wiadectwo urodeniaWSCompo Ludzie

DŁUGA DROGA DO ŚWISŁOCZY

Koszaliński przedsiębiorca i fotografik Edward Grzegorz Funke po wielu latach spełnił swoje marzenie – odwiedził rodzinną Świsłocz na Białorusi. Był jednym z głównych gości jubileuszu miasteczka.

 

Trochę historii. Jest 1982 roku. 38-letni wówczas Edward Grzegorz Funke jedzie do pracy przy budowie platform wydobywczych ropy naftowej w Gabonie. Ma przesiadkę we Francji. Tu musi m.in. założyć konto bankowe. Urzędnik w banku z niepokojem czyta w paszporcie pana Grzegorza: miejsce urodzenia Świsłocz, ZSRR.

„Ty jesteś Rosjaninem, komunistą!” – oznajmia i odmawia otwarcia rachunku.

Funke kreśli na kartce przedwojenne kontury polskich granic i pokazuje, ile terytorium zagarnął Związek Radziecki. Urzędnik ze zrozumieniem kiwa głową i nie robi już przeszkód.

Potem, już w Afryce, przełożony z francuskiej firmy zamyka paszport Grzegorza w sejfie. „Nie pokazuj tego na ulicy. Jeśli policja zobaczy, że jesteś z ZSRR, od razu cię zamknie!”.

34 lata później, wrzesień 2016 roku. Świsłocz leżąca na terytorium Białorusi świętuje swoje 760-lecie. Edward Grzegorz Funke i jego żona Krystyna są jednymi z głównych gości obchodów. 2 września w miejscowym muzeum otwarta zostaje wystawa fotografii Grzegorza. Tak rozpoczyna się świętowanie jubileuszu. – Oni są dumni z męża. Podziwiają go za to, że coś w życiu osiągnął, a nie wypiera się miejsca, z którego pochodzi – mówi Krystyna Funke.

 

Miasto hrabiego

Świsłocz to siedmiotysięczne miasteczko położone 15 kilometrów od granicy z Polską.

Miasto jest małe, ale szczyci się bogatą historią. Pierwsza wzmianka o Świsłoczy pojawiła się w dokumentach w 1256 roku i właśnie rocznicę tego wydarzenia świętowano we wrześniu tego roku.

Przez kilkadziesiąt lat miasto było częścią Wielkiego Księstwa Litewskiego. Potem w XVI i XVII wieku było własnością polskiej magnaterii. Od 1778 roku należało do hrabiego Wincentego Tyszkiewicza – senatora i społecznika. To za jego czasów Świsłocz, korzystnie położona przy drodze z Brześcia do Grodna, bardzo się rozwinęła: w centrum został wytyczony rynek, założono jarmark. Powstał teatr, park i małe zoo. W 1805 roku Tyszkiewicz ufundował słynne gubernialne gimnazjum, w którym historii uczył Jan Czeczot, przyjaciel Adama Mickiewicza. Dziś gmach dawnego gimnazjum to jedna z niewielu zachowanych historycznych budowli.

Przez wieki w Świsłoczy zgodnie żyli obok siebie przedstawiciele kilku nacji. Przed wojną 50 procent obywateli stanowili Żydzi, 20 procent Polacy, resztę – Białorusini. W 1941 do miasta wkroczyli hitlerowcy, rok później zlikwidowali miejscowe getto, mordując ponad 1500 żydowskich mieszkańców. – Zbrodnię tę upamiętnia obelisk wzniesiony w uroczysku Wiszewnik. Odwiedziliśmy to miejsce we wrześniu – opowiada pan Grzegorz.
13-fot-grzegorz-funke

Przez sześć kontynentów

Edward Grzegorz Funke urodził się w Świsłoczy 18 czerwca 1944 roku. Sześć tygodni później do miasteczka wkroczyły wojska radzieckie. – Wojna się skończyła, ale my musieliśmy opuścić dom. Tak się zaczęła i moja wielka podróż życia – mówi.

