vivian manners Kultura, Przyjemności

„Z klasą, na luzie. Dobre maniery, zdrowy rozsądek i sztuka łamania zasad”

Jak to jest z tym savoir vivre’em? Niby „każde dziecko dobrze wie, co wypada, a co nie”, ale kiedy pojawiają się konkretne życiowe sytuacje szybko zaczynają się schody. No bo kto da sobie rękę uciąć, że wie, jak zaprosić pokłóconą parę znajomych na swoje urodziny? Co powiedzieć, wysiadając z windy? Jak grzecznie uwolnić się od towarzystwa gadatliwego współpasażera? I wreszcie: jak cieszyć się opinią osoby dobrze wychowanej, a jednocześnie nie utknąć w pancerzu staromodnych, napuszonych gestów? Ta napisana przez dyplomatę książka, której fragmenty za zgodą Wydawnictwa ZNAK publikujemy, wiele wyjaśnia.

 

Jarczynski_Z klasa na luziePowitalne buzi-buzi

Całujemy na dwa, na trzy, czy w powietrze? W sumie to powinienem zacząć od pytania: czy w ogóle musimy? Bliska rodzina – tak, przyjaciele – również, ale inni? A w szczególności ci nowo poznani? Często jestem pytany o to, czy powinniśmy nadstawić policzek, widząc zbliżające się usta, bądź czy obcałowywać wszystkich na spotkaniu, gdy zauważamy, że inni się tak witają.

Nie, nie musimy. Warto wspomnieć, że nie jest to typowy element polskiego powitania, ale przecież obserwujemy różne trendy i w pewnym sensie o nich właśnie również jest ta książka. W Ameryce Południowej, Francji, we Włoszech – generalnie w basenie Morza Śródziemnego – całowanie na powitanie jest czymś naturalnym.

Zarówno kobiet z mężczyznami, jak i w niektórych regionach – mężczyzn z mężczyznami. We Francji ten pocałunek nazywa się faire la bise. Francuzi całują się albo na cztery (tak jak np. w Paryżu), albo na dwa razy (w pozostałych rejonach Francji). „Całują” to jednak za dużo powiedziane, gdyż w większości przypadków wygląda to jak dotykanie się policzkami. W 2009 roku, w czasie epidemii grypy, zalecano, by zaniechać tej formy powitania jako naturalnej drogi przenoszenia zarazków. Po ten argument często sięgają osoby, które nie lubią się witać w ten sposób. Amerykanie i Brytyjczycy raczej unikają tych gestów na powitanie wobec osób mniej znanych, a i ze znajomymi zachowują dystans. Jeżeli już przyjdzie im się przywitać pocałunkiem, to bardziej jest to tzw. air kiss, czyli „buziak w powietrzu”.

Jeśli nie chcemy się witać z pocałunkiem, zachowajmy dystans. Można to zrobić, lekko usztywniając dłoń, tak by subtelnie wskazać, że nie ma po co się do nas zbliżać. Ale jeśli już ktoś startuje z pocałunkiem, to też nie powinno się ostentacyjnie uciekać. Trudno, przebolejemy. Z kolei jeżeli pocałunek jest dla nas czymś naturalnym i tak witamy się z innymi, to w Polsce najczęściej całujemy raz. Trzy razy podczas składania życzeń, tak jak w Belgii. Tylko tam wiąże się to z wiekiem, bo jeżeli ktoś jest starszy, to całujemy go na powitanie trzy razy i dodatkowo trzeba pamiętać, że zaczynamy od prawego policzka.

 

Eks na tym samym przyjęciu

Jak uniknąć kryzysu? Bywa, że nasi najbliżsi znajomi – ona i on – się pokłócą. Czasem impas trwa chwilę, a czasem w nieskończoność. Jeżeli wcześniej utrzymywaliśmy z byłą parą bliskie kontakty, to teraz stanęliśmy przed dużym towarzyskim wyzwaniem. Kogo i kiedy zapraszać? Ją czy jego? Ona się na pewno dowie, że on był, a wtedy może się poczuć urażona, i na odwrót, jemu będzie smutno, że trzymamy z nią.

Przede wszystkim powinniśmy z nią i z nim porozmawiać, oczywiście oddzielnie, że nie chcemy ingerować w ich życie – choć pewnie dla niektórych będzie to kusząca perspektywa. Oboje muszą wiedzieć, że nie zamierzamy faworyzować żadnej ze stron i z przyjemnością będziemy się spotykali to z jedną, to z drugą osobą. Ważne, by zachować przy tym sprawiedliwe proporcje. Jak wiadomo, czas jest najlepszym pomocnikiem w tego typu sprawach: ona poznaje innego, a on już zabiera na hamburgery inną… Wtedy możemy próbować zapraszać ich na wspólne przyjęcia czy spotkania.

