6 1 Podróże, Przyjemności

Balkan Trip po koszalińsku

Prawie trzy tygodnie sierpnia do dyspozycji, czworo znajomych i niemłode już Volvo. Pewniki przed wyjazdem z Koszalina tylko dwa: chcemy doświadczyć albańskich bezdroży i odwiedzić Zatokę Kotorską. Cała reszta ustalana w trakcie. Czasem zatrzymywaliśmy się na jedną noc, innym razem na cztery. Pod koniec trasy licznik auta podsumował, że przejechaliśmy sześć tysięcy kilometrów.

 

Pierwszym przystankiem na dłużej był serbski Belgrad. Każdy kraj ma swój Malbork. W przypadku Serbii jest to Kalemegdan, XVII-wieczne fortyfikacje w samej stolicy, które warto odwiedzić ze względu na piękną panoramę ujścia rzeki Sawy do Dunaju. Teoretycznie główna atrakcja turystyczna Belgradu. Do tego pamiątkowe zdjęcia przy reprezentacyjnym Hotelu Moskwa i ogromnej Cerkwi św. Sawy. Na koniec dnia klimatyczna uliczka Skardarlija, której walory zachęcają, aby spędzić na niej cały wieczór i pół nocy. Paryski Montmartre w Serbii. Wszystkie restauracje i puby mają swoich własnych muzyków, którzy dobierają repertuar w zależności od zasłyszanego języka, którym posługują się goście. Nam przypadła Kalinka. Byli blisko.

 

To nie farba o kolorze złota

Jeśli Bułgaria, to tylko Złote Piaski, reszta to nic ciekawego. Taką opinię usłyszałem od znajomego, który zna chyba wszystkie zakamarki Europy. My jednak trafiliśmy na kilkanaście godzin do Sofii. Miasto zostało założone przez Rzymian jako Serdika. Zabezpieczone pozostałości antycznego grodu można zwiedzać w samym centrum stolicy. Największą (także dosłownie) atrakcją w Sofii jest Sobór św. Aleksandra Newskiego. Jest to druga co do wielkości świątynia prawosławna na świecie. Na jej dachu znajduje się 12 kg prawdziwego złota. Ciekawostka – bardzo podobny, majestatyczny obiekt istniał w Warszawie na obecnym Placu marszałka Józefa Piłsudskiego. Traktowany jako symbol rosyjskiego panowania został rozebrany w 1926 roku.

Przed wyborem miejsca noclegowego w Sofii ważne, aby bardzo szczegółowo sprawdzić recenzje i opinie obiektu. Zdjęcia kłamią. Nawet w normalnej cenie można trafić na przerobiony na pokoje gościnne budynek gospodarczy w dzielnicy porównywalnej do koszalińskiego „trójkąta” w latach jego największej „świetności”.

2

„Lech Wałęsa wielki człowiek”

Czerwone od klimatyzacji spojówki, butelka słonego Ajrana w dłoni i folkowa muzyka w stacjach radiowych. Mijamy opuszczone i zdewastowane obiekty sportowe wybudowane na olimpiadę w 2004 roku. Jesteśmy w Grecji. Zamiast do wielkiego kurortu, trafiliśmy do urokliwej wioski Kerkini. Pierwsze pytanie miejscowych – „Jesteście z Polski? Lech Wałęsa wielki człowiek”. Słowa wypowiedziane łamanym angielskim przez sympatycznego, zajadającego się chałwą i wafelkiem brodatego Greka. Główną atrakcją okolicy jest sztucznie utworzone, mające aż 17 km długości, malownicze jezioro. Okazało się, że znaleźliśmy się w okolicy, która regularnie przyciąga pasjonatów ptactwa. Właściciela restauracji zapytałem o nazwę białych ptaków, których stado koczowało na lądzie. Załatwiłem tym samym całej grupie półgodzinny wykład edukacyjny na zapleczu – z prezentacją multimedialną włącznie. Już wiemy, jak wygląda czapla biała.

Życie w takim miejscu toczy się w slow motion, mamy dużo czasu na konsumpcję fig, granatów i oliwek rosnących na wysokości ramion. Na łąkach sielskie obrazki – mnóstwo owiec.