Po repatriacji rodzina kilkakrotnie zmieniała miejsce zamieszkania. – W 1951 roku już na dobre zatrzymaliśmy się w Koszalinie. Nasza Świsłocz przestała należeć do Polski, a Koszalin właśnie stał się polski. Taki paradoks historii.
Maturę zdaje w gdańskim Technikum Łączności, potem rozpoczyna studia w tamtejszej Politechnice. Fascynuje go fotografika. Jako fotoreporter współpracuje z prasą studencką, jest organizatorem salonu fotograficznego w klubie studenckim „Artema”. Jego zdjęcia ukazują się w ogólnopolskim tygodniku „ITD”. Jest organizatorem i jurorem uczelnianych konkursów fotograficznych. W 1967 roku dokumentuje słynną wizytę na Wybrzeżu prezydenta de Gaulle`a.

Od 1969 należy do Koszalińskiego Towarzystwa Fotograficznego, działa też w Bałtyckim Towarzystwie Fotograficznym. Uczy młodzież sztuki fotografowania.

Pracuje na uczelni, robi doktorat, a po powrocie z Afryki zakłada w Koszalinie własny biznes. Przede wszystkim jednak uwielbia podróżować.

Od końca lat dziewięćdziesiątych realizuje z żoną projekt fotograficzny „Portret Świata”. Odwiedzają najodleglejsze i najbardziej egzotyczne miejsca na globie. W 1999 roku jadą na Mauritius, w 2000 – na Dominikanę. Potem jest Kalifornia, Nowa Zelandia, dwukrotnie Chiny, Republika Południowej Afryki, Peru, Malezja, Australia… Pani Krystyna starannie dokumentuje podróże. – Największe dotychczasowe przeżycie? Wyjazd do Etiopii w 2014 roku – mówi po krótkim zastanowieniu. – Pokonaliśmy jeepami 6 tysięcy kilometrów. Dotarliśmy w najbardziej niedostępne rejony, gdzie żyją jeszcze dzikie plemiona na przykład Mursi. Ci ludzie nie umieją liczyć, nie znają telefonów. Dziewczyny w wieku 13-14 są obrzezywane. Ale cywilizacja już tam dociera: Amerykanie budują cukrownie, a Chińczycy – drogi.

W ubiegłym roku byli w Indonezji i na Singapurze. – Wyjątkowym przeżyciem była podróż stateczkiem na jedną z indonezyjskich wysp. Był potworny sztorm. Rzucało statkiem niczym łupiną orzecha. Woda wlewała się przez okienka. Myśleliśmy, że to już nasza ostatnia noc. Wszyscy się modlili, nawet ci, którzy raczej się nie modlą. Ale przygoda dobrze się skończyła.

Kolejne podróże to nie tylko wspomnienia i liczne pamiątki (kapelusze, lalki, ceramiczne krzyże wypełniają całą ścianę domu). To przede wszystkim fotografie.

Swoje prace – nie tylko te powstałe podczas zagranicznych wypadów – Edward Grzegorz Funke prezentował na blisko 90 indywidualnych wystawach. Kilkakrotnie nagradzany nagrodą prezydenta Koszalina. W 2011 roku otrzymał nagrodę „Pro-Arte przyznaną przez marszałka województwa zachodniopomorskiego. Trzy lata później minister kultury i dziedzictwa narodowego przyznał mu brązowy medal „Zasłużony kulturze Gloria Artis”.

18-fot-grzegorz-funke

Święto Świsłoczy

Od lat marzeniem pana Grzegorza był wyjazd do miasta przodków i pokazanie prac za wschodnią granicą. Kilkanaście lat temu pomagał w zorganizowaniu w Koszalinie wystawy artysty z Grodna. – I wtedy padło pytanie, czy bym nie chciał mieć wystawy na Białorusi.

Zgodził się bez wahania. Swoje fotografie prezentował w Grodnie i w Mińsku. – W stolicy miałem wystawę w Pałacu Republiki. To jeden z najważniejszych gmachów w mieście.

