruba i nieporadna na lądzie, a w wodzie jej nie widać. Nieefektowne zwierzę. Chyba że komuś się podoba jak klaszcze w cyrku i odbija piłkę.

– Jest bardzo efektowna! Na plaży porusza się jak gąsienica, tylko o wiele energiczniej mimo 200 kilogramów. Ma wspaniałe oczy i długie wąsy czuciowe.

 

– Szczeka? Z systematyki wynika, że spokrewniona jest z psem.

– Niemcy nawet tak ją nazywają: Seehund, pies morski. Uszatki mają ciut szczekający głos. Nasze, bałtyckie – szara, pospolita i obrączkowana – nie.

 

– Ale by ugryzły?

– Raz samiec wylegiwał się w nocy, a ja, udając fokę, podczołgałem się. On nagle do góry, dwa metry cielska w pionie! I na mnie. Wiałem jak młody. Ugryzłby, a ścisk ma duży i w ślinie bakterie komplikujące rany.

 

– Tymczasem to foki giną z powodu ludzi, w tym miłośników. Foka Krysia z helskiego fokarium zatruła się monetami wrzucanymi do basenu.

– Toteż zainstalowano zakazy wrzucania, zdjęcie Krysi i gablotę z monetami na przestrogę. Foki giną inaczej – wpadają w sieci i duszą się pod wodą z braku powietrza. Choć znajdowaliśmy też foki z ranami postrzałowymi.

 

– Plażowa zabawa myśliwego?

– To nie były rany z brzegu.

 

– O tym, że niektórzy rybacy sprzedają na morzu ponadlimitową rybę Rosjanom i że na wypadek, gdyby ktoś chciał oszukać, jedni i drudzy mają na pokładzie broń, słyszałem już dawno. Ale żeby strzelać do fok?

– Ekspertyzy myśliwych, którym to zgłosiłem, wskazują, że pociski przeszły przez grzbiet i wyszły dołem, więc strzelano z góry. Czyli z pokładu. Jednak to incydenty, poza tym od kilku lat nie znajdujemy zastrzelonych fok.

 

– Denerwują rybaków?

– Nie da się zaprzeczyć. Każda zjada dziennie tyle ryb, ile wynosi 4 proc. jej wagi, a szacunkowo w Bałtyku żyje 30 tysięcy fok. Rybacy uważają, że więcej i są radykalnie przeciwni ochronie. Ale nawet Krzysztof Skóra, twórca Stacji Morskiej i fokarium w Helu, wyciszał temat, żeby nie zadrażniać. Pamiętam ostatnią rozmowę rybaków z profesorem. Rzucali mu pod nogi nadjedzone ryby, jak największe, żeby było widać straty. Był załamany, a po dwóch miesiącach umarł na zawał.

 

– Nie chcę pomniejszać losu naszych fok, ale w dorocznej rzezi Kanadyjczycy masowo tłuką pałami dwutygodniowe foczki, zanim pierwszy raz w życiu wejdą do wody. Są zbyt młode i ufne, by uciekać. Z badań weterynarzy wynika, że co druga jest tylko ogłuszona w chwili obdzierania ze skóry.

– Do niedawna tłukli po 300 tysięcy, a głównym odbiorcą była Europa. Na szczęście po protestach, apelach o nienoszenie futer, a nawet oblewaniu pań czerwoną farbą, czego nie popieram, wprowadzono zakazy importowe i Kanadyjczycy już nie wykonują takich limitów zabijania – spadł popyt na futerka. A wie pan, czemu te oseski są takie białe? To meszek lanugo, charakterystyczny dla młodych ssaków, także dla płodu człowieka.

 

– Co roku wypuszczacie foki wychowane lub odkarmione w helskim fokarium. Czemu nie osiedlają się tutaj?

– Bo nie ma zatoczek i wysepek jak na północy. I za dużo ludzi, w tym strażniczych i przyrodniczych patroli zmotoryzowanych. Gdy zdarzy się foka na plaży, spacerowicze podchodzą, fotografują się z nią albo chcą zepchnąć do wody, chociaż zwierzę wyszło z niej właśnie po to, żeby odpocząć. Nie wspomnę o przypadku usteckim, kiedy szło z butelkami trzech młodych i jak zobaczyli fokę, zaczęli na niej siadać i chcieli za wszelką cenę napoić. Na szczęście nas było dwóch, więc oswobodziliśmy tego samca. Trzy dni go pilnowaliśmy, zanim sobie odpłynął.

 

– Zjadłby pan fokę?

– Nie. Ale nie powodów moralnych – w końcu jem ryby i ptaki, a jednocześnie chronię określone gatunki. Mój przyjaciel, kajakarz z Niemiec, jadł fokę nad jeziorem Bajkał i potem przez tydzień miał poczucie obecności towotu w sobie, więc wierzę mu, że to nie dla Europejczyka.

 

 


Zobaczywszy fokę, zadzwoń pod numer 795 536 009.

Błękitny Patrol WWF! – zgłosi się Michał Krause, lider odcinka Karwia-Gdańsk Świbno przyjmujący zgłoszenia z całego Wybrzeża, od Świnoujścia do Piasków przy granicy z Rosją na Mierzei Wiślanej. Następnie przyśle najbliższych wolontariuszy.

WWF (World Wide Fund for Nature, d. World Wildlife Fund) to Światowy Fundusz dla Przyrody – międzynarodowa organizacja pozarządowa powstała w 1961 r. Jej misją jest przyszłość, w której ludzie będą żyli w harmonii z przyrodą, symbolem – panda wielka.

Błękitny Patrol WWF od 2010 wypatruje żywych i martwych fok oraz bardzo już nielicznych, spokrewnionych z delfinami morświnów. Chroni rzadkie ptaki, m.in. sieweczki obrożne – grodząc ich plażowe gniazda siatkami: przez oczko ptak przejdzie, drapieżnik nie. Całe Wybrzeże obserwuje 200 wolontariuszy w wieku 18-68 lat.