cover 20 Temat z okładki
Fot. AGNIESZKA ORSA

HEAN OPAKOWANIA
DO SUKCESU MAŁYMI KROKAMI

Kiedy trzymamy w dłoni służący za opakowanie foliowy woreczek z kolorowym nadrukiem, zamknięty próżniowo albo na tzw. strunę, nie zdajemy sobie sprawy z tego, ile nowoczesnej wiedzy i technologii potrzeba do jego wytworzenia. I z pewnością nie przypuszczamy, że jedna z pięciu najnowocześniejszych w Polsce wytwórni tego typu opakowań mieści się przy cichej ulicy w podkoszalińskich Mścicach. Wśród klientów ma zaś setki znanych przedsiębiorstw z kraju i zagranicy, w tym tak potężne marki jak KFC czy IKEA. Firma szykuje się właśnie do kolejnego skoku technologicznego.

Jak wiele firm obchodzących ostatnio 25-lecie istnienia, HEAN Opakowania powstała właściwie z niczego. Założona przez Henryka Głuszko i Andrzeja Pawlaka, a po ich śmierci rozwijana jest przez synów – Jakuba Głuszko i Michała Pawlaka, których wspierają żony – Joanna i Gabriela oraz mamy Anna i Barbara.

 

HEAN, bo HEnryk i ANdrzej

W roku 1990, kiedy w Polsce zachodziły burzliwe przemiany i rodziła się nowa gospodarka, państwo Anna i Henryk Głuszkowie postanowili spróbować działalności na własny rachunek. Wcześniej pracowali w zakładach zbożowych w Stoisławiu.

Andrzej Pawlak, były sportowiec – judoka, zawodnik koszalińskiej Gwardii, po zakończeniu kariery sportowej początkowo pracował jako nauczyciel wychowania fizycznego w jednej z koszalińskich szkół średnich. Później jednak rozpoczął własną działalność. Jeszcze w czasach poprzedniego ustroju zajął się w Mścicach produkcją grzejników elektrycznych. Jednak po roku 1989 wskutek zmian także w sektorze energetycznym popyt na te urządzenia zmalał. Pan Andrzej szukał pomysłu na nowy rodzaj działalności i dysponując pewnym kapitałem oraz nieruchomościami pozostałymi z poprzedniej działalności przystąpił do spółki z państwem Anną i Henrykiem Głuszko.

Rozruch firmy trwał około roku. Pani Anna wspomina: – Początki były trudne. Nie było oczywiście Internetu, nie było telefonów komórkowych. Nawet założenie zwykłego telefonu okazywało się poważną operacją, zwłaszcza na wsi. A kontakty były najważniejsze. W Niemczech nasi mężowie wypatrzyli pierwszą linię produkcyjną, oczywiście używaną, bo było nas stać tylko na taką i ją sprowadzili. Szukali również surowców. Czasami pochodziły one z Niemiec, czasami z Danii. Tam te półprodukty uznane były często za nieopłacalne do dalszego wykorzystania, a my potrafiliśmy je przerobić i produkować z nich opakowania.

Pani Anna dodaje: – Coś na temat wytwarzania woreczków foliowych wiedzieliśmy od naszych znajomych i krewnych, którzy wcześniej się tym zajmowali. Ale kompletnie nic o innych aspektach prowadzenia biznesu. Wszystkiego uczyliśmy się praktycznie, na własnej skórze. A czasy były ciekawe. Zbyt na wyroby gwarantowany, bo rynek chłonął każdą ilość opakowań foliowych. Gorzej było ze zdobyciem surowca. Granulat polietylenowy, z którego wytwarzaliśmy tak zwane rękawy foliowe, czyli produkt wyjściowy do produkcji opakowań, dosłownie zdobywaliśmy, jeżdżąc po kraju. Kupiliśmy wtedy pierwsze bardzo proste urządzenie.

 

W ślad za rynkiem

Pierwszymi klientami firmy były głównie powstające w tamtych czasach firmy rybne i zakłady mięsne, które potrzebowały opakowań foliowych. Z czasem pojawiali się kolejni klienci z innych branż. Ich potrzeby nakręcały rozwój, bo wytwórnia musiała dostosowywać się do zmieniających się oczekiwań odbiorców. Obecnie przetwórstwo rybne nadal zamawia opakowania, ale w stosunku do całości produkcji są to już ilości niemal symboliczne.