9

Kraj mercedesów i rakiji

Albania to podobno dziki kraj – może z powodu liczby Polaków, których spotyka się tam na każdym kroku. Na przystanku autobusowym Śląsk, w restauracji Olsztyn, na plaży Świdwin, a w sklepie późnym wieczorem niestety nie dało się już zrozumieć. Turyści w Albanii na drodze mają status nietykalnych, wyjątkowych gości. Policja kontroluje za to bardzo dokładnie miejscowych i to co kilka kilometrów miejscowi – najprawdopodobniej przez ilość plantacji marihuany w tym kraju.

Na początku odwiedziliśmy Ksamil, niewielki kurort na południu Albanii, w którym nawet karty menu były przygotowane w języku polskim. Palmy, ciepła, błękitna woda, egzotyczne widoki i zaledwie kilkumetrowe kamieniste plaże. Popularne są rodzinne biznesy: żona robi naleśniki z czekoladą, ojciec obsługuje ekspres do kawy, a ich 12-letnia córka jest kelnerką. Dzień zaczyna się od spaceru do piekarni po kilka sztuk burka – ciasta nadziewanego serem, szpinakiem, mięsem czy cebulą. Do tego gęsta kawa po turecku albo espresso. Dla miłośników mocniejszych trunków brzoskwiniowa rakija domowej roboty kupiona w plastikowej butelce. W pobliżu Sarandy można zajechać do Butrintu, ruin starożytnego najpierw greckiego, a później rzymskiego miasta.
Na północy Albanii wylądowaliśmy w okolicach Durres. Intensywny suchy wiatr znad Morza Adriatyckiego, obwoźna sprzedaż winogron na osiołkach i wielkie muszelki na dużych, piaszczystych plażach.

W albańskich górach wąskie drogi są zawieszone nad przepaściami powodującymi efekt spoconych dłoni. Barierki pojawiają się tylko w nielicznych miejscach. Czasem jeszcze jakieś bydło postanowi odpocząć sobie na środku drogi, albo piętrowy autokar wyłoni się z naprzeciwka. Adrenalina wzrasta, wrażliwi i przesadnie zestresowani koniecznie powinni się przesiąść na tylne siedzenia.

Uważasz, że jesteś dobrym kierowcą? Zapraszamy na godzinną przejażdżkę po Tiranie. Ze szczególnym uwzględnieniem poruszania się na rondzie. Niekontrolowany chaos na drogach pełnych mercedesów.
Największe zaskoczenie wyjazdu w Góry, wielka woda, klimatyczne uliczki z kocich łbów. Gdzie znaleźć to wszystko w jednym miejscu? W macedońskim Ochrydzie. To był istotny punkt na trasie naszej podróży. Najprawdopodobniej to właśnie tutaj św. Klemens Ochrydzki stworzył cyrylicę. Małe domki pokryte czerwonymi dachami, sympatyczni ludzie na każdym kroku i ceny przyjazne przedstawicielom wolnych zawodów z Polski. Miasto, w którym można się zakochać. Zwiedzamy je w towarzystwie bezpańskich psów liczących na resztki z talerza.

Jednym z najcenniejszych zabytków kraju jest Cerkiew św. Zofii. Warto zajrzeć też do zrekonstruowanej Cerkwi św. Pantelejmona. W Ochrydzie wielkie wrażenie zrobiła na nas budowla starożytnego teatru z okresu hellenistycznego. Z dwóch stron jest on otoczony wzgórzami, które stanowią naturalną ochronę przed zakłócaniem akustyki przez wiatr.

18

Piasku nie ma, ale jest pięknie

Każdy urlop się kiedyś kończy, a polskie jesienno-zimowe słoty dopadną nas niezawodnie. Po wizycie na Bałkanach grzańcem dla ciała będzie kieliszek rakiji, a jego odpowiednikiem dla duszy staną się zachowane w pamięci stopklatki z Zatoki Kotorskiej. Objechaliśmy ją dookoła. Jako miejsca naszego dłuższego pobytu wybraliśmy kilka miejscowości – Tivat, Kotor, Herceg Novi, Denovici. Kotor zachwyca klimatem wąskich i krętych uliczek pamiętających czasy średniowiecza. W Herceg Novi uwagę przykuwa bogata i różnorodna roślinność oraz ilość zabytkowych świątyń. Czarnogóra podobnie jak Macedonia może na dobre zauroczyć swoimi walorami. Kocha się nie za cokolwiek, ale pomimo wszystko. Zapierające dech w piersi widoki wynagrodzą nam konieczność wypoczywania na betonowych płytach i płacenia w euro.

Bałkany, widzimy się za rok!