Może się zdarzyć i tak, że dawnych partnerów, mimo wszystko, wypada zaprosić na to samo przyjęcie, bo przecież nie będziemy specjalnie wyprawiać dwa razy urodzin tylko ze względu na rozstanie przyjaciół. Wtedy – po pierwsze – informujemy obydwoje, że zapraszamy ją i jego. Tak będzie fair, nikt nie poczuje się zaskoczony, każda ze stron będzie się mogła do tego przygotować. Po drugie – jeżeli mamy wybór, organizujemy przyjęcie stojące, czyli takie, podczas którego nie zasiadamy do stołu, a każdy sobie stoi, gdzie chce, i rozmawia, z kim chce. Jest to bardzo dobre rozwiązanie, szczególnie przy dużej liczbie gości. Ona i on mogą się nawet nie minąć, a jeśli się miną, to i tak nie będą na siebie skazani podczas kilkugodzinnej imprezy.

Jeżeli jednak organizujemy przyjęcie w kameralnym gronie z małą liczbą osób, to tak rozsadzamy ją i jego, by nawet nie krzyżowali ze sobą wzroku. Co nie zmienia faktu, że mogą się słyszeć, dlatego przed przyjęciem zapytajmy ich, czy są na siłach, czy może jednak spróbujemy za rok…

fotolia_30773021_subscription_monthly_m

Jak unikać picia na siłę

Ze mną się nie napijesz? Jeżeli nie każdy, to chyba większość z nas słyszała tę frazę przynajmniej raz w życiu. Jest to szczególnie irytujące, a dla niektórych kłopotliwe, gdy nie mamy najmniejszej ochoty na alkohol. Najłatwiej się wymówić prowadzeniem pojazdu mechanicznego, stanem zdrowia lub samopoczuciem. Warto być przy tym asertywnym. Czasem wymaga to treningu, ale spróbujmy w ten sposób:

On: Ze mną się nie napijesz?

Ja: Z chęcią bym się z tobą napił, ale dziś nie czuję się najlepiej. Wzniosę toast za twoje zdrowie wodą mineralną. Odrobimy sobie innym razem.

On: To co, ze mną się nie napijesz?

Ja: Nie, dziś się nie napiję. Nie czuję się najlepiej.

On: Jeśli się nie napijesz, to znaczy, że mnie nie lubisz. Napij się, lepiej się poczujesz.

Ja: Jak będziesz mnie namawiał, to znaczy, że ty mnie nie lubisz. Na pewno się lepiej nie poczuję, już tak próbowałem.

Wiem, że łatwo mi to pisać, gdy z głośników sączy się spokojna muzyka, koty śpią w nogach i nie wisi nade mną pan młody, który prawie jak u Smarzowskiego ma nieograniczony spust i chęci, ale proszę pozostać niewzruszonym. Po którymś razie towarzysz sobie odpuści albo przerzuci się na innego kompana bądź kompankę. Nieraz to przerabiałem. Jestem osobą bardzo towarzyską, ale jednocześnie nie mam oporów, by powiedzieć: „Dziękuję, nie mam ochoty w tym akurat momencie”.

Inną sprawą jest kieliszek: jeżeli będzie pusty, zawsze go ktoś napełni, dlatego nie wypijajmy całej jego zawartości, jeżeli nie zamierzamy kontynuować spożywania. Nie odwracajmy go też ostentacyjnie do góry dnem, nie potrzeba. Wystarczy, że nie będziemy pić. A namawianie do picia jest wyjątkowo nieeleganckie.

 

Rozmowa pozornie prywatna

„No hej, no słyszałam, ale jazda! No co ty? Bo ona jest głupia jak but, ja ci powiem” – nieraz słyszymy podobną rozmowę telefoniczną prowadzoną przez współpasażera autobusu, pociągu bądź tramwaju. Często osoba rozmawiająca nie ma świadomości, że przynajmniej kilka postronnych osób słyszy tę pogawędkę. Pozostali pasażerowie nie powinni brać w niej udziału, nie tylko dlatego, że może im to przeszkadzać, ale także ze względu na dyskrecję – przecież mogą to być sprawy związane z naszą pracą i kwestie poufne.