W ostatnich latach jednym z większych rynków dla HEAN Opakowania stał się sektor opakowań karmy i wszelkiego rodzaju produktów dla zwierząt, określany w branżowym żargonie jako Pet Food. Michał Pawlak dzieli się swoimi wrażeniami z niedawnych targów zoologicznych w Norymberdze: – Widzieliśmy tam dużo produktów zapakowanych w nasze opakowania. Odczuwaliśmy dużą satysfakcję, bo mieliśmy naoczny dowód, że robimy coś, co dotrzymuje kroku europejskiemu rynkowi.

Sektor Pet Food rozwija się żywiołowo. Wymagania stawiane opakowaniom przez wytwórców karmy stale rosną. Muszą być one nie tylko kolorowe i trwałe, ale przede wszystkim w wygodny i pomysłowy sposób zamykane, produkowane w ścisłym reżimie higienicznym.

Gabriela Pawlak tak to podsumowuje: – Produkty dla zwierząt stają się coraz doskonalsze. Pojawiają się pod znanymi markami, nawet takimi jakie kojarzyły się do niedawna wyłącznie z modą. Są więc na przykład akcesoria dla psów czy kotów nawet takich marek jak Trussardi czy innych równie znanych, ulokowanych na najwyższej modowej półce. Takie produkty wymagają oczywiście również odpowiednio wyglądających i jakościowo doskonałych opakowań.

Jakub Głuszko dodaje: – Kiedy kilka lat temu rozmawialiśmy z pierwszymi klientami z tej branży, patrzyliśmy na nich sceptycznie, bo nie wydawało nam się, że mógłby być to specjalnie rozwojowy segment rynku. Tymczasem to, co się na nim dzieje, jest wprost niesamowite. Pomysłowość producentów jest ogromna, a ich oczekiwania wobec kooperantów coraz wymyślniejsze.

Michał Pawlak i Jakub Głuszka

Kamienie milowe

Aby sprostać rosnącym potrzebom klientów, firma systematycznie się rozwija. Chociaż podczas rozmowy słyszymy od jej właścicieli, że był to i jest nadal rozwój dokonywany małymi kroczkami, to kiedy zestawi się proste produkty sprzed 25 lat z tymi, jakie opuszczają zakład w Mścicach obecnie, dostrzegamy przepaść.

Pani Anna Głuszko relacjonuje: – Pierwsze urządzenia sprowadzaliśmy w większości jako przechodzone z Niemiec , co najmniej kilkuletnie. Ale dzięki staranności i dbałości o nie, dalej służyły i z powodzeniem produkowały coraz bardziej skomplikowane opakowania. Z czasem przybywały kolejne, bardziej zaawansowane technicznie.

Kupowaliśmy również urządzenia polskie, ale nie wytrzymywały one konkurencji z nawet starszymi i używanymi sprowadzanymi z Zachodu. To wciąż była ogromna różnica w wydajności, a przede wszystkim niezawodności i trwałości.

Decyzje o zakupie następnych, w tym pierwszych nowych maszyn, zawsze były obarczone dużym ryzykiem, bo nie było pewności, czy znajdzie się dla nich wystarczająco dużo pracy.

Wyborem wyposażenia zajmują się wspólnie panowie Jakub i Michał. Tak jak wcześniej ich zmarli ojcowie (Andrzej Pawlak zmarł w 2005, Henryk Głuszko w roku 2014), odwiedzają imprezy targowe, przyglądają się nowinkom, nawiązują kontakty. To dzięki nim zrodziła się u obu fascynacja Japonią. Odwiedzili ten kraj dwa lata temu i jak mówią zgodnie, doświadczyli szoku kulturowego.

Chodzi zwłaszcza o podejście do biznesu, do relacji z kontrahentem. Mówi Michał Pawlak: – Kiedy kupowaliśmy w Szwajcarii naszą pierwszą maszynę z prawdziwego zdarzenia, opóźnienie w dostawie z winy producenta wyniosło siedem miesięcy. A japońska maszyna była gotowa przed czasem. To co mnie najbardziej urzekło, to sposób przyjęcia listu intencyjnego.

Jakub Głuszko uzupełnia: – Nawet nie podpisanie, ale właściwie przyjęcie. Polegało to na tym, że przesłaliśmy mailowo informację, jakiego urządzenia potrzebujemy. I to wystarczyło.

Włącza się Michał Pawlak: – Potem mieliśmy zaszczyt uścisnąć dłoń właściciela zakładu. Wystarczyło to za zapewnienie, że my maszynę odbierzemy i za nią zapłacimy. A w grę wchodziły niemałe pieniądze. Ogromne zaufanie, niewyobrażalne w naszej kulturze. Wiara w siłę danego słowa.