Kilka lat później miał też wystawę w Świsłoczy. Podczas pierwszego pobytu w Swisłoczy w 2011roku z przewodnikiem poznawali miasteczko i okolice: plac, na którym stał kościół – miejsce chrztu Grzegorza i ślubu jego rodziców, miejsca po piekarni dziadka i po domu rodzinnym.

W tym roku przyszło zaproszenie na obchody 760-lecia miasta.

Dwudniowe obchody jubileuszu były wielkim świętem. Na inaugurującej uroczystość wystawie w Muzeum Historyczno-Krajoznawczym Edward Grzegorz Funke pokazał swoje zdjęcia z Etiopii, Chin, Indonezji i innych odległych miejsc. Podczas wernisażu odbyła się promocja jego albumu „Moja podróż przez sześć kontynentów do Świsłoczy”. On sam podarował muzeum ponad 60 oprawionych prac.

– Białoruś, jak wiadomo, jest krajem zamkniętym. Mieszkańcy nie mogą podróżować tak jak my. Pewnie dlatego zdjęcia męża cieszyły się takim zainteresowaniem – ocenia Krystyna Funke.

Potem była konferencja naukowa poświęcona biografii hrabiego Wincentego Tyszkiewicza i jego zasługom dla Świsłoczy i regionu. Przyjechali profesorowie z Mińska i Grodna, a także z Litwy i Łotwy. – Na Białorusi jest ogromne zainteresowanie historią. Ludzie chętnie wspominają wydarzenia z czasów świetności.
Dlatego wielki festyn, który następnego dnia odbył się w centrum miasta, poprzedził odtańczony przez mieszkańców polonez. Na czele barwnego korowodu szedł artysta przebrany za hrabiego Tyszkiewicza i dama wcielająca się w postać Marii Teresy Potockiej (bratanica ostatniego króla Polski, żona Tyszkiewicza).
Na rozstawionych wzdłuż głównej ulicy sztalugach miejscowi artyści prezentowali swoje obrazy i rzeźby. Były zabawy i koncerty dla dzieci i młodzieży. Swoje produkty promowali miejscowi rzemieślnicy i wytwórcy ze Świsłoczy i całego regionu. Stoły kiermaszowe uginały się od jadła i napitków.

– Tak hucznych obchodów nie powstydziłoby się duże miasto – relacjonuje pan Grzegorz, dodając, że starał się promować Koszalin, który przecież świętuje 750-lecie. – Burmistrzowi Świsłoczy przekazałem pamiątki związane z jubileuszem Koszalina. Podarowałem też ceramikę z widokiem koszalińskiego ratusza wykonaną na nasze zamówienie przez Beatę Marię Orlikowską.

Własne stoiska miały okoliczne wsie. Mieszkańcy prezentowali produkty rolnicze i wyroby ludowe. Wyjątkowe było stoisko wsi Porozowo. – Tam jest największe w okolicy skupisko Polaków. Stoisko zostało udekorowane w polskich barwach narodowych. Mieszkańcy recytowali wiersz o przywiązaniu do polskości. To było niezwykle wzruszające.

Wnuki nie zapomną

W Świsłoczy jak przed laty zgodnie współżyją przedstawiciele różnych nacji i religii. Na skrzyżowaniach dróg krzyże katolickie stoją obok prawosławnych. – Odwiedziliśmy kościół katolicki pw. świętego Franciszka. Napisy po polsku, polskie śpiewy, święcenie tornistrów.

Ludzie żyją skromnie, ale są niezwykle serdeczni i gościnni. Krewni mieszkający w okolicy zaprosili pana Grzegorza i jego żonę na wystawny poczęstunek. Ryszard i Janina Koziukowie prowadzący duże gospodarstwo agroturystyczne Folwark u Rysia w Karewiczach, już po raz drugi zorganizowali na ich cześć wystawną biesiadę. – Cieszę się, że udało się nam odwiedzić miasto moich przodków. Może dzięki temu i nasze wnuki będą o nim pamiętać – podsumowuje pan Grzegorz.