DSC 2232 Archiwum Prestiż, Kultura, Przyjemności
Fot. Marek Jóźków

Zygmunt Wujek: pył kamienny mam we krwi

Gdyby zebrać wszystkie kamienne i metalowe kształty, które przez 40 lat pracy twórczej przeszły przez dłonie Zygmunta Wujka, można by nimi wypełnić kilkanaście wagonów pociągu towarowego. Każda bryła ma coś więcej niż tylko ciężar własny, ale również masę emocji, dramatów, wspomnień.

 

DSC_2196a

Zygmunt Wujek wygląda jak postać z Tolkiena. Nieujarzmiona broda, rozwiane siwe włosy, korpulentna postać w kamizelce, szerokich spodniach i butach na drewnianej podbiciu. W silnych, pooranych bliznami rękach rzadko trzyma coś innego niż młot i dłuto. – Urodziłem się do pracy, jak inni do tego, by czarować urodą – żartuje w swoim stylu. – Pociesza mnie, że to praca twórcza, więc ma swoją urodę.

 

 

Ślady z kamienia

Najkrócej o bohaterze: rzeźbiarz (ponad 200 prac na Pomorzu), twórca monumentalnych płyt w obiektach sakralnych. Malarz, rysownik, medalier, pedagog, autor nagrobków cmentarnych, miłośnik historii, ratownik cennych przedmiotów.
Od lat związany z Koszalinem. Urodził się – w 1938 roku – w Rawiczu, a Państwową Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych ukończył w Poznaniu. Gdy zdał na studia, usłyszał od ojca: „Na obiad będzie kalasz [kalosz], usłyszał od żony malarz”. Przestrogę wziął sobie do serca.
Studiował rzeźbę u prof. Bazylego Wojtowicza, który jeszcze przed wojną – w tym samym 1938 roku, kiedy urodził się pan Zygmunt – prowadził poznańską pracownię rzeźby monumentalnej.
Zygmunt Wujek nie ma regularnej pracowni. Cały jego dom, jakby żywcem wyjęty z opowiadań E. A. Poego, jest pracownią, podobnie, jak całe życie rzeźbiarza wypełnia sztuka. – Właśnie kończę 75 lat – mówi bez patosu. – Tyle było prac, miejsc, ludzi. Nie wiem, kiedy to minęło – przyznaje.
Zostawia po sobie najtrwalsze ślady – z kamienia. Już w 1967 roku postawił pomnik Syrenki w koszalińskim parku. Jego jest Władysław Anders, Kazimierz Pułaski, Adam Mickiewicz. Współtworzył pomnik Jana Pawła II. Pracował we wszystkich miastach Pomorza Środkowego.

 

Historia wspólnoty

Wcześniej, tuż po studiach, był instruktorem w Młodzieżowym Domu Kultury i wychowawcą w Zakładzie Poprawczym w Poznaniu.
Do Koszalina przyjechał w 1965 roku. Znalazł pracę nauczyciela geometrii w Technikum Budowlanym. Po dwóch latach na kolejne osiem został kierownikiem galerii w legendarnym Klubie Międzynarodowej Prasy i Książki.
Równolegle, do końca lat 80. XX wieku, uczył rzeźbiarstwa w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Koszalinie. – Okopałem się w Koszalinie na pół wieku – podsumowuje. – Nie mogłem zrobić nic lepszego. Nie znam w Polsce środowiska tak wszechstronnego, świeżego, młodego, a jednocześnie tak poranionego historią jak koszalińskie.
Historia w pracy twórczej Zygmunta Wujka odgrywa kluczową rolę. Rzeźbiarz mówi o sobie: „świadek historii”, ale najczęściej występuje w roli dokumentalisty. – Ludzie mają niezwykle pojemną pamięć – wyjaśnia. – Gdy pracuję nad rzeźbą, sięgam do zakamarków ich pamięci. Z nich powstają najważniejsze dzieła.
Wspólnota – to drugie pojęcie ważne dla rzeźbiarza. – Podtrzymanie tożsamości narodu to zadanie artysty – deklaruje.

 

svg%3E Archiwum Prestiż, Kultura, Przyjemności

Inspiracje nieoczywiste

Uczestniczył w niezliczonej ilości wystaw, plenerów. Był radnym miejskim Koszalina, w 1998 roku obronił doktorat. Wykładał w Instytucie Wzornictwa Politechniki Koszalińskiej. Uznawany za ekscentryka, pozostaje legendą bohemy koszalińskiej. – Pamiętam wszystkich wielkich – przyznaje. – Mam wielu uczniów, a wykształcenie materiału ludzkiego jest dużo trudniejsze niż praca z jakimkolwiek materiałem kamiennym, nawet z granitem.
Znajomi artyści mówią o Zygmuncie Wujku: – Zaskakuje wszechstronnością, ma ogromną wiedzę, dużo czyta, pyta, rozmawia; w przypadku sporu historycznego sięga po każdy aspekt. Jego rzeźby niosą konkretny przekaz, a inspiracje nie zawsze są oczywiste.
Zaglądamy do domu rzeźbiarza na Rokosowie. Pracę nad nowym pomnikiem zaczyna od rysunku. – Później są poszukiwania – wyjaśnia. – W procesie badawczym poznaję każdy szczegół historii, do której bryła ma się odnosić.
Po szkicu i kontekście pora na wybór materiału. – Każdy mówi własnym językiem – uważa Zygmunt Wujek. – Rzeźbiarz jest jak… medium – urywa i szuka lepszego słowa. – Lub jak pszczoła: zbiera, także w inspiracjach poetyckich, muzycznych, to, co niezbędne dla ula. Na końcu jest forma, na którą składa się ciężka praca fizyczna przy wykuwaniu kształtów.

 

Jak pogański bożek

Siedem lat temu – na łamach magazynu „Ultrafiolet” – zadałem Zygmuntowi Wujkowi pytanie: „Kto panu postawi pomnik?”. „Pomnik dla rzeźbiarza? – zaśmiał się. – To się nie zdarza. W sztuce artysta zyskuje dopiero po śmierci”. Nie dawałem za wygraną: „Ktoś musi, wszak pan jest legendą”. Stara dewiza głosi, że najlepsze pomniki stawiają wrogowie, więc Zygmunt Wujek z przekorą odparł: „Jeżeli już mam stanąć na cokole, niech mi go wykuje mój najbardziej złośliwy adwersarz”. Kandydatury jednak nie podał.
Za to na pewno chciałby, żeby jego figura stanęła na pomorskim kamieniu, charakterystycznym dla krajobrazu Skandynawii. „Przypominałbym pogańskiego bożka – rozmarzył się. – Kamień powinien być pierwotny i nawiązywać do historii tej ziemi. Wrosłem w nią”.
Przymierzyłem więc rzeźbiarza do postumentu – siedmiotonowego piaskowca, który stał na dziedzińcu jego domu. Zygmunt Wujek wszedł po drabinie na szczyt kamienia. Wymościł sobie siedzisko pomiędzy orłem, a krzyżem. Wreszcie beztrosko położył się na brzuchu: „Moja postać musiałaby być mniejsza – rzucił z góry. – O, tak, o połowę – przeciął ręką powietrze. – Nie szkodzi, niektórzy i tak mówią na mnie Krasnolud”.
Ostatecznie pomnik nie stanął, a z piaskowca powstał obelisk upamiętniający powstańców listopadowych.