 

W świecie najwyższej jakości

Jakub Głuszko wyjaśnia: – Japońska linia zgrzewająca to Rolls-Royce na rynku opakowań. Przez długie lata nie mogliśmy nawet marzyć o tym, by kupić coś z ich urządzeń. Owszem, przeglądaliśmy katalogi, wiedzieliśmy co robią i tyle. W 2013 roku będąc na targach w Düsseldorfie zobaczyliśmy tę maszynę, która dla nas była wówczas doskonałym rozwiązaniem. Zawzięliśmy się i zdecydowaliśmy się na zakup. Warto powiedzieć, jak wyglądały negocjacje. Kiedy kupowaliśmy linię produkcyjną w Szwajcarii, każdy drobiazg, jakiś dodatkowy element, był problemem. Za wszystko trzeba było płacić dodatkowo. A kiedy pojechaliśmy do Japonii – kompletnie inne podejście. Siedliśmy do stołu, a producent nas pyta: „Jakie formy wam są jeszcze potrzebne?”. „Jak to? Za darmo?” „No, tak. Co dodatkowo jest wam potrzebne?”. Tak się rozpędziliśmy w tym koncercie życzeń, że musiał nas trochę stopować.

Kiedy maszyna dotarła drogą morską do Mścic, panowie Jakub i Michał po raz kolejny zetknęli się z ogromną różnicą w kulturze technicznej i biznesowej między Europą a Japonią. – Maszyna przyjechała w dwóch ogromnych kontenerach rozłożona na części. Każda część w oddzielnej drewnianej skrzyni dodatkowo zapakowana w hermetycznie zamkniętą folię. Każda starannie opisana. Wyciągaliśmy je i przenosiliśmy do hali produkcyjnej przez trzy dni. Później przyjechał serwisant firmy z Japonii, złożył maszynę i przeszkolił nas w jej obsłudze. Wszystko odbyło się w idealnym porządku, na czas, perfekcyjnie. To nam ogromnie zaimponowało.
Poznawanie możliwości i atutów urządzenia zakupionego w Japonii zajęło trochę czasu. Jednak praktyczny test wypadł doskonale. Stąd myśl, by kupić kolejną linię produkcyjną także u tego samego producenta. Tym razem być może ze wsparciem funduszy unijnych. Mówi Jakub Głuszko: – Nasz wniosek zawiera opis paru oryginalnych rozwiązań, naszych własnych, niestosowanych nigdzie na świecie. Liczymy na to, że przy ocenie naszej aplikacji będzie to ważny argument. Nie chcemy tutaj zdradzać, na czym polegają te nasze nowe pomysły, ale zapewniam, że są bardzo obiecujące i na pewno mieszczą się w pojęciu gospodarczej innowacyjności. Zastosowanie ich da nam istotną przewagę konkurencyjną na rynku.

Laikowi może się wydawać, że nic prostszego niż wyprodukować foliowy woreczek. Tymczasem za poszczególnymi rozwiązaniami stoi ogromna wiedza z wielu dziedzin. – Kto by pomyślał, że tu ma zastosowanie 14 patentów – Jakub Głuszko podnosi w dłoni kolorowy woreczek w specjalnie ukształtowanym formacie i z zamknięciami typu zipper. – Tutaj wszystko jest szczytem zaawansowania technologicznego i wykorzystaniem osiągnięć chemii, inżynierii materiałowej, wzornictwa. A wszystko bierze się stąd, że współczesne opakowania muszą spełniać mnóstwo funkcji, o jakich końcowy konsument nie ma pojęcia.

2014-03-21 07.30.55

Lider rynku wyrósł po cichu

Firmy takie jak HEAN Opakowania można policzyć w Polsce na palcach jednej ręki. Każda ma nieco inny profil działalności. Można powiedzieć, że nie przeszkadzają sobie nawzajem.

Jakub Głuszko komentuje: – Każdy zajął jakąś niszę. Na przykład w naszym przypadku jest to opanowanie sposobów pakowania zgodnie z wymaganiami sieci IKEA. Wszystkie materace jej produkcji są pakowane w nasze worki. Chodzi oczywiście o pakowanie próżniowe, dzięki któremu transport staje się wydajniejszy i ekologiczny, bo zużywa się mniej paliw. Jeśli wcześniej w kontenerze mieściło się na przykład 100 materacy, po zapakowaniu próżniowym zmniejsza się ich objętość i mieści się ich 1000. Korzyść jest ewidentna. W taki właśnie sposób te produkty docierają na przykład do Stanów Zjednoczonych.

Każdy z nas może się w sklepie IKEA zetknąć z produktami z Mścic – choćby kupując poduszki, które także są sprzedawane jako „skompresowane”. Może nawet sąsiedzi zakładu, kupując rozmaite produkty, nie przypuszczają, że opakowania do nich powstały parę kroków od ich domu, tuż za płotem.

O specjalizacji poszczególnych zakładów ze wspomnianej czołówki producentów zdecydowały inwestycje w określone technologie. Michał Pawlak tłumaczy: – Trafiały do nas w jakimś czasie zamówienia o podobnym charakterze – takie, jakich wcześniej nie było. Wtedy my siadaliśmy i szukaliśmy rozwiązania: technologii, maszyn, wzorów. Inni, gdy to dostrzegli, dochodzili do wniosku, że sami szybko do takiego poziomu nie dojdą i skupiali się na innym rodzaju produkcji. Podobnie my, widząc osiągnięcia konkurentów, nie próbowaliśmy na siłę robić tego samego. W taki naturalny sposób rynek się podzielił. Każdy ma po kilka istotnych nisz i je obsługuje. Funkcjonują oczywiście mniejsi wytwórcy, ale wygrywamy z nimi jakością. Osiągnięcie określonego poziomu w tym zakresie to nie tylko kwestia odpowiednich surowców i urządzeń, ale i doświadczenia.

Jakub Głuszko dodaje: – Momentami czujemy się jak kreatorzy rynku. Robimy rozmaite eksperymenty. Czasami coś wymyślamy, rozsyłamy przykładowe produkty i czekamy. Po miesiącach ktoś się odzywa z informacją, że dany wzór mu się spodobał i chciałby go zastosować w większej skali. Tym sposobem zyskujemy klientów, którzy potrzebują opakowań z wyjątkowymi cechami. Chodzi na przykład o pakowanie przedmiotów wartościowych, gdzie jakość, wyjątkowość ma główne znaczenie. Istotne dla naszego rozwoju było to, że uważnie obserwowaliśmy rynek i jego potrzeby. Nadal wykonujemy dużo worków zwykłych, tak zwanych płaskich, ale są to często worki o formacie 1200 mm na 1800 czy 2300 mm. Nie każdy producent ma takie możliwości. A to dzięki szwajcarskiej maszynie możemy je wykonywać. Z kolei maszyna z Japonii pozwoliła nam obsłużyć rosnące zapotrzebowanie rynku Pet Food.

 

Japońskie myślenie

Tak jak w zakresie technologicznym, również w zarządzaniu młodzi menedżerowie HEAN Opakowania szukają własnej drogi. Niektórymi przyjętymi zasadami pewnie zadziwiliby konkurencję. Uznali na przykład, że najważniejsze nie jest zdobywanie za wszelką cenę kolejnych klientów i kolejnych zamówień, a raczej terminowość wykonania usługi i zadowolenie dotychczasowych odbiorców.

– Zdarza się, że pojawiają się klienci, którzy zamawiają coś u nas po raz pierwszy i oczekują wykonania zamówienia w bardzo krótkim czasie, na pstryknięcie palcem. My jasno im mówimy, że termin jest dla nas nierealny. Wtedy wielu dziwi się i idzie gdzie indziej. Ale my wiemy, że kiedyś wrócą do nas, bo wiemy jaką oferujemy jakość. Nie zależy nam na rozszerzaniu listy klientów za wszelką cenę. Wolimy spowodować, by dotychczasowi czuli się w relacjach z nami komfortowo, bo to procentuje zaufaniem i, co warto podkreślić, polecaniem nas innym firmom. A nie ma skuteczniejszej formy promocji niż rekomendacja kogoś komu ufamy.
Jak podkreślają menedżerowie HEAN Opakowania, będąc w Japonii, upewnili się, że obrali dobrą drogę. Podobne podejście zauważyli bowiem w firmie, z którą nawiązali współpracę: pierwszeństwo tam zawsze mają klienci „starzy”, a liczba klientów i cena nie stoją na pierwszym planie.

Siedziba firmy HEAN Opakowamnia

Normy jakości

HEAN od trzech lat pracuje w systemie BRC, a jest to międzynarodowy standard bezpieczeństwa żywności opracowany w Wielkiej Brytanii. Skupia on w sobie takie systemy jak HACPP oraz ISO. W związku z tym co roku w firmie odbywa się dokładny audyt. BRC jest wymagające – produkcję trzeba prowadzić według ściśle określonych reguł. Wszystko podlega systematycznej rejestracji, każdy ruch, każdy element produkcji. Kluczowa jest identyfikacja produktu od A do Z. To niezwykle ważne dla odbiorców działających w przemyśle spożywczym czy farmaceutycznym. Muszą oni mieć pewność, że na każdym etapie produkcji, a więc także etapie przygotowania opakowań, wszelkie normy są zachowane.

Od właścicieli firmy słyszymy: – Mamy wśród klientów również firmy farmaceutyczne. Standard higieniczny w przypadku żywności jest bardzo rygorystyczny. Standard dotyczący zakładów farmaceutycznych to jeszcze wyższe wymagania. Jesteśmy w stanie im sprostać, dlatego staliśmy stałymi dostawcami dwóch bardzo dużych firm farmaceutycznych. Nazwy nie padną, bo obowiązuje nas zasada poufności. Audyty jakie musieliśmy przejść były ekstremalne. Początek produkcji dla klienta z Niemiec wyglądał tak, że jego przedstawiciele dosłownie stali przy nas w czasie produkcji i przyglądali się każdemu szczegółowi. Przekonali się, ze jesteśmy w stanie zachować najwyższe standardy. Każda partia produkcji jest specjalnie oznaczana. Z każdej brana jest próbka i wysyłana do laboratorium. Dopiero po przebadaniu jest zwalniana i jedzie do Francji, skąd jest rozsyłana po Europie.

Duży krok

Planowany zakup kolejnej maszyny da firmie nowe możliwości. Wraz z wprowadzeniem własnych rozwiązań opisanych we wniosku o dofinansowanie unijne, będzie to poważny skok technologiczny. Ale już obecnie HEAN Opakowania to zakład nowoczesny, zdolny wykonywać najbardziej skomplikowane zamówienia.
Michał Pawlak mówi: – Mamy w swoim zakładzie także maszynę do tak zwanych opakowań barierowych, termokurczliwych, które obkurczają się na produkcie. Stosowane są one na przykład w przemyśle mięsnym. Z kolei termokurczliwe worki żółte i czerwone w przemyśle mleczarskim zastępują tradycyjne woski zabezpieczające sery twarde przez wysychaniem.

Pani Gabriela Pawlak dodaje: – Denerwuję się, kiedy widzę w sklepie ekspedientkę wbijająca w taki ser szpikulec z cenami. Ten czerwony albo żółty woreczek jest swego rodzaju membraną, która nie pozwala wpuścić do sera czynników z zewnątrz, ale ma też odprowadzić na zewnątrz gazy powstałe podczas dojrzewania. Warstwa ta jest po to, by produkt zachowywał długo świeżość. Takie przedziurawienie powoduje dostanie się powietrza i cały efekt idzie na marne.

Rzeczywiście w zwykłych z pozoru opakowaniach znajdujemy ślady wielu skomplikowanych rozwiązań, czasami nawet patentów. Patentami chronione są na przykład elementy, które mają zastosowanie w sposobach zamykania woreczków. Często są to tzw. zamki strunowe. Amerykańska firma, która zaopatruje w nie m.in. HEAN, ma w ofercie dwa tysiące ich rodzajów. To daje wyobrażenie, jak daleko zaszła technologia i jakimi szczegółami się ona zajmuje. Inne struny stosuje się do produktów sypkich, inne płynnych. Te do sypkich są asymetryczne, mają się rozwierać w taki sposób, by przy otwieraniu z woreczka nie wydostało się nic sypkiego, żaden „obłoczek” pyłu. Tymczasem wiele osób nie zdaje sobie sprawy ze skomplikowania tego rozwiązania i otwiera woreczek po prostu nożyczkami.

Jak przyznają właściciele firmy, jeszcze parę lat temu nie wyobrażali sobie, że z ich magazynu będzie wyjeżdżał towar pakowany w wielkie ciężarówki typu TIR. Obecnie to zwykła rzecz. HEAN zyskał zaufanie wielkich i wymagających odbiorców.

Zdobywanie takich zleceń wymaga czasu i cierpliwości, a możliwe jest dzięki temu, że firma proponuje najwyższą osiągalną na rynku jakość. – Czasami przygotowanie kontraktu zajmuje nawet rok – wspomina Jakub Głuszko. – Tak było na przykład z jedną z sieci telefonii komórkowej, dla której robimy woreczki na karty prepaidowe. Nie rozmawialiśmy z klientem docelowym, ale jego zaufanym dostawcą, czyli dla nas pośrednikiem. Liczba spotkań, dokumentów, wyjaśnień była ogromna. Już sądziliśmy, że nic z tego nie wyjdzie. Ale wyszło i z czasem klient przerzucił do nas cała potrzebną mu produkcję. Jesteśmy dumni z tego, że zyskaliśmy ich zaufanie.
W rozmowie rzadko padają konkretne nazwy odbiorców. Wynika to stąd, że coraz większa ich liczba wymaga podpisania umów o poufności. Chronią w ten sposób swoją własność intelektualną, a nam dają satysfakcję spełniania oczekiwań znanych i potężnych marek.

rozkładówka

Rodzina i drużyna

Jeśliby mierzyć wielkość firmy liczbą zatrudnionych, nie należy ona do dużych. Zatrudnia obecnie około 30 osób. Ale jest to zgrany i sprawdzony team. Pani Anna Głuszko podsumowuje: – Skompletowanie zespołu zajęło nam sporo czasu, ale dorobiliśmy się sprawnej drużyny. To bardzo istotne, bo praca przy nowoczesnych urządzeniach wymaga nie tylko zwykłej fizycznej sprawności, ale również odpowiednio wysokich zdolności intelektualnych i odpowiedzialności. Nasi pracownicy nam to zapewniają. Z kolei oni zawsze mogli liczyć na nas. Na przykład na to, że otrzymają wynagrodzenia na czas. To jedna z naszych kluczowych zasad. Nawet w trudnym czasie, kiedy kurs euro gwałtownie wzrósł, a my musieliśmy za surowce płacić według nowej ceny, nie spóźnialiśmy się z wypłatami. Przeżywaliśmy wtedy trudne chwile, bo produkcja była na granicy opłacalności, a czasem ponosiliśmy straty. Ale przetrzymaliśmy te trudności, a z nami nasi pracownicy.

Firma powstała jako rodzinna i taki charakter zachowała.

Od początku finansami w niej zajmują się panie Anna Głuszko i Barbara Pawlak, która zawsze prowadziła obsługę księgową. Z czasem do firmy dołączył pan Michał (po ukończeniu koszalińskiego „elektronika”), później jego żona Gabriela (z wykształcenia ekonomistka). Pan Jakub po ukończeniu Inżynierii Środowiska na Politechnice Koszalińskiej pracował w paru miejscach, zbierał rozmaite doświadczenia – m.in. w zakresie logistyki. Od roku 2005 włączył się w prowadzenie HEAN Opakowania. Obecnie w firmie pracuje również jego żona, Joanna Głuszko.

Jak małżonkowie znoszą to, że pracują razem? Pani Gabriela Pawlak komentuje: – Nauczyliśmy się, że sprawy zawodowe zostawiamy tutaj, w firmie. I na ogół nam to wychodzi.

Wtóruje jej mąż, pan Michał: – Kiedy przychodzę do pracy w poniedziałek, muszę sobie przypomnieć, co było zaplanowane na nowy tydzień . A to znak, że jednak udaje się nam rozdzielać obie sfery życia.
Z kolei Jakub Głuszko mówi : – U nas jest nieco inaczej, wynika to ze specyfiki pracy działu handlowego, a nas zobowiązuje do dbałości o klienta. Trudno zupełnie oderwać myśli od pracy, więc zdarza się nam o niej rozmawiać w domu. Ale generalnie współpracuje się nam dobrze. W naszym gronie rozumiemy się doskonale.

 

Co dalej?

Pasja, z jaką mówią o firmie i swej pracy menedżerowie HEAN Opakowania, gwarantuje, że jeszcze długo będą w niej znajdować poczucie spełnienia. Ale pytanie, jaka może być przyszłość w dłuższej perspektywie, co jakiś czas się pojawia. – Będziemy śledzić trendy, będziemy szukać własnych rozwiązań. Na pewno kolejny etap rozwoju naszej branży to opakowania biodegradowalne, czyli takie, które ulegają rozkładowi. Na świecie trwają zaawansowane badania w tym kierunku, ale to wciąż drogie technologie. Kiedy tylko znajdą szersze zastosowanie, na pewno będziemy chcieli wprowadzić je do swojej oferty. A może sami znajdziemy jakiś ciekawy patent? – podsumowują.