Wypowiedzi nie muszą przybierać tak grubiańskiej formy jak ta przytoczona, ale nawet jeżeli rozmawiamy z babcią o obiedzie i babcia nas słabo słyszy, to mówimy coraz głośniej do momentu, w którym cały autobus dowiaduje się, że dziś będą żeberka, kapusta i tłuczone ziemniaki. Kogo to obchodzi, a poza tym dlaczego ten gość tak krzyczy? Pół biedy, jeżeli mówimy o żeberkach, równie dobrze moglibyśmy konsultować wizytę u urologa. Nic nie zwalnia nas z obowiązku zachowania taktu pośród innych.

Amerykańscy naukowcy ukuli określenie halfalouge, czyli półdialog. Chodzi o to, że jeżeli ktoś rozmawia przez telefon komórkowy, to słyszymy tylko jedną osobę, tę stojącą obok, co dla niektórych bywa dość irytujące, gdyż nie słyszą całej rozmowy. A to jeszcze bardziej wyczula nas na podsłuchiwanie i przyciąga uwagę. Z kolei dla prowadzących pojazdy mechaniczne jest to dodatkowo niebezpieczne, bo ich rozprasza.

Jeżeli już musimy odebrać telefon podczas podróży, odbierzmy i powiedzmy, że za chwilę oddzwonimy. Albo załatwmy sprawę w kilku rzeczowych zdaniach. To zdecydowanie wygodniejsze rozwiązanie dla każdego.

 

Elektroniczny bon ton

Jeżeli rozmawiamy z kimś twarzą w twarz, to nieeleganckie jest ciągłe zaglądanie do telefonu, chyba że jest to związane z treścią rozmowy. W innym wypadku okazujemy brak szacunku. To tak, jakbyśmy co chwilę odwracali się do kogoś plecami.

Jeżeli jesteśmy na spotkaniu, a nie musimy notować tego, co mówi druga osoba, to pisanie w tym czasie na komputerze będzie oznaczało, że nie przywiązujemy większej wagi do słów, które właśnie do nas kieruje.
W pociągu przełączmy dzwonek w tryb wibrujący albo całkowicie go wyłączmy. W innym wypadku możemy kogoś obudzić, przestraszyć albo najzwyczajniej w świecie zakłócić ciszę, której czasem wszyscy potrzebujemy.

Telefon bezwzględnie wyłączamy w kinie i teatrze. Warto ustawić taki dźwięk połączenia przychodzącego w telefonie, żeby nie wstydzić się, gdy komórka zadzwoni pośród nieznajomych bądź w bardziej formalnych okolicznościach. Głęboko oddychający Darth Vader? Sam to bardzo lubię, ale mając ustawiony taki dźwięk, niekoniecznie chciałbym, by ktoś do mnie zadzwonił podczas ważnego spotkania z ponurakami.

Gdy zbliżamy się do kasy w sklepie i mamy słuchawki w uszach, bo słuchamy muzyki bądź z kimś rozmawiamy, zakończmy rozmowę lub wyłączmy muzykę i wyjmijmy słuchawki z uszu. Osoba, która pracuje na stanowisku kasowym, może będzie chciała nas o coś zapytać, a wtedy będziemy musieli albo przerwać rozmowę w najmniej odpowiednim momencie, albo poprosić o powtórzenie, jeżeli słuchaliśmy muzyki zbyt głośno.

Każdy je dostaje – zaproszenie na wydarzenie lub wiadomość do wszystkich na Facebooku. Zawsze można je zignorować, ale czasem pozostaje niesmak, że ktoś nie wspiera naszej inicjatywy. Dlatego zanim coś wyślemy do wszystkich – znajomych i nieznajomych, przypomnijmy sobie, kiedy ostatni raz sami wypisaliśmy się z listy, klnąc pod nosem, że nas to całkiem nie interesuje.

Jeżeli jesteśmy klientami serwisów sprzedażowych, to korzystajmy z możliwości wystawiania opinii. Kiedy ktoś wywiązał się ze swojego obowiązku – dostarczył oferowany towar bądź sprawnie uregulował należność, udzielmy mu rekomendacji.

Zanim umieścisz zdjęcie dziecka znajomych w serwisach społecznościowych, np. ze wspólnego weekendu, zapytaj, czy sobie tego życzą. Niektórzy rodzice wolą, by ich dzieci same podejmowały decyzję o pojawieniu się w mediach społecznościowych.

 

Dyplomacja w piaskownicy

„A kiedy będziecie mieli dzieci?” O to nigdy nie pytaj!
Grono znajomych, weekendowe nieformalne spotkanie i wtem, przy temacie omawiania rodzicielskich obowiązków, ktoś rzuca pytanie: „No właśnie, a wy kiedy?”. Jeżeli znajdujemy się w gronie bliskich przyjaciół i bardzo dobrze się znamy, to zadanie takiego pytania nie powinno być niczym nieeleganckim, bo w sumie wiemy o sobie wszystko, choć może nawet nie zdajemy sobie sprawy, na jak grząski teren wkroczyliśmy. Nauczony doświadczeniem wyniesionym z placówki dyplomatycznej, wychodzę z założenia, że nawet pośród przyjaciół są delikatne tematy i lepiej, gdy podejmą je główni zainteresowani. A jeżeli nie podejmują, to znaczy, że nie ma co dopytywać.

Tak, wiem, kusi nas, by zadać to pytanie, ale starajmy się tego unikać. Tym bardziej nie zadawajmy go osobom, których nie znamy zbyt dobrze, albo komuś, kogo dopiero poznaliśmy, w ramach small talku, bo patrzymy akurat na dzieci bawiące się w ogródku podczas przyjęcia. To bardzo intymne pytanie, na które wprawdzie szybko możemy uzyskać odpowiedź z konkretną datą i listą rzeczy, które przyszła mama zamierza kupić, ale równie dobrze możemy wysłuchać bardzo przykrej historii, która za każdym razem sprawia ból niedoszłym rodzicom.

Oczywiście, kiedy słyszymy takie pytanie, nie musimy od razu myśleć, że ktoś jest wyjątkowo wścibski, bo z reguły intencje osób pytających są dobre. A trzeba przyznać, że pytanie jest dość powszechne – pomimo że nie powinno być zadawane. Jeżeli nie chcemy kontynuować rozmowy na ten temat, możemy odpowiedzieć delikatnie: „Jak będziemy coś wiedzieli, to ci powiemy” albo „To dla mnie trudny temat. Wolałbym nie rozmawiać o tym teraz”. Moja ulubiona odpowiedź to: „Dzieci? Myślisz o tych małych istotach o wzroście hobbitów? Na szczęście Śródziemie nie jest zagrożone, więc nie potrzebujemy na razie ich pomocy”.

 

Karmienie piersią w miejscu publicznym

Taktowna matka, która decyduje się na karmienie piersią w miejscu publicznym, staje często przed nie lada dylematem. Jak nie wzbudzić niepotrzebnego zamieszania? W naszej kulturze publiczne karmienie balansuje na granicy intymności i nie zawsze jest akceptowalne. Czasem jednak trzeba działać zdecydowanie, bo właśnie uruchomiła się mała syrena przeciwlotnicza, której jest całkiem obojętne, gdzie właśnie znajduje się mama i czy zachowuje się taktownie.

O czym wtedy warto pamiętać? Miejsce powinno być nieco oddalone od zgiełku, dzięki czemu unikniemy fuknięć niezadowolonych przechodniów. Oczywiście, czasem trzeba nakarmić w pociągu czy na skwerku, przez który przewija się tysiąc turystów na kwadrans, ale na to akurat możemy nie mieć wpływu.

Przydaje się ubranie przystosowane do karmienia. Nie trzeba wówczas odsłaniać więcej ciała, dzięki czemu nie tylko konserwatywne otoczenie, ale i mama będzie się czuła znacznie bardziej komfortowo. Jeżeli nie zdecydujemy się na specjalne bluzki czy staniki z odsłanianą piersią, to spokojnie można dziecko i pierś lekko przysłonić pieluchą bądź innym delikatnym materiałem.

Z pomocą przychodzi kultura – i nie chodzi o to, czy ją ktoś ma, czy nie, ale o kontekst kulturowy. Są bowiem miejsca, w których nawet tak naturalny gest, jak nakarmienie dziecka, może zostać odebrany jako mało taktowny. A zatem unikajmy miejsc związanych z kultem religijnym, a już szczególnie uważajmy na karmienie w innych krajach – wciąż mam na myśli miejsca publiczne. Nie wszędzie, pomimo naszej dyskrecji, może być to akceptowalne. Trzeba pamiętać, że człowiek taktowny nie powinien wywoływać dyskomfortu u innych osób. Jeżeli znajdujemy się w restauracji, w której nie ma oddzielnego pokoju i nie możemy nigdzie wyjść, znajdźmy taką pozycję do karmienia, żeby nikt nie widział. Czasem wystarczy zamienić się z kimś miejscami i usiąść tyłem do pozostałych, by w ogóle nie było tematu.

A jeżeli już widzisz karmiącą matkę, to udawaj, że nie widzisz. Nic tak nie stresuje, jak przyglądanie się tej czynności, co prawda pięknej, ale zarezerwowanej raczej dla jednej osoby – tej najważniejszej, czyli dziecka.

 

Kindersztuba dla dorosłych

Nieeleganckim gestem będzie podejście do znajomej, która jest w ciąży, i przyłożenie jej dłoni do brzucha. Naruszamy w tym momencie jej strefę prywatności, nie mówiąc już o strefie obronnej – sam ukułem to chyba mało profesjonalne określenie – którą przyszła matka otacza dziecko. Można ewentualnie zapytać: „Czy mogę dotknąć?”.

Z tym gestem, nawet poprzedzonym pytaniem, nie szarżowałbym wobec osób, których nie znamy zbyt dobrze – zresztą te, które znamy, też pytajmy. To dość intymna sfera. Nie każda kobieta, która ma pełną figurę, musi być w ciąży. Dlatego nawet kierowani szczerymi intencjami nie pytajmy: „Który to już miesiąc?”, bo możemy komuś sprawić przykrość. A jeżeli już zdecydujemy się ustąpić miejsca w tramwaju, to mając na uwadze powyższe, nie mówmy, że to dla kobiety w ciąży.

Jeżeli znajomi przynoszą naszemu dziecku upominki, a my tego nie popieramy, śmiało o tym mówmy. Jeżeli nie mamy nic przeciwko, to taktownie będzie się zrewanżować – po wcześniejszej konsultacji z rodzicami.
Zdarza się, że nie stać nas na równorzędny rewanż, ale może będziemy w stanie odwdzięczyć się w inny sposób – np. zaopiekować się dzieckiem znajomych, kiedy będą chcieli pójść do kina.

 

Budowanie wizerunku w sieci

Pokaż mi swój profil w mediach społecznościowych, a powiem ci, kim jesteś – tak dziś można sparafrazować to powiedzenie. Ale przecież różne portale, szczególnie te związane z życiem zawodowym, powstały właśnie w tym celu, byśmy mogli dokonać autoprezentacji. W zależności od naszych celów wizerunek może być spójny z tym, co prezentujemy na co dzień, bądź podkoloryzowany. To już jednak nasza decyzja i to my ponosimy późniejsze konsekwencje.

Przed utworzeniem profilu w mediach społecznościowych warto zadać sobie kilka kluczowych pytań: Ile chcę pokazać? Co chcę pokazać? W jaki sposób? Czy warto to pokazywać? Jaki cel chcę osiągnąć?

Należy pamiętać, że to, co publikujemy w różnego rodzaju serwisach, już tam zostaje i ktoś może zarchiwizować treść bez naszej zgody, zanim podejmiemy decyzję o usunięciu takiego czy innego wpisu, zdjęcia bądź nagrania. Nieraz „zrzut z ekranu” był dowodem w jakiejś dyskusji i pędził przez świat szybciej niż Pendolino.

Media społecznościowe to miejsce, do którego regularnie zaglądają również osoby rekrutujące oraz, coraz częściej, pracodawcy, bo uznali, że należy monitorować, kto i jak wypowiada się w kwestiach, z którymi ich firma może być identyfikowana. Jeżeli w portalu dla menedżerów piszemy bardzo merytoryczne komentarze, to plus dla nas, ale jeżeli w innym miejscu w sieci pokazujemy wszystkim swoje bardzo frywolne życie prywatne, niedwuznacznie wypowiadamy się na tematy społecznie delikatne (każdy ma prawo do wyrażania swojego zdania, myślę tu o mało eleganckim języku i poziomie dyskusji odległym od konstruktywnej wymiany poglądów), to pracodawca bądź potencjalny pracodawca mogą zadać sobie pytanie: „Czy osoba, która dla nas pracuje lub nad którą się zastanawiamy, wie, co to znaczy takt? Czy faktycznie, pomimo że ma doświadczenie, powinna dla nas pracować?”.

Dlatego za każdym razem, kiedy będziemy chcieli wrzucić zdjęcie z piątkowego przyjęcia, którego pozazdrościliby nam bohaterowie „Kac Vegas”, lub pod wpływem emocji skomentować ważki temat – zastanówmy się dwa razy. Już nie wspominam o zdjęciu profilowym, bo każdy wie, że foto w bikini przy opisie osoby pracującej w banku będzie bardzo śmieszne, ale dla wąskiej grupy odbiorców – tej kluczowej – nie do zaakceptowania.

Adam Jarczyński: „Z klasą, na luzie. Dobre maniery, zdrowy rozsądek i sztuka łamania zasad”, S.I.W. ZNAK, Kraków